sobota, 29 sierpnia 2015

Epilog

  


Epilog dedykuję Wince i Kam ili- to dzięki wam w dużej mierze nie porzuciłam tego opowiadania: )


Ścieżka dźwiękowa 1- Bruno Mars - Just The Way You Are

Są takie chwile gdy zatrzymujemy się, spoglądamy wstecz i zastanawiamy się czy postąpilibyśmy inaczej. Rozważamy nad tym czy gdybyś powiedzieli kilka słów więcej lub czegoś nie zrobili, czy coś by to zmieniło, sprawiło że nasze życie potoczyło by się innym torem. Czy aby lepszym? Tego nigdy się nie dowiemy, poza tym nikt nie zmieni tego jak jest. Nic ani nikt nie przewinie czasu wstecz. Jednak z drugiej strony ktoś mi kiedyś powiedział, że warto czasami spojrzeć wstecz bo wtedy uczymy się doceniać to co mamy. Życie to niepewna sprawa, dlatego chce się zapamiętać z niego pewne chwile, wyryć je w umyśle, żeby później wyjąć wspomnienie jak zasuszony kwiat włożony między kartki książki i ponownie się nim rozkoszować.

- Skoro nie mogłeś się pogodzić z moją decyzją dlaczego nie walczyłeś?- spytałam go niedawno.
- Jeśli naprawdę ci na kimś zależy, pozostawisz mu swobodę działania, choćby to działanie było nie po twojej myśli. Jeśli naprawdę kogoś kochasz, pozwolisz, by złamał ci serce.
- Tak bardzo tego żałowałam ale skoro widziałam, że nic nie robisz uznałam, że… przez te wszystkie nieporozumienia straciliśmy tyle czasu.- wtuliłam się w niego mocniej.
- Ale teraz jesteśmy razem i tylko to się liczy.

Bez względu na wszystkie zawirowania, przykrości jakie mnie spotkały odkąd spotkałam Andrzeja nie żałuję niczego. Nie zawsze jest łatwo. Bywają kłótnie,  ciche dni gdy mamy wszystkiego dosyć, chwile zwątpienia. Dopiero potem uświadamiasz sobie co czujesz do tej drugiej osoby, jak bardzo ją kochasz. Mimo wszystkich tych przeciwności uświadamiamy sobie jedno- chcemy być z tą drugą osobą, bo tylko ona może nam dać prawdziwe szczęście.  Żeby to zrozumieć musiałam go stracić, na mgnienie oka ale jednak. Lecz podobno do trzech razy sztuka.

- Możesz przestać się wiercić?- poprosiła rozbawiona moim stanem Berenika i wróciła do poprawiania opadającego mi delikatną mgiełką na ramiona welonu podczas. Doskonale wywiązywała się z roli świadkowej, to jej trzeba było przyznać- Teraz jest idealnie.- uśmiechnęła się do mnie szeroko.- Pamiętaj, nie próbuj uciekać bo razem z Olą cie złapiemy a jakby Wroniastemu coś podobnego przyszło do głowy to chłopcy też sobie jakoś z nim poradzą i wspólnymi siłami zaciągniemy was z powrotem.- pozornie niedbałym ruchem wskazała na budynek w którym, zaraz  po tym jak cmoknowszy mnie w policzek dla dodania otuchy, zniknęła.
Ostatni spojrzałam na czarno biały, szachulcowy budynek kościoła wznoszącego się w centrum Milicza. Ubrana w suknię z niezbyt głębokim dekoltem, przepasaną w pasie pudrową wstążką,  ze spódnicą miękkimi kaskadami materiału spływającymi ku ziemi, czekałam na najważniejszą chwilę w swoim życiu.

- Arek? Ty też miałeś przed takiego pietra?- spytałam brata, który miały poprowadzić mnie do ołtarza.
- Nie, nie bałem się.- muszę przyznać, że trochę mi ulżyło.- Byłem przerażony jak diabli.- łobuzersko puścił do mnie oczko. O ja głupia a już myślałam, że nie mogę być bardziej zdenerwowana.
Pierwsze takty tradycyjnego dla tej okazji marszu Mendelsona były dla nas pewnego rodzaju sygnałem. Gdy tylko przekroczyliśmy próg wszystkie głowy skierowały się w naszą stronę. Nigdy nie lubiłam znajdować się w centrum uwagi ale przy takich okazjach było to nieuniknione. Były tu wszystkie ważne dla mnie osoby. Moja mama, Daria żona Arka, Blanka ich córka. Nieco dalej przycupnęli wraz z rodzinami moi kuzyni, Krzysiek i Marcin. Po drugiej stronie przejścia siedzieli najbliżsi Ptaszyska, jego rodzice, siostra i wesoło machająca do mnie Hania, już nie taka mała. Oczywiście nie zabrakło siatkarzy, którzy obiecali ( z Włodarczykiem na czele), że nasze wesele będzie z tych co to ich polska ziemia nie widziała.

Potem dostrzegam jego i wszystko się zmienia. Robi się jakby ciszej albo raczej ja jestem tak bardzo na nim skupiona, że nie dostrzegam niczego innego. Byłam tak przerażona, że mało brakowało a zaczęłabym trząść się z nerwów. Teraz ogarnął mnie cichy spokój, ten rodzaj pewności jaki odczuwa się widząc w oczach drugiej osoby bezgraniczną miłość.
W życiu spotykamy tylko jedną osobę, z którą od samego początku lecą iskry. Wymowne spojrzenia, aluzje i gra subtelnych gestów. Wszystko to może złożyć na coś przelotnego lub trwałego. Jak będzie to już zależy od nas.
Jako niedoświadczona życiem nastolatka miałam pewne pragnienie. Moim marzeniem było aby być czyimś marzeniem i to się dzisiaj urzeczywistnia.
Nie było łatwo, od mojego powrotu minął niewiele ponad rok a my wciąć uczymy się siebie od nowa. Mogłabym skłamać i powiedzieć, że się nie zmieniliśmy ale byłoby to kłamstwo. Zmieniliśmy się i to bardzo. Przede wszystkim dojrzeliśmy do tego, żeby być razem.

Uśmiecham się sama do siebie gdy przypominam sobie dzień w którym mi się oświadczył, zupełnie jakby to było wczoraj a nie kilka miesięcy temu.
Sydney, Londyn, Waszyngton. Byłam w ciągłych rozjazdach podobnie jak Andrzej. Najpierw liga i mecze wyjazdowe a później powołanie i rozgrywki reprezentacji. Staraliśmy się celebrować każdą chwilę jaką mogliśmy spędzić razem. Tak jak wtedy gdy umówiliśmy się na śniadanie w kawiarni, z której okien było widać przejście dla pieszych. To samo gdzie mnie potrącił.
- Pamiętasz jak się poznaliśmy?- wskazałam  ręką na tamto miejsce.
- Przypadkiem, jak każdy.
- Tak też się w tobie zakochałam. Przypadkiem.
- Takie przypadki są najpiękniejsze. Tak sobie myślałem…- dodał po chwili wyciągając coś z kieszeni.- Co ty na to, żeby jeść ze mną śniadanie, obiad i kolację każdego dnia przez resztę życia?- przez chwilę zdezorientowana przyglądałam się pierścionkowi a kiedy próbował wypowiedzieć coś w stylu „czy zechcesz zostać moją żoną’ rzuciłam mu się na szyje przez co oboje wylądowaliśmy na podłodze.

Kiedy docieramy do ołtarza brat podaje mu moją rękę z tym charakterystycznym spojrzeniem mówiącym „tylko dobrze opiekuj się moją siostrą”. Miałam ochotę się roześmiać bo choć wyraźnie się ze sobą zaprzyjaźnili to w niektórych momentach wciąż reagowali tak samo. Arek mierzy go groźnym wzrokiem a Andrzej wygląda jakby miał się złamać pod wpływem tego spojrzenia.
Czuję krzepiący uścisk splatających się z moimi palców i nadal nie mogę się na dziwić jak to się stało, że w tej silnej dłoni zamyka się dziś mój cały świat.
Kiedy w jakim filmie czy książce główna bohaterka wspominała o tym, że widok ukochanego w smokingu zapiera jej dech reagowałam na coś takiego wymownym, nieco kpiącym uśmiechem a teraz mam tak samo. Mała cząstka mnie ma nadzieję, że wywołuję u niego podobne odczucia.
Wraca do mnie kolejne wspomnienie.

Jest wczesne popołudnie. Korzystając z ostatnich ciepłych jesiennych dni wymknęliśmy się za miasto, nad jezioro niedaleko Bełchatowa gdzie na początku naszej znajomości zdzieliłam świecznikiem Wojtka a później opatrywałam. O co oczywiście był zazdrosny.
- Jesteś wspaniała. Gdybyś wiedział jak bardzo to byłoby nie do zniesienia. Miałabyś wtedy tyle pewności siebie, że nie zauważałabyś tych rzeczy dookoła. A tak kiedy jesteś taka rozedrgana i boisz się, że za mało wiesz, i czujesz tę niedoskonałość, to jest właśnie idealne. Bo dzięki temu jesteś po prostu człowiekiem.

Wciąż ściskamy sobie dłonie gdy ksiądz przywiązuje je białą stułą.
- Ja Andrzej…
- Ja Martyna…
- biorę sobie ciebie…
- za męża…
- za żonę…
- i ślubuję ci miłość…
- wierność i…
- uczciwość małżeńską…
- oraz, że cię nie opuszczę….
- aż do śmierci.

Ścieżka dźwiękowa 2- Drew Seeley- I Do

Kiedy nakładamy sobie obrączki czuję się jak we śnie. To wszystko jest takie nierealnie, póki co nie dociera do mnie ostateczność wypowiedzianych przed chwilą słów. Kiedy złoty krążek spoczywa na tym samym palcu co pierścionek zaręczynowy podnoszę wzrok, wpatruje się we mnie tymi swoimi błękitnymi oczami, roziskrzonymi jak nigdy wcześniej.
- Co Bóg złączył człowiek niech nie rozdziela. Małżeństwo przez Was zawarte ja, powagą Kościoła Katolickiego, potwierdzam i błogosławię.- słyszymy jak kapłan wypowiada te słowa. Nie czekając na dalszą  część formułki Andrzej przyciąga mnie do siebie i całuje czym wywołuje śmiech wśród zebranych.  Odrywamy się od siebie i stykamy się czołami.
- No tak, hm.. teraz możesz pocałować pannę młodą.- choć księdzu nie do końca podoba się ta mała zmiana to słyszę w jego głosie nutkę rozbawienia. Skoro mamy pozwolenie to czemu tego nie wykorzystać.

Wiem, że nie zawsze będzie idealnie. Będziemy się spierać i kłócić o drobnostki, często nie mające większego znaczenia. Tak jak wtedy gdy wybieraliśmy zaproszenia a ten bezmyślnie mi potakiwał. Nie wytrzymałam i wykrzyczałam, że jeszcze nie jesteśmy małżeństwem a już straszny się z niego zrobił pantoflarz. „Bądź mężczyzną i pokarz, że masz własne zdanie!” No to mi pokazał co myśli i przez następnych kilka godzin spierał się ze mną na o każdy możliwy szczegół, czepiał się nawet typu czcionki.
 Na tym właśnie polega miłość- na kłóceniu się i godzeniu, na wytykaniu sobie błędów i rozmowie, na słuchaniu i mówieniu, na pewności i zwątpieniu, zazdrości, na byciu razem i byciem czasem daleko od siebie.
W związku trzeba codziennie coś dokładać, dawać do zrozumienia drugiej osobie jak bardzo jest dla nas ważna. Drobne iskierki serdeczności podsycają płomień uczuć. Wystarczy, że przechodząc obok, przytulisz tę drugą osobę. Że zapytasz, czy by się nie napiła herbaty i jej tę herbatę zrobisz. Ocieplisz głos, jak rozmawiasz przez telefon. Takie proste gesty pokazujące, że jest dla ciebie kimś wyjątkowym.
Może jestem niepoprawna, szurnięta bądź detalicznie odchylam się od pozostałych dziewczyn ale nie mażę o wielkich, wydumanych i sztucznie romantycznych sytuacjach ale właśnie o takich drobnych gestach.

- Kocham Cię.- szepczę mu do ucha gdy przenosi mnie przez próg restauracji, w której ma się odbyć nasze wesele a on odpowiada mi tymi samymi słowami.
Czasem jedna osoba potrafi odmienić nasze życie, niespodziewanie wejść w nasze wnętrze i pozytywnie opętać nasze serce. Czasem ta jedna osoba potrafi dać więcej nadziei i wsparcia niż ktokolwiek inny, codziennie nadając sens i rytm naszemu życiu, śmieje się i smuci z nami. Z czasem staje się naszym uzależnieniem, kimś bez kogo nie potrafimy normalnie funkcjonować.
Gdy wszyscy goście, z niewielkiego  stolika, biorą lampkę szampana ja, nim sięgnę po kieliszek napełniony sokiem, odruchowo dotykam wciąż jeszcze płaskiego brzucha.
- Sok? Toast powinno wznosić się czymś mocniejszym, wiesz tak dla pomyślności.- Wrona szturcha mnie żartobliwie.
- W niektórych sytuacjach kobieta nie powinna pić alkoholu.- oznajmiam tak cicho, żeby tylko on usłyszał. Jestem w stanie wyobrazić sobie, jak w jego głowie kręcą się trybiki kiedy spogląda to na mnie to na mój brzuch. W końcu do niego dociera a tedy porywa mnie w ramiona, unosi do góry i kręci się ze mną jak szalony. Może nasza przyszłość jest niepewna i pewnie jeszcze wiele przeszkód przed nami ale wiem jedno- będzie wspaniałym ojcem.

Jest jedna bardzo ważna rzecz, jakiej się nauczyłam dzięki niemu. Żadna wielka miłość nie umiera do końca. Możemy do niej strzelać z pistoletu lub zamykać w najciemniejszych zakamarkach naszych serc, ale ona jest sprytniejsza- wie jak przeżyć.



KONIEC

.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.


I tak opowiadanie, które w zamierzeniu miało liczyć około 15 rozdziałów zakończyło się na 28 (licząc epilog).
Naprawdę ciężko mi się pisało zakończenie i trudno mi rozstać się  z tym opowiadaniem ale tak to już jest, że wszystko kiedyś się kończy.

Czy coś jeszcze kiedyś napiszę? Nie mówię nie ale póki co chciałabym dać sobie chwilę oddechu. w głowie kiełkuje  mi jakiś pomysł ale nie wiem czy coś z tego wyjdzie. Kiedyś napisałam opowiadanie fantasy, może je będę publikować? To się zobaczy
Nigdy nie umiałam i nie lubiłam dziękować bo mam wrażenie, że mi to nie wychodzi i zawsze kogoś pominę.

Dziękuję za każde z 29651 wyświetleń, za każdy z 342 komentarzy dodających mi sił do dalszego pisania. Choć możecie być tego nie świadomi to parokrotnie dawały mi one pomysł na rozstrzygnięcie pewnych sytuacji.

Paulka, Like..it, Wredna Ania, Martyna tysioook, Aleksandra Mróz, Julcia#VF, naivy, I’m a Princess, Miśka, Mila, Aleksandra Nowek, siatkareczka, chichotka, Paula M, Marcyśka, szczypiorniaka, czarnaa mamba, Karolina R, Asiaa, Marta Mika, zakochanawsiatkówce, strangebeat3, Anuśka, storyofmylife, Dreszczowa Dama, Zośka & Ruda, Anekos7, rebelia, Lady Spark, Truskawkowa Lala, DarkFace i wszystkim Anonimom z całego serca dziękuję za każde ciepłe słowo, choćby i najkrótszy komentarz.

Przede wszystkim chciałabym podziękować dwóm wydatkowym osobom.

Winka- dziękuję za myśli a także każde twoje opowiadanie, które miałam okazję czytać. Na twoją twórczość trafiłam przypadkiem ale nie żałuję i pewnie za jakiś czas przeczytam historię Anki i Wojtka ponownie. Groziłaś, że jak zakończenie nie będzie szczęśliwie to przyjedziesz do Wrocławia i mnie znajdziesz. Ja chętnie spotkałabym się i bez takich gróźb : )

Kam ila- pojęcia nie masz jak będzie mi brakować twoich długich komentarzy (gróźb też :P). Coś mi się zdaję, że sobie je spiszę i będę czytać gdy będę miała gorszy dzień. Ale bywają wyjątki. Właśnie siadałam do laptopa, żeby opublikować epilog kiedy przeczytałam twój ostatni komentarz i choć wiem, że pewnie nie chciałaś (z resztą kto cie tam wie), to zrobiło mi się smutno bo tobie będzie smutno i zaraz pójdę zaszyć się w kącie smutku i sobie popłaczę.
Pamiętasz jak kiedyś opisałaś jak wyobrażasz sobie zakończenie tej historii? Że Andrzej i Martyna są już starszymi ludźmi, dookoła biegają wnuki a pies bawi się medalem mistrzostw świata jak frisbee? Byłam bliska napisania czegoś w tym stylu ale tak jak jest chyba nie jest najgorzej J
Zrobisz coś dla mnie? Nie rzucaj pisania, daj sobie chwilę odpoczynku, nabierz dystansu ale wróć kiedyś.


Być może do usłyszenia

Wasza Artis

środa, 26 sierpnia 2015

Top 10 według Artis


Najpierw było Libster  Awards a teraz kolejna nominacja. Tym razem do TOP 10. Kto mnie nominował? No Winka oczywiście : ) Na Ciebie zawsze można liczyć, jeszcze raz piękne dzięki :*


ZASADY
1. Dziękujesz za nominację.
2. Wybierasz 10 ulubionych historii i krótko ją opisujesz. Możesz podać autora, link itd.
3. Nominujesz kolejne pięć osób.

Niektórzy twierdzą, że zasady są po to by je łamać a ja na początku wolę wam oznajmić, że złamię tą ostatnią i nikogo nie nominuję.

Choć tworzenie  historii pisanej szeptem idzie mi jako tako tak z opisywaniem moich TOP 10 mogę mieć problem więc jakby co proszę nie bić. Pamiętajcie, że wszystkie bez wyjątku:















No to do dzieła

10. to-chyba-przeznaczenie.blogspot.com (zakończone) autorstwa Aleksandry Nowek, która ostatnio gdzieś zaginęła (proszę wróć!). Bohaterem jest tutaj Gregor Schlierenzauerem zwany

9. oszukac-milosc.blogspot.com by Wredna Ania. Bohaterzy to Karolina Bielecka (od tego Bieleckiego), mama samotnie wychyjąca małą Alicję, oraz Andrzej Rojewski tato małego Lucasa. A wszystko zaczyna się od stłuczki samochodowej.

8. dwudziesty-osmy-pazdziernika.blogspot.comby Em.  Czyli Historia znajomości Karoliny o Włodarczyka. Czy to tylko ja mam wrażenie, że wszędzie go pełno? Co nie zmienia faktu, że super się czyta takie Tworki jak ten od Em.

7. mazeofdreams.blog.onet.pl- stare ale to naprawdę bardzo stare opowiadanie, gdzie w rolach głównych występują Liliana  i niejaki Harry Styles. Tak, dokładnie ten z One Direction. Jeszcze, żebym jakoś względnie lubiła ten zespół ale jest wręcz przeciwnie. Co nie zmienia faktu, że czyta się to opowiadanie super i łatwo sobie wyobrazić na miejscach zwykłe, szare osoby.

6. walczycomilosc.blogspot.com by I’m a Princess. Czyli jak Kubiak wkurza pewną Kamilę i vice wersa. Przyznam się bez bicia, że zaczęłam czytać to opowiadanie bo również moja bohaterka zajmuje się fotografią. Po nadrobieniu zaległości postanowiłam zostać na dłużej.

5. rozum-sklocony-z-sercem.blogspot.com (zakończone) by Paulka. Rzadko spotyka się opowiadanie gdzie występuje tzw trójkąt (albo ja na takie historie żadko trafiam). A jeśli jest w nim dwójka przyjaciół, w tym przypadku Karol K. i Andrzej W., i taka dziewczyna  jak Lukrecja można być pewnym, ze wiwle się będzie działo.

4. idealna-niedoskonalosc.blogspot.com autorstwa Win i Em.  Dodjmy do siebie umiejętności oraz talent jednej i drugiej autorki a wyjdzie nam idealna niedoskonałość ;)

3. tough-decision.blogspot.com by Kam ila. No tu bohaterów trochę jest. Na początek Wroniasty, który ma dziwne sny o swoim przyjacielu i jest w „związku z korzyściami” z Karoliną, która czuje coś do kogoś innego. Karol, który przeżywa kryzys i Włodi, który moim zdaniem ma zadatki na medium, jasnowidza czy inną wróżkę.
Tak przy okazji powtórzę się- droga Kam ilo spróbuj mi usunąć to opowiadanie a nie ręczę za siebie

2. love-is-a-battlefield.blog.onet.pl (zakończone)- kolejne opowiadanie z tych przedpotopowych., tym razem ze skokami narciarskimi w tle. Bohaterami jest Gregor Schlierenzauer i Amelin, dziewczyna której austriacki skoczek pomaga w nabraniu pewności siebie. Bardzo sympatyczna i ciepła historia.

1. moja-podswiadomosc-sie-rumieni.blogspot.com (zakończone)- Win. Historia znajomości Wojtka Włodarczyka i Anki Winiarskiej , która zakończyła się tak jak tego chcieli wszyscy jej czytelnicy choć nie obyło się bez niezliczonej iczby komplikacji. Ale dzięki temu było znacznie ciekawiej. Mogłabym napisać jeszcze duuużo dobrego ale nie chcę, żeby autorka wpadła w samo zachwyt :P



sobota, 22 sierpnia 2015

Rozdział 27



Ścieżka dźwiękowa 1- Michael Bublé - Home



Pod koniec czerwca, po dwudziestu czterech miesiącach powróciłam do swojej ojczyzny, która przywitała mnie iście tropikalną pogodą.
Minione kilka tygodni minęło mi pod znakiem domykania w Stanach spraw zarówno zawodowych jak i tych natury bardziej osobistej.

Od dziecka, gdy miałam jakiś problem czy potrzebowałam chwili samotności lubiłam przesiadywać w ruinach zamku w moim rodzinnym Miliczu. Nie inaczej było i tym razem. Troska choć sama w sobie jest czymś niewątpliwie pozytywnym momentami bywa męcząca. Naprawdę rozumiem swoją mamę, bo przecież widziałyśmy się przez te miesiące tylko raz (kiedy spędzałyśmy Boże Narodzenie we Francji u mojego brata) ale jak mówią co za dużo to niezdrowo. Korzystając z chwili jej nieuwagi wymknęłam się do swojego azylu, gdzie zniszczone mury dawały trochę wytchnienia.

Powrót jest czasami trudniejszy niż sam wyjazd. Jedyny w miarę sensowny wniosek do jakiego doszłam. Poza tym, że jeśli chcę przetrwać jakoś wesele Kłosów to muszę opracować jakiś plan. Sprowadzający się  w gruncie rzeczy się do jednego- unikanie AW i jego partnerki. Punkt kolejny niniejszego planu- znalezienie osoby towarzyszącej, która będzie powstrzymywać mnie przed ewentualną rozsypką i przy okazji sprawi, że na ile pozwolą na to okoliczności na tyle będę się dobrze bawić. Pechowo dla mnie wszyscy ewentualni kandydaci do tej roli byli sparowani i również zostali zaproszeni na uroczystość a przysłowiowym piątym kołem u wozu nie miałam zamiaru być. Chociaż nie… była jedna osoba. Szybko wybrałam jego numer.
- Potrzebuję przysługi.- oznajmiłam bez zbędnych wstępów gdy odebrał po trzecim sygnale i streściłam o co mi chodzi.
- To nie będzie przysługa tylko sama przyjemność.- oświadczył dobrze mi znanym roześmianym głosem.- No i nie mogę stracić okazji, żeby Cię dobrze opieprzyć za nieobecność przez te kilkanaście miesięcy.


*

- Błagam Cię, nie każ mi powtarzać tego kolejny raz.- z westchnieniem zapadłam się głębiej w siedzenie samochodu.
- Kiedy naprawdę nie rozumiem. Dopiero co zaczęłaś odnosić sukces za sukcesem, gazety zabijają się o to żebyś zrobiła im sesję a ty tak po prostu wracasz do Polski? Naprawdę tego nie rozumiem.- z niedowierzaniem potrząsnął głową nie burząc przy tym krótko ostrzyżonych ciemnych włosów bo te i tak zawsze były w nieładzie. Nasza rodzina śmiała się, że żyją własnym życiem.
- Mój zawód jest na szczęście specyficzny i nie wymaga ciągłego siedzenia w biurze, można go wykonywać w każdym miejscu na świecie. Poza tym nie wiem czy wiesz ale kiedyś ktoś skonstruował bardzo pożyteczne urządzenie.- spojrzał na mnie z ciekawością kątem oka.- Niektórzy nazywają je samolotem.- pokazałam mu język na co ten próbował poczochrać mnie po włosach.- Ej łapy przy sobie! Muszę jakoś wyglądać! Kto jak kto ale myślałam, że akurat ty mnie zrozumiesz.- oznajmiłam nawiązując do wcześniejszego wątku.

- Ładnie wyglądasz.- posłał mi pokrzepiające spojrzenie.- I uwierz mi rozumiem Cię, tylko tak się droczę. Te ciągłe rozjazdy, brak własnego miejsca, rodzina jest gdzieś daleko… Człowiek miewa tego naprawdę dosyć i prędzej czy później wraca.
Trudno było mi się z nim nie zgodzić, tym bardziej że miał w jakimś stopniu podobne doświadczenia do moich. Sporą część swojego  życia spędził za zachodnią granicą, w najlepszych niemieckich klubach i wiedział co to jest prawdziwa tęsknota.
A właśnie, kompletnie bym zapomniała. Poznajcie Krzyśka Lijewskiego, jednego ze słynnych braci grających w piłkę ręczną a prywatnie mojego kuzyna. I to nie takiego co to jest jak ta „piąta woda po kisielu”, jego ojciec i moja mama to rodzeństwo.

Zawsze była między nami szczególna więź i jako dzieci trzymaliśmy się razem. Jeśli wierzyć rodzinnym przekazom wszystko zaczęło się krótko po moich narodzinach, kiedy miałam jakieś trzy miesiące. Wtedy moi rodzice byli jeszcze razem… Ale nie o tym miałam. W każdym razie postanowili wpaść do Ostrowa Wielkopolskiego w odwiedziny i pokazać reszcie familii jej nowego członka. Mały Krzyś z miejsca się ze mną zajął co mu tak się spodobało, że jak ktoś za długo trzymał mnie na rękach ten zaczynał wrzeszczeć, że nie ma się z kim bawić. Jakby taki bobas rozumiał cokolwiek, podejrzewam że siedziałam tylko obok i przyglądałam się wszystkiemu z ciekawością co ten mógł wziąć za szczególne zainteresowanie jego osobą. Gorzej się sprawy miały jak mieliśmy odjeżdżać, wtedy to dopiero był dramat. Płacz, wrzask ogólnie Armagedon ze strony młodszego z braci. Na szczęście jakoś przetrwaliśmy i byliśmy dla siebie oparciem kiedy drugie tego potrzebowało. Tak jak ja teraz.
Przyjaźń to nie słowo ani relacja. To cicha obietnica, która mówi: byłem, jestem i będę przy Tobie w każdej chwili, w której będziesz mnie potrzebować.


*


           Zgodnie z tradycją gdy kobieta i mężczyzna postanawiają związać się świętym węzłem małżeńskim uroczystość powinna się odbyć w rodzinnej parafii panny młodej. Tylko że Ola, Karollo też żeby nie było, jest osobą pozytywnie szaloną i za nic ma wszelkie konwenanse. Z jakiś nie znanych mi powodów postanowili pobrać się w Kościele pod wezwaniem Wszystkich Świętych w Bełchatowie.
Na miejsce dotarliśmy na tyle wcześnie, że mogłam w spokoju przygotować się przed nieuniknionym. Denerwowałam się jakby to ja miała stanąć przed ołtarzem a nie Dudzicka. Wyjrzałam przez okno hotelowego pokoju gdzie za drzewami majaczyły wieże kościoła. Usłyszałam ciche pukanie. Trochę mnie to zdziwiło bo miał przecież swoje klucze ale poszłam otworzyć Krzyśkowi, który miał misję specjalną- czyli kupienie kwiatów.

- Co ty tutaj robisz?- aż mi mnie zmroziło na widok osoby po drugiej stronie.
- Uwierz mi, mi również nie uśmiecha się z tobą rozmawiać ale jestem coś wam winna.- Sabina wyminęła mnie bezceremonialnie i usiadła na jednym z dwóch łóżek.- Pewnie zastanawiasz się co tutaj robię.
- Jakbyś czytała mi w myślach.- nie lubiłam tego, jak się czułam w jej obecności.
- Uznaj, jeśli tak wolisz, że dopadły mnie wyrzuty sumienia i chciałam przeprosić.- nie bardzo wiedziałam co o tym myśleć, do czego ona zmierzała?- wielokrotnie starałam się odzyskać Andrzeja ale nic z tego nie wyszło. W końcu zdałam sobie sprawę, że on nic do mnie nie czuje i nigdy nie będzie.- teatralnie przewróciłam oczami ale ta udała, że tego nie widzi i ciągnęła dalej.- Chcę, żebyś wiedziała jedno, już nie będę stawać między wami i z całego serca życzę wam szczęścia.
- No to żeś się opamiętała rychło w czas! Jakbyś nie pamiętała to on jest z inną.- na samą myśl poczułam ukłucie w okolicach serca.
- Matko ty nic nie wiesz.- jej mina zbiła mnie z tropu. Wyglądała jakby było jej mnie żal.- Oni już nie są razem, Aśka rzuciła go jakieś dwa tygodnie temu.
A więc jest jeszcze nadzieja.


*


- Wiesz, gdybym była facetem to pewnie zaprosiłabym Cię na randkę.- takimi oto słowami przywitała mnie Berenika, po tym jak dokładnie mnie zlustrowała.
- Pojęcia nie macie, jak się za wami stęskniłam.- oznajmiłam przytulając jednocześnie ją i Wojtka.
- Trzeba było nie wyjeżdżać.- stwierdził jak zawsze dowcipnie Włodarczyk.- I dlaczego nie powiedziałaś, że znasz Lijka?!- wskazał oskarżycielsko na szczypiornistę, który zaśmiał się obserwując całą scenkę.
- Tak, tak wiem, zła kobieta ze mnie.- odgarnęłam opadające mi na twarz kosmyki, które wymknęły się z upiętego niedbale nad karkiem koka.
Goście zaczęli się powoli schodzić. Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilkę kiedy po schodkach prowadzących do kościoła zbiegła Ola w oszałamiającej sukni z koronkowymi rękawami.
- Ty- wskazała na mnie- moja siostra złamała nogę więc  ty będziesz moją druhną.- złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą.

- Ola? Twojej siostrze nic nie jest prawda, od początku to planowałaś?- spytałam gdy zauważyłam podobną do niej dziewczynę machającą do nas wesoło.
- Oj chyba robię się przewidywalna.- dostrzegłam w jej oczach  wesołe ogniki kiedy dotarłyśmy do drzwi prowadzących do zakrystii, gdzie czekała na nas reszta. Karol ubrany w wytworny smoking z uwielbieniem patrzył na swoją „prawie żonę” a Andrzej stojący obok wyglądał jakby zobaczył ducha. No tak… byli najlepszymi przyjaciółmi więc do przewidzenia było że to właśnie Wroniasty będzie jego świadkiem.
- Ładnie wyglądasz.- próbował się do mnie uśmiechnąć ale wyszedł z tego dziwny grymas.
- Ty też prezentujesz się całkiem nieźle.- nerwową przygładziłam sukienkę, w głębokim błękitnym kolorze. To by było na tyle jeśli chodzi na swobodną konwersację. Na odległość może i udawało nam się normalnie rozmawiać ale jak już stanieliśmy twarzą w twarz było dużo gorzej.
- Nie chciałabym wam przeszkadzać ale ta dwójka- ksiądz wskazał na młodych- ma dzisiaj coś ważnego do zrobienia.- kto by pomyślał, że kapłan może mieć tak hmmm.. wyluzowane podejście do sprawy.

Znajdujący się na przedmieściach Bełchatowa kościołek specjalnie na dzisiejszą okazję przystrojono delikatnymi białymi kwiatami. Wpadające przez okna promienie załamywały się na mieniącym się tiulu, który zwisał z sufitu tworząc coś na kształt bajkowego sklepienia. Gdy rozległy się pierwsze dźwięki marszu Mendelsona wszyscy obrócili się w kierunku wejścia.
Gdy Ola zmierzała do ołtarza, prowadzonego przez swojego ojca, starałam się pochwycić spojrzenie Andrzeja. Na próżno. Wzięłam głęboki oddech, no nic będę musiała poczekać.
Było pięknie, naprawdę. Zresztą jaki ślub taki nie jest? Każdy ma w sobie coś co można uznać za coś doskonałego, magicznego, wspaniałego etc. A jeszcze jeśli na dodatek jest efektem miłości takiej jak moich przyjaciół to człowiekowi zapiera dech. Kiedy nastąpiła część w której mieli sobie przysięgać wieczną miłość wszystkim popłynęły łzy wzruszenia. No dobra może przesadzam i nie wszystkim ale sporej części. O ile normalne jest, że kobiety w takich sytuacjach się rozklejają tak zdziwił mnie widok pochlipujących Marechala, prezesa Piechockiego, czy innych zgromadzonych siatkarzy.
Kiedy ceremonia dobiegła końca i wychodziliśmy na niewielki dziedziniec odciągnęłam Andrzeja na bok.

- Musimy porozmawiać.
- Nie teraz, może później. Póki co mam ważniejsze rzeczy do roboty.- i zostawił mnie. zwykłe słowa ale powiedziane takim tonem sprawiły, że miałam ochotę zaryzykować wściekłoś panny młodej i zaszyć się gdzieś, gdzie nikt by mnie nie znalazł.
Głupia byłam myśląc, że jednak jest dla nas jakaś szansa. Jednak to prawda, że nadzieja jest matką głupich.
I znowu ten stan. Uciekanie od uczuć, zamykanie się w bańce gdzie nie mają dostępu i zrywanie kontaktu z rzeczywistością. Stanowczą za często mi się to ostatnio zdarza, boję się tylko że tak może mi zostać nazawsze.

- Rozumiem, że nic nie wyszło tak jakbyś tego chciała?- Lijek wskazał głową na rozmawiającego z kimś Wronę. Wesele trwało już od jakiegoś czasu, zanim mu odpowiedziałam kiwaliśmy się przez chwilę w rytm wolnej piosenki granej przez orkiestrę.
- Tak to już jest, lepiej sobie niektórych rzeczy nie zakładać.- wtuliłam się mocniej w swojego kuzyna, tak bardzo cieszyłam się, ze tu był. Niedaleko nas tańczył Wojtek z Bereniką. Znowu byli razem. Mówię znowu bo podczas mojej nieobecności rozchodzili się i schodzili, przy czym szalona panna B. twierdziła ze tym razem są już tak na dobre.
Z użalania się nad moim losem i zastanawiania się jak tu się najłatwiej zmyć wyrwał mnie głos jednego z członków orkiestry, który zaprosił wszystkich na zewnątrz gdzie czekała atrakcja. Zachmurzone nocne niebo rozświetlały dziesiątki papierowych lampionów. Podobno azjaci wierzą, że unoszący się w górę lampion zabiera ze sobą wszystkie troski i problemy, a ludziom przynosi szczęście. Ciekawe na ile to prawda…
Przyglądając się im uznałam, że muszę nauczyć się tracić. Być świadoma, że bez względu na to, co to zdobywamy, wcześniej czy później to tracimy.
A niech to dunder świśnie! Nie, tak nie będzie. Muszę spróbować jeszcze raz inaczej będę żałować. Z tym postanowieniem podeszłam do Andrzeja.

- Nie chcesz ze mną rozmawiać dobra! W takim razie ja będę mówić a ty wysłuchasz co mam do powiedzenia czy to Ci się podoba czy nie.- na chwilę przerwałam bo czułam jak zaciska mi się z przejęcia gardło a nie chciałam żeby głos mi drżał.- Chę, żebyś wiedział że nie żałuje iż cię poznałam. Żałuję, że wtedy w Nowym Jorku pozwoliłam Ci odejść. Bez Ciebie nic nie było takie samo. Każdy z nas czegoś żałuje, każdy w nieodpowiednim momencie powiedział kilka słów za dużo. Każdy powiedział „nie” gdy serce cholernie błagało o „tak” a później okazuje się, ze jest za późno żeby cokolwiek naprawić.
Tworzymy w głowach własne scenariusze ale życie je brutalnie potrafi zweryfikować.
Nie powiem, że jestem tylko człowiekiem i mi też zdarza się zbłądzić bo to żadne wytłumaczenie. Czasami potrzebujemy drugiej szansy bo nie byliśmy gotowi na tą pierwszą. A szczęście? Szczęście jest pojęciem względnym. Dla niektórych szczęściem jest rzecz, dla innych pieniądze, a jeszcze inni szczęście spostrzegają w drugiej osobie. Moje szczęście zamyka się w Twojej osobie. Nic więcej nie potrzebuję. Próbowałam wmawiać sobie, ze jest inaczej, oszukiwałam samą siebie ale wciąż Cię kocham, nic się nie zmieniło.- wyglądał jakby miał się rozpaść na kawałki. Przez ulotną chwilę zaświtała w moim sercu nadzieja ale zgasła kiedy pokręcił głową. Więc tak to się kończy..- Chciałam tylko, żebyś wiedział.

Wszyscy wracali do środka a ja udałam się w głąb ogrodu gdzie był niewielki staw. Nim weszłam na pomost zdjęłam szpilki od których bolały mnie stopy a kiedy usiadłam na brzegu zanurzyłam je w kojąco chłodnej wodzie. Choć był środek nocy i było duszno, gdzieś w oddali było słychać grzmoty.
Z Sali dobiegają dźwięki bawiących się ludzi. Zaraz Ola rzuci bukiet a ta którą go złapie może potraktować go jako obietnicę przychylności losu.
- Wojtek szykuj pierścionek!- słyszę jak radośnie wykrzykuje Berenika, która najwyraźniej złapała kwiaty, czym wywołuje zbiorowy śmiech. Dobrze, że przynajmniej innym lepiej się wiedzie jeśli chodzi o miłość.
Chciałaś to masz, spieprzyłam wszystko na własne życzenie. Postawiłam na siebie, na realizację marzeń a teraz ponoszę tego konsekwencje. Mogłam to wszystko pogodzić, wystarczyło spróbować a teraz już jest za późno.
Starałam się o nim nie myśleć, próbowałam starannie zaszufladkować wszystkie dobre wspomnienia bo te bolą najbardziej a teraz czuję jak wszystkie emocje ogarniają mnie niebezpieczną falą i przygniatają a ja nie mam siły walczyć.



[perspektywa Andrzeja]


         Pierwsze tygodnie po spotkaniu w Nowym Jorku pozwoliły mi przetrwać proste, codzienne czynności. Siatkówka oczywiście też, choć w początkowym okresie boleśnie kojarzyła mi się z Martyną.
Byłem poniekąd jak jakiś robot- wszystko robiłem mechanicznie, jakby bez udziału woli aż spotkałem Joannę, która powoli i systematycznie przywracała mnie do życia.
W międzyczasie dochodziły mi słuchy o kolejnych sukcesach Tyśki, cieszyłem się że jej się udało i robi to co kocha ale było mi żal, że nie mogę być przy niej. Z powodów jakich nie umiem wyjaśnić, zbierałem każdy wycinek z prasy, kupowałem każdą gazetę gdzie była choćby najmniejsza wzmianką o pani fotograf. Miałem obsesję, która dużo później stała się przyczyną mojego rozstania z Aśką. Znalazła moją kolekcję, choć wydawało mi się, że dobrze ją ukryłem,  pękła. Powiedziała, że dłużej nie może konkurować z kimś kogo nawet nie zna.

„Odejdź do swojego ducha”- mniej więcej coś takiego powiedziała. Rozstaliśmy się ale może to lepiej, ile można tkwić w związku bez uczucia? Gdy pakowała swoje rzeczy uświadomiłem sobie jedną rzecz. Była podobna do Martyny, nie uderzająco ale jednak. Kiedyś wypomniał mi to Karol, że choć nie mogę być z Lijewską to podświadomie szukam jakiejś jej namiastki a teraz proszę okazało się, że miał rację.
Wiedziałem o małej manipulacji Oli względem naszej dwójki. Dla naszych znajomych oczywiste było, że będę świadkiem Kłosa natomiast jego lepsza połowa opracowała plan, który miał zmusić nas do wrócenia do siebie. Reagowałam na to wiele mówiącym milczeniem. Dlaczego ona nie pojmował, że Martyna dała mi jasno do zrozumienia że między nami koniec?
A później przyszła do mnie wyznała co do mnie czuje oraz, że żałuje tego co kiedyś powiedziała. Pokręciłem głową a ona wzięła to za odmowę podczas gdy ja nie wierzyłem w to jakie szczęście mnie spotyka. Odeszła szybko a ja skamieniały wpatrywałem się w nią jak znika mi z oczu. Na szczęście, krótkie poszukiwania okazały się owocne
Przyglądałem się jak siedzi na mostku i serce mi się krajało bo obiecałem sobie kiedyś, że nigdy nie będzie przeze mnie płakać.


Była dla mnie kimś wyjątkowym, kimś niezwykłym, innym niż wszyscy. Przez te wszystkie mury, które uparcie wznosiłem, bariery, które tworzyłem, przechodziła jak gdyby nigdy nic. Kochała mnie, jak nikt inny. Pokochała tu i teraz, na krótką chwilę, która jest wiecznością w moich wspomnieniach, na krótką chwilę, która będzie dla mnie znaczyć wszystko, zawsze. Kiedy to zrozumiałem sądziłem, że jest za późno. Za późno, żeby ją zatrzymać, za późno, żeby wróciła. A teraz przyszła do mnie i nieśmiało poprosiła o coś czego pragnąłem.
Zanim przyjechałem do Bełchatowa, miejsca gdzie wszystko się zaczęło, wpadłem w na chwilę w odwiedziny do rodziców w Warszawie. Mamy akurat nie było w domu a ojcu jakoś udało się ze mnie wyciągnąć co mnie trapi. Jak to on oczywiście musiał zaserwować mi odpowiednie kazanie.

- Możesz nie być jej pierwszym, jej ostatnim, lub jedynym. Kochała wcześniej, może kochać ponownie. Jeżeli teraz kocha Ciebie, to co innego się liczy? Nie jest perfekcyjna, ty też nie jesteś, razem też możecie nigdy nie być doskonali, ale jeżeli potrafi cię rozśmieszyć, skłonić do myślenia, i przyznania, że jesteś człowiekiem i popełniasz pomyłki, daj jej i sobie jeszcze jedną szansę. Może nie myśleć o tobie w każdej sekundzie dnia, ale da ci cząstkę siebie o której wie, że mógłbyś nią złamać jej serce. Więc nie rań jej już nigdy więcej, nie zmieniaj jej, nie analizuj jej i nie oczekuj od niej więcej niż może dać. Uśmiechaj się kiedy cię uszczęśliwia, daj jej znać kiedy cię denerwuje i tęsknij kiedy jej nie ma*.
Nigdy nie spodziewałbym się po nim takich słów. Był z tego typu ludzi, którzy nie często i niezbyt wylewnie wyrażali to co myślą ale najwidoczniej gdy jego syn nie dawał sobie rady umiał postąpić inaczej.

Niepewnym krokiem ruszyłem w jej kierunku. kiedy wszedłem na drewniany pomost ten zaskrzypiał co sprawiło, że zerwała się przestraszona.
- Co ty tutaj robisz? Przyszedłeś się ze mnie nabijać?- szybko otarła łzy z zaczerwienionych od płaczu oczu.
- Oj Tyśka, jak ty wszystko potrafisz komplikować.- pokręciłem z niedowierzaniem głową.- Gdybym mógł podarować Ci tylko jedną rzecz, chciałbym dać umiejętność patrzenia moimi oczami Wtedy zauważyłabyś jak ważna dla mnie jesteś…- nie uciekała wpatrywała się tylko we mnie tymi swoimi wielkimi z ciekawości oczami. Podeszłem bliżej i chwyciłem jej drobne dłonie.-  Gdybyśmy się nie spotkali, myślę, że moje życie nie byłoby kompletne. Przemierzałbym świat w poszukiwaniu ciebie, nawet gdybym nie wiedział, kogo tak naprawdę szukam. Jesteś dla mnie zbyt ważną osobą bym mógł tak po prostu sobie odpuścić.- ku mojemu zaskoczeniu objęła mnie mocno jakby miała mnie już nigdy nie puścić. Miałem jej tyle do powiedzenia Ba! Ułożyłem sobie nawet przemówienie ale nie ten prosty gest odebrał mi mowę.

- Mam do oddania serce.- wyszeptała cichutko.- Zużyte, zranione, w kawałkach. Chcesz?
- Tak.
- Ale po co Ci takie?- spojrzała na mnie jakby chciała się upewnić czy mówię szczerze.
- Naprawię Ci je, tylko daj mi szansę…- uśmiechnęła się do mnie tak, że miałem już pewność że będziemy razem. Wspięła się na palce i pocałowała mnie lekko. Kiedy nasze usta się zetknęły z nieba lunął deszcz z którego nic sobie nie robiliśmy.
Bo w życiu nie chodzi o to, żeby przeczekać burzę a o to by nauczyć się tańczyć w deszczu.

.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

* Bob Marley to był jednak mądry facet :)

Czytasz? Skomentuj!

Wyszło prawie tak jak chciałam.
Mówicie macie, za bardzo przywiązałam się do swoich bohaterów żeby ich skrzywdzić wieczną rozłąką ; )

Jako ścieżka dźwiękowa do tego rozdziału posłużyły dwie wyjątkowe dla mnie piosenki. Jakbyś ktoś chciał to polecam przesłuchanie wersji filmowej drugiej piosenki <<klik>>

Do usłyszenia,
Artis.



piątek, 14 sierpnia 2015

Rozdział 26



Ścieżka dźwiękowa 1- Olly Murs - Hand on Heart

        
        Na kilka sekund przed wejściem na halę byłam przerażona, bałam się tego co się może stać. Znajome emocje, rozgorączkowana radość towarzysząca kibicowaniu ukochanej reprezentacji sprawiły, że poczułam się nieco lepiej.
Nie wiedziałam co powiem Andrzejowi do momentu aż stanęłam z nim twarzą w twarz. Te kilka minut kiedy rozmawialiśmy były dla mnie najcięższymi chwilami w życiu. Widząc jego minę, gdy uświadamiał sobie że to naprawdę koniec, przez chwilę zawahałam się i chciałam wszystko cofnąć.
Zranił mnie, jasne. Ale musiałam przetrwać. Nie miałam innego wyjścia niż ruszyć ze swoim życiem naprzód. Bez niego.

Powoli uczyłam cieszyć się tym co mam. Nie oczekując więcej, doceniając każdy z oddechów, który jest mi dany.  Cieszyć się każdym, nawet tym najbardziej pochmurnym porankiem. Wierząc, że nadejdzie dzień kiedy będę w stanie stanąć wykrzyczeć jak jestem szczęśliwa.
Każdego dnia zastanawiam się, dlaczego zauważył mnie, gdy tysiące dziewczyn zauważyło jego. Nie chcę o nim zapomnieć ani wymazać go ze swojego życia bo był jego zbyt ważną częścią.
Czasami wspomnienia dopadają mnie zupełnie niespodziewanie, jak wtedy gdy rozpakowywałam paczkę z rzeczami, które zostawiłam w Bełchatowie. Kiedy miałam gorszy dzień siatkarz podrzucał mi liściki, które wprawiały mnie w lepszy humor. Tak jak ten, który wypadł z pewnej książki.

„Ogłoszenie! Sprzedam buziaka na dobranoc w bardzo dobrym stanie. Zapewniam bardzo długie i przyjemne uczucie, które może trwać nawet całą noc! Cena do uzgodnienia.”

Byliśmy razem zaledwie przez kilka tygodni ale nie zamieniłabym tych chwil za nic na świecie. Mimo wszystko nie chciałam aby kontakt urwał nam się definitywnie. W okolicach Świąt Wielkanocnych, kiedy okazało się że nie dam rady wrócić do domu, po obdzwonieniu wszystkich i życzeniu im wszystkiego dobrego odważyłam się napisać sms’a. Czułam, że na rozmowę nie jestem gotowa i wpadłam w lekką panikę kiedy Andrzej zamiast odpisać postanowił do mnie zadzwonić.
- Wesołych świąt!- czułam niepewność w jego głosie i pewnie bym się rozryczała ale jakoś udało mi się powstrzymać.
Od tamtej pory utrzymywaliśmy ze sobą kontakt, czy to mailowy czy telefoniczny. To co bolało najbardziej to fakt, że to co było nie wróci. Może gdybym postąpiła inaczej… Któż to wie co by było?
Nalezę do tego typu ludzi, którzy gdy się zakochują to oddają drugiej osobie całego siebie. Teraz to się na mnie mści.

Mijały dni, tygodnie. Parę razy odwiedziłam słynne Hamptons, gdzie Nowojorczycy spędzali upalniejsze dni a ciotka Davida miała domek letniskowy. Poza tym zaszywałam się na uczelni i starałam się czerpać tyle ile się da zanim wyjadę. W międzyczasie David ukończył studia i razem z filmem, przy którym mu pomagałam, pojechał do Hollywood na jakiś amatorski festiwal gdzie zdobył wyróżnienie i nagrodę publiczności. Jako, że przy takich wydarzeniach zawiązuje się różne znajomości udało mu się dostać pracę w Universal Pictures.
A ja? Również moja przygoda z Juliard miała wkrótce dobiec końca. Był tylko jeden warunek. Każdy ze stypendystów musiał zorganizować wystawę na wymyślony przez siebie temat. Tu się rodził problem bo nic sensownego nie przychodziło mi do głowy.
- Przekuj to co w tej chwili przeżywasz w coś pozytywnego.- radził mi mój amerykański przyjaciel. Gdyby to było tylko takie proste.
- Odpuść, daj sobie chwilę oddechu. Inspiracja przyjdzie kiedy nie będziesz tego oczekiwać. Musisz być tylko cierpliwa.- czasami takie zwyczajne rady wydają się najbardziej sensowne a jeśli udziela ich osoba pokroju pani Wandy, która już trochę przeżyła, człowiek jakoś tak samoistnie się im poddaje i ufa, że będzie dobrze.
Nie wszystkim podobało się to jak postąpiłam, Berenika przez kilka dni nie odzywała się do mnie ale w końcu nie wytrzymała bo stwierdziła że za bardzo mnie lubi a poza tym brakowało jej naszych babskich pogaduszek.
Włodi kolejny raz zaoferował poszukiwania rozumu, tym razem mojego. Bo coś musi być ze mną nie tak skoro nie dałam Wronie drugiej szansy. Karol, obecny przy naszej Skype’owej rozmowie uznał, że choć  bez winy nie jestem to jego przyjaciel również taki krystaliczny nie jest.
Zdarzało się, że żałowałam tego co zrobiłam. Jak wtedy, gdy siedziałam na jednej z łąwek w Central Parku i oglądałam uroczą scenkę. W pobliżu Bethesda Fountain spacerowało starsze małżeństwo, które obejmowało się czule. Wiedziałam, że nie będzie mi dane przeżycie czegoś podobnego z Andrzejem.

Ścieżka dźwiękowa 2- The Script - Six Degrees of Separation

 „Patrzysz jak przeszłość idzie z dymem,
Udajesz uśmiech, tak, kłamiesz i mówisz, że
Masz się lepiej niż kiedykolwiek, i że Twoje życie jest w porządku.
Cóż, nie jest,
Robisz to wszystko z desperacji,
Przechodzisz przez sześć stopni rozstania...”


Jeszcze przy znajomych dźwiękach piosenki, sączącej się z sąsiedniego mieszkania, chwyciłam za aparat, już wiedziałam co chcę zrobić. Temat wystawy tak po prostu na mnie spłynął. Kilka dni i hektolitry kawy później leżały przede mną zdjęcia, których inspiracją stała się piosenka „Six degress of separation” zespołu The Script, odzwierciedlająca moją obecną sytuację. Zaśmiałam się w duchu wspominając radę Davida.Jakiś czas później miałam zrobić wspomnianemu zespołowi sesję promującą ich trasę koncertową. 
Wtedy odniosłam swój pierwszy poważny sukces. Choć gotowe prace oddałam do sekretariatu w ostatniej chwili i były robione tak naprawdę na wariata, to moja wystawa została zaliczona do trzech najlepszych. Co było o tyle ważne, że stypendystów było dwudziestu spośród początkowej trzydziestki. Nie wszyscy wytrzymali ciągły stres i pęd, który musieliśmy znosić.

Nic mnie już nie trzymało w USA. Podobno „dom mój tam gdzie serce moje” a moje serce było gdzie indziej. Mimo to zostałam. David jakiś czas próbował namówić mnie na wyjazd do Los Angeles, gdzie powodziło mu się coraz lepiej. Odwiedziłam go ale w mieście aniołów czułam się jeszcze bardziej zagubiona niż początkowo w NYC, więc postanowiłam zostać w tym drugim.
Większość czasu spędzałam w redakcji National Geographic, gdzie udało dostać mi się na darmowy staż. Zawsze chciałam tu pracować a tymczasem moja rola ograniczała się do typowego przynieś- podaj- pozamiataj. Najwyraźniej nie można mieć wszystkiego. Popołudniami dorabiałam w Strabucks‘ie co w połączeniu ze skromnymi oszczędnościami pozwoliło mi jako tako funkcjonować.
Najważniejsze rzeczy dzieją się przypadkiem.

Pewnego popołudnia odebrałam telefon od pana Bennet’a, jednego z moich (już byłych) wykładowców. Sam ten fakt mnie zaskoczył a jak jeszcze oświadczył, że mam natychmiast się stawić w redakcji Vogue’a (gdzie pracował jako fotograf) to mało nie przewróciłam się ze zdziwienia. Musiałam mieć naprawdę głupkowatą minę bo przychodnie dziwnie na mnie zerkali.
- Dłużej się nie dało?!- nie ma to jak miłe powitanie.
- Tak, ja też się cieszę że Pana widzę.- chyba zapomniałam wspomnieć, że facet był co prawda naprawdę dobry w swoim fachu ale również mega wredny. Miałam ochotę rzucić jakąś ciętą ripostę ale raz, że nic nie przychodziło mi do głowy a dwa przeszkodził mi w tym przeciągły pisk.
- Jak dobrze, że jesteś!- ze śmiechem uściskałam znajomą dziewczynę.- Nareszcie jakaś przyjazna dusza.- Kamila uśmiechała się do mnie szeroko. Kiedyś, gdy pomogłam jej z portfolio była początkującą modelką  a teraz stała przede mną ubrana w stroje od najlepszych projektantów.
- Co ty tutaj robisz?- nie mogłam uwierzyć w nasze spotkanie.
- To tutaj?- wskazała na otaczający nas sprzęt, dekoracje, lampy tła i kilometry kabli.- Ja tyko robię karierę, w sumie dzięki tobie.  Dzięki twoim zdjęciom dostałam się do najlepszej agencji modelek.- żartobliwie szturchnęła mnie palcem w klatkę piersiową. Czułam jak oblewa mnie rumieniec, nigdy nie byłam dobra w przyjmowaniu komplementów.
- Gratuluję ale w takim razie co JA tutaj robię?
- Wiesz, fotograf który miał zrobić sesję okazał się totalny półgłówkiem. Słowo od słowa i okazało się, że mamy z Bennetem- wskazała na kręcącego się w pobliżu mężczyznę- wspólną znajomą. No to powiedziałam jej, że albo ciebie zatrudni albo może szukać sobie innej modelki.- na koniec wzruszyła ramionami, jakby nic specjalnego właśnie się nie działo.
- Jej? Czekaj… czy ty szantażowałaś Annę Winthur? Legendarną redaktor naczelną Vogue’a?- nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam.
- Ty mi kiedyś pomogłaś więc chciałam ci się jakoś odwdzięczyć.- puściła mi jeszcze oczko i poszło. Nie było idealnie, nie szło jak z płatka i zdjęcia wyszły takie sobie. Przez dłuższą chwilę debatowano czy powinno się je wykorzystać czy może wyrzucić do kosza ale w ostateczności wygrała ta pierwsza opcja. Uznano, że swoją twórczością wzniosę świeży powiew na łamy tego modowego magazynu.

Tak to się mniej więcej zaczęło.
O dziwo nie denerwowałam się zanim ukazał się nowy numer gazety. Osiągnęłam taki dziwny stan, gdy ma się przeczucie że już gorzej być nie może, tylko lepiej. Tamtego dnia, gdy ujrzałam swoje zdjęcie na okładce myślałam, że już lepiej być nie może. Zaczęłam skakać jak dzika i porwałam do spontanicznego tańca znajomego kioskarza. W  pierwszym odruchu chciałam zadzwonić nie do rodziny, Bereniki czy reszty Bełchatowskiej ferajny ale do Andrzeja.
Wszystko przepadło, jaka ty Tyśka głupia byłaś.- pomyślałam.
W redakcji National Geographic uznano to za niegodziwy wybryk i wyrzucono mnie ze stażu. Podobno nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Nigdy nie wiązałam swojej zawodowej przyszłości z fotografią modową tylko tą bardziej podróżniczą ale o dziwo dobrze odnajdowałam się w tym temacie.

Wielokrotnie miałam okazję przekonać się, że największy wpływ na nasze losy nie ma przeznaczenie czy inne nadprzyrodzone fatum tylko przypadek. Choć może nie ma czegoś takiego jak przypadek i wszystko dzieje się jednak z jakiegoś powodu?
Musiałam od usłyszeć od obcych ludzi by uwierzyć, że mam talent.
Wszystko działo się niczym lawina. Jedna sesja pociągnęła za sobą kolejne propozycje i tak dalej. Ciągłe rozjazdy, podróże początkowo tylko po Stanach a później po całym świecie. Powoli zaczęłam zdobywać uznanie i coraz większy szacunek w gruncie rzeczy w niewielkim fotograficznym środowisku.
Niewątpliwie odniosłam sukces, tylko co z tego skoro nie mogłam dzielić się radością z niego z tym, którego kochałam?

Była późna jesień, w powietrzu dało się wyczuć nadchodzącą zmianę pogody. Wkrótce miała zacząć się zima. Korzystając z kilku dni wolnego postanowiłam odwiedzić Hamptons. Owinięta w ciepły koc siedziałam na piaszczystej wydmie obserwując zachodzące nad Atlantykiem słońce. Ciekawe czy, gdzieś po drugiej stronie oceanu, Andrzej zdaje sobie sprawę, że właśnie mijał rok od feralnego- a może na swój sposób szczęśliwego- wypadku.
Siatkówka, choć nie w taki sposób jak kiedyś, nadal przewijała się w moim życiu. Wygrałam międzynarodowy konkurs dla młodych talentów. Zdjęcie noszące tytuł „obie strony medalu” przedstawiało dwie siatkarki. Ta znajdująca się na pierwszym planie uśmiechała się szeroko po zwycięskim meczu, jej rywalka stojąca nieco na uboczu załamana ocierała napływające do oczu łzy.
Kryzys przyszedł na wieść o jego zaręczynach. Choć cieszyłam się, że znalazł kogoś kogo pokochał to nie mogłam w to uwierzyć. A przecież miał prawo ruszyć dalej.

Od pamiętnego meczu, po którym oznajmiłam Andrzejowi, że z nami koniec minęło już prawie dwa lata.
- Jak leziesz pacanie?!- jedna z rzeczy, które się nie zmieniły to moja ciapowatość. Chwila nieuwagi i wpadłam kogoś na ulicy.- Luke?
- Martyna?- jak to się stało, że spotkałam tego dzięki któremu wszystko się między mną a Wroną popsuło? Kiedy minął mu szok uściskał mnie mocno.- Nie mogę uwierzyć, że spotykam słynną panią fotograf.- oznajmił pogodnie.
- też się, cieszę, że cie widzę.- tak było. Uświadomiłam sobie jedno. To nie on był winny tylko ja- bo nie umiałam dać siatkarzowi drugiej szansy, i Andrzej- bo nie umiał mi zaufać tak jak chiała bym ja zaufała jemu.
- Widzę, że nie tylko u mnie się pozmieniało.- wskazałam na błyszczącą na jego palcu obrączkę.
- Pewnie nie chcesz ze mną rozmawiać, zdaje się iż trochę nabroiłem- sadząc po tonie jakim to powiedział i jego minie domyśliłam się, że jego ciotka opowiedziała mu co nieco na temat mój i zawodnika Skry.
- Za to chętnie napije się kawy.- kiedy skończyliśmy rozmawiać zapadał zmierzch a na ulicach zapalono latarnie.
- Ty go wciąż kochasz, prawda?- byłam w stanie tylko pokiwać głową.- Więc czemu nie wrócisz?
- Chyba potrzebuję dobrego powodu.

Wystarczyło kilka dni i go dostałam. Siedząc przy lekko podniszczonym, dębowym stoliku trzymałam w dłoniach kremową kopertę, na której starannie wykaligrafowano mój nowojorski adres. W środku było zaproszenie. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk telefonu. Kiedy zobaczyłam kto dzwoni zaśmiałam się do siebie.
- Cześć Ola, ty masz jak nic szósty zmysł.
- Przestań!- okej krzyczy a to nie wróży niczego dobrego.- Chcę tylko żebyś…
- Słuchaj…
- …wiedziała, że jeśli nie masz zamiaru…
- Czekaj…
-… przyjechać na nasz ślub to już nigdy się do Ciebie nie odezwę!
- Na litość boską Olka zamknij się!- ryknęłam z całej siły .- Jesteś tam?- spytałam kiedy się nie odezwała.
- Tak, tylko nie krzycz już na mnie.- poprosiła słabym głosem przyszła Pani Kłos.
- Ola posłuchaj, ja… Ja wracam do domu, wracam do Polski.

.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

Czytasz? Skomentuj!
Przepraszam, że musiałyście czekać ale tak wyszło. W moim życiu trochę się ostatnio pozmieniało i nie miałam czasu na napisanie czegoś nowego. Nie obiecuję, że kolejna część pojawi się za tydzień, może być tak że znowu trochę poczekacie.

Mam nadzieję, że przeszła wam ochota na zabicie mnie.

Win bardzo dziękuję za nominację do Top 10.

Do następnego,
Artis.