Epilog dedykuję
Wince i Kam ili- to dzięki wam w dużej mierze nie porzuciłam tego opowiadania:
)
Są takie chwile gdy
zatrzymujemy się, spoglądamy wstecz i zastanawiamy się czy postąpilibyśmy
inaczej. Rozważamy nad tym czy gdybyś powiedzieli kilka słów więcej lub czegoś
nie zrobili, czy coś by to zmieniło, sprawiło że nasze życie potoczyło by się
innym torem. Czy aby lepszym? Tego nigdy się nie dowiemy, poza tym nikt nie
zmieni tego jak jest. Nic ani nikt nie przewinie czasu wstecz. Jednak z drugiej
strony ktoś mi kiedyś powiedział, że warto czasami spojrzeć wstecz bo wtedy
uczymy się doceniać to co mamy. Życie to niepewna sprawa, dlatego chce się
zapamiętać z niego pewne chwile, wyryć je w umyśle, żeby później wyjąć
wspomnienie jak zasuszony kwiat włożony między kartki książki i ponownie się
nim rozkoszować.
-
Skoro nie mogłeś się pogodzić z moją decyzją dlaczego nie walczyłeś?- spytałam
go niedawno.
-
Jeśli naprawdę ci na kimś zależy, pozostawisz mu swobodę działania, choćby to
działanie było nie po twojej myśli. Jeśli naprawdę kogoś kochasz, pozwolisz, by
złamał ci serce.
-
Tak bardzo tego żałowałam ale skoro widziałam, że nic nie robisz uznałam, że…
przez te wszystkie nieporozumienia straciliśmy tyle czasu.- wtuliłam się w
niego mocniej.
-
Ale teraz jesteśmy razem i tylko to się liczy.
Bez względu na wszystkie zawirowania, przykrości
jakie mnie spotkały odkąd spotkałam Andrzeja nie żałuję niczego. Nie zawsze
jest łatwo. Bywają kłótnie, ciche dni
gdy mamy wszystkiego dosyć, chwile zwątpienia. Dopiero potem uświadamiasz sobie
co czujesz do tej drugiej osoby, jak bardzo ją kochasz. Mimo wszystkich tych
przeciwności uświadamiamy sobie jedno- chcemy być z tą drugą osobą, bo tylko
ona może nam dać prawdziwe szczęście. Żeby to zrozumieć musiałam go stracić, na
mgnienie oka ale jednak. Lecz podobno do trzech razy sztuka.
- Możesz przestać się wiercić?- poprosiła rozbawiona
moim stanem Berenika i wróciła do poprawiania opadającego mi delikatną mgiełką
na ramiona welonu podczas. Doskonale wywiązywała się z roli świadkowej, to jej
trzeba było przyznać- Teraz jest idealnie.- uśmiechnęła się do mnie szeroko.-
Pamiętaj, nie próbuj uciekać bo razem z Olą cie złapiemy a jakby Wroniastemu
coś podobnego przyszło do głowy to chłopcy też sobie jakoś z nim poradzą i
wspólnymi siłami zaciągniemy was z powrotem.- pozornie niedbałym ruchem
wskazała na budynek w którym, zaraz po
tym jak cmoknowszy mnie w policzek dla dodania otuchy, zniknęła.
Ostatni spojrzałam na czarno biały, szachulcowy
budynek kościoła wznoszącego się w centrum Milicza. Ubrana w suknię z niezbyt
głębokim dekoltem, przepasaną w pasie pudrową wstążką, ze spódnicą miękkimi kaskadami materiału spływającymi
ku ziemi, czekałam na najważniejszą chwilę w swoim życiu.
- Arek? Ty też miałeś przed takiego pietra?-
spytałam brata, który miały poprowadzić mnie do ołtarza.
- Nie, nie bałem się.- muszę przyznać, że trochę mi
ulżyło.- Byłem przerażony jak diabli.- łobuzersko puścił do mnie oczko. O ja głupia
a już myślałam, że nie mogę być bardziej zdenerwowana.
Pierwsze takty tradycyjnego dla tej okazji marszu
Mendelsona były dla nas pewnego rodzaju sygnałem. Gdy tylko przekroczyliśmy
próg wszystkie głowy skierowały się w naszą stronę. Nigdy nie lubiłam znajdować
się w centrum uwagi ale przy takich okazjach było to nieuniknione. Były tu
wszystkie ważne dla mnie osoby. Moja mama, Daria żona Arka, Blanka ich córka. Nieco
dalej przycupnęli wraz z rodzinami moi kuzyni, Krzysiek i Marcin. Po drugiej
stronie przejścia siedzieli najbliżsi Ptaszyska, jego rodzice, siostra i wesoło
machająca do mnie Hania, już nie taka mała. Oczywiście nie zabrakło siatkarzy,
którzy obiecali ( z Włodarczykiem na czele), że nasze wesele będzie z tych co
to ich polska ziemia nie widziała.
Potem dostrzegam jego i wszystko się zmienia. Robi
się jakby ciszej albo raczej ja jestem tak bardzo na nim skupiona, że nie
dostrzegam niczego innego. Byłam tak przerażona, że mało brakowało a zaczęłabym
trząść się z nerwów. Teraz ogarnął mnie cichy spokój, ten rodzaj pewności jaki odczuwa
się widząc w oczach drugiej osoby bezgraniczną miłość.
W życiu spotykamy tylko jedną osobę, z którą od
samego początku lecą iskry. Wymowne spojrzenia, aluzje i gra subtelnych gestów.
Wszystko to może złożyć na coś przelotnego lub trwałego. Jak będzie to już
zależy od nas.
Jako niedoświadczona życiem nastolatka miałam pewne
pragnienie. Moim marzeniem było aby być czyimś marzeniem i to się dzisiaj
urzeczywistnia.
Nie było łatwo, od mojego powrotu minął niewiele
ponad rok a my wciąć uczymy się siebie od nowa. Mogłabym skłamać i powiedzieć,
że się nie zmieniliśmy ale byłoby to kłamstwo. Zmieniliśmy się i to bardzo.
Przede wszystkim dojrzeliśmy do tego, żeby być razem.
Uśmiecham się sama do siebie gdy przypominam sobie
dzień w którym mi się oświadczył, zupełnie jakby to było wczoraj a nie kilka
miesięcy temu.
Sydney,
Londyn, Waszyngton. Byłam w ciągłych rozjazdach podobnie jak Andrzej. Najpierw
liga i mecze wyjazdowe a później powołanie i rozgrywki reprezentacji.
Staraliśmy się celebrować każdą chwilę jaką mogliśmy spędzić razem. Tak jak
wtedy gdy umówiliśmy się na śniadanie w kawiarni, z której okien było widać
przejście dla pieszych. To samo gdzie mnie potrącił.
-
Pamiętasz jak się poznaliśmy?- wskazałam
ręką na tamto miejsce.
-
Przypadkiem, jak każdy.
-
Tak też się w tobie zakochałam. Przypadkiem.
-
Takie przypadki są najpiękniejsze. Tak sobie myślałem…- dodał po chwili wyciągając
coś z kieszeni.- Co ty na to, żeby jeść ze mną śniadanie, obiad i kolację
każdego dnia przez resztę życia?- przez chwilę zdezorientowana przyglądałam
się pierścionkowi a kiedy próbował wypowiedzieć coś w stylu „czy zechcesz
zostać moją żoną’ rzuciłam mu się na szyje przez co oboje wylądowaliśmy na
podłodze.
Kiedy docieramy do ołtarza brat podaje mu moją rękę
z tym charakterystycznym spojrzeniem mówiącym „tylko dobrze opiekuj się moją
siostrą”. Miałam ochotę się roześmiać bo choć wyraźnie się ze sobą
zaprzyjaźnili to w niektórych momentach wciąż reagowali tak samo. Arek mierzy
go groźnym wzrokiem a Andrzej wygląda jakby miał się złamać pod wpływem tego
spojrzenia.
Czuję krzepiący uścisk splatających się z moimi
palców i nadal nie mogę się na dziwić jak to się stało, że w tej silnej dłoni
zamyka się dziś mój cały świat.
Kiedy w jakim filmie czy książce główna bohaterka
wspominała o tym, że widok ukochanego w smokingu zapiera jej dech reagowałam na
coś takiego wymownym, nieco kpiącym uśmiechem a teraz mam tak samo. Mała
cząstka mnie ma nadzieję, że wywołuję u niego podobne odczucia.
Wraca do mnie kolejne wspomnienie.
Jest wczesne popołudnie. Korzystając z
ostatnich ciepłych jesiennych dni wymknęliśmy się za miasto, nad jezioro
niedaleko Bełchatowa gdzie na początku naszej znajomości zdzieliłam
świecznikiem Wojtka a później opatrywałam. O co oczywiście był zazdrosny.
-
Jesteś wspaniała. Gdybyś wiedział jak bardzo to byłoby nie do zniesienia.
Miałabyś wtedy tyle pewności siebie, że nie zauważałabyś tych rzeczy dookoła. A
tak kiedy jesteś taka rozedrgana i boisz się, że za mało wiesz, i czujesz tę
niedoskonałość, to jest właśnie idealne. Bo dzięki temu jesteś po prostu
człowiekiem.
Wciąż ściskamy sobie dłonie gdy ksiądz przywiązuje
je białą stułą.
- Ja Andrzej…
- Ja Martyna…
- biorę sobie ciebie…
- za męża…
- za żonę…
- i ślubuję ci miłość…
- wierność i…
- uczciwość małżeńską…
- oraz, że cię nie opuszczę….
- aż do śmierci.
Kiedy nakładamy sobie obrączki czuję się jak we śnie.
To wszystko jest takie nierealnie, póki co nie dociera do mnie ostateczność
wypowiedzianych przed chwilą słów. Kiedy złoty krążek spoczywa na tym samym
palcu co pierścionek zaręczynowy podnoszę wzrok, wpatruje się we mnie tymi
swoimi błękitnymi oczami, roziskrzonymi jak nigdy wcześniej.
- Co Bóg złączył człowiek niech nie rozdziela.
Małżeństwo przez Was zawarte ja, powagą Kościoła Katolickiego, potwierdzam i
błogosławię.- słyszymy jak kapłan wypowiada te słowa. Nie czekając na
dalszą część formułki Andrzej przyciąga
mnie do siebie i całuje czym wywołuje śmiech wśród zebranych. Odrywamy się od siebie i stykamy się czołami.
- No tak, hm.. teraz możesz pocałować pannę młodą.-
choć księdzu nie do końca podoba się ta mała zmiana to słyszę w jego głosie
nutkę rozbawienia. Skoro mamy pozwolenie to czemu tego nie wykorzystać.
Wiem, że nie zawsze będzie idealnie. Będziemy się
spierać i kłócić o drobnostki, często nie mające większego znaczenia. Tak jak
wtedy gdy wybieraliśmy zaproszenia a ten bezmyślnie mi potakiwał. Nie
wytrzymałam i wykrzyczałam, że jeszcze nie jesteśmy małżeństwem a już straszny
się z niego zrobił pantoflarz. „Bądź mężczyzną i pokarz, że masz własne
zdanie!” No to mi pokazał co myśli i przez następnych kilka godzin spierał się
ze mną na o każdy możliwy szczegół, czepiał się nawet typu czcionki.
Na tym
właśnie polega miłość- na kłóceniu się i godzeniu, na wytykaniu sobie błędów i
rozmowie, na słuchaniu i mówieniu, na pewności i zwątpieniu, zazdrości, na
byciu razem i byciem czasem daleko od siebie.
W związku trzeba codziennie coś dokładać, dawać do
zrozumienia drugiej osobie jak bardzo jest dla nas ważna. Drobne iskierki
serdeczności podsycają płomień uczuć. Wystarczy, że przechodząc obok,
przytulisz tę drugą osobę. Że zapytasz, czy by się nie napiła herbaty i jej tę
herbatę zrobisz. Ocieplisz głos, jak rozmawiasz przez telefon. Takie proste
gesty pokazujące, że jest dla ciebie kimś wyjątkowym.
Może jestem niepoprawna, szurnięta bądź detalicznie
odchylam się od pozostałych dziewczyn ale nie mażę o wielkich, wydumanych i
sztucznie romantycznych sytuacjach ale właśnie o takich drobnych gestach.
- Kocham Cię.- szepczę mu do ucha gdy przenosi mnie
przez próg restauracji, w której ma się odbyć nasze wesele a on odpowiada mi
tymi samymi słowami.
Czasem jedna osoba potrafi odmienić nasze życie,
niespodziewanie wejść w nasze wnętrze i pozytywnie opętać nasze serce. Czasem
ta jedna osoba potrafi dać więcej nadziei i wsparcia niż ktokolwiek inny,
codziennie nadając sens i rytm naszemu życiu, śmieje się i smuci z nami. Z
czasem staje się naszym uzależnieniem, kimś bez kogo nie potrafimy normalnie
funkcjonować.
Gdy wszyscy goście, z niewielkiego stolika, biorą lampkę szampana ja, nim sięgnę
po kieliszek napełniony sokiem, odruchowo dotykam wciąż jeszcze płaskiego
brzucha.
- Sok? Toast powinno wznosić się czymś mocniejszym,
wiesz tak dla pomyślności.- Wrona szturcha mnie żartobliwie.
- W niektórych sytuacjach kobieta nie powinna pić
alkoholu.- oznajmiam tak cicho, żeby tylko on usłyszał. Jestem w stanie
wyobrazić sobie, jak w jego głowie kręcą się trybiki kiedy spogląda to na mnie
to na mój brzuch. W końcu do niego dociera a tedy porywa mnie w ramiona, unosi
do góry i kręci się ze mną jak szalony. Może nasza przyszłość jest niepewna i
pewnie jeszcze wiele przeszkód przed nami ale wiem jedno- będzie wspaniałym
ojcem.
Jest jedna bardzo ważna rzecz, jakiej się nauczyłam
dzięki niemu. Żadna wielka miłość nie umiera do końca. Możemy do niej strzelać
z pistoletu lub zamykać w najciemniejszych zakamarkach naszych serc, ale ona
jest sprytniejsza- wie jak przeżyć.
KONIEC
.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
I tak opowiadanie, które w zamierzeniu miało liczyć około
15 rozdziałów zakończyło się na 28 (licząc epilog).
Naprawdę ciężko mi się pisało zakończenie i trudno
mi rozstać się z tym opowiadaniem ale
tak to już jest, że wszystko kiedyś się kończy.
Czy coś jeszcze kiedyś napiszę? Nie mówię nie ale
póki co chciałabym dać sobie chwilę oddechu. w głowie kiełkuje mi jakiś pomysł ale nie wiem czy coś z tego
wyjdzie. Kiedyś napisałam opowiadanie fantasy, może je będę publikować? To się
zobaczy
Nigdy nie umiałam i nie lubiłam dziękować bo mam
wrażenie, że mi to nie wychodzi i zawsze kogoś pominę.
Dziękuję za każde z 29651 wyświetleń, za każdy z 342
komentarzy dodających mi sił do dalszego pisania. Choć możecie być tego nie
świadomi to parokrotnie dawały mi one pomysł na rozstrzygnięcie pewnych
sytuacji.
Paulka,
Like..it, Wredna Ania, Martyna tysioook, Aleksandra Mróz, Julcia#VF, naivy, I’m
a Princess, Miśka, Mila, Aleksandra Nowek, siatkareczka, chichotka, Paula M,
Marcyśka, szczypiorniaka, czarnaa mamba, Karolina R, Asiaa, Marta Mika,
zakochanawsiatkówce, strangebeat3, Anuśka, storyofmylife, Dreszczowa Dama, Zośka
& Ruda, Anekos7, rebelia, Lady Spark, Truskawkowa Lala, DarkFace
i wszystkim Anonimom z całego serca dziękuję za każde ciepłe słowo, choćby i
najkrótszy komentarz.
Przede wszystkim chciałabym podziękować dwóm wydatkowym
osobom.
Winka-
dziękuję za myśli a także każde twoje opowiadanie, które miałam okazję czytać.
Na twoją twórczość trafiłam przypadkiem ale nie żałuję i pewnie za jakiś czas
przeczytam historię Anki i Wojtka ponownie. Groziłaś, że jak zakończenie nie
będzie szczęśliwie to przyjedziesz do Wrocławia i mnie znajdziesz. Ja chętnie
spotkałabym się i bez takich gróźb : )
Kam
ila-
pojęcia nie masz jak będzie mi brakować twoich długich komentarzy (gróźb też
:P). Coś mi się zdaję, że sobie je spiszę i będę czytać gdy będę miała gorszy
dzień. Ale bywają wyjątki. Właśnie siadałam do laptopa, żeby opublikować epilog
kiedy przeczytałam twój ostatni komentarz i choć wiem, że pewnie nie chciałaś
(z resztą kto cie tam wie), to zrobiło mi się smutno bo tobie będzie smutno i
zaraz pójdę zaszyć się w kącie smutku i sobie popłaczę.
Pamiętasz jak kiedyś opisałaś jak wyobrażasz sobie
zakończenie tej historii? Że Andrzej i Martyna są już starszymi ludźmi, dookoła
biegają wnuki a pies bawi się medalem mistrzostw świata jak frisbee? Byłam bliska
napisania czegoś w tym stylu ale tak jak jest chyba nie jest najgorzej J
Zrobisz coś dla mnie? Nie rzucaj pisania, daj sobie
chwilę odpoczynku, nabierz dystansu ale wróć kiedyś.
Być może do usłyszenia
Wasza Artis