sobota, 30 maja 2015

Rozdział 17

Ścieżka dźwiękowa 1- Hoobastank - Sing What You Can't Say

     
     W którymś momencie podróży do stolicy  usnęłam ukołysana jazdą i cichymi dźwiękami wydobywającymi się z radia. Co gorsza stało się to w środku rozmowy z Andrzejem. Nie ma to jak dać człowiekowi do zrozumienia, choćby przypadkowo, że ma się go dosyć. Na swoją obronę mam to, że byłam naprawdę zmęczona jako iż Berenika i pani Wanda postanowiły zabawić się w stylistki przez co cały wieczór kręciły się wokół mnie szykując kreację na jutrzejszą uroczystość.
Z krainy morfeusza wyrwały mnie ciche dźwięki nucone przez siatkarza w rytm piosenki wydobywającej się z radia:

„Right now it's hard for me
To let go and open up
To tell you how I feel (…)
Need you to understand
I love you doesn't quite explain”

- Nie udawaj, że śpisz.- usłyszałam rozbawiony głos Wrony.
- Ktoś tu udaje?- otworzyłam powoli powieki zerkając w jego stronę.- Skąd wiedziałeś, że nie śpię?- spojrzał na mnie jakby chciał się upewnić, że się z niego ni nabijam.
- Oddech ci się zmienił, zrobił się spokojniejszy i cała się spięłaś..- był wyraźnie zawstydzony.- Poza tym zdarza ci się mówić przez sen gdy śpisz.- dodał wyraźnie próbując się nie roześmiać w głos.
- Nie prawda!
- Masz rację tego mową nazwać raczej nie można, to były jakieś niewyraźne pomruki ale moje imię zabrzmiało całkiem wyraźnie.- był wyraźnie zadowolony z siebie a ja czułam jak purpurowieję po czubki uszu.
- Zmyślasz! Jak nic wciskasz mi kit!- odwróciłam się w stronę okna udając obrażoną.- W głowie mi się nie mieści jak można zwracać uwagę na takie rzeczy.- dodałam już trochę spokojniejszym głosem.
- Jestem siatkarzem, muszę być spostrzegawczy.- Chwila… czyżbym go jakoś uraziła?

Dlaczego wszystko z nim jest takie trudne, wcześniej wszystko było łatwiejsze a nawet teraz prowadzenie zwykłej rozmowy przychodzi nam z trudem. Przynajmniej mi bo on się naprawdę stara, to trzeba mu przyznać. Użalanie się nad sobą pewnie by mi jeszcze trochę zajęło gdyby nie dźwięk przychodzącego smsa. Przeczytałam wiadomość od Bereniki i starałam się zrozumieć co oznacza jej treść.

- Wiedziałeś o tym?- spytałam podtykając mu telefon pod nos.
- Nie mów, że nie zauważyłaś.- rzucił mi pełne powątpiewania spojrzenie.- Wojtek już dawno chciał ją gdzieś zaprosić tylko miał pietra.- wzruszył ramionami.
- Beznadziejna ze mnie przyjaciółka skoro nie zauważyłam, że coś ich do siebie ciągnie.- z jękiem schowałam twarz w dłoniach.- Ale to wszystko przez ciebie- wycelowałam oskarżycielsko palec w kierunku mojego towarzysza podróży.
- Niby czemu?- mina mu się rozjaśniła jakby spodziewał się co może usłyszeć w odpowiedzi ale i tak chciał żebym wypowiedziała to na głos. 

Co miałam powiedzieć? Że moje myśli praktycznie bez ustanku krążyły wokół niego przez co z trudem dostrzegałam co się dzieje dookoła? Nie dam mu tej satysfakcji. Zamiast ciągnąć dialog z Ptaszyskiem szybko odpisałam Bełchatowiance, które mimo normalnej dla niej pewności siebie dało się wyczuć jej zdenerwowanie zbliżającą się randką. Żeby jakoś ją wesprzeć naskrobałam kilka słów otuchy, żeby się nie martwiła bo nic się nie stanie i wszystko na pewno pójdzie dobrze. Przeprosiłam, że dałam ciała i nie zauważyłam co się święci na co ona stwierdziła iż sama się w tym wszystkim ledwo łapie i mi wybacza pod warunkiem, że zdam jej szczegółową relację z jutrzejszego wieczoru. Nie gniewała się na mnie, to dobrze. Ulżyło mi.

*

- Może mam słabą pamięć ale chyba mieszkasz gdzie indziej.- zatrzymaliśmy się na jednej z warszawskich ulic gdzie tabliczka za oknem samochodu wskazywała inną nazwę  niż ta, którą podał mi wcześniej siatkarz a przy której mieszkał.
- Do mnie pojedziemy puźniej.- wysiadł z ciepłego wnętrza auta by po chwili otworzyć przede mną drzwi. Wysiadłam z samochodu i zadrżałam pod wpływem mroźnego powietrza.- Jesteś dla mnie kimś bardzo ważnym i chciałbym żebyś… -zawiesił na chwilę głos i już myślałam, że usłyszę TO kiedy- poznała moich rodziców.
- To… miłe.
- Jesteś pewna? Wyglądasz jakbyś była zawiedziona.- splótł ręce na klatce piersiowej i obrzucił mnie czujnym spojrzeniem.
- Wszystko jest ok.- posłałam mu tak wymuszony uśmiech, że aż dziwne iż się na niego nabrał.

Pewnie myślał, że będę panikować na myśl o spotkaniu z jego rodziną- po częśći miał rację- ale ponieważ jego siostrę już poznałam stres nie był aż tak wielki. Poza tym emocje z niespodziewaną wizytą zostały chwilowo przytłumione przez złość względem jego osoby.
Najpierw przedstawia mnie znajomym jak swoją dziewczynę, wydaje się być zazdrosny gdy inny mężczyzna zwróci na mnie uwagę, daje do zrozumienia że mu na mnie zależy ale jak już ma wyznać mi swoje uczucia to zachowuje się jak spłoszony kociak. Ja rozumiem, że faceci nie są zbyt wylewni jeśli chodzi o uczucia no ale bez przesady!

- Synek!- drzwi otworzyła nam mama chłopaka, mniej więcej w wieku mojej rodzicielki, która chyba nawet nie zauważyła mojej obecności i rzuciła się żeby uściskać Wroniastego.- Już myślałem, że nie przyjedziesz!- oznajmiła na co ten odchrząknął. Kobieta spojrzała na niego zdziwiona a później zwróciła się w moją stronę i o ile to możliwe jej uśmiech jeszcze bardziej się powiększył.
- To jest…
- Martyna, tak wiem.- szybko zamknęła mnie w niedźwiedzim uścisku.- Milena mi wszystko o tobie opowiedziała. To co dzieciaczki, pewnie jesteście głodni?- po takiej wylewności ze strony kobiety byłam w stanie tylko pokiwać potakująco głową na co Andrzej zachichotał rozbawiony.
- Ciocia!- podniosłam małą Hanię kiedy ta podbiegła do mnie z wyciągniętymi rączkami.
- No ładnie, to z chrzestnym się już nie przywitasz?- Wrona połaskotał ją po policzku na co zawstydzona dziewczynka schowała buzię w moich włosach i wymruczało coś co zabrzmiało jak „Nie, bo nie zgoliłeś brody”. Zaśmiałam się na co ta uśmiechnęła się do mnie nieśmiało. 

Wieczór przebiegał spokojnie i chciałabym powiedzieć, że z czasem wyluzowałam ale wcale tak nie było. Siedziałam jak na szpilkach. Nie to zasłabe porównanie jak już to bardziej by pasowało łużko fakira czy tłuczone szkło. Niby wszystko fajnie, rozmowa gładko się toczyła i choć najwyraźniej pani mama mnie zaakceptowała to senior Wrona już tak łaskawy nie był. Czynnego udziału w konwersacji raczej nie brał a jak już to powiedzmy, że był uszczypliwy.

- Fotograf? To nie zawód tylko sposób na zabijanie czasu przez ludzi, którzy do niczego innego się nie nadają.- zapanował taka cisza, że spokojnie można by usłyszeć  upadające na podłogę piórko.
- Przynajmniej nie wypowiadam się na temat o którym nie mam zielonego pojęcia!- byłam tak wściekła, że dopiero jak wypowiedziałam te słowa uświadomiłam sobie co zrobiłam. To by było na tyle jeśli chodzi o dobre pierwsze wrażenie.
Mężczyzna jak gdyby nigdy nic podszedł do szafki z której wyciągnął wysokie, drewniane pudełko i położeł je przede mną.
- Chyba właśnie pana obraziłam i z tej okazji dostaję prezent?- byłam w stanie wyobrazić sobie wielki pytajnik malujący się na mojej twarzy.
- Cały wieczór cię podpuszczałem żeby sprawdzić z jakiej gliny jesteś ulepiona, jaką osobą jesteś.
- I jak wypadłam?
- Całkiem nieźle- uśmiechnął się szeroko i wyciągnął z pudełeczko butelkę z czymś co wyglądało na nalewkę domowej roboty.- I za to się napijemy.

*
 Ścieżka dźwiękowa 2- Carly Rae Jepsen - I Really Like You

Po „wpadce kontrolowanej”- jak nazwała akcję z Wroną seniorem Berenika- udaliśmy się do mieszkania- całkiem przytulnego- siatkarza, gdzie jak na prawdziwego gentelmana przystało odstąpił mi swój pokój a sam postanowił przekimać się na kanapie. Powoli jego tak zwane dobre wychowanie zaczęło mi działaś na nerwy więc stwierdziłam, że poddam go próbie. Po wziętym prysznicu, owinięta tylko w ręcznik i z wilgotnymi włosami opadającymi na ramiona przeszłam z łazienki do sypialni tuż przed jego nosem a temu nawet powieka nie drgnęła. No i weź tu człowieku się nie denerwuj.

Po pysznym śniadaniu, przyrządzonym- a jakże- przez Andrzeja przyszła czas na wycieczkę po stolicy gdzie wyżej wymieniony osobnik płci męskiej postanowił pełnić rolę przewodnika. Przy czym stwierdził, że chce mi pokazać miejsca w jakiś sposób dla niego ważne. I tak zawędrowaliśmy pod siedzibę klubu gdzie poznał Kłosa, nad Wisłę gdzie spotykał się kiedyś ze znajomymi i na plac zamkowy gdzie jeśli mu wierzyć podjął decyzję o poświęceniu swojego życia siatkówce. Na koniec dotarliśmy do ogrodu saskiego gdzie o tej porze roku gałęzie uginały się malowniczo pod ciężarem śniegu. Przystanęliśmy obok wyłączonej fontanny gdzie uparcie próbowałam czubkiem buta zruszyć zamarzniętą grudkę błota.

- Jak wrażenia?- spytał jak gdyby nigdy nic.
- Doceniam twoje wysiłki…
- Ale?
- Ale ma już tego wszystkiego dosyć!- wybuchnęłam dając upust wszystkim emocjom które się we mnie kłębiły.- Potrzebuję mężczyzny, faceta z krwi i kości a nie jakiegoś chłopaczka, który robi jakieś dziwne podchody i będzie bał się złapać mnie za rękę. Chcę mężczyzny, który będzie wiedział czego chce, który mnie obejmie nie bacząc na to ze ludzie się dziwnie patrzą, który pocałuje tak że zmiękną mi kolana…- w jednej chwili gdzieś mi umknęło to co miałam zamiar jeszcze powiedzieć. Andrzej ja gdyby nigdy nic uniósł moją twarz a ja zbyt zaskoczona tym co się dzieje poddałam się rozwojowi sytuacji oddając mu pocałunek. Wplotłam dłonie w jego włosy pragnąć aby ta chwila trwałą wiecznie.
- Mówisz masz. Tak lepiej?- spytał przerywając niespodziewany całus.
- Yhy.- kolana mi nie zmiękły, ja czułam się jakbym nagle nie miała kości i całe szczęście, że mnie mocno obejmował w pasie bo pewnie bym glebła an ziemię. 

- Krótko i zwięźle. To mi się podoba.- cmoknął mnie jeszcze szybko w kącik ust a ja poczułam  jak po moim ciele rozlewa się przyjemne uczucie.
- Proszę państwa, tak nie można! Toż to demoralizacja społeczeństwa w biały dzień!- w naszą stronę zbliżała się roześmiana Ola za którą kilka kroków obładowany torbami z dosyć nieszczęśliwą miną idzie Kłos.
- Raczej szare popołudnie jak już.- stwierdziłam przytulając się mocniej do Wrony.
- Czepiasz się- blondynka teatralnie przewróciła oczami- ale w drodze wyjątku mogę się wybaczyć gdyż, ponieważ, bo pora jest zaiste późna i zaprawdę jest to popołudnie aniżeli słoneczny dzionek.
- Dobrze się czujesz?- Endrju posłał zatroskane spojrzenie dziewczynie swojego przyjaciela.
- Zakupy, wszystko przez zakupy! Mówiłem, że ich nadmiar kiedyś Olce zaszkodzi- Karol krążył w niewielkiej odległości od nas i był trochę za bardzo  jak na mój gust zainteresowany leżącym wszędzie śniegiem.
- Mój drogi, ty się nie znasz. Musimy jutro przecież jakoś wyglądać, poza tym..- nie dowiedzieliśmy się co było jeszcze „poza tym” bo na jej twarzy rozbiła się śnieżka. Początkowo zdezorientowany zastąpił morderczy wyraz twarzy.- Nie żyjesz!- pobiegła za Kłosem, który uchachany  niczym pięciolatek szykował już kolejną serię białej amunicji.

Niewiele myśląc idę w ślady pana K.K. i nacieram zimny puchem Wroniastego. W każdym razie próbuję bo chłopak jednak te dwa metry wzrostu ma i w ostateczności to on naciera mnie. W którymś momencie ląduję na plecach przygnieciona jego ciężarem. Pewnie byśmy tak trwali przez dłuższą chwilę i kto wie co by się działo dalej ale zostaliśmy zaatakowani przez naszych wcześniejszych rozmówców. Panie i panowie, wojnę zimową uważam za rozpoczętą.

*

Ścieżka dźwiękowa 3- Kim Cesarion - Cant Love Nobody

Jako dziecko chorowałam raczej rzadko, zresztą teraz jako dorosła osoba gabinet lekarski też omijałam łukiem. W najgorszym wypadku łapał mnie jednodniowy katar więc teraz gdy rozłożyła mnie wczorajsza  bitwa na śnieżki byłam potwornie zła. Delikatnie mówiąc.
Andrzej oczywiście chciał zostać ze mną, bo chłopaki na pewno zrozumieją a ja na to, że nich idzie bo to przecież jego święto i niecodziennie jest się członkiem drużyny roku. Z trudem bo z trudem ale uległ moim prośbą. Tak więc sama z cieknącym nosem i zaopatrzona w dzbanek herbaty z miodem oglądałam Galę Mistrzów Sportu, byłam z niego naprawdę dumna kiedy zobaczyłam jak razem przyjaciółmi z boiska cieszy się z otrzymanej nagrody.

Właśnie zbierałam się do snu kiedy usłyszałam dźwięk przekręcanego zamka w drzwiach.
- Nabroiłeś coś i cię wygonili czy sam z własnej woli wszyłeś tak wcześnie?- dobrze pamiętałam, że po gali ma się odbyć bal więc zdziwił mnie jego widok o tej porze.
- Tutaj mam lepsze towarzystwo.- oznajmił siadając obok i cmoknął mnie w czubek głowy.- Szkoda tylko, że sukienka się zmarnuje.- uśmiechnął się szelmowsko.
- Będą jeszcze inne okazje, na jej założenie.- wzruszyłam ramionami i przyglądałam się jak podchodzi do wieży i włącza jedną z piętrzących się obok płyt.- Myślałam, że preferujesz raczej ciężkie brzmienie?- spytałam wsłuchując się w spokojną balladę.

- Człowiek się zmienia. Zatańczysz ze mną?- wyciągnął dłoń w moim kierunki i po chwili przytuleni kołysaliśmy się w rytm znajome melodii. Musieliśmy śmiesznie wyglądać- ja w kolorowej piżamie, on w eleganckim garniturze- Kiedy zobaczyłem jak Kłos tańczy z Olą a później na parkiecie dołączają do nich inne pary czułem się nieswojo. Nie dlatego, że siedziałem jak ciołek sam przy stoliku tylko dlatego, że nie było Cię przy mnie.- zamilkł na chwilę, widziałam po jego minie jak stara się odpowiednio dobrać słowa.-  Nie da się nigdy nikogo poznać do końca. Dlatego jest to jedna z najbardziej przerażających rzeczy – przyjmowanie kogoś na wiarę i nadzieja, że on przyjmie nas tak samo. Jest to stan równowagi tak chwiejnej, że aż dziw, iż w ogóle się na to decydujemy. A mimo to... Za każdym razem gdy nie ma Cię przymnie nie wiem co ze sobą robić, miotam się z kota w kąt. Podobno nie można mieć wszystkiego ale mając Ciebie mam wrażenie, że jednak mam wszystko to co chciałem mieć od zawsze. Tak, Kocham Cię. Bardziej niż wczoraj i mniej niż jutro. Matko, czy ty płaczesz?- otarł spływające po moich policzkach łzy.

- Bo już myślałam, że tego od ciebie nie usłyszę.
- Od teraz będę Ci to powtarzał codziennie.- znowu pocałował mnie tak, że zapomniałam jak się oddycha. Miałam wrażenie jakby czas się zatrzymał, ręce jakby bez udziału woli zaczęły rozpinać guziki jego koszuli.
- Jesteś pewna, że właśnie tego chcesz?- spytał unieruchamiając moje nadgarstki
- Chcę Ciebie.- dawno nie byłam niczego tak pewna.


.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

CZYTASZ? SKOMENTUJ!
No i wreszcie jest 17 rozdział, trochę musiałyście poczekać ale mam nadzieję, że było warto:)
Końcówka mogła być lepsza ale dla odmiany jestem z niej zadowolona.
Ogłaszam wszem i wobec, że Andrzej odnalazł swój rozum (@Kam ila- zasługa twojego Gpsa:D). Niektóre z was przeczuwały, że coś się wydarzy na Balu Dziennikarzy i tak było tylko że po nim:)
Ostatnie dwa tygodnie były dla mnie ciężkie ale jakoś udało mi się je przetrwać.
Mam nadzieję, że nie obraziłyście się że nie komentowałam waszych opowiadań ale naprawdę nie miałam czasu. Jestem w trakcie nadrabiania zaległości więc cierpliwości.
Większość rozdziału napisałam podczas oglądania finału Eurowizji (trzeba było jakoś spożytkować te 3 godziny :D), tak btw mi najbardziej podobała się piosenka z Belgi, do posłuchania tutaj => LoïcNottet - Rhythm Inside. Fajny układ i prosty strój wokalisty jak i tancerzy/ chórku dopełnił całości.

Do następnego 
Artis

sobota, 16 maja 2015

Rozdział 16

Ścieżka dźwiękowa- Ella Eyre - Together


Takim oto sposobem weszłam w nowy rok. Wyznając Andrzejowi miłość.
Spytał dlaczego nie mogę mu po prostu wybaczyć a ja na to, że dlatego bo go kocham. To się nazywa poronione rozumowanie ale czasem naprawdę najtrudniej jest wybaczyć tym na których nam najbardziej zależy.

Skra na początku roku miała do rozegrania dwa mecze wyjazdowe więc siłą rzeczy nasz kontakt ograniczał się do rozmów telefonicznych. Raz próbowaliśmy rozmawiać przez skype'a ale zaraz reszta bełchatowskiej drużyny zleciała się gratulując nam obojgu "powrotu na ścieżkę miłości". Uwielbiałam tych chłopaków ale czułam, że najpierw muszę uporządkować sobie wiadome sprawy z Wroniastym a oni mi tego nie ułatwiali. Byłam wdzięczna za jego postawę- nie narzucał się mi się ale czułam, że mam w nim wsparcie. Przyzwyczajałam się do niego na nowo.

- Zapraszamy ponownie.- pożegnałam ostatniego tego dnia klienta, za którym zamknęłam drzwi galerii.
- Jednak zatrudnienie ciebie było dobrą decyzją.- pani Ania również powoli zbierała się do wyjścia.- Przyznam, że miałam pewne wątpliwości ale że wszystkich kandydatów wydawałabyś się najodpowiedniejszą osobą do pracy tutaj. Cieszę się, że się nie pomyliłam.
- Dziękuję za szczerość.- byłam mile zaskoczona słysząc z jej ust te słowa. Moja szefowa nie należała do osób nadmiernie chwalących kogokolwiek.
- Ostatnio nasze zyski znacząco wzrosły, co powiesz na mało podwyżkę?
- Jestem jak najbardziej za.- kolejny dowód uznania z jej strony? Aż zaczęłam się czuć nieswojo.

*

Kiedy parkowałam pod blokiem dostałam jeszcze smsa od Bereniki z prośba o kupienie 3 kilogramów mąki. Pojęcia nie miałam po co jej tyle tego ale już dawno przestałam starać przewidzieć się jej działania bo i tak nigdy mi to nie wychodziło a i w rezultacie byłam zaskoczona. Nie inaczej było i tym razem. W kuchni podczas mojej nieobecności zostało uruchomiona mała spożywcza linia produkcyjna, gdzie pani Wanda zagniatała ciasto, Berenika mieszała farsz a Falasca i Endrju lepili pierogi. Gdyby ktoś w tamtej chwili wpadł na pomysł nakręcenia całej sytuacji i wrzucenia filmiku do Internetu z całą pewnością wiedziałby co robi. Cała scenka wyglądała komicznie, chłopaków to było mi nawet żal. Z bądź co bądź dużymi dłońmi było im trudniej ukleić coś co wyglądało apetycznie. Oczywiście pani starsza nie omieszkała ciągle im tego wytykać.

- Moja babcia mówiła, że skoro wszystko idzie do jednego wora to nie musi wyglądać niewiadomo jak idealnie.- wyrwałam ich z transu i aż się uśmiechnęłam widząc zawstydzoną minę Ptaszyska.
- Widać jak wy młodzi nie znacie się na życiu.- Pani Wanda teatralnie przewróciła oczami.- Musicie pamiętać moje drogie- tu zwróciła się do mnie i swojej wnuczki- że droga do serca mężczyzny wiedzie przez jego żołądek ale tuż poniżej znajduje się autostrada.- Wszyscy "zgodnie" wpadli w zmieszanie, poza Miguelem który najwyraźniej nie zrozumiał sensu wypowiedzi pani starszej. Czasem jednak dobrze nie znać obcego języka.

- Martina jak dobrze, że jesteś!- Falasca omijając starszą panią podbiegł do mnie szybko i uściskał.- To być katastrofa, ty musieć nam pomóc!
- Ale w czym konkretnie?- spytałam zastanawiając się czego też może ode mnie chcieć.
- Mój przyjaciel, to znaczy trener- Andrzej poprawił się widząc nieprzychylne spojrzenie szkoleniowca- chciał prosić Cię o pomoc przy zrobieniu klubowej sesji fotograficznej, chodzi głównie o takie zdjęcia wizytówki poszczególnych zawodników.
- A co, Konrad zastrajkował?- przypomniałam sobie etatowego fotografa Skry.
- Żeby tylko, oznajmił dzisiaj prezesowi, że dostał "niezwykle intratną propozycję, z której nie sposób mu zrezygnować".- ostatnie zdanie środkowy wygłosił teatralnym tonem.
- Dobra, nie ma problemu. Mogę się tym zająć, tylko kiedy?- w głowie pojawiło mi się już kilka pomysłów.

- Dzisiaj?- Falasca patrzył na mnie błagalno- przejętym wzrokiem.
- Jesteście niemożliwi.- z niedowierzaniem pokręciłam głową. Na szybko zjadłam przygotowany posiłek, który jak stwierdziła Berenika w poprzek w gardle nie stawał wiec aż taki tragiczny nie był jakby można się było tego spodziewać, i ruszyliśmy w drogę do hali. Konrad dał ciała ale przynajmniej wszystko było przygotowane. Musiałam tylko ustawić oświetlenie oraz tło i zabrałam się do pracy. Kilka zdjęć grupowych a następnie każdy z chłopaków musiał chwilę pomęczyć się przed obiektywem. Dobrze mi się z nimi pracowało, pozwoliłam nawet sobie zażartować że niektórzy z nich rozminęli się z powołaniem i zamiast po boisku powinni chodzić po wybiegu.

- Zawsze wiedziałem, ze mam w sobie to coś.- oznajmił Włodi po czym odszedł niby-modelowym-krokiem i zostawił mnie samą z tym- którego-imienia-przy-mnie-lepiej-nie-wypowiadać, przynajmniej do niedawna.
- Jestem całkiem fotogeniczny- stwierdził zerkając mi przez ramię na ekran laptopa gdzie przeglądałam zrobione przed momentem  fotki.
- I skromny- odwracając się wpadłam na niego nieświadoma, że stoi aż tak blisko.
- Taa.. czasami nie mamy wiele do gadania w kwestii promocji. Sponsor daje kasę na klub i chce się w jakiś tam sposób wypromować, coś z tego mieć.- dalej mnie trzymał w uścisku jakby zastanawiał się co powinien zrobić i po chwili namysłu puścił mnie ale chwycił za rękę jakby bał się, że mu ucieknę.
- To zrozumiałe.- pokiwałam głową na znak zgody.
- Wiesz tak się zastanawiałem, czy nie chciałbyś pojutrze towarzyszyć mi na Gali Mistrzów sportu i na późniejszym balu...- sądząc po jego spojrzeniu bardzo mu na tym zależało.
- Na twoje szczęście nie mam szczególnych konkretnych planów na ten wieczór.- uśmiechnęłam się szeroko na co ten odpowiedział mi tym samym. W którymś momencie naszej rozmowy straciłam czujność i Ferdinand dorwał się do aparatu, tak że razem z resztą drużyny robili sobie sweetfocie.
- Masz zamiar ich jakoś powstrzymać?- Andrzej wiedział jaki mam stosunek do swojego sprzętu i że nie lubię oddawać go w obce ręce.
- Nie.- oznajmiłam z tajemniczą miną.
- Mogę sie tym zająć jeśli chcesz- zabawnie wypiął klatkę piersiową.
- Nie trzeba głuptasie, właściwie to myślałam, żeby to jakoś wykorzystać.

Takim oto sposobem powstała sesja numer dwa. Zupełnie nieszablonowa bo przedstawiająca klubowe życie od kuchni oraz zrobiona przez siatkarzy z moją drobną tylko pomocą. I tak kilka godzin później na fanepagu Skry ukazały się zdjęcia na których Marechal tańczył z panią sprzątającą, Facu udawał że śpiewa do mopa (to chyba ta pozostałość po Koncicie), trio Włodi- Kacper- Kłos bawili się w chirliderki a Winiar z Mariuszem robili za mopemanów. Moje ulubione tam( w sensie na stronę) nie trafiło, było zbyt osobiste. W trakcie całego zamieszania obsługa techniczna zaczęła ściągać ze słupków siatkę, która została im brutalnie odebrana przez Srecko i Muzaja tylko po to, żeby owinąć nią mnie i Andrzeja. Wyszło zabawne i na swój sposób urocze zdjęcie. Ze spojrzenia patrzącego na mnie Wrony biła taka czułość że aż zrobiło mi się ciepło na sercu.

- Jesteśmy na miejscu.- odwiózł mnie pod sam dom i zgasił silnik przyglądając się mi z uśmiechem Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy przerywanej dźwiękami melodii wydobywającej się z radia.

„It's not about me
It's not about who I want to be
It's not about you
You know that we are better off as two.”

Czy jesteśmy lepsi gdy jesteśmy we dwoje? Chyba tak, przynajmniej ja czuje się inną osobą, lepszą.  Mimo to dalej czuje niepewność i niepokój, bo w przeciwieństwie do mnie może mieć pewność co do uczuć jakie do niego czuję. Dalej nie usłyszałam z jego ust tych dwóch magicznych słów.
- Wpadnę po ciebie jutro popołudniu.
- Będę czekać.- odpowiadam zgodnie z prawdą i całuję go w policzek na pożegnanie.

.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.- .-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

Czytasz? Skomentuj!

Kiedyś tam napisałam, że nie miałam zupełnie pomysłu na rozdział no a w tym przypadku było jeszcze gorzej. Ta część choć została „sklejona” z tzw odpadków, czyli pomysłów które miały znaleźć się we wcześniejszych rozdziałach ale po namyśle z nich zrezygnowałam.


@Wredna Ania- Andrzej ma spóźniony zapłon ale może kiedyś powie Martynie, że ją kocha :)
@Kam ila- jak ci dam beznadziejny komentarz to cię braknie! Za każdym razem się śmieje jak czytam twoje opinie na temat poszczególnych  rozdziałów.
@I'm a Princess- chcesz takiego Wronę? Mówisz masz, cały jest twój :D

sobota, 9 maja 2015

Rozdział 15

Ścieżka dźwiękowa 1- Trading Yesterday - Shattered 

- Możesz stanąć mniej więcej tak.- pokazałam pozującej przede mną dziewczynie pozę o jaką mi chodziło. 

Następnego dnia, z samego rana, po powrocie do Bełchatowa miałam do zrobienia  na szybko małą sesję. Kamila, młoda, wysoka rudowłosa dziewczyna, prywatnie daleka kuzynka mojej szefowej chciała zostać modelką ale że jej port folio było skromne potrzebował jak najszybciej kilku dobrych zdjęć, które pozwoliłyby jej zaistnieć w świecie mody. Jakoś szczere w to wątpiłam. Nie chodzi o to, ze była brzydka bo wręcz przeciwnie czy wątpiłam w swoje umiejętności jako fotografa po prostu nie wydaje mi się, żeby można osiągnąć sukces od tak za pstryknięciem palców. Mimo to włożyłam w to całe serce i byłam zadowolona z naszej współpracy. Dziewczyna stosowała się do moich sugestii a ja kolei starałam się jak najlepiej oddać na zdjęciach to o co ona mnie prosiła.

 - Resztę wyślę ci później.- oznajmiłam i wcisnęłam przycisk uruchamiający drukarkę.
- Nie ma sprawy. Grunt, żebym miała z czym pójść jutro do agencji.- uśmiechnęła się przyjacielsko i choć nie była klasycznym typem piękności bez trudu mogłam wyobrazić ją sobie jak bryluje na światowych wybiegach.- Zabrzmi jakbym była szalona ale lubię zapach świeżo drukowanych stron.- zakłopotana odgarnęła rudy kosmyk za ucho
- Każdy z nas ma swoje dziwactwa, mnie na przykład nikomu do tej pory nie udało się przekonać do ebook’ów. Tysiąc razy bardziej wolę papierowe książki niż ich elektroniczne wersje.- oznajmiłam przeciągając się na krześle.

- Żadne tablety, Kindle czy inne takie?- najwyraźniej moje wyznanie przywróciło jej nieco pewności siebie.
- Zdecydowanie nie.- ze śmiechem pokręciłam głową.- ktoś mi nawet kiedyś powiedział, że mam starą duszę.- poczułam ukłucie gdzieś koło serca bo tym kimś był Andrzej. Po wczorajszej akcji na instagrami wśród fanek zawrzało. Część zaczęła internetowe śledztwo, żeby dowiedzieć się czegoś o tajemniczej dziewczynie, inni życzyli siatkarzowi powodzenia i oczywiście znalazły się też takie osoby, dla których stałam się wrogiem numer jeden.
Jednak sam zainteresowany mimo „groźby” milczał.

- Powodzenia.- podałam jeszcze ciepły plik zdjęć  dziewczynie.
- Nie dziękuję, żeby nie zapeszyć. Rozszerzacie działalność?- spytała zerkając w kierunku wejścia do galerii. Podążyłam za jej wzrokiem i przez przeszkloną ścianę, zobaczyłam jak z miniwana z napisem „Kwiaciarnia” kierowca wynosi ogromny bukiet czerwonych tulipanów i wchodzi z nimi do środka.
- Pani Martyna Lijewska?- przyglądał się na przemian naszej dwójce.
- To ja.- podniosłam rękę wskazując, ze jestem osobą której szuka. Podał mi kartkę na której podpisem potwierdziłam odbiór bukietu.- Od kogo to?
- Pani się mnie nie pyta ja jej miałem tylko doręczyć.- stwierdził i szybko wyszedł na zewnątrz.
- „Ostrzegałem, że tak łatwo się nie poddam. A.”- przeczytałam załączony liścik.
- Nie wiem co takiego ten „A” narozrabiał ale naprawdę mu zależy.- stwierdziła moja towarzyszka.
- Jeden bukiet jeszcze…
- Kto mówi o jednym?- ruchem głowy wskazała w kierunku gdzie przed chwilą zniknął mężczyzna a ja oniemiałam. Pół chodnika obok samochodu zajmowały moje ulubione kwiaty.- Tak jak mówiłam zależy mu. Taka ilość tulipanów w środku zimy? Nieźle musiał się nagimnastykować, żeby ich tyle załatwić.

*



- Berenika możesz otworzyć?- poprosiłam zajęta przestawianiem mebli w salonie, żeby zrobić trochę miejsca na jutrzejszą imprezę.
- Nie ma takiej opcji- usłyszałam w odpowiedzi. Chcąc nie chcąc skierowałam swoje kroki w kierunku drzwi po drodze zaglądając do kuchni gdzie moja przyjaciółka cała uwalana mąką próbowała zrobić ciasto na które przepis znalazła w internecie. Samo jego zdjęcie tylko z wyglądu przyprawiło mnie o zawrót głowy no ale skoro zachciało jej się bawić w Buddy’ego Valastro to niech się teraz męczy. 


Kiedy otworzyłam drzwi nikogo za nimi nie było, uznałam więc że jakimś małolatom nudzi się i już miałam je zamknąć kiedy moją uwagę przykuło niewielkie zielone pudełeczko leżące na wycieraczce. Na tyle szybko na ile pozwalała na to fantazyjnie zawiązana wstążka rozpakowałam je ciekawa co też może być w środku. Moim oczom ukazał się zwyczajny srebrny łańcuszek z zawieszką w kształcie piłki do siatkówki (<klik>) i liścik.

„Miałem dać Ci go na Boże Narodzenie. A.”

Sytuacja rodem z taniej komedii romantycznej, nieco przesłodzona ale nic na to nie poradzę, że ten gest wywołuje u mnie uśmiech.


 *

Jeszcze tego samego dnia musiałam pójść na pocztę, żeby wysłać swoje zgłoszenie do programu stypendialnego Julliarda. Takich jak ja pasjonatów pragnących dostać się na tą prestiżową uczelnię artystyczną były zapewne setki ale wolałam spróbować i nie dostać się niż żałować, że odpuściłam sobie nawet nie zawracając sobie tematem głowy.

Tak więc kiedy porządnie zapakowaną aplikację wraz z plikiem moich najlepszych zdjęć- wybranych przez komisje w składzie: pani Wanda, Berenika, Włodi, Ola i Karollo- podałam statecznej pani w okienku ta z kolei podała mi dużo mniejszą paczkę zaadresowaną na mój bełchatowski adres. No bo skoro już tu pani jest to poco listonosz ma się męczyć. Charakter, którym zostały wypisane moje dane rozpoznałabym zbudzona w nocy o północy. Tym razem w szary papier była zapakowana moja ulubiona książka z dzieciństwa- Tajemniczy ogród.
Drobne gesty- kwiaty, łańcuszek a teraz książka ale małe rzeczy cieszą bardziej niż wielkie i wyszukane gesty.


*

- Czemu nie jesteś jeszcze gotowa?- Berenika wparowała do mojego pokoju niczym chmura gradowa.- Pospiesz się bo się spóźnimy!- dziewczyna dosłownie ubrała mnie w klubową bluzę skry.
- Wiesz, zamiast wydawać mi rozkazy dotyczące niewiadomo czego mogłabyś powiedzieć o co ci chodzi.- stwierdziłam poprawiając koszulkę.
- Mecz! Ostatni w tym sezonie, co prawda towarzyski ale musimy tam być!
- My?
- No dobra ja, bo muszę napisać artykuł o tym jak sobie nasi siatkarze na razie radzą w tym sezonie a ty moja droga- wskazała na mnie palcem- będziesz mi towarzyszyć. Zawsze to raźniej we dwoje kibicować.- stwierdziła po czym siadła naprzeciwko.
 - Tia… pomijając fakt, że na hali będzie dobre kilkaset kibiców to nie wydaje mi się, żebym była ci jakoś szczególnie potrzebna.- wróciłam do zajęć, które mi przerwała.
- Ty mnie źle zrozumiałaś, ja nie pytam cię o zdanie tylko stawiam przed faktem dokonanym.- jak sobie przypomnę opowieści jej babci co potrafiła zrobić gdy jej na czymś zależało a tego nie otrzymywała to odpuszczam i posłusznie udaję się z moją osobistą szantażystką na miejsce. 

Choć do rozpoczęcia spotkania zostało  jeszcze sporo czasu praktycznie wszystkie miejsca są zajęte ale korzystając z przywileju jaki daje Berenice akredytacja dla prasy zajęłyśmy miejsca tuż przy bandach, po przeciwnej stronie boiska w stosunku do ławki zawodników. Co nie zmieniło faktów, że znajomi siatkarze machali do mnie wesoło gdy tylko mnie zauważyli. 

Włącznie z głównym zainteresowanym. Znowu te motyle w brzuchu i przyspieszone bicie serca. Matko jak ja nie lubię tego uczucia niemocy, które we mnie wywołuje. Po zaprezentowania przez Marka Magierę obu drużyn czyli Skry i tak zwanej „reszty świata” rozpoczął się mecz. Wiedziałam, ze tego typu spotkania są dalekie od normalności ale to co się działo na boisku nie tylko u mnie wywoływało niekontrolowane napady śmiechu. Parę razy brakowało, żebym spadła z krzesła i tarzała się po podłodze ze śmiechu. Po dwóch wygranych setach przez Skrę Berenika gdzieś się ulotniła a ja razem z klubem kibica zaczęłam podśpiewywać dopingujące przyśpiewki. 

- Widzę, ze dobrze się bawisz.- usłyszałam tuż obok rozbawiony głos. Po drugiej stronie bandy stał rozbawiony Andrzej.
- Jest całkiem… sympatycznie.- zgodziłam się unikając jego wzroku i zobaczyłam jak przechodzi za nim Włodarczyk pokazujący zaciśnięte kciuki.
- Wiedziałem, że Ci się spodoba.- ujął w palce łańcuszek, który od niego dostałam.
- Możemy później porozmawiać?
- Miałem nadzieję, że o to spytasz.- pewnie nieporadnie byśmy ciągnęli tą wymienię zdań gdyby nie gwizdek sygnalizujący rozpoczęcie kolejnego seta. 

Kolejne kilkadziesiąt minęło mi  tak szybko, że nie spostrzegłam się a mecz już się skończył. Zostawiłam Berenikę przeprowadzającą wywiad z Falascą i ruszyłam na poszukiwania Ptaszyska. Gdy już go znalazłam okazało się, że oblega go całkiem spora grupa fanek. Czyli jak zwykle. Nie mając innego wyjścia przysiadłam sobie spokojnie z boku aż każda z małolat dostała autograf czy zrobiła sobie zdjęcie. Trochę to trwało ale w końcu się doczekałam. Tylko, że ktoś mnie ubiegł i podszedł do niego pierwszy. Właścicielka najbardziej znienawidzonego przeze mnie imienia, niejaka Sabina- jego ex.
Nie ma sprawiedliwości na tym świecie.


[perspektywa Andrzeja]

Ścieżka dźwiękowa 2- My Heart Is Open (Feat. Gwen Stefani) | Maroon 5 


Kiedy dostrzegłem Martynę wśród kibiców na wczorajszym meczu cieszyłem się jak dziecko a gdy się okazało, że chce ze mną porozmawiać byłem pewny że nastąpi przełom. Tylko że po meczu wsiąkła jak kamfora i nikt nie był mi w stanie powiedzieć gdzie się podziała. Gdy spytałem o to jej współlokatorkę ta była ciężko zdziwiona bo przecież „Tyśka poszła Cię szukać”. Chwile zajęło mi skojarzenie faktów ale gdy już poukładałem elementy układanki przeklinałem własną głupotę. Musiała zobaczyć jak rozmawiam z Sabiną. Co jak co ale blondyna miała dziwną umiejętność pojawiania się wtedy kiedy nie trzeba.

- No nareszcie jesteś.- drzwi do mieszkania dziewczyn, z którego dobiegały dźwięki muzyki, otworzyła mi Berenika przebrana w kostium mordercy z Krzyku (<<klik>>).- Błagam tylko mi nie mów, że przebrałeś się za samego siebie.
- Jakoś nie miałem głowy, żeby wymyśleć coś ciekawego. Dzięki że mi pomogłaś, nie wiem jakbym dał be ciebie radę z tą całą akcją.-powiedziałem  przystępując nerwowo z nogi na nogę.
- Poradziłbyś sobie.- stwierdziła wzruszając ramionami.- Choć byłoby ci zdecydowanie trudniej. Zaciągnąć ją na wczorajsze spotkanie było niełatwo.- zabawnie odrzuciła włosy a  ja powoli zaczynałem rozumieć o co chodziło Martynie gdy mówiła że panna B jest najbardziej pozytywnie zakręconą wariatką jaką zna.- W każdym razie uważam, że nasz plan pod tytułem „zmasowany atak na psychikę, otumanienie i zdezorientowanie- czyli jak uzyskać przebaczenie od Tyśki” przebiegł na 5+.

- Tylko że jeszcze mi nie wybaczyła.
- Nie bój żaby będzie dobrze.- uśmiechnęła się do mnie krzepiąco i przybrała poważniejszy ton.- Może tego nie okazywać ale naprawdę jej na tobie zależy i uwierz mi to wszystko co zrobiłeś, te prezenty zrobiły na niej duże wrażenie. Niby drobnostki ale to lepsze niż jakieś wydumane gesty bo to co zrobiłeś dowodzi, że ją naprawdę znasz. Musisz tylko okazać jeszcze trochę cierpliwości.
- Byłby z ciebie całkiem niezły psychiatra.- stwierdziłem na co ta roześmiała się głośno.
- O nie mój drogi. Zasada psychologii numer jeden- uderzyła w uroczysty ton- wariaci wariatów leczyć nie mogą!

Rozmawialiśmy jeszcze chwilę po czym wkroczyliśmy w roześmiany, kolorowy tłum. No dobra, może nie tłum ale i tak byłem zdziwiony że na tak stosunkowo niewielkiej powierzchni może zmieścić się aż tyle osób. Spora większość była przebrana za różne postacie: rycerzy, wiedźmy, królowe czy jak duet Kłos & Ola za parę pszczół. Ale i tak wszystkich pobił Facu Conte. Jak go zobaczyłem to nawet się nie zaśmiałem bo odebrało mi mowę. Z jakiegoś powodu postanowił przebrać się za Conchitę Wurst i trafił w dziesiątkę robiąc furorę wśród zebranych. Dopiero po chwili w rozmawiającej z nim dziewczynie rozpoznałem Martynę, która na ten ostatni wieczór roku postanowiła wcielić się w postać hipiski. Długa do ziemi kwiecista sukienka poruszała się przy każdym najmniejszym ruchu, kasztanowe włosy opadające miękkimi falami na ramiona podtrzymywała kwiecista przepaska a z szyi zwisała na długim rzemyku pacyfka. Zaśmiała się z czegoś co powiedział mój klubowy kolega a kiedy skierowała swój wzrok w moją stronę zamarła i przez chwilę wyglądała jakby miała ochotę się rozpłakać.

Wieczór wyglądał w telegraficznym skrócie mniej więcej tak- próbowałem z nią porozmawiać ta uciekała, chciałem zatańczyć to albo chowała się gdzieś albo wyciągała któregoś z chłopaków na parkiet traktując mnie jak powietrze.
- Może byś tak wreszcie coś z tym zrobił.- Ola stanęła obok i miała taką minę jakby miała ochotę mi przyłożyć.
- Właśnie Wroniasty, bądź mężczyzną.- zawtórował jej Wojtek przebrany za Jacka Sparrowa. Wziąłem głęboki oddech i ruszyłem w kierunku tańczącej z Kłosem dziewczyny.
- Odbijany- wyrwałem ją z uścisku przyjaciela.
- No nareszcie- uniósł dłonie do nieba w dziękczynnym geście.
- Ej! Ja wiem, że może nie tańczę najlepiej ale chyba nie było aż tak tragicznie.- Tyśka aż poczerwieniała ze złości i już miała znowu mi gdzieś uciec.

- O nie moja droga nie tym razem.- zamknąłem ją w mocnym uścisku. Przez chwilę próbowała mi się wyrwać ale widząc, ze nie ma szansy odpuściła.- Mądra dziewczynka.- uśmiechnąłem się do niej.
- Nie chce mi się z tobą gadać- oznajmiła.
- Wczoraj było inaczej.
- Było, minęło.
- Coś mi się wydaje, że w  poprzednim wcieleniu byłaś kopciuszkiem- cały czas mi uciekasz. Dlaczego?
- Bo potrzebuję Cię bardziej niż mogę to znieść.- tym wyznaniem tak zbiła mnie z pantałyku, że przez ułamek sekundy nie wiedziałem co powiedzieć. co zresztą wykorzystała i stwierdziła, ze musi pomóc Berenice z szampanem.

Do północy zostało jeszcze kilka minut więc wszyscy zaczęli powoli wychodzić na zewnątrz, żeby przywitać nowy rok w blasku fajerwerków. Jak jakiś pozbawiony woli zombie podążyłem za nimi starając się przetworzyć to co właśnie usłyszałem.
Choć śnieg stopniał tuż po świętach to nadal panowała ujemna temperatura. Tak jak się tego spodziewałem stała nieco na uboczu i trzęsła się z zimna.

- Nie rozumiem... Czujesz coś do mnie  i nawet nie próbuj zaprzeczać- przerwałem jej widząc, że chce coś powiedzieć.- Czemu nie możesz mi wybaczyć?
-No nie wiem? Może dlatego, że Cię kocham!- wykrzyczała zwracając uwagę stojących najbliżej osób. Kiedy uświadomiła sobie co powiedziała zasłoniła usta ręką jakby ten gest mógł wszystko cofnąć.

Gdzieś w tle rozbrzmiewało odliczanie ostatnich sekund tego roku.

Do tej pory myślałem, ze najwięcej radości przyniosło mi zdobycie mistrzostwa świata ale prawda jest taka, że człowiek nie wie co to jest szczęście dopóki nie usłyszy od ukochanej osoby tych dwóch magicznych słów. Przytuliłem ją i trzymałem tak póki nie przestała drżeć od tłumionego płaczu. Przez pewien czas nie umiałem sobie poradzić z uczuciami jakie we mnie wywoływała, nie zasługiwałem na kogoś takiego jak ona. Jestem szczęściarzem, że los postawił ją na mojej drodze ale mam świadomość, że będę musiał na nowo zasłużyć na jej zaufanie.

- Zależy Ci na mnie?- spytała drżącym głosem.
- Dobrze wiesz, że tak.- odparłem jakby to było oczywiste.
- To nie spieprz tego.- poprosiła cicho.
Miałem ochotę ją pocałować ale nie chciałem niczego przyspieszać, żeby jej nie spłoszyć. Starłem kciukiem spływającą po jej policzku łzę i obiecałem sobie, że zrobię wszystko żeby była przy mnie szczęśliwa.




.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Czytasz? Skomentuj!
Tadam! Jest i rozdział numer 15!
Mam nadzieję, ze wam się podobało.
Za bardzo polubiłam moich bohaterów, żeby męczyć ich niewiadomo jak długą rozłąką.
Na najlepsze pomysły wpada się przypadkiem i tak było z duetem spiskowym Wrona/ Berenika ale chyba wyszło całkiem fajnie. Przynajmniej w moim odczuciu.
 Jeśli ktoś miałby ochotę to polecam obejrzeć filmik MECZ GWIAZD - czyli siatkówka na wesoło który jest powiedzmy, że pierwowzorem meczu opisanego w tym rozdziale :)
To do usłyszenia :*

     Artis

piątek, 1 maja 2015

Rozdział 14



Tej nocy praktycznie nie zmrużyłam oka. Budziłam się co chwilę i za każdym razem czułam przyspieszone bicie serca wywołane irracjonalnym strachem choć tak naprawdę nie miałam się czego bać z jego strony. Prawda? Zranił mnie to fakt ale chyba nie zrobiłby mi krzywdy?

Stojąc pod prysznicem i czując jak ciepła woda obmywa moje ciało czuję się trochę lepiej. Kiedy biegłam pogrążonymi w półmroku ulicami obserwowałam jak miasto budzi się do życia i zazdrościłam innym ich banalnej codzienności, zwyczajnych problemów. Pokręciłam głową rozpryskując po kabinie krople wody. Nie, wcale nie inni też przeżywają tragedie, osobiste dramaty. Ze mną jeszcze nie jest tak źle ale słowa i tak bolą. Jak mawiał klasyk „life is brutal and full of zasadzka and sometimes kopas w dupas but są chwile for których warto life!”. Tego będę się trzymać, przynajmniej na razie.

Wsłuchując się w cichy szum wody zastanawiałam się co powinnam dalej zrobić. Wyłączam prysznic i słyszę dźwięk skrzypiących drzwi. Chwila…
- Wrona ty patafianie jeden wynocha mi stąd!- wydarłam się na siatkarza wyrywając swym krzykiem  ze snu pewnie pół Milicza.
- Przepraszam.- wymamrotał i zostałam w łazience sama. Owijając się w puchaty ręcznik odetchnęłam z ulgą. Szczęście w nieszczęściu, że szyba kabiny była częściowo matowa i nie zobaczył tego czego nie powinien. W każdym razie miałam taką nadzieję.

Ubrana i pachnąca, z wciąż lekko wilgotnymi włosami, skierowałam się do kuchni gdzie przy śniadaniu siedziała moja familia i nieszczęsny-nie-chcę-cię-widzieć siatkarz sztuk jeden.
Gadka szmatka, zwykłe uprzejmości i jakimś cudem –w miarę zręcznie- udawało mi się omijać temat domniemanego związku mojego i Andrzeja. W którymś momencie chłopak poczuł się trochę zbyt pewnie.

- To kiedy wracacie?- spytał moja szwagierka pomiędzy jednym a drugim kęsem.
- Jutro.- oznajmił Wroniasty.
- Dzisiaj.- powiedziałam równocześnie. Andrzej uśmiechnął się do mnie nieśmiało i żeby nie stracić rezonu dodałam szybko.- W każdym razie ja wracam dzisiaj.- zaakcentowałam ostatnie słowo.- Musimy z Bereniką powoli zacząć przygotowywać się do sylwestra więc muszę wracać.- wymyśliłam naprędce całkiem wiarygodne kłamstwo bo do końca roku zostały tylko trzy dni. inna sprawa, że nie miałam pojęcia co na ten dzień planuje moja współlokatorka.
- Rozumiem, że mogę czuć się zaproszony?- spytał dwumetrowiec.
- Mam uwierzyć, że nie masz nic lepszego do roboty?- zabrzmiałam bardziej opryskliwie niż tego chciałam. Albo był dobrym aktorem albo faktycznie przez sekundę wyglądał na naprawdę urażonego.
- Moglibyście wrócić razem. Miałam zamiar odwiedzić tak jakoś za dwa tygodnie to przy okazji odprowadzę Ci samochód a wrócę autobusem.- całkiem zadowolona siebie moja mama przedstawiła swój plan a ja czułam jak się we mnie gotuje.
- Nie, nie moglibyśmy!- zerwałam się z miejsca i zamknęłam w swoim pokoju.
- Czy tylko ja mam wrażenie, że coś jest nie tak?- usłyszałam przez zamknięte drzwi słowa Blanki.

To by było na tyle jeśli chodzi o maskowanie emocji. Usiadłam na podłodze, oparłam się o ścianę i zamknełam oczy. Człowiek może sobie wmawiać, że wszystko dzieje się z jakiegoś powodu a później znowu go spotykasz i nie możesz przestać trząść się od środka. Nie chcę tego ale łapię się, że uruchamiam swój osobisty system obronny- staram się ponownie go do siebie nie dopuścić i w rezultacie sama mogę powiedzieć coś czego będę żałować a żadne czyny nie wymażą.

Nie wiem ile tak siedzę, może zaledwie kilka minut albo godzinę. Jak na stare budownictwo ściany są nadzwyczaj cienkie przez co dociera do mnie każde wypowiedziane przez Andrzeja słowo. Zupełnie jakby chciał, żebym wszystko usłyszała. Swoją opowieść zaczyna od dosyć tragicznych początków naszej znajomości. Słyszę podniesiony głos mojej mamy i od razu przypominam sobie jak chciała ścigać sprawcę wypadku, żeby ten poniósł odpowiednią karę. Chce mi się śmiać bo  jeszcze wieczorem była nim oczarowana a teraz dostaje od niej niezłe bęcki. Prawie jest mi go żal. Powoli dochodzi do tego jak wszystko się zepsuło. Ciszę jaką zapada bo tych samych słowach które mi powiedział a teraz powtarza przerywa krótkie „przepraszam” i zapewnienie, że wszystko naprawi. Nie postara się, tylko naprawi- subtelna różnica ale chwytam się jej jak tonący brzytwy.

- Zależy Ci na niej?- słyszę jak pyta go mój brat.- W takim razie to nie nas powinieneś przepraszać.- Wrona najwyraźniej twierdząco odpowiedział jakimś gestem.
O ile to możliwe mam w głowie jeszcze większy mętlik w głowie niż przedtem. Zrezygnowana ciasno oplatam ramionami kolana i wyrywa mi się jęk bezsilności. Wzdrygam się kiedy czuję dotyk na ramieniu.

- Nie chciałem Cię wystraszyć.- siatkarz usiadł przede mną po turecku i wyglądał jakby zastanawiał się co ma powiedzieć.- Wiem, że poległem na całej linii, ktoś mi powiedział że nikt nie zasługuje żeby usłyszeć coś takiego tylko że uświadomiłem sobie za późno. Tym bardziej, że wiem co przeszłaś ze swoim byłym.- przerwa na chwilę i spuszcza wzrok jakby nagle zainteresowały go drewniane słoje na podłodze. Wzdycha i ponownie jego wzrok skupia się na mnie.- Chyba zrobiłem to bo podświadomie bałem się, że mnie zranisz i wolałem zrobić to pierwszy. Głupie, wiem. Chciałem tylko, żebyś wiedziała że będę o Ciebie walczyć.- i zostawia mnie samą.
Serce jedno- wybacz mu, rozum drugie- niech trochę się postara, nie odpuszczaj tak łatwo. Pamiętam, ze w jakiejś książce miłość traktowano jak chorobę więc po osiągnięciu pełnoletniości każdy nastolatek dostawał lekarstwo-zastrzyk pozbawiający możliwości doznawania tego uczucia. Może to nie taki głupi pomysł?

*


- I tak miałam zamiar was zaprosić- zaśmiałam się do słuchawki. Najwyraźniej informacja o organizowanym przeze mnie i Berenikę sylwestrze rozeszła się po Bełchatowie lotem błyskawicy i teraz wysłuchiwałam świecie oburzonej Oli.
- Mam taką nadzieję. Dlaczego muszę wszystkiego zawsze dowiadywać się ostatnia?
- Coś pomoże jeśli obiecam, że następnym razem poinformować cię pierwszą o tego typu akcji?
-Musiałabym się zastanowić.- czułam, że się szeroko uśmiecha po drugiej stronie słuchawki.- Poczekaj Karol czegoś chce. Orzesz jasna Anielko… Obiecaj, że oddzwonisz jak tylko to zobaczysz.- poprosiła zdębiałym głosem.

- To? Ale co? Halo, Ola?- usłyszałam sygnał przerwanego połączenia i przez chwilę jak ta idiotka wpatrywałam się w komórkę. Kiedy uporałam się z zacinającym się zamkiem w drzwiach i weszłam do bełchatowskiego lokum ujrzałam komiczny widok. Berenika siedziała przed laptopem i z jakiegoś powodu szczęka opadła jej do ziemi. Zamiast przywitać się ze mną przez chwilę pokazywała na przemian to na mnie to na monitor więc podeszłam bliżej zaciekawiona co ją tak poruszyło. Właśnie przeglądała instagram’a Ptaszyska. W oknie przeglądarki otwarte było akurat moje zdjęcie, gdzie opatulona w puszysty szalik mrużyłam oczy przed odbijającym się od śniegu słońcem.
- O co ci chodzi?
- Opis, popatrz na opis.- postukała w odpowiednie miejsce ekranu.

„Jeśli myślisz, że pozwolę tak po prostu Ci odejść to jesteś w błędzie. Gdybym teraz z ciebie zrezygnował to by znaczyło, że mi nie zależało a oboje wiemy, że było inaczej.”

 Orzesz jasna anielko…

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.


Początek rozdziału określiłabym jako skrajnie masakryczny. Nie cierpię sytuacji gdy mam pomysł na rozdział a nie umiem przelać tego na papier. Do d*** z taką robotą :/  Ogólnie wyszło, krótko, zwięźle i nie na temat. Mówiłam, że nie jestem zadowolona? Eine kleine masakra i tyle.