sobota, 28 marca 2015

Rozdział 10


- Możesz przestać mnie rozpraszać?- Andrzej objął mnie od tyłu. Zadrżałam gdy poczułam jak odgarnia mi z szyi włosy i znaczy ją pocałunkami.
- Nie ma takiej opcji.- wypowiedział to tonem, który w zamyśleniu miał być pewnie zmysłowy a sprawił, że zatrzęsłam się od tłumionego śmiechu.
- Naprawdę muszę to do jutra skończyć.- odwróciłam się do niego przodem i wskazałam na piętrzące się w koncie, odpowiednio zapakowane eksponaty.- To pierwsza wystawa, którą organizuję i bardzo mi zależy, żeby wszystko dobrze wypadło.

- Nie wypadnie dobrze- z wyrzutem uderzyłam go w ramię- tylko świetnie. Jeśli twoje starania i poświęcony czas przełożą się na końcowy wynik choćby tylko w pięćdziesięciu procentach wszyscy będą pod wrażeniem.
- Myślisz?
- Ja to wiem.- oparł obie dłonie po moich bokach przez co stałam zablokowana między nim a biurkiem. Przygryzłam wargę jak zawsze gdy się denerwowałam, co w jego towarzystwie zdarzało mi się nadzwyczaj często.
- Musisz przestać to robić.
- Ale co?
- Zagryzać usta w ten sposób- przejechał po nich kciukiem.- Nie masz pojęcia jak to na mnie działa. Najchętniej rzuciłbym się na siebie i nie przestawał całować.- nachylił się jakby faktycznie miał zamiar to zrobić ale delikatnie odepchnęłam go.
- Przystopuj trochę- byłam zadowolona bo zabrzmiałam beztrosko a nawet nieco żartobliwie choć wcale nie było mi do śmiechu, wręcz przeciwnie- czułam irracjonalny niepokój. Dziwnie czułam się z tym, że początkowo zachowywał się wobec mnie w zupełnie inny sposób. Był nieśmiały, w taki uroczy sposób i opiekuńczy a teraz zachowywał się niczym Casanova. Może znowu wszystko wyolbrzymiałam? a mój niepokój wynikał z tego, że już jakiś czas temu byłam z kimś na tyle blisko być czuć się dla niego ważną i musiałam się oswoić z sytuacją? Nie wiem. I proszę, znowu się zadręczam. Cała ja.

- Wiesz, że jesteś brutalna w tym momencie?
- Wiem ale to między innymi we mnie lubisz. Obiecuję, że jak już się ze wszystkim uporam to poświecę Ci więcej czasu.- obiecałam wygładzając zagniecenie na klubowej bluzie.
- Pojęcia nie mam jak wytrzymam bez Ciebie.
- Dasz radę, to tylko dwa dni
Patrzyłam jak wychodzi z galerii energicznym krokiem. Wpadł dosłownie na chwilę, tuż przed wyjazdem na mecz Ligi Mistrzów który mieli grać w Belgii. Stąd ta dwudniowa rozłąka.
Wzięłam się do roboty, która mi pozostała. Poustawiałam ostatnie rzeźby, powiesiłam obrazy które dotarły kurierem i ustawiłam odpowiednio światła tak aby wydobywały z eksponatów to co najlepsze. Popatrzyłam na zegarek i okazało się, że uwinęłam się całkiem szybko a kiedy wróciłam do domu jeszcze dobrze nie przyłożyłam głowy do poduszki już spałam.

NASTĘPNEGO DNIA

- Proszę uważać!- skarciłam nieostrożnego gościa, który zawadził o kruchą rzeźbę. Na szczęście udało mi się uchronić ją przed zniszczeniem poprzez roztrzaskanie.
- Uspokój się dziecko bo jeszcze zawału dostaniesz.- usłyszałam krzepiący głos pani Wandy i odwróciłam się w jej kierunku. Elegancko ubrana starsza pani opierała się o drewnianą laskę a u jej boku stała Berenika.
- Pojęcia nie macie jak się cieszę, że was widzę.- ogarnęła mnie taka ulga, że aż zachciało mi się płakać.

- Każdemu przyda się moralne wsparcie.- stwierdziła Berenika.
- Tobie to już na pewno.- jej babcia zmierzyła mnie czujnym wzrokiem i pociągnęła w kierunku krzeseł ustawionych pod ścianą.- Wyglądasz jak chodząca bomba zegarowa.
- Napędzana płynną adrenaliną.- dodałam w gwoli ścisłości.- Jak już te wszystkie emocje ze mnie zejdą to będę spać chyba przez tydzień.
- Tak jakby Andrzej ci na to pozwolił.- Berenika zabawnie poruszała brwiami a jej babcia słysząc tą dwuznaczną uwagę zdzieliła ją po głowie.
- W takich chwilach zaczynam wątpić w łączące nas więzi krwi.- pani Wanda z powątpiewaniem pokręciła głową.- Najtrudniejszy jest pierwszy raz. Teraz bardzo to przeżywasz ale z każdym kolejnym razem będzie łatwiej.- te słowa skierowało do mnie.
-Mam taką nadzieję.- powiedziałam spokojnym głosem.

*

Co do jednego moja przyjaciółka miała rację- wsparcie potrafi zdziałać cuda. Po wizycie wspomnianej dwójki rozluźniłam się i uspokoiłam. Samą wystawę będzie można oglądać przez kilkanaście dni ale z opowiadań pani Anny wiedziałam, że to dzień otwarcia jest zawsze najgorszy. Chodziło o to, żeby rozpromować całe zdarzenie i zachęcić potencjalnych koneserów do kupna któregoś z eksponatów.

- Powinnaś już iść do domu. Zamówiłam Ci taksówkę, zaraz powinna przyjechać.- z odrętwienia wyrwała mnie moja szefowa.- Możesz potraktować to jako polecenie służbowe.
- I bez tego bym posłuchała.- stwierdziłam czym wywołałam uśmiech na twarzy kobiety.
- Dobrze się spisałaś. W nagrodę do końca tygodnia masz wolne ale później bierzemy się ostro do roboty.- zaśmiała się widząc panikę w moich oczach.- Ostatnio miałam okazję dokładniej przyjrzeć się zdjęcia pewnego młodego ale naprawdę obiecującego fotografa i chciałabym zorganizować pokaz jego prac.
- Znam go?- spytałam starając przypomnieć sobie czy ostatnio nie podrzuciłam mi może czegoś do przeglądnięcia.
- Całkiem dobrze, nazywa się Martyna Lijewska.- uśmiechnęła się szeroko i podeszła do swojej córki, która zamykała drzwi za ostatnim gościem a mnie zostawiła skamieniałą niczym słup soli.
Człowiek może myśleć, że nic nie jest go w stanie zaskoczyć a później okazuje się iż coś takiego jednak istnieje i tym większego szoku doznaje.
Kiedy zbierałam się do wyjścia uwagę przykuła wystająca z torebki złożona karteczka. Kiedy ją rozłożyłam aż wciągnęłam powietrze ze zdziwienia. Nie, to zdecydowanie za delikatne określenie- osłupienie, wstrząs i oszołomienie w jednym. Ładne kobiece pismo układało się w dosyć niepokojące zdanie:

„Kochać to niszczyć a być kochanym to zostać zniszczonym.”

A ja naiwna myślałam, że takie akcje zdarzają się tylko w filmach. Chyba powinnam zacząć się bać.

.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
Rozdział krótki, niewiele się w nim dzieje ale mam nadzieję, że mi wybaczycie. Powiem wam, że ta mała przerwa jaką sobie zafundowałam była mi naprawdę potrzebna.  
Dzisiaj zamiast piosenki jako ścieżkę dźwiękową wybrałam muzykę. A to dlatego, że według mnie pasuje idealnie do tego rozdziału (szczególnie do początku), poza tym zawsze lubiłam muzykę filmową.
Nigdy jakoś specjalnie nie zwracałam uwagi na licznik wejść ale jak dzisiaj zerknęłam na niego to oczy zrobiły mi się okrągłe ze zdziwienia, ponad 7,5 tysiąca wejść- jesteście wielcy kochani :*
Wieczorem rozpoczynam przygotowania wielkanocne- korzystając z dnia wolnego biorę się za robienie pisanek, mam nawet w planach jedną siatkarską :) No i oczywiście wieczorem zarządzam zbiórkę przed telewizorem, żeby kibicować naszym w LM. Swoją drogą trzeba mieć pecha, że musieć grać drużyną ze swojego kraju.

Do następnego :)

sobota, 14 marca 2015

Rozdział 9


Parokrotnie miałam doczynienia z ludźmi wolącymi nie wiedzieć rzeczy, które w jakiś sposób mogą ich dotknąć. Było im lżej, gdy nie mieli świadomości powagi niektórych sytuacji, w ten sposób łatwiej im się żyło, lepiej funkcjonowało, egzystowało zwyczajnie.
A ja? No cóż większego przejawu egoizmu nie jestem w stanie sobie wyobrazić, szczególnie jeśli dana sprawa dotyczy także innych osób.

Nie wiem czemu tak błam się tej konfrontacji. O ile rozmową można nazwać wymianę kilku zdań, tych wypowiedzianych podczas totalnej głupawki nie liczę.
W każdym razie stresowałam się jak diabli ale poszło łatwo i bezboleśnie a na koniec jeszcze Andrzej zaprosił mnie na randkę, wróć.. na bal. Tak powiedział „na bal”, nie doszukuj się dziewucho czegoś o czym mowy nie było. Zgodziłam się, w tamtym momencie cieszyłam się, że pomyślał akurat o mnie ale jak zdałam sobie  sprawę z ewentualnej towarzyskiej kompromitacji, której mogłam być sprawczynią, to dobry humor momentalnie mnie opuścił.

Była końcówka października, w powietrzu dało się wyczuć nieuchronnie zbliżająco się zimę. Obłok oddechu zamigotał srebrzyście po czym rozpłyną się w powietrzu. Noc była widna a w policzki przyjemnie szczypał mnie chłód. Jako, że siedzący tryb życia mi nie służy a popołudniami nie miałam do roboty nic lepszego niż siedzenie przed telewizorem, kilka dni temu wzięłam się za siebie czyli przekładając na polski zaczęłam biegać. Początki mają to do siebie, że są ciężkie a w moim wypadku na pewno bolesne (ach te zakwasy) ale po pewnym czasie taka forma aktywności zaczęła sprawiać mi przyjemność,

Truchtem pokonałam całkiem spory kawałek i choć nie miałam konkretnego punktu docelowego to wkrótce dotarłam do chyba najbardziej rozpoznawalnego budynku w Bełchatowie czyli hali na której Skra rozgrywała swoje mecze. Działanie podświadomości bywa zdumiewające.

- Zaraz kończą trening- z zaparkowanego obok samochodu wysiadła Ola.
- Rzeczywiście- spojrzałam na zegarek i faktycznie miała rację.- Rozumiem, że widzimy się jutro na imprezie?- dziewczyna jak gdyby nigdy nic roześmiałam się głośno.- Powiedziałam coś śmiesznego?
- Nie, skąd tylko byłam świadkiem pewnej sytuacji. Wczoraj Wojtek stwierdził, że gdyby Andrzej Cię nie zaprosił to sam by to zrobił.
- I co w tym śmiesznego?
- Może nic poza tym, że Wronce niezbyt się to spodobało i wyglądał jakby miał zamiar mu przyłożyć.
- Żartujesz sobie ze mnie- spojrzałam na nią pobłażliwie.
-Taa, jakbyś nie zauważyła że można czytać z niego jak z otwartej księgi- teraz to ona obdarzyła mnie spojrzeniem pełnym powątpiewania.- Cieszę się, że Cię poznał. Wydajesz się być naprawdę fajną osobą.
- Wygląda na to, że miejscowi sportowcy mają do takich dziewczyn szczęście- uśmiechnęła się do mnie na ten mocno zawoalowany komplement ale jej wzrok spoczął gdzieś za mną. 

Z hali wychodzili małymi grupkami zawodnicy, niektórzy z nich rozpoznawali dziewczynę Kłosa i machali do niej wesoło a mnie przyglądali się zaciekawieni.
Praktycznie na samym końcu wytoczyli się dwaj przyjaciele, przy czym Andrzej został zatrzymany przez jakąś blondwłosą dziewczyną.

- Co powiesz na wspólne przygotowania jutro? Takie babskie spotkanie, będziemy mogły się lepiej poznać.- głos Oli docierał do mnie jakby z daleka.
- Tak jasne, czemu nie.- odpowiedziałam dalej przypatrując się Wronie i jego towarzyszce. Z jakiegoś powodu poczułam się dotknięta.- To ja już będę hmmm… uciekać.- powiedziałam gdy podszedł do na Karol.
- Hej, Andrzej wystraszyłeś nam Martynę- chłopak rozejrzał się wokoło jakby dopiero teraz zauważył brak przyjaciel u boku i wtedy dostrzegł scenkę, której się przyglądałam.- Ona?- wskazał na nieznajomą.- Nią się nie przejmuj.- oznajmił na co pokiwałam bez przekonania pokiwałam głową i wróciłam w drogę powrotną do mieszkania.

*
Ucieczka jest rozwiązaniem chwilowym, pozwalającym zapomnieć o problemie tylko na moment. Później one i tak wrócą, co się ma stać to się stanie tak czy inaczej. Mam świadomość, że zachowałam się niedojrzale nawet nie witając się z nim ale... sama nie wiem, chyba nie miałam w tamtej chwili siły na tego typu konfrontację. Jestem emocjonalnym tchórzem.

Podczas gdy Berenika była zajęta pisaniem czegoś na laptopie razem z Olą szykowałyśmy się na wielkie wyjście. Z tego co wywnioskowałam z jej wypowiedzi nie powiedzieli nic Wronie o tym, że byłam wczoraj świadkiem sceny z jego udziałem. Może to i lepiej, jeśli będzie chciał mi powiedzieć coś o tajemniczej dziewczynie to zrobi to.

- No i już moje dzieło gotowe.- podniosłam wzrok aby zobaczyć w lustrze fryzurę, którą układała mi dziewczyna Kłosa i zatkało mnie.
- Gniazdo. Mam na głowie gniazdo.- uśmiech momentalnie zszedł z jej twarzy.- Na pewno masz wiele talentów ale może fryzjerstwem już się nie zajmuj co?
- Nie można być dobrym we wszystkim.- wzruszyła ramionami a mi ulżyło, że nie wzięła zbytnio do siebie mojej szczerości.

Na tyle szybko na ile było to możliwe powyciągałam z nieudanego koka wszystkie spinki tak, że włosy miękkimi falami opadały mi na ramiona. Nigdy nie przepadałam za mocnym makijażem i również teraz usta podkreśliłam nieco wyrazistszym błyszczykiem a oczy maskarą i cieniem, który wydobywał z moich niebieskich oczu nieco blasku. Ponieważ zbliżała się godzina o której mieli po nas przyjechać panowie założyłam czarne, proste szpilki a na kremową, koronkową *sukienkę*  z dekoltem w serduszko narzuciłam ciemny płaszczyk. Ola ubrana w zieloną kreację pobiegła otworzyć drzwi gdy rozległ się dźwięk dzwonka.
Podczas gdy Karol komplementował jej wygląd ja podeszłam do Andrzeja ubranego w gustowny garnitur, który z dosyć nieszczęśliwą miną próbował zawiązać krawat nie zwracając uwagi na to dzieje się dokoła niego. Żeby „ulżyć” mu w cierpieniu chwyciłam wspomnianą część garderoby nadając jej  prawidłowy kształt.
- Teraz możesz wyjść do ludzi.- oznajmiłam spoglądając w jego oczy wpatrujące się we mnie z czułym spojrzeniem.
- Pięknie wyglądasz.- mówiąc to powoli okręcił mnie wokół mojej osi.
- Dzięki.- poczułam jak się czerwienie, kątem oka zobaczyłam jak nasi towarzysze przybijają sobie piątkę.

*

Gdy dotarliśmy na miejsce w elegancko i ze smakiem przystrojonej sali oprócz pozostałych zawodników Skry, którym zostałam przedstawiona prze Wronkę prężącego się dumnie, było sporo oficjeli i tak zwanych szych. Tabliczka przy wejściu głosiła, że całkowity dochód z organizacji balu zostanie przekazany na rzecz miejscowego domu dziecka.

- Czy to tylko mi się wydaje czy atmosfera jest jakaś sztywna?- rozumiem, że cel był szczytny ale patrząc po zebranym towarzystwie i sądząc po atmosferze to prędzej powiedziałabym, że jest to coś w rodzaju nudnej konferencji naukowej a nie balu.

Karol chyb był podobnego zadania sądząc po jego minie. Zatarł ręce i bez zbędnego tłumaczenia pociągnął swojego przyjaciela w kierunku chłopaków z drużyny. Przez chwilę dyskutowali o czymś zawzięcie ale ponieważ stałyśmy z Olą w pewnej odległości nie mogłyśmy usłyszeć czego dotyczyła ta rozmowa.

- Zdecydowanie coś kombinują.- stwierdziła i jak na znak cała grupka- poza Andrzejem próbującym do sprzętu nagłaśniającego podłączyć swój telefon- wyszła na środek parkietu i gdy rozległy się pierwsze dźwięki piosenki Michaela Jacksona zaczęli tańczyć naśladując ruchy Wrony, który dołączył do nich. Przez moment na sali panowała konsternacja aż orkiestra zaczęła swoją grą dopasowywać się do muzyki lecącej z głośników. Najpierw rozległy się nieśmiałe dopingujące oklaski i pierwsi śmiałkowie przyłączyli się do zabawy a zanim piosenka skończyła się nikt już nie podpierał  ścian.


- Mieliście niezły pomysł- siatkarz podszedł i usiadł obok.- Wszyscy świetnie się bawią.
- Poza tobą.
- Ja mam dwie lewe nogi więc wolę nie ryzykować, że kogoś podeptam.- wzruszyłam ramionami.
- Spoko, myślę że jakoś wytrzymam. To co zatańczymy?- równie dobrze mógł mnie nie pytać bo nawet jeśli powiedziałbym nie to i tak w ostateczności zaciągnąłby mnie na środek.

Kiedy usłyszałam znajome żywiołowe tony spojrzałam na swojego partnera uśmiechającego się łobuzersko. Podczas jednej z naszych rozmów, która akurat dotyczyła muzyki, powiedziałam że moją ulubioną ścieżką dźwiękową jest ta do filmu Dirty Dancing 2 i tak oto teraz tańczyliśmy do jednej z piosenek pojawiających się w tym filmie właśnie.

- Nic cie więcej na swój temat nie zdradzę.- oznajmiłam.
- Jakoś ci nie wierzę.- zadrżałam czując jak przesunął dłoń z pleców niżej na talię. To był ten moment, nasza chwilą. Właśnie wtedy postanowiłam przestać się dłużej bronić przed tym co się mogło między nami wydarzyć.

*

„Martyna Lijewska i Andrzej Wrona jako przykład nowego rodzaju elektrowni” takim właśnie mianem ochrzcił naszą dwójkę Wojtek Włodarczyk po pokazie naszych tanecznych umiejętności, który podobno był wyjątkowo energetyczny.
Przez resztę wieczoru dobry humor mnie nie opuszczał.

Jednym z elementów mających zasilić konto domu dziecka była aukcja na której można było wylicytować różne przedmioty. Prowadzący zaprosił wszystkich chętnych do ostatniej, niewątpliwie najbardziej emocjonującej licytacji,

- Osobą która ją wygra będzie mogła spędzić wieczór z Andrzejem Wroną.- tym oświadczeniem wywołał aplauz wśród żeńskiej części zebranych. Ciekawa jestem kiedy miał zamiar mi o tym powiedzieć.
- Czyli co, w takiej sytuacji muszę wziąć udział w tej grze?- spytałam kiepsko maskując wyrzut w moim głosie.
- Ty, moja droga, możesz spędzać ze mną czas całkiem za darmo kiedy tylko zechcesz.- tą deklaracją wywołał śmiech wśród siedzących najbliżej nas osób.
Cmoknął mnie jeszcze w policzek i dołączył do mężczyzny na scenie a później się zaczęło. Już w pierwszych sekundach dało się wyczuć, że żadna z pań łatwo nie odpuści. Stawka rosła z sekundy na sekundę a ja wierciłam się niecierpliwie aż do momentu gdy wszystko się skończyło i na podwyższenie została wywołana osoba, która zwyciężyła a ku mojemu zdziwieniu była to blondynka spod hali.

Mówię sobie spokojnie, to nic nie znaczy. Nie bądź tak głupio zazdrosna jak twój były, to naprawdę niczego nie dowodzi. Powtarzałam sobie jam mantrę przez resztę wieczoru ale nie dałam rady. Widziałam jak Andrzej kieruje co rusz spojrzenie w moją stronę ale kobieta nie dawała się tak łatwo zbyć.

Czasami trzeba odpuścić i czekać aż sytuacja sama się rozwiąże. Z tą myślą, przez nikogo z nowopoznanych osób niezauważona, wymknęłam się chcąc wrócić do domu.

- Nieładnie tak wychodzić bez pożegnania.- skarcił mnie znajomy głos.
- Chciałam wyjść się po angielsku ale najwyraźniej mi nie wyszło.- odparłam ledwo dosłyszalnie.
- Co mam zrobić, żebyś zrozumiała jak bardzo ważna dla mnie jesteś.- przyciągnął mnie do siebie.
- Na początek  odprowadź mnie do domu.- wypaliłam bez zastanowienia i uświadomiła, że nie dość iż zabrzmiałam strasznie dziecinnie to jeszcze mógł odnieść wrażenie jakbym była zazdrosna co nie było dalekie od prawdy.- Oczywiście jeśli chcesz.- dodałam, żeby złagodzić swoje wcześniejsze słowa.
- Zawsze.- uśmiechnął się do mnie i kolejny raz poczułam jak pod wpływem jego spojrzenia miękną mi kolana.

Ramię w ramię wyszliśmy na zewnątrz nie oglądając się za siebie. Przez długi czas po prostu szliśmy w ciszy, czując obecność tej drugiej osoby. Byliśmy tak blisko siebie. Czułam jak jego palce nieśmiało szukają mojej dłoni a kiedy już ją znajdują zaciskają w uścisku.

- Sabina, ta dziewczyna z balu, i ja byliśmy ze sobą jakiś czas temu ale wszystko nie trwało zbyt długo choć faktem jest, że czasami się zapomina i wydaje jej się że coś między nami może jeszcze być. Dlatego zdarzają się takie sytuacje jak ta dzisiaj, gdy na siłę szuka mojego towarzystwa.- miałam cichą nadzieję, że czegoś się o niej dowiem ale i tak przypływ szczerości mnie zaskoczył.
- Wygląda na to, że każde z nas sporo przeszło.- Nie musiał mi się tłumaczyć ale to zrobił dlatego też chciałam odwdzięczyć się mu podobnym gestem i opowiedziałam mu historię swoją i Piotra.
- I tak spotkali się kobieta po przejściach i mężczyzna z przeszłością.- podsumował trafnie nieco wyświechtanym frazesem.

- Pamiętasz jak mówiłeś, że nie chcesz zepsuć tego co może być między nami? Ja mam podobnie z tą różnicą że boję się że jednak coś z tego wyjdzie a później będę cierpieć.- gdy dotarliśmy na miejsce stanęłam na schodach kamienicy skąpanych w ciepłym świetle latarni.


- „Im większe w człowieku wewnętrzne rozbicie, poczucie własnej słabości, niepewności i lęk, tym większa tęsknota za czymś, co go z powrotem scali, da pewność i wiarę w siebie.”- uśmiechnęłam się słysząc ten cytat.
- Dasz radę być moją siłą?
- Jeśli tylko mi na to pozwolisz.- zabrakło mi tchu gdy podniósł dłoń i przejechał kciukiem po linii ust zbliżają swoją twarz coraz bardziej do mojej. Poczułam muśnięcie warg z początku delikatne, lekkie jak piórko. Był o mnie sporo wyższy więc musiałam stanąć na palcach żeby móc objąć go za szyję i tym samym pogłębić pocałunek. Przyciągnął mnie do siebie tak mocno, że dzieliły nas tylko warstwy ubrań. Nasz pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny, czułam jak po moim ciele rozchodzą się przyjemne dreszcze. Po chwili zwolniliśmy, pocałunek z namiętnego zrobił się bardziej romantyczny.
Dobra, to ja sobie tu postoję i postaram sobie przypomnieć jak się oddycha.

.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.- .-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.- .-.-.-.-.-.

Czytasz? Skomentuj!
W życiu nie myślałam, że ten rozdział wyjdzie mi aż tak długi.
Jakby ktoś miał ochotę to zachęcam do przesłuchania wspomnianego w tym rozdziale soundtracku, która jest moim sposobem na doła nieodmiennie poprawia mi humor a który znajdziecie <<tutaj>>.

Pamiętacie jak pod poprzednim rozdziałem pisałam o braku pomysłu  na niego? Teraz to już naprawdę mam kryzys twórczo- pomysłowy i nie wiem jak będzie z napisaniem kolejnej części i czy pojawi się ona za tydzień. Wszelkie sugestie, pomysły z waszej strony jak najbardziej mile widziane. Może ich nie wykorzystam ale mnie jakoś natchną? Nigdy nic nie wiadomo : ) Żeby było śmieszniej mam ze dwie koncepcje na to jak zakończyć historię Martyny i Andrzeja.
Do usłyszenia ;)

sobota, 7 marca 2015

Rozdział 8

Ścieżka dźwiękowa
 



Kolejne kilka dni upłynęło mi pod znakiem załatwiania rozmaitych formalności i spraw związanych z przeprowadzką do Bełchatowa. Poszukiwanie lokum jakoś samo się rozwiązało, Berenika stwierdziła że mogę z nią zamieszkać jeśli będę dokładać się do rachunków i czynszu. Mimo, że mój dobytek był raczej skromny to czekały mnie dwa kursy tam i z powrotem. Podczas jednego z nich towarzyszyła mi mama przejawiająca podręcznikowy przykład rodzicielskiej nadopiekuńczości więc, żeby niepotrzebnie nie szargać jej nerwów zaproponowałam żeby na własne oczy przekonała się jak sprawy się mają na miejscu. Wszystko jej się podobało, no może prawie wszystko.

- Ale ściany to mogłabyś przemalować.- stwierdziła wskazując na płaszczyznę w mało optymistycznym sinym kolorze . No cóż trudno się z nią nie zgodzić, pojęcia nie mam co poprzedniemu właścicielowi mieszkania podobało się w takiej barwie.

Później nadszedł na pierwszy dzień w nowej pracy. Gdybym powiedziała, że się nie denerwowałam byłoby to kłamstwo roku. Na miejsce dotarłam dobre pół godziny przed czasem i ponieważ drzwi były zamknięte a swoje klucze miałam dopiero dostać postanowiłam spożytkować ten czas i przejść się do pobliskiego parku. Kilka rundek dookoła i powrotem byłam na miejscu.

- Witam, witam.- pani Ania dosłownie podeszła do mnie w podskokach.- Stresik jest?- spytała bojowo a mnie lekko zatkało i zdołałam tylko pokiwać głową.- To dobrze gdyż stres bywa kreatywny. Oj uśmiechnij się dziewczyno, przecież nie zrobię Ci krzywdy.
- Będzie dobrze.
- Dokładnie tak, pozytywne myślenie to podstawa- odpowiedziała mi choć wcześniejsze zdanie wypowiedziałam bardziej do siebie niż do niej.

O ile mój wcześniejszy szef miał obsesję na punkcie kontroli podwładnych tak obecna dała mi wolną rękę, żebym mogła przyzwyczaić się do sytuacji. Napięcie powoli ze mnie spływało i przychodziły mi do głowy różne pomysły. Doszło do tego, że przeorganizowałam sposób ustawienia eksponatów na najbliższej wystawie. Serce podchodziło mi do gardła gdy proponowałam szefowej pomysł na wykorzystanie zagraconego pomieszczonego tuż obok głównego wejścia. Chciałam zrobić tam mini studio fotograficzne i ku mojej uldze dostałam zielone światło. Był tylko jeden warunek- nie mogło to kolidować z moimi innymi obowiązkami.

Starałam się o Andrzeju za wiele nie myśleć. Tak było łatwiej. Rezultaty? Raczej kiepskie. Zawsze gdzieś tam znalazł sposób, żeby przedrzeć się do mojej świadomości. Kontaktowaliśmy się, owszem ale były to krótkie smsy a nie długie rozmowy. Inna sprawa, że skra miała najpierw mecze na wyjeździe więc chłopak był zajęty czym innym niż moją osobą. Te kilka dni odwlekało nasze spotkanie twarzą w twarz ale dało mi też czas na zebranie myśli.

Zastanawiając się nad słowami pani Wandy, że nigdy nie należy lekceważyć rad czy uwag osób starszych. „Lubisz go, może nawet bardziej niż byś chciała. Tylko jeszcze tego nie wiesz.” Miała racje. Wiedziałam co czuję do Andrzej a on do mnie, mniej więcej i tak chwiejna niepewność mnie przeraża. Proszę, powiedziałam to. Boję się, że mogłabym się do niego zbliżyć a później będę cierpieć. Wychodzi na to, że mam podobne obawy jak on.

Prawie nie zauważyłam jak minęły kolejne dni odbywające się według schematu praca- dom. Byłam zmęczona ale w taki pozytywny sposób. Pierwszy raz od dłuższego czasu byłam zadowolona z tego czym się zajmowałam.

Następne dni minęły według powtarzającego się, nudnego do bólu schematu praca- dom.
- Już jestem.- zakomunikowałam gdy tylko weszłam do mieszkania.
- To dobrze.- Berenika wyszła ze swojego pokoju opatulona od stóp do głów w zimowe ubrania.- Muszę na chwilę wpaść do redakcji, jak dobrze pójdzie to powinnam wrócić za jakąś godzinę. Rozmawiałaś już z Ptaszyskiem?
- Co wy macie z tym ptaszyskiem, on ma na nazwisko Wrona na litość boską! I nie, nie rozmawiałam z nim, jeszcze. Proszę nie mów mi, że nie na darmo wynaleziono telefony komórkowe.- dodałam szybko widząc, że mam zamiar coś jeszcze powiedzieć.-Akurat o TYM wołałabym porozmawiać z nim twarzą w twarz.
- Niektórych spraw nie powinno się odwlekać w nieskończoność.- wyraźnie malująca się w jej głosie troska utwierdziła mnie w przekonaniu, że powinnam jak najszybciej sytuacją problem który sama stworzyłam.- Nie spodziewałam się, że odegrasz scenę w stylu „uciekająca panna młoda” i to jeszcze zanim pójdziecie na prawdziwą randkę.- uśmiechając się zaczepnie zniknęła za drzwiami i tyle ją widziałam.

Zaparzyłam sobie herbaty i kiedy usiadłam wygodnie w fotelu po pewnym czasie zmorzył mnie sen, z którego wyrwało mnie potrząsanie za ramie.

- Berenika, bądź człowiekiem i daj mi spać.- poprosiłam nawet nie otwierając oczu. Usłyszałam gardłowy, mało kobiecy śmiech, który zmusił mnie do uniesienia powiek.- Są dwie możliwość albo jeszcze się nie obudziłam albo umiesz przenikać przez ściany-. Na oparciu jak gdyby nigdy nic przysiadł Andrzej.
- Ani jedno ani drugie, twoja koleżanka mnie wpuściła. Coś mi się wydaje, że za dużo pracujesz. Zdecydowanie potrzebujesz odpoczynku- stwierdził przyglądając mi się uważnie.
- Brawo Sherlocku a skąd takie wnioski?
- Bo wyglądasz jak śmierć na urlopie mój drogi Watsonie.
- Dzięki za szczerość.- ok. może nie wyglądałam najlepiej ale bycie szczerym do bólu mógł sobie darować.
- Przecież to prawda, nawet nie masz czasu pomalować ścian.- wskazał na stojące w koncie puszki z farbą.
- Jak jesteś taki mądry to mógłbyś mi pomóc.- miałam nadzieję, że się odczepi.
- Mówisz masz.- jak gdyby nigdy nic wstał i odpakowawszy wałek zabrał się do roboty a ja zaczęłam się śmiać na co ten zerknął przez ramię i wrócił do pracy. Wzięłam jakąś starą gazetę i pozginałam ją parę razy tak, że wyszła papierowa czapeczka.
- Masz- założyłam mu na głowę swoje dzieło.- Nie chcemy, żeby twoja słynna fala ucierpiała.- uśmiechnęłam się i zamilkłam. Tak po prostu. To by było na tyle jeśli chodzi o układaną wcześniej przemowy którą miałam zamiar wygłosić w tej sytuacji. Cały plan diabli wzięli.

- Nie powinnam Cię całować, ja… chyba zwyczajnie poniosły mnie emocje. Przepraszam.
- Nigdy nie przepraszaj za coś czego nie żałujesz.- wpatrywał się we mnie tak intensywnie, że nie miałam odwagi poruszyć się choćby o centymetr. Byłam przerażona tym, że choć znał mnie w znikomym stopniu potrafił trafnie ocenić to co myślałam naprawdę.- Żałuję tylko, że nie zrobiłem tego pierwszy.
- Naprawdę?- serce biło mi tak szybko jakby miało wyskoczyć z piersi.
- Naprawdę a teraz zabieramy się do roboty.- włączyłam mu się opcja „nie znam sprzeciwu”.

Myślałby kto, że malowanie ścian jest nudnym zajęciem. Na pewno nie w naszym wydaniu. Śmiechy, chichy, głupawka totalna. Moja współlokatorka zajrzała w pewnym momencie do nas zaniepokojona hałasem ale widząc jak próbuję wyrwać Andrzejowi wałek, który trzymał uniesiony tak wysoko jak tylko mógł, pokręciła z powątpiewaniem głową i wróciła do swoich zajęć.

- Dzięki za pomoc.- po zakończonej pracy wyciągnęłam się wygodnie na łóżku i czułam.
- Nie myśl tylko, że zrobiłem to bezinteresownie- Andrzej poszedł w moje ślady i położył obok.
- O ja biedna naiwna a miałam cię za altruistę.- przekręciłam głowę na bok tak, żeby móc widzieć wyraz jego twarzy.
- Nie nabijaj się ze mnie. Muszę zebrać się na całą odwagę, żeby prosić cię o towarzyszenie mi na jakimś śmiesznym balu charytatywnym organizowanym przez głównego sponsora Skry.- spiął się cały w oczekiwaniu na moją odpowiedź.
- Z przyjemnością zostanę twoją partnerką.- uśmiechnął się szeroko i widziałam, że powstrzymuje się od skakania z radości pod sufit.
No cóż, zapowiada się interesujący wieczór.

.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.- 

Czytasz? Skomentuj!
Jak do tej pory ten rozdział było mi najtrudniej napisać a to dlatego, że nie miałam na niego kompletnie pomysłu. Jakoś z tego wybrnęłam, chyba nie wyszło najgorzej.
Do następnego