sobota, 28 lutego 2015

Rozdział 7


Ze snu wyrwał mnie jakiś dźwięk, niepewnie rozejrzałam się dokoła i chwyciłam za metalowy świecznik, który w razie potrzeby miał mi służyć do obrony. Najciszej jak tylko mogłam podeszłam do tarasowych drzwi z których dobiegały niepokojące odgłosy. Kiedy zaczęły się uchylać podniosłam moją broń i z całej siły uderzyłam intruza.

- Ała, za co to było?!
- Wojtek? Co ty tutaj robisz?- zaskoczona rozpoznałam po głosie Włodarczyka,
- Pomyśleliśmy, że wpadniemy- dopiero teraz dostrzegłam za nim nerwowo poruszające się sylwetki Kłosa, Andrzeja i Karolowej Oli.
- Dobrze ale skąd wiedzieliście, że nas tu znajdziecie?
- To akurat może być wina mojego za długiego jęzora- usłyszałam zaspany głos Bereniki stojącej na schodach ze świeczką w dłoni.- On też nie jest bez winy- wskazała na Wronę, który wyglądał jakby chciał zapaść się pod ziemię.- Coś dziwnie szczegółowo wypytywał gdzie się wybieramy.- stałam na tyle blisko, że mimo otaczającej nas ciemności mogłam zobaczyć jak kąciki jej ust unoszą się w ledwo dostrzegalnym uśmiechu. Znałam ją na tyle dobrze, że byłam w stanie wyobrazić sobie jak manipulowała przebiegiem rozmowy do tego stopnia, że chłopak stwierdził iż wypad nad jezioro nie jest takim złym pomysłem.

- Czy ktoś mógłby włączyć światło?- Ola od ładnej chwili walczyła z włącznikiem ale w końcu dała za wygraną i poprosiła o pomoc na co jej chłopak kilkakrotnie zapstrykał palcami.
- Można wiedzieć co robisz?- spytałam poważnie wątpiąc w jego zdrowie psychiczne.
- Czy nikt już nie ogląda starych, dobrych filmów?- Karol rozejrzał się po zebranym towarzystwie.- Kiedy aktorzy robią tak.- tu powtórzył wcześniejszy gest.- To zazwyczaj działa i...- przerwał bo jak za sprawą magicznej różdżki zapaliły się wszystkie światła.- A nie mówiłem- uśmiechnął się szeroko zadowolony z siebie.
- Musisz mu wybaczyć bo w trakcie dzisiejszego meczu dosyć niefortunnie oberwał oberwał piłką w głowę i nie najlepiej się czuje co zresztą widać.- Andrzej objął chłopaka po przyjacielsku ramieniem i puścił do mnie oczko a we mnie aż się zagotowało.

Odwróciłam się na pięcie i chwyciwszy Włodarczyka za łokieć pociągnęłam go w kierunku kuchni. Usiadł przy niewielkim stole przy oknie podczas gdy ja wyciągnęłam torebkę z lodem z zamrażarki, która mimo kilkugodzinnej przerwy w dostawie prądu nadal trzymała chłód.

- Dalej nie wiem dlaczego zaszczyciliście nas wizytą- przyłożyłam mu okład w miejscu gdzie oberwał świecznikiem.
- Czy jeśli powiem, że chcieliśmy jakoś uczcić wygrany mecz w Lidze Mistrzów to mi uwierzysz?- uśmiechnął się do mnie zaczepnie.
- Może tak a może nie.- odpowiedziałam mu tym samym. Kiedy podniosłam wzrok zobaczyłam, że przyglądający nam się Andrzej ma taki wyraz twarzy jakby chciał coś rozwalić.
 

*

Ścieżka dźwiękowa 1 
 
Znajdując się w przyjemnym stanie z pogranicza jawy i snu powoli wracały do mnie wspomnienia minionej nocy. Niespodziewana wizyta przerodziła się w maraton filmowy, który skończył się nad ranem. Choć „filmowy” był tylko z nazwy bo zamiast skupić się na ich treści rozmawialiśmy na tak dziwne tematy (Włodi uparcie twierdził że gdzieś tam sobie żyje Harry Potter) co z czasem przerodziło się w „głupawkę stopnia krytycznego” jak to określił Karollo.

Wszyscy bawili się wyśmienicie poza Wroną, którego nie opuszczała skwaszona mina. Próbowaliśmy go jakoś rozruszać ale nic nie skutkowało więc w którymś momencie daliśmy sobie spokój.

Przeciągnęłam się mocno i kiedy usiadłam moim oczom ukazał się przekomiczny widok. Jakoś tak się złożyło, czy to pod wpływem wypitych procentów czy zwykłego zmęczenia, że usnęliśmy wszyscy w niewielkim saloniku. Karol z Olą spali przytuleni na sofie, Berenika okupywała fotel koło kominka, mi przypadła miejscówka na puszystym dywanie natomiast Wojtek dosyć niefortunnie położył się -również na dywanie- w takim miejscu, że Kłosowe stopy zwisały mu nad nosem przez co poruszał nim zabawnie.
Wciąż jeszcze zaspana skierowałam swe kroki do kuchni z nadzieją, że kawa postawi mnie na nogi i zastałam tam Andrzeja.

- Co cię wczoraj ugryzło?- spytałam nasypując do kubka czarnych ziarenek.
- Nie musiałaś się z nim tak cackać.- odwróciłam się słysząc chłód w jego głosie.- Wojtek jest dorosłym facetem i sam mógł sobie poradzić. Nie zabiłoby go gdyby sam sobie przykładał lód .
- Ty jesteś zazdrosny?- byłam zbita z tropu. Zamiast odpowiedzi doczekałam się jedynie lekceważącego prychnięcia. Tyle wystarczyło, żeby coś we mnie pękło.- Co ty sobie wyobrażasz?! Wytykasz mi moje zachowanie a sam nie jesteś święty. Najpierw podajesz się za mojego chłopaka byleby tylko wpuścili Cię do szpitala, odwozisz mnie do domu, oznajmiasz że chciałbyś się jeszcze kiedyś spotkać, a na koniec zdobywasz mój numer i nie dzwonisz a teraz zachowujesz się niczym rozpieszczona primadonna. Co jest z tobą nie tak?!
- Nie chcę tego spieprzyć! Czy tak ciężko to zrozumieć?- w jednej chwili cała jego wściekłość gdzieś się ulotniła i wyglądał teraz jak na skarju załamania nerwowego.- Wszystko zaczęło się od tamtego spotkania w kawiarni. Chciałbym Cię lepiej poznać. Naprawdę. Za każdym razem gdy już mam coś w tym kierunku zrobić o ostatniej chwili tchórzę. Tak było z twoim numerem telefonu, nie masz pojęcia ile razy byłem bliski zadzwonienia. Boję się tego co mógłbym zrobić nie tak bo jeszcze nikt nie wzbudzał we mnie takich uczuć- oznajmił zbliżając się do mnie coraz bardziej.- Proszę powiedz coś.- wyszeptał błagalnie.
- Kiedy nie wiem co...- spuściłam wzrok i usłyszałam roześmianą Olę wchodzącą do kuchni.
- Tutaj się schowaliście. Czekajcie, to wy się tak darliście- widząc nasze zmieszane miny ściągnęła w zamyśleniu brwi.- Dobra, koniec tego zabieramy się za śniadanie moi państwo.

*


Ścieżka dźwiękowa 2 

W wielu dziedzinach, czy to psychologii bądź sztuki teatralnej, funkcjonuje pojęcie Katharsis odnoszące się do uwolnienia tłumionych emocji, uczuć których często nie jesteśmy świadomi, w sposób gwałtowny. Coś takiego zaszło między mną a Andrzejem i choć zapewne oboje potrzebowaliśmy czegoś takiego, powiedzenia co nam leży na sercu to czułam ulgę gdy Ola wkroczyła do akcji i zagoniła nas do robienia posiłku. Wcześniej było inaczej, teraz -sama nie wiem czemu- bałam się zostać z nim sam na sam.

Poranek potoczył się leniwym rytmem. Nie wiem na ile było to moje urojenie a na ile stan faktyczny ale miałam wrażenie, że wszyscy się na nas gapią. A my no cóż? Zdecydowanie się coś między nami zmieniło, pojawił się rodzaj takiego pozytywnego napięcia. Nie odzywaliśmy się do siebie za wiele, ograniczaliśmy się do drobnych gestów uprzejmości.
Koło południa byliśmy gotowi do drogi powrotnej. Gdy powoli pakowaliśmy się do samochodów rozdzwonił się mój telefon.
- Przepraszam, muszę odebrać- na wyświetlaczu wyświetlił się numer pani Anny, właścicielki galerii w której byłam na rozmowie kwalifikacyjnej. 

Kobieta miała zadowolony głos kiedy oznajmiła mi, że to właśnie ja dostałam pracę u niej. zamieniłyśmy jeszcze kila słów a kiedy rozłączyła się niedowierzanie zaczęło ustępować dzikiej radości, której nie da się opisać słowami. Jak szalona zbiegam po schodach drewnianego ganku, chcąc podzielić się ze znajomymi moim szczęściem. To co robię później jest tak irracjonalne, że nawet nie próbuję dociekać dlaczego to zrobiłam.
Najbliżej mnie stoi Andrzej, któremu zarzucam ręce na ramiona i zaczynam całować. Zszokowany chłopak stoi przez moment jak wryty, po chwili nieśmiało zaczyna odwzajemniać ten gest. Kiedy dociera do mnie, co zrobiłam puszczam go i obróciwszy się jak najszybciej wskakuję do auta i każę Berenice ruszać.
Taaa... Nie ma to jak zachowanie godne przedszkolaka.

.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.

Czytasz? Skomentuj!
Wracam do was z nowym rozdziałem i nowym wystrojem bloga.
Co do osoby, która oberwała od Martyny to sami przyznajcie, że gdyby był to Andrzej to byłoby za prosto :)
Do usłyszenia:*

piątek, 20 lutego 2015

Rozdział 6

Ścieżka dźwiękowa 1

Minął pierwszy tydzień po nim nadszedł drugi, trzeci i one również się skończyły. Dni płynęły i dalej nie zanosiło się żebym w miarę szybko miała znaleźć nową pracę. Oczywiście jak każdy chciałam pracować w swoim wyuczonym zawodzie ale znając polskie realia uznałam, że nie ma co zbytnio narzekać i brać co dają, choćby pierwszą lepszą posadę, taką na przeczekanie i dalej szukać czegoś lepszego.

Berenika podczas naszych praktycznie codziennych rozmów serwowała mi motywujące przemowy o tym żeby się nie poddawać. W którymś momencie stwierdziłam, że marnuje się jako dziennikarka sportowa i powinna zająć się tym profesjonalnie. Wspomniała nawet, że parokrotnie z racji zawodu spotkała Andrzeja, który pytał ją o mój numer telefonu.
Gdy rozmawiałyśmy przedwczoraj zachowywała się dziwnie, nawet jak na nią. Poprosiła żebym wysłała jej kilka swoich najlepszych zdjęć a kiedy kierowana ciekawością spytałam po co jej one udzieliła mi tak pokrętnej odpowiedzi, że nie jestem w stanie przytoczyć nawet jednego jej argumentu.

Przeglądałam właśnie te najnowsze, zgrane na laptopa kilka dni wcześniej i zatrzymałam się na dłuższą chwilę przy jednym z nich, zrobionym tuż po meczu na który zabrała mnie Berenika.
- Przystojny mężczyzna- wzdrygnęłam się słysząc znajomy głos. Mama pochyliła się nad monitorem i przybrała ten wyraz twarzy jakby starała się sobie coś przypomnieć.- Skądś go kojarzę.
- To Andrzej Ptaszysko, to znaczy Wrona.- poprawiłam się gdy odruchowo nazwałam go przezwiskiem autorstwa pani Wandy.
- Łączy was coś?- spytała nie bawiąc się w zbędne podchody.
- Nie. Pewnie i tak więcej go nie zobaczę.
- Martwię się o ciebie córciu. Mogłabyś sobie w końcu kogoś znaleźć. Od tamtej sprawy z Piotrkiem minęło już tyle czasu. Wiem, że trudno było Ci się pozbierać ale czas już żebyś ruszyła dalej.
- Łatwiej powiedzieć niż zrobić- zerwałam się z miejsca i trzaskając drzwiami wyszłam z mieszkania.

Trudno zliczyć ile razy wałkowałyśmy ten temat, tłumaczenie że nie chcę o tym rozmawiać nic nie dawały.
Prawie rok temu rozstałam się z człowiekiem z którym do któregoś momentu myślałam, że spędzę resztę życia. Jednak rzeczywistość bywa brutalna a miłość ślepa. Piotr- w kolosalnym uproszczeniu- okazał się nie być tym za kogo go uważałam.
W początkowym okresie naszego związku nic nie zapowiadało co miało dziać się później ale jak to już bywa sielanka kiedyś się kończy. Albo inaczej, zaczynamy dostrzegać się to jaka ta druga osoba jest naprawdę.
Zaczął być coraz bardziej zazdrosny i zaborczy. Pewnie nie byłam bez winy ale awantury po tym jak człowiek rozmawia czy żartuje z przyjaciółmi płci przeciwnej były grubą przesadą.
To jeszcze jakoś mogłabym znieść, wmawiałam sobei że mu przejdzie do momentu gdy przypadkiem odkryłam, że z jedną dziewczyną mnie zdradza a z drugą jest w ciązy. Historia jak z kiepskiego romansidła.

Zaszyłam się w swoim ulubionym miejscu w parku i podczas przeglądania ogłoszeń w Internecie natrafiłam na informacje o tym, ze ktoś awaryjnie potrzebuje fotografa na chrzciny w ten weekend. Szybko wykręciłam podany numer telefonu i po krótkiej rozmowie z miłą panią łam to zlecenie. Uśmiechnęłam się sama do siebie na wieść do jakiego miasta będę musiała jechać i wykonałam kolejny telefon.
- Cześć Tyśka!- usłyszałam gdy po drugiej stronie odezwała się Berenika.
- Witam moją ulubioną Bełchatowiankę. Słuchaj mam sprawę. Nie przygarnęłabyś mnie na jedną noc, z Soboty na Niedzielę?- przez chwilę po drugiej stronie słuchawki panowała cisza.- Nika jesteś tam?
- Tak, tylko nie wolałabyś przyjechać już w Piątek?- w jej głosie dało się usłyszeć niepewność pomieszaną z podekscytowaniem.
- Może być ale jest jakiś konkretny powód ku temu?
- Wszystkiego dowiesz się na miejscu.- oczami wyobraźni widziałam jak szczerząc się naciska przycisk kończący połączenie.

TYMCZASEM W BEŁCHATOWIE
[perspektywa Bereniki]

Od chwili wyjazdu Martyny z Bełchatowa w czasie naszych rozmów mogłam wyczuć jak radość , tak dla niej charakterystyczna, w jej głosie powoli gaśnie. Przez te kilka dni gdy się znałyśmy w jej zielonych oczach zawsze tańczyły wesołe iskierki. Ciężko było mi ją sobie wyobrazić ze smutnym wyrazem twarzy.
Więc ja jako jej przyjaciółka- choć z krótkim stażem- postanowiłam jakoś jej pomóc w znalezieniu pracy. Pierwsza okazja ku temu zdarzyła się naprawdę szybko- rezultat pozytywnego myślenia.
Pozostawał tylko jeden problem. Nie bardzo wiedziałam jak ją tu ściągnąć bez wzbudzania podejrzeń. Całe szczęście sprawa sama się rozwiązała ale doszłam jeszcze do wniosku że muszę skorzystać z okazji i wymyślić coś żeby rozerwać Tyśkę.

Kilka dni później
[perspektywa Martyny]

- Dowiem się gdzie mnie prowadzisz?- spytałam ledwo nadarzając za Bereniką, która prowadziła mnie ulicami Bełchatowa w bliżej nieznanym kierunku. 
- Cierpliwości za chwilę będziemy na miejscu.- nawet się nie obejrzała żeby upewnić się czy za nią nadążam.- No to jesteśmy- oznajmiła zadowolona z siebie zatrzymując się przed kamienicą.
- Dlaczego przyprowadziłaś mnie do Galerii Sztuki- spytałam przyglądając się wnętrzu za przeszkloną witryną.
- Bo masz tutaj rozmowę kwalifikacyjną- uśmiechała się szeroko od ucha do ucha. 
- To po to były Ci potrzebne moje zdjęcia- zaczęłam powoli łączyć ze sobą fakty ostatnich dni. 
- Dokładnie a teraz idź ich oczaruj- popchnęła mnie w kierunku drzwi. Gdy weszłam do środka otoczył mnie inny świat niż ten na zewnątrz. Dookoła znajdowały się różne przedmioty, począwszy od obrazów, przez rzeźby i dziwne instalacje na fotografiach kończąc. W moją stronę pewnym krokiem szła niska, rudowłosa kobieta. 
- Martyna Lijewska?- spytała. 
- Tak, przepraszam ale dopiero się dowiedziałam... 
- O wszystkim wiem moja droga. Pani przyjaciółka wytłumaczyła mi, że może Pani być nieco oszołomiona jej zachowaniem- przerwała mi wyjaśniając że wie o całej intrydze.- A teraz zapraszam do swojego gabinetu, musimy dowiedzieć się czy nadaje się Pani na to stanowisko- przełknęłam gulę która pojawiła się w moim gardle i ruszyłam za nią.

*

Rozmawiałyśmy prawie dwie godziny. Cieszyłam się, że mogłam porozmawiać z kimś kto naprawdę znał się na rzeczy co nie zmienia faktu, że gdy było już po wszystkim miałam wrażenie jakby w głowie ktoś budował mi linię metra. Zadowolona z siebie dotarłam do mieszkania Bereniki, która krzątała się właśnie przy pakowaniu walizki.
- Jak ci poszło?- spytała szukając czegoś w szafie. 
- Dobrze, obiecała że odezwie się do Poniedziałku. Możesz mi powiedzieć co robisz? 
-Pakuję się albowiem gdy tylko jutro wrócisz z tych śmiesznych chrzcin zabieram cię za miasto.

*
Ścieżka dźwiękowa 2


Co jak co ale Berenika należała zdecydowanie do osób dotrzymujących słowa. Następnego dnia gdy uporałam się z pstrykaniem fotek szczęśliwym rodzicom i ich bobasowi   zabrała mnie nad Jezioro Żólkin gdzie znajomy znajomego miał domek. Dookoła rósł zielony las który częściowo przesłaniał widok na akwen. Na miejscu byłyśmy późnym wieczorem i dookoła panowała ciemność rozświetlana jedynie  światłami samochodu i blaskiem księżyca.

- Jak tu pięknie- zaciągnęłam się głęboko świeżym powietrzem. 
- Żeby było jeszcze coś widać więcej niż czubek własnego nosa- wymruczała moja towarzyszka.
 Gdy już weszłyśmy do środka i nacisnęłam włącznik oświetlenie zamrugało po czym zgasło na dobre.
- Proszę powiedz, że tylko wywaliło korki- powiedziałam w ciemność. Oświetlając sobie drogę z nikłym światłem komórki znalazłyśmy miejsce gdzie były korki ale pomimo naszych usilnych starań nic nie dało się zrobić. 
- Wygląda na to, że czeka nas romantyczny wieczór przy świecach- rzuciłam niby to żartem na co obie zaśmiałyśmy się histerycznie.
Po dłuższych poszukiwaniach znalazłyśmy szafkę w której było kilka świeczek, zapalone spowijały wszystko migotliwym blaskiem i nadawały pomieszczeniu klimatu.Mimo, że niespodzianka nie do końca się udała byłam Berenice naprawdę wdzięczna.
- Dzwonił do Ciebie?- spytała.
- Jak do tej pory zero odzewu- wzruszyłam ramionami jakbym nie przejęła się tym faktem choć było inaczej.- No chyba że liczyć sms "Cześć! Co słychać?"
- Naprawdę myślałam, że skoro chciał twój numer to się odezwie. Jednak porządni faceci to gatunek na wymarciu- stwierdziła biorąc łyk gorącej herbaty.- Tym bardziej, że wczoraj z nim rozmawiałam i gdy dowiedział się o twojej wizycie to pytał na jak długo zostaniesz.
- Pewnie chciał tylko podtrzymać rozmowę- choć muszę przyznać, że wołałabym żeby było inaczej.
- Może coś w tym jest.- Przeciągnęła się szeroko ziewając.- Nie wiem jak ty ale ja padam z nóg i idę spać.
Dziewczyna udała się do pokoiku na pietrze a ja nie wiedzieć nawet kiedy usnęłam utulona ciepłem palącego się kominka. Ze snu wyrwał mnie jakiś dźwięk, niepewnie rozejrzałam się dokoła i chwyciłam za metalowy świecznik, który w razie potrzeby miał mi służyć do obrony. Najciszej jak tylko mogłam podeszłam do balkonowych drzwi z których dobiegały niepokojące odgłosy. Kiedy zaczęły się uchylać podniosłam moją broń i …..

CDN

.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Czytasz? Skomentuj!
Krótko i byle jak, gdy weny nawet na lekarstwo wychodzi coś takiego. Dziękuję do widzenia.

sobota, 14 lutego 2015

Rozdział 5

Ścieżka dźwiękowa 1

Początek dnia nie był dla mnie zbyt udany. Zaczęło się od tego, że z samego rana zadzwoniła moja mama z wiadomością, że bardzo jej przykro ale jednak nie będzie mogła mnie odebrać ze szpitala.
Trudno, bywa i tak. Sprawdziłam rozkład jazdy autobusów i szczęśliwie okazało się że mam jeden późnym popołudniem.

Bo tej wiadomości zabrałam się do załatwiania formalności związanych z wypisem. Lekarz zbadał mnie kontrolnie, rana na czole ładnie się goiła, z żebrami było również lepiej. Co do nadgarstka to zdjęto mi gips ale przez jakiś czas będę musiała chodzić w stabilizatorze, który przywodził mi na myśl element rycerskiej zbroi.

Myślę sobie nie jest źle aż tu nagle dzwoni mój szef. Najpierw gadka szmatka. Jak się pani miewa? Dziękuję, dobrze. Jak klientowi podobały się zdjęcia. Był zachwycony ale- tego co padło po ale nie zapomnę nigdy- muszę panią zwolnić.

Próbowałam go jakoś przekonać iż popełnia błąd, żeby zastanowił się i zmienił decyzję aż do momentu gdy zaczął mówić o kryzysie w branży i przymusowej redukcji etatów. Rozłączyłam się i wściekła rzuciłam telefonem o ścianę.

- Co ona takiego Ci zrobiła?- spytał Karol Kłos, który razem z Wojtkiem Włodarczykiem szedł w moją stronę.
- Nic ale niektórzy doprowadzają mnie do szału- odparłam podnosząc przedmiot z podłogi.
- Co tym razem Andrzej przeskrobał?- tym razem odezwał się Włodi.
- No naprawdę, nie wszystko sprowadza się do niego- teatralnie przewróciłam oczami.- Właśnie a gdzie zgubiliście trzeciego z waszej trójcy?- spytałam rozglądając się czy nie zbliża się wspomniany osobnik.
- Pewnie jeszcze go badają. Siatkarz też człowiek, okresowe badania przechodzić musi- dodał Włodarczyk widząc moje zdziwione spojrzenie.
Korytarzem szła ładna, wysoka blondynka, która rozglądała się jakby kogoś szukała. Kiedy nas zobaczyła podeszła raźnym krokiem i wtuliła się w Karola, który wpatrywał się w nią jak w obrazek.
- Oto i ona- wycisnął całusa na włosach dziewczyny na co ta obdarzyła go spojrzeniem pt. „jesteś głupkiem ale i tak cię kocham”- Poznaj moją Olę, kochanie to jest Martyna- przedstawił nas sobie.
- Więc to ty jesteś dziewczyną o której nasz Andrzejek nie może przestać mówić.- Wojtek parsknął śmiechem, mi wyrwał się niekontrolowany chichot a Kłos uderzył się dłonią w czoło.- Co, to jakaś wielka tajemnica?- spytała zdziwiona naszą reakcją.
- Nie skądże, tylko to nie ty powinnaś jej o tym powiedzieć – skwitował jej narzeczony.
Chciałam  jeszcze z nimi porozmawiać, wybadać temat wywołany przez dziewczynę Karola ale ponieważ spieszyło im się na trening nie mieliśmy ku temu okazji.

*

- Będę tęsknić- powtórzyłam nie wiem już który raz i mocniej uścisnęłam panią Wandę.
Z Bereniką pożegnałam się wcześniej, gdy wpadła na chwilę w odwiedziny do swojej babci. Znałam je zaledwie kilka dni a pożegnanie nie należało do najłatwiejszych, naprawdę przywiązałam się do nich. Obiecałam sobie, że pozostaniemy w kontakcie.

- Nie obiecuj czegoś, czego nie wiesz czy dotrzymasz.- na te słowa odsunęłam się od niej gwałtownie.
- No wie pani co!- nie spodziewałam się, że usłyszę coś takiego.
- Nie denerwuj się kochanieńka- uspokajająco  pogładziła mnie po ramieniu- Ale przyznaj szczerze nie tylko za nami będziesz tęsknić.
- Hm… Niektóre pielęgniarki są naprawdę sympatyczne i mój lekarz prowadzący wydaje się będzie być naprawdę spoko- celowo nie wymieniłam osoby o której myślała.

- Dobrze wiesz, że nie o niego mi chodzi- pani starsza jak zwykle mnie przejrzała. Zawstydzona spuściłam wzrok.- Lubisz go, może nawet bardziej niż byś chciała- złapała mnie pod brodę zmuszając żebym spojrzała jej w oczy.- Tylko jeszcze tego nie wiesz.




Ścieżka dźwiękowa 2


Gdyby nie to, że za moment miała przyjechać taksówka mająca odwieźć mnie na dworzec autobusowy chyba nie dałabym rady ostatecznie się pożegnać.
Wychodząc ze szpitala otarłam uparcie napływające do oczu łzy, niepewna czy były one reakcją na pożegnanie czy słowa pani Wandy. Ciężko było mi się przyznać do tego przed samą sobą ale w głębi serca wiedziałam, że ma rację.

Usiadłam na ławeczce koło parkingu i gdy byłam zajęta szukaniem czegoś w torebce usłyszałam jak obok zatrzymuje się samochód. Za kierownicą czarnego Audi siedział Andrzej.

- Pani zamawiała taxi?- spytał zza opuszczonej szyby.
- Czy ja cierpię na manię prześladowczą czy ty faktycznie śledzisz każdy mój krok?- spytałam gdy tymczasem siatkarz zdążył wysiąść z pojazdu i stanąć obok mnie.
- Nazwałbym to raczej szczęśliwym zbiegiem okoliczności. Albo przeznaczeniem- dodał po chwili namysłu.
- Jakoś nie chce  mi się w to wierzyć- oznajmiłam podpierając się pod boki.
- Oj dałabyś już spokój. Oferuję Ci darmową podwózkę w miłym towarzystwie a ty doszukujesz się w tym niewiadomo czego.- zabawnie przekrzywił głowę i czekał na moją reakcję. Westchnęłam zrezygnowana i zgodziłam się.

Korzystając z chwili gdy wkładał moją walizkę do bagażnika umościłam się wygodnie na siedzeniu pasażera i już po chwili mknęliśmy ulicami Bełchatowa. Dopiero teraz miałam okazję, żeby dokładniej przyjrzeć się temu miastu. W którymś momencie zorientowałam się, że coś jest nie tak jak powinno. Zwarta zabudowa centrum zaczęła ustępować pojedynczym budynkom aż do momentu gdy minęliśmy znak  oznaczający wyjazd z miasta.

- Wiesz, że właśnie wyjechaliśmy z Bełchatowa?- spytałam mojego towarzysza.
-Wiem.
- Więc musimy zawrócić, żeby dojechać na dworzec- czułam się jakbym rozmawiała z dzieckiem.
- Otóż nie moja droga gdyż ja Andrzej W. mam zamiar bezpiecznie dostarczyć Cię do domu.
- Czyś ty już całkiem oszalał! Do Milicza będzie jakieś 170 kilometrów. Co ty… Dlaczego?... Ty,ty,ty…!
- Martyna wdech- wydech, oddychaj bo mi się tu jeszcze zapowietrzysz- byłam na niego wściekła a on jeszcze się ze mnie nabijał.
- Jesteś niemożliwie…
- Przystojny?- zabawnie poruszył brwiami.
- Przestań! To nie jest śmieszne- wycedziłam przez zaciśnięte zęby.- Nie możesz mnie tak po prostu  porywać!
- O wypraszam sobie! W ramach „zadośćuczynienia” odwożę Cię do domu wiec porwaniem tego raczej nie można nazwać.
- Za jakie grzechy mnie to spotyka- zrezygnowana ukryłam twarz w dłoniach.
- Ej chyba mi się tu nie rozpłaczesz?- zaśmiałam się słysząc zmartwioną nutę w jego głosie.- Kobiety to jednak dziwne stworzenia. Raz mają ochotę zatłuc cię a za chwile chichrają się z niewiadomo czego.
- Powiedzmy, że to taka moja reakcja na stres.
- Denerwujesz się z mojego powodu?- drążył temat wyraźnie zaciekawiony.

- Ty mnie tu nie łap za słówka!- żartobliwie pogroziłam mu palcem.- Za to chętnie dowiedziałabym się co takiego mówiłeś o mnie swoim znajomym- oznajmiłam przypominając sobie słowa Oli, dziewczyny Kłosa.- Dobra, zapomnij. Już nie będę się cię męczyć na ten temat.- ledwo powstrzymywałam się przed zaśmianiem w głos widząc jego reakcję. Odcień czerwieni jaki przybrała jego twarz śmiało zasługiwał na własną nazwę, coś w stylu „Wronia czerwień”.

- Pytali to coś im tam powiedziałem- wolną ręką przeczesał włosy.- Jeśli chcesz usłyszeć jakie miałem motywy takiego a nie innego postępowania to nie jestem wstanie powiedzieć ci nic innego jak do tej pory. Włodi kiedyś stwierdził, że dawno nie spotkał  kogoś z tak pokręconym charakterem, kogoś kto aż tak często popada ze skrajności w skrajność.- początkowo mówił takim tonem, że aż się wzdrygnęłam ale teraz trochę się uspokoił .

- „W każdym z nas mieszka dobro i zło, światłość i ciemność, sztuka i ból, wybór i żal, okrucieństwo i poświecenie. Każdy z nas jest swoim własny kawałkiem iluzji, który stara się przerodzić w coś konkretnego, coś realnego”*- wyszeptałam przyglądając się zmieniającym za oknem krajobrazom.- To z jakiejś książki- wyjaśniłam nieco zmieszana.
- Nie masz się czego wstydzić- uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco na co odpowiedziałam mu tym samym gestem.- Ja mam hopla na punkcie siatkówki a ty książek.
- Nie zapominaj o fotografii- dodałam.
- Tak to też- obdarzył mnie pogodnym spojrzeniem.

*

Podróż mijała powoli choć praktycznie buzie nam się nie zamykały. Jeśli jedno przestawało mówić szybko drugie brało na siebie ciężar rozmowy i jakoś tak nam zleciało aż dotarliśmy do Milicza gdzie zatrzymaliśmy się obok kamienicy mającej lata świetności już dawno za sobą.

- Znowu włączyła Ci się opcja gentleman  ?- spytałam gdy otworzył przede mną drzwi samochodu.
- Nasza znajomość zaczęła się dosyć niefortunnie. Przecież to prawda-dorzucił widząc moje rozbawione spojrzenie.- Czy to źle, że chcę żebyś mnie dobrze zapamiętała?- w jego oczach tańczyły wesołe iskierki.
- To do zobaczenia- wyciągnęłam w jego kierunku dłoń, którą energicznie potrząsnął. Gdy już miałam się odwrócić, żeby wejść do domu, przyciągnął mnie do siebie zamykając w gorącym uścisku.
- Mam nadzieję, że już wkrótce- wyszeptał mi do ucha i poczułam jak przechodzą mnie lekkie dreszcze .

*

Było już grubo po północy a ja dalej nie mogłam zasnąć. Usiadłam wygodnie na kanapie pod oknem i podziwiałam rozgwieżdżone niebo. Delikatny blask spowijał uśpione miasto nadając mu niezwykłego uroku.
Mama ucieszyła się  na mój widok ale trudno się temu dziwić. Mój starszy brat kilka lat temu zamieszkał we Francji i w Polsce bywał sporadycznie więc całą swoją rodzicielską miłość przelała na mnie.
W każdym razie, choć trudno mi było ją do tego przekonać, nie zrezygnowała ze swoich planów jakimi było wyjście na imieniny znajomej. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk skrzypiących drzwi. Najwidoczniej rodzicielka postanowiła wrócić wcześniej. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie kiedy stanął przede mną Andrzej.
- Co ty tutaj robisz?- spytałam podnosząc się niezdarnie ze swojego miejsca i wpadając wprost w jego objęcia.
- Nie mogłem tak po prostu wyjechać- jego twarz zbliżała się niebezpiecznie do mojej.

Ze snu wyrwał mnie huk piorunów. Za oknem szalała burza a do mnie powoli docierało że to był tylko sen. Podniosłam się do pozycji siedzącej i objęłam kolana ramionami.
- Weź się w garść dziewczyno- słowa zagłuszyły kolejne grzmoty.

.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.- .-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.- .-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Czytasz? Skomentuj!

Jak się wam podoba? Muszę wam zdradzić, że ostatniego fragmentu miało nie być ale pomyślałam, że zrobię wam taki „Walentynkowy” prezent :)
Parę opowiadań zdarzyło mi się napisać i myślałam, że już nic mnie nie zaskoczy a jednak wam się udało :)Piękne dzięki za te długie i dodające otuchy komentarze. Dziękuję, że jesteście :*
Zgadzam się z wami że sesja to samo zło, na szczęście ja również mam to już za sobą :)

Jeśli chcecie abym was informowała o nowościach to wpiszcie się do odpowiednie zakładki po prawej.

*Zarówno ten cytat jak i te przypisane do głównych bohaterów (znajdujące się pod ich zdjęciami) pochodzą z trylogii Magiczny Krąg autorstwa Libby Bray.


sobota, 7 lutego 2015

Rozdział 4

Ścieżka dźwiękowa



Pochopność to taki stan gdy najpierw coś robisz a dopiero potem zastanawiasz się nad tym jakie konsekwencje mogą mieć twoje czyny. Już w chwili, gdy zgodziłam się na propozycję Wrony zaczęłam żałować, że ją przyjęłam. Jeszcze ten tekst „ Myślałam, że już nie spytasz”. Jak coś takiego można powiedzieć osobie, której kompletnie się nie zna. Ale koniec, mleko się rozlało i nie ma co nad nim płakać.

Tak więc siedzę sobie teraz w całkiem przytulnej kawiarni naprzeciwko Andrzeja próbując udawać, że jestem spokojna i wyluzowana ale nie bardzo mi to wychodzi. Chciałam zająć czymś dłonie, żeby nie było widać jak się trzęsą, i w rezultacie serwetka skończyła rozerwana na strzępy.
- Proszę, uspokój się bo jeszcze pomyślę że przeze mnie nabawiłaś się nerwicy.- rozbawiony siatkarz ujął moje drobne dłonie.
- Przepraszam ale nigdy zbyt łatwo nie przychodziło mi nawiązywanie nowych znajomości- z dziwnym rozrzewnieniem wpatrywałam się w jego silne dłonie, w których moje nikły niemal całkowicie. Pewnie zabrzmi to infantylnie ale miałam wrażenie, jakbym dzięki jego dotykowi trochę się uspokoiła.
- Niemożliwe, taka ładna dziewczyna jak ty?- czułam jak moja twarz przybiera kolor iście buraczany.
- A i owszem panie śliczny- byłam z siebie dumna bo głos mi nie zadrżał.
Kelnerka właśnie przyniosła nasze zamówienie i dyskretnie puściła do mnie oczko.
- Wiesz może o co jej chodziło?- chłopak pokręcił przecząco głową.- Andrzej?
- Tak?
- Chciałbym się napić kawy- zdziwiony zmarszczył czoło.- Hmm... mógłbyś mnie puścić? - wskazałam na nasze wciąż splecione ręce a gdy zrobił to o co prosiłam chwyciłam filiżankę upajając się aromatem czarnego napoju.
- Zrobiłaś jakieś ciekawe zdjęcia?- spytał robiąc taki ruch jakby chciał wziąć aparat żeby przejrzeć fotki ale w porę go uprzedziłam przygarniając sprzęt do siebie. Zapewne zdawało mi się ale w jego spojrzeniu zobaczyłam urazę.
- Nawet kilka. Wiesz mam dziwne wrażenie jakbyś niespecjalnie palił się do wyjaśnienia swojego zachowania.
- Bo sam go nie rozumiem i tym bardziej nie wiem jak tobie to wszystko wyjaśnić. To nie jest tak, że chciałem dowiedzieć się czy będziesz chciała żebym poniósł odpowiednią karę a dałem drapaka kiedy tylko okazało się iż jest inaczej.
- Coś takiego przeszło mi przez myśl, nie tylko mi- przyznałam cicho.
- Niektórzy pewnie na moim miejscu uciekliby z miejsca wypadku ale kiedy zobaczyłem jak leżysz w kałuży krwi…
- Może po prostu masz dobre serce i chciałeś się upewnić, że nic mi nie jest?
- Nazwałbym to raczej wyrzutami sumienia i kacem moralnym. Całkiem dużym.
- Będę dalej obstawiała przy swoim- wyglądał jakby miał zamiar dalej się ze mną spierać ale odpuścił i przez chwilę siedzieliśmy w niezręcznej ciszy aż w końcu któreś ją przerwało i rozmowa jakoś sama popłynęła. 
 
Zawsze gdy ktoś mówił że rozmawia mu się z nową poznaną osobą jakby ją znał od lat uważałam za czczą gadaninę, nic nie znaczące słowa a tymczasem tak się właśnie teraz czułam.
Kiedy na zewnątrz powoli zapadał zmierzch zaczęliśmy powoli zbierać się do wyjścia. Andrzej uparł się żeby odwieźć mnie do szpitala a gdy już tam dotarliśmy szarmancko otworzył przede mną drzwi auta i odprowadził pod sam próg placówki.
- To kiedy znowu się zobaczymy?
- Pojutrze mnie wypisują i wracam do domu- wypaliłam choć chciałam powiedzieć „jak najszybciej”. Czułam się jakbym miała omamy wzrokowe bo wyglądał na naprawdę smutnego.
- Twój chłopak na pewno się cieszy, nareszcie będzie miał Cię tylko dla siebie.
- Najpierw musiałabym go mieć- odpowiadając na jego niewypowiedziane pytanie uśmiechnęłam się nieśmiało. Nie mogłam inaczej, to jak starał się wybadać czy mam kogoś było naprawdę słodkie.
- Widzimy się jutro- powiedział a to co zrobił później- zanim w doskonałym humorze wskoczył do samochodu- tak mnie zaskoczyło że przez chwilę zapomniałam jak się oddycha. Odgarnął mi z twarzy zabłąkany kosmyk kasztanowych włosów, schylił się i pocałował w policzek, delikatnie a miałam wrażenie jak po moim ciele rozchodzą się tysiące maleńkich wyładowań elektrycznych. 

Niepewnie odmachałam mu na pożegnanie i uciekając przed chłodnym wiatrem weszłam do budynku.
Czułam się inaczej, błogo ale byłam na siebie zła.
Nie mam prawa niczego od niego oczekiwać.

.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.- .-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
Czytasz? Skomentuj!
Trochę krótko ale lepsze coś niż nic : )

Ostatnio mam fazę na zespół Lawson ( ten od dzisiejszej ścieżki dźwiękowej). Tak na dobrą sprawę do ich piosenkę mogłabym "dołączać" do każdego rozdziału. A wy jakiej muzyki słuchacie? Jest jakaś piosenka, która kojarzy wam się z moim opowiadaniem? 

Co do dyskusji, którą wywołała moja ostatnia notka to powiem tak: każdy ma trochę racji. 

środa, 4 lutego 2015

Informacja i mały szantaż

Sprawa wygląda tak. Rozdział 4 jest już gotowy i zostały mi do zrobienia tylko drobne poprawki ale... No właśnie ale, chodzi o to że miło mieć motywację w postaci komentarzy a pod ostatnią częścią jest ich niespecjalnie dużo. Tak więc jeśli nie pojawi się ich do piątku jeszcze kilka to R.4 zostanie opublikowany później.

Pozdrawiam :*

Artis