sobota, 27 czerwca 2015

Rozdział 20

Ścieżka dźwiękowa- Christina Perri - Be My Forever (feat. Ed Sheeran)


 - Nie uważasz, że trochę przesadzasz?- kilka godzin temu skończył się mecz, z którego Skra wyszła zwycięsko, mimo to Andrzej był spięty. Siedzi przede mną na podłodze oparty o kanapę a ja pomimo usilnych starań masując jego spięte ramiona nie jestem w stanie sprawić, żeby się rozluźnił- Nie zrozum mnie źle ale nie zawsze będzie tak, że będziesz wychodził na parkiet w wyjściowej szóstce.
- Wiem tylko że za każdym razem gdy siedzę na ławce czuję się nieswojo. Zdarzają się chwile gdy nie mogę patrzeć co wyprawiają i najchętniej zgarnął bym z boiska resztę drużyny i sam grał.- choć nie widziałam jego twarzy mogłam sobie wyobrazić w tej chwili jego minę- pomieszanie pewności siebie z zwątpieniem.
- Ktoś tu popada w kompleks wyższości.-zachichotałam cicho.- Poza tym pamiętaj- nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.
- Czy ty się ze mnie nabijasz?- odwrócił się do mnie szybko wyglądając jakby starał się odgadnąć  intencje kryjące się za moimi słowami.

- Ja? Nie no skąd. Ja tylko stwierdzam fakt.- oznajmiłam pokazując mu język na co ten nie tak, że sekundę potem leżeliśmy obok siebie na podłodze.
- Dziękuję.- podniósł się podpierając się na łokciu
- Za co?
- Za to, że kiedy trzeba sprowadzasz mnie na ziemię.
- Jestem tu dla Ciebie, zawsze o tym pamiętaj.

*

         Wdech wydech, będzie dobrze. Nie ma spiny są drugie terminy. Matko święta co ja gadam?! Dobra, koniec ja już nic nie mówię bo zaczynam wygadywać głupoty. Ale hej, mam swoje powody. Czy jestem zestresowana? Ależ skąd! Jestem totalnie, absolutnie przerażona. Co tam jakaś wystawa.
Kojarzycie taki czarno- biały rysunek na którym siedząca w kącie postać z nerwów obgryza paznokcie? Mniej więcej tak w tej chwili wyglądam. Moja psychoza zaczyna coraz bardziej o sobie znać i na poważnie zaczynam rozważać możliwość zamieszkania po wszystkim w borsuczej noże. Wszystko byleby tylko uniknąć spojrzeń w stylu „to ta dziewczyna, której wystawa okazała się katastrofą”. Niedawno przeczytałam biografię pewnego malarza, który przeżywał podobne katusze co ja w  związku z czym wernisaże swoich prac na których był można policzyć by na palcach jednej ręki. Może zrobić jak on? Jak uczyć się to od najlepszych.

- Tyśka, jesteś tu?- Berenika zapstrykała mi palcami przed nosem.
- Jeszcze tak choć muszę ci powiedzieć, że ucieczka nie jest znowu takim złym pomysłem.- mimowolnie zaczęłam się zastanawiać nad tą opcją.
- O nie słodziutka ani mi się waż!- pani Wanda jak na starszą osobę miała nadzwyczaj mocny uścisk i kiedy mną potrząsnęła chwilowo bo chwilowo ale jednak odzyskałam zdolność jasnego myślenia.- Chcesz być profesjonalnym fotografem?- spytała na co pokiwałam twierdząco głową.- Więc się nie bój. Jeśli chcesz spełniać swoje marzenia musisz w siebie uwierzyć, wewnętrzna motywacja jest najsilniejsza ze wszystkich. Żadne zapewnienia innych nie dadzą Ci takiej pewności jak ty sama.

- Babunia dobrze prawi, pier***l wszystko i spełniaj marzenia!- włączyła się jej wnuczka i już myślałam, że oberwie po głowie za ten tekst ale jej babcia tylko z niedowierzaniem pokręciła głową. Mimowolnie zaśmiałam się, takie już były- idealnie się uzupełniały jak na różnicę pokoleń i sprawiały, że człowiekowi robiło się lżej na duszy.
Rozejrzałam się po galerii, która była już gotowa na wieczorne otwarcie, kiedy to albo miałam odnieść sukces albo porażkę dzięki swojej wystawie. Będzie dobrze, grunt to pozytywne myślenie. Z tym postanowieniem ruszyłam do domu, żeby przygotować się na przełomowe wydarzenie.

*

Na krótko przed godziną zero miał po mnie przyjechać Wrona i razem z resztą naszej paczki mieliśmy udać się do galerii. Tylko, że nie byłam w stanie spokojnie usiedzieć na miejscu i cichaczem- tak, żeby mojego zniknięcia nie zauważył duet Berenika & Wojtek- wymknęłam się z mieszkania. Gdy dotarłam na miejsce ku moje wielkiej uldze okazało się, że nie nastąpiła żadna wielka katastrofa i wszystko było na swoim miejscu, tak jak zostawiłam kilka godzin temu. Co nie powstrzymało mnie od sprawdzenia tego czy owego.

- Zdajesz sobie sprawę, że popadasz w paranoję?- z poprawiania wiszących idealnie prosto zdjęć wyrwał mnie znajomy męski głos.
- Ja tylko chcę, żeby wszystko dobrze wyszło.
- Moja mała perfekcjonistka.- zaśmiał się Andrzej cmokając mnie w czubek głowy.- Co takiego mogłoby pójść źle?- ledwo skończył a oświetlenie zgasło. Weź tu człowieku nie wierz w siłę sprawczą.
- No na przykład to właśnie.- drżącymi z nerwów palcami wystukałam numer do energetyki.- Prąd będzie dopiero jutro!- wykrzyczałam pełnym paniki głosem w reakcji na komunikat usłyszany w słuchawce z tego wszystkiego całkiem mi już odbiło i zaczęłam się trząść z zdenerwowania, miałam duszności, nadmiar złego czułam jakiś dziwny ból w klatce piersiowej. 
Właśnie doznawałam obezwładniającego ataku paniki. W takich chwilach dobrze jest mieś kogoś, kogokolwiek przy sobie a jak na dodatek jest tym kimś ktoś pokroju Wrony to okazuje się, że coś tak nieprzyjemnego może zakończyć się w sympatyczny sposób. Siatkarz pocałował mnie, od tak po prostu. W pierwszym odruchu miałam ochotę go spoliczkować za to, że wykorzystuje sytuację ale uświadomiłam sobie iż zrobił to żeby mnie uspokoić. W każdym razie taką miałam nadzieję, w każdym razie oddech wrócił mi do normy i byłam spokojniejsza, no może bardziej zdezorientowana ale lepsze to niż to co miała miejsce przed momentem.

- Lepiej?- spytał prowadząc mnie do stojącego pod ścianą krzesła.
- Chyba tak.- usiadłam mu na kolanach. Przyciskając twarz do jego klatki piersiowej wciągnęłam charakterystyczny dla niego zapach.
- Skoro już Ci lepiej to pora pomyśleć nad rozwiązaniem tego problemu.- stwierdził wskazując na wnętrze pogrążone w półmroku. Prawie słyszałam kręcące się mojej głowie trybiki.
- Będę potrzebowała słoiki, dużo słoików i parę metrów drutu.- oznajmiam w końcu po chwili. Chichoczę widząc zdezorientowaną minę siatkarza.- Andrzej?
- Tak?
- Mógłby zadzwonić po Karola i Wojtka, żeby szybciej przyszli?
- A oni do czego ci potrzebni?- wyraźnie zastanawia się co też może chodzić mi po głowie.
- Będę potrzebowała kilku ludzkich drabin.- oznajmiam udając się na zaplecze w poszukiwaniu reszty potrzebnych rzeczy

*

            W wielu przypadkach jest tak- krzątasz się, planujesz, starasz się żeby wszystko wypadło jak najlepiej a sama uroczystość (w przeciwieństwie do samych przygotowań) trwa krótko a sam przebieg jest daleki od tego co się sobie założyło.  Spotkałam się ze stwierdzeniem, że nie należy wszystkiego nadmiernie planować czy zakładać bo los bywa złośliwy i lubi nam mieszać szyki. Przechadzając się wśród całkiem sporej grupy osób, które postanowiły zawitać na wystawę, doszłam do wniosku iż problem w postaci awarii prądu  nie był tak tragiczny jak się tego spodziewałam na początku. 
Całkowicie zgadzam się z tym kto wymyślił powiedzenie „prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie”. Gdyby nie oni nie zdążyłabym uporać się ze wszystkim na czas i wtedy dopiero były wstyd. Nic tylko zabarykadować się w domu i nie wychodzić z niego przez najbliższy rok a tak wszystko dobrze się skończyło. Jak to leciało? Być w czepku urodzonym czy jakoś tak.
Powoli ludzie zbierają się do wyjścia, na miejscu są jeszcze ci, którzy są mi w miejszym lub większym stopniu bliscy. Berenika flirtuje na uboczu z Wojtkiem, pani Wanda dyskutuje o czymś zawzięcie z jakim starszym panem a pomiędzy zdjęciami przechadzają się nietórzy zawodnicy Skry i nieznane mi osoby. 
- Pięknie dzisiaj wyglądasz, gwiazda nie tylko w przenośni ale i dosłownie.- Andrzej okręca mnie dookoła własnej osi co wydobywa świetliste refleksy ze skromnej granatowej sukienki, poprzetykanej srebrną nitką. Rozlega się dzwonek telefonu siatkarza- Przepraszam ale muszę odebrać.

Delikatnie przesunęłam nogą stojącą na podłodze świeczkę. Podwieszone pod sufitem za pomocą cienkich drucików słoiki pełniły funkcję oryginalnych świeczników, które razem z porozstawianymi po kątach lampionami spowijały pomieszczenie migotliwym blaskiem.
- Tak słyszałam, że zdolna z Ciebie bestia tylko nie myślałem że aż tak.- witam się z Dagmarą Winiarską i Michałem. 
- Przecież pokazywałem Ci kilka jej prac.- jej mąż śmiesznie marszczy nos na co obie się śmiejemy. - Co innego zobaczyć jej na komputerze a co innego na żywo.- puszcz do mnie oczko i ponownie zostaję sama.

Może nie wszystkie zdjęcia są jakieś nadzwyczajne ale podobają się zdecydowanej większości. Co mnie cieszy, zważywszy na to że stoczyłam prawdziwą batalię o nie z panią Anią, moją szefową. Trochę głupio się czułam sprzeciwiając się jej, bo przecież to dzięki niej doczekałam się swojego pierwszego wernisażu, ale na szczęście udało mi się postawić na swoim. I tak zamiast fotografii o jednej tematyce na ścianach wisiały te zdjęcia do których miałam szczególny sentyment.
- Marnujesz się w tej Polsce.- usłyszałam po raz kolejny tego wieczora od Luke'a Madsena siostrzeńca pani Ani, który przyjechał ze Stanów w odwiedziny do swojej ciotki.- Powinnaś wyjechać do USA to kraj wielu...
- Możliwości, tak wiem.- przerwałam bo nie miałam ochoty na słuchanie tego samego po raz kolejny. Zastanawiałam się jak ktoś tak jak oni może być równie przystojny co irytujący. Brązowe, modnie przystrzyżone włosy okalały opaloną twarz z której spoglądały na mnie pogodnie ciemne oczy.
- Może to naiwne ale uważam, że starając się wystarczająco sukces można odnieść bez względu na miejsce zamieszkania.- oznajmiłam dumnie zadzierając brodę.

- Ładna, zadziorna i mająca własne zdanie dziewczyna? Połączenie idealne.- uśmiechnął się ukazując idealnie białe zęby a ja poczerwieniałam niczym przysłowiowa piwonia. Ogarnij się dziewczyno! Jesteś z Andrzejem, kochasz go na litość boską! Właśnie a gdzie on się podział? Nigdy go nie ma jak jest potrzebny, rycerz na białym koniu psia kostka.
- Coś się stało?- chyba miałam jakieś ukryte magiczne zdolności i "przyciągnęłam" go myślami, w każdym bądź razie Ptaszysko pojawił się zaraz tuż obok i objął mnie silnym ramieniem jakby chciał dać do zrozumienia obcokrajowcowi "trzymaj się od niej z daleka".- Potrzebujesz czegoś?
- Właściwie to tak,chciałabym iść już do domu. Jestem wykończona.- odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Miałam w nosie, że jako gospodyni wieczoru powinnam zostać do końca i wyjść jako ostatnia ale na ten moment miałam to w nosie.
- Zaraz wracam.- uśmiechnął się czule, pogładził mnie po brodzie i nim zdążyłam zareagować poszedł po nasze kurtki.

Czuję na sobie spojrzenie Luke'a i udając że mnie on nie obchodzi podchodzę do najbliższej fotografii, która akurat przedstawia cieszących się po wygranym meczu kibiców. Podchodzi tak blisko, że stykamy się ramionami. Czuję jak przeskakuje między nami elektryczność. Stoimy tak aż wraca Andrzej, który pomaga mi założyć płaszczyk.
- Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy.- chłopak na pożegnanie chwyta moją dłoń na której składa delikatny pocałunek a modlę się, żeby Wroniasty nie zrobił niczego głupiego. Na szczęście nic takiego nie ma miejsca a na dodatek wprowadza amerykanina w osłupienie ściskając mu po przyjacielsku rękę.
Kiedy jesteśmy już w samochodzie ukradkiem zerkam na karteczkę, którą wcisnął mi Madsen. Pod ciągiem liczb widnieje krótka wiadomość "zadzwoń". A niech cię dunder świśnie. 

.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.- 

Czytasz? Skomentuj! 

Nie lubiliście Sabiny? W takim razie poznajcie Luke'a :D
Przepraszam was za tą dwutygodniową przerwę ale mój laptop ostatnio świruje pawiana- ekran mi "skacze" a jak nie to kolory się "odwracają" przy czym dłuższe pisanie jest bolesne, że tak powiem.  Znacie może na to jakąś radę? Jak nie brak weny to problemy techniczne, oszaleć można.
Myślałam, że na tym etapie raczej nikt tu nowy nie trafi a okazuje się, że jednak przybywa mi nowych czytelników. @aguśka, naivy, storyofmylife- cieszę się, że tu trafiłyście :)
Dobra wiadomość jest taka, że powoli odzyskuję serce do tego opowiadania.
Kiedy poznać, że za dużo myślisz o siatkówce? Kiedy śni ci się po nocach- parę dni- raczej nocy- temu"spotkałam" Włodarczyka i Wronę, a wczoraj bawiłam się na weselu Piotrka Nowakowskiego.

Do usłyszenia,
Artis :*

sobota, 13 czerwca 2015

Rozdział 19

Ścieżka dźwiękowa- The Script - Flares

             Pamiętam jak na jakąś lekcję w liceum nauczycielka kazała nam zebrać informacje na temat swojego imienia. Takim sposobem dowiedziałam się, że planetą jaka jest przypisana każdej Martynie jest Mars, stąd też jego znaczenie- „należąca do Marsa” czyli wojowniczka. Imię wprost idealne dla osoby silnej i twardo stąpającej po ziemi ale również dla wrażliwej artystki. No i weź tu człowieku uwierz w przypadek.
Jestem artystką? Owszem jeśli za takową uznać fotografkę, a więc odhaczone.
Wojowniczka? Biada temu, kto spróbowałby zranić bliskich mi ludzi.
Silna? Nie do końca… Sama w sobie jestem krucha, to chyba odpowiednie słowo. Siłę, szczególnie w takich sytuacjach jak teraz dają mi inni aż strach pomyśleć co się stanie gdy zostanę sama.

Ostatnimi czasy mama wrażenie, że moje życie przypomina tandetną komedię romantyczną ale w dobrym znaczeniu. Mam przy sobie faceta, który sprawia że udaje mi się nie myśleć o ostatniej porażce, robi to mniej lub bardziej świadomie ale i tak jestem mu wdzięczna.
Trochę to trwało ale w końcu za kilka dni odbędzie się wystawa moich prac. Praktycznie wszystko jest gotowe- zdjęcia wydrukowane i oprawione leżą sobie bezpiecznie na zapleczu, plan ich rozmieszczenia skończyłam rozrysowywać przed chwilą. Pozostaje tylko powiesić je na odpowiednich miejscach ale na to mam jeszcze czas.

Choć jestem już po pracy przycupnęłam w moim osobistym azylu, dziedzińcu na tyłach galerii pomiędzy starymi kamienicami.  Wystawiam twarz w kierunku słońca, czuję jak złociste promyki przyjemnie drażnią moją skórę. Kątem oka dostrzegam jakiś ruch. Kilka metrów nade mną, na drewnianej belce łączącej dwa budynki przysiadł czarno- szary ptak. To wrona. Uśmiecham się sama do siebie i sięgam po leżący obok aparat. Przez chwilę nie słychać nic poza odległym ruchem ulicznymi i trzaskiem migawki. Słyszę jak otwierają się drzwi zaplecza, ptak zrywa się z miejsca ale nim całkowicie zniknie mi z pola widzenia udaje mi się zrobić jeszcze kilka fotek.
- Martina, ty tu być, ja cię szukać i nareszcie znaleźć ty musieć mnie pomóc!
- Spokojnie Miguel a teraz wyjaśnij mi co się stało.- proszę trenera Bełchatowskiej Skry, ten bierze głęboki oddech i nieco spokojniej zaczyna mówić co się stało. Fotograf, który miał z nimi jechać na mecz do Gdańska zrezygnował i zostali na lodzie więc fajnie by było gdybym zgodziła się go zastąpić. Kiedy kończy wybucham śmiechem na co ten patrzy się na mnie jakby było mi brak piątej klepki.
- Z przyjemnością wam pomogę.- jutro jest sobota a więc mam wolne i mogę wybrać się nad morze a przy okazji obejrzeć dobry mecz. Nawet jeśli ta cała sprawa „jesteśmy- tacy- biedni- bo- żaden- fotograf- nas- nie- lubi” to jedna wielka ściema. Dobrze pamiętam słowa Muzaja sprzed kilku dni kiedy powiedział, że prezes poważnie zastanawia się nad sensem zatrudniania osoby na stanowisko od zdjęć skoro ostatnio są takie cyrki. Posłusznie podążam za szkoleniowcem i wsiadamy do autobusu gdzie czeka na nas reszta ekipy. Część chłopaków już drzemie, niektórzy czytają książki czy oglądają film a inni postanawiają zrobić komuś psikusa jak Misiek Winiarski, który śpiącemu Kacprowi robi na twarzy wzorek z pasty do zębów. 

- A więc znowu ratuję was z kłopotów.- nim usiądę obok Andrzeja wkładam do schowka  futerał z aparatem.
- Najwidoczniej, niektórzy ludzie są niezastąpieni.- kładzie mi na kolanach pakunek, w którym rozpoznaję swoją podręczną torbę podróżną.
- No wiedziałam, po prostu wiedziałam! To wszystko jeden wielki spisek, pewnie Berenika też w tym siedzi.- prze moment okładam go pięściami choć nie jestem na niego zła ale niech sobie nie myśli.- Wszystko ukartowałeś, wcale nie muszę z wami jechać!- na koniec mocno zdzielam go zwiniętą gazetą po ręce wyciągniętej w moją stronę.
- Ej spokój, te dłonie muszą jutro wygrać mecz!- robi zbolałą minę i chucha na wspomnianą część ciała.- Poza tym czy to źle, że chcę mieć cię na oku?
- Przesadzasz, wszystko ze mną w porządku. No dobra może to nie całkiem prawda-dodaję widząc jego sceptyczne spojrzenie- ale to nie znaczy, że zaraz rzucę się pod pociąg z rozpaczy. Ja… chyba zwyczajnie uwierzyłam innym, że jestem na tyle dobra żeby dostać to stypendium i jest mi przykro że nic z tego nie wyszło.
- Bo oni się nie znają!- podskakuję słysząc głos Wlazłego spoglądającego na nas spomiędzy siedzeń naprzeciwko.- Korzystając z okazji chciałbym zamówić kilka twoich zdjęć bo coś czuję, że za kilka lat będą sporo warte.- uśmiecha się do mnie tak szeroko, że nie mogę inaczej i odpowiadam mu tym samym.  Dziękuję mu za słowa otuchy i zaczynam przeglądać zawartość bagażu. Ubranie  na zmianę, piżama, przybory do mycia i nowy komplet bielizny z czerwonej koronki.
- Serio Andrzej?
- No co, ja zawsze dotrzymuję obietnic.

*

Na miejscu byliśmy późnym wieczorem i jedyne o czym myślała większość to wygodne łóżko. No może prawie wszyscy.
- Nie mogę się doczekać kiedy założysz swój prezent.- objął mnie od tyłu i wyszeptał wprost do ucha podczas gdy reszta ekipy zajęta była odbieraniem kluczy od hotelowej recepcjonistki.
- O nie panie Wrona! Nocować to wy będziecie w osobnych pokojach i tak wykazałem się dobrą wolą godząc się, żeby twoja dziewczyna mogła z nami jechać.- jak z pod ziemi wyrósł prezes Piechocki.
- Ma Pan rację.- zgodziłam się z ojcem Kacpra.- Musisz być wypoczęty przed jutrzejszym meczem.
- Otóż to! Trafiłeś na mądrą dziewczynę, dobrze ci radzę trzymaj się jej.
 Nie mogłam się nie roześmiać widząc zbolałą minę Andrzeja.
- No już, uszy do góry.- pocałowałam chłopaka jeszcze na pocieszenie i poszłam na piętro.
- Masz rację, niech sobie nie myśli, że może wszystko. Jak go trochę przytrzymasz to „deserek” będzie mu później lepiej smakował.
- Matko kochana Włodarczyk, czy ty mi właśnie udzielasz rad na temat… no wiesz?- spytałam z niedowierzaniem.
- Myśl sobie co chcesz.- puścił do mnie oczko po czym zniknął za drzwiami sąsiedniego pokoju.
Sentencja na dziś- każdy siatkarz na swój sposób ma zryty beret.

*

         Podczas porannego treningu nie miałam zbyt wiele do roboty. Cyknęłam kilka fotek więc aparat leżał teraz obok bezużyteczny. W trakcie  przeglądania na youtube’ie filmików różnej maści, doszłam do wniosku że skoro już tu jestem to równie dobrze mogę się przydać w inny sposób. Podeszłam do Falasci przekazując mu swój pomysł na co ten z uznaniem pokiwał głową i stwierdził, że takiego sposobu na promocję to jeszcze PlusLiga nie widziała i z pewnością Skra się tym wyróżni. Podobnie zareagowali sami zawodnicy co mnie nie zdziwiło bo na tyle na ile zdążyłam ich poznać to miewali bardziej szalone pomysły.
Przed samym meczem wyjaśniłam  Magierze i Kuładze -prowadzącym mecz- co mamy zamiar zrobić i że będę potrzebowała ich drobnej pomocy.

Pierwszy set dosyć gładko wygrała Skra ale w drugim Gdańszczanie zwieli przysłowiowy drugi oddech i już nie było tak lekko. Na pierwszą przerwę techniczną z jednopunktową przewagą schodzi Bełchatów ale Trefl nie daje za wygraną i to oni zdobywają szesnasty punkt.
Moi przyjaciele byli nieco przybici i nawet kiedy posłałam Andrzejowi krzepiące spojrzenie ten minę miał raczej nietęgą.
- Musisz przyznać, że nawet przygnębiony jest niesamowicie pociągający.- odwracam się przez ramię i przez chwilę nic nie jestem w stanie powiedzieć nic.
- A co dopiero gdy jest pewny siebie.- nasz części odzyskuję rezon i ze spokojem patrzę w oczy Sabinie.
- Wyjaśnijmy sobie jedno.- podchodzi do mnie na tyle blisko, że czuję intensywną woń jej perfum.- Nieważne jaką dziewczynę spotka, jak idealna by się wydawała na koniec i tak ląduję w mojej sypialni.
- Tym razem będzie inaczej.
- A w czym ty jesteś niby lepsza ode mnie?- obrzuca mnie takim spojrzeniem że po raz pierwszy nachodzą mnie wątpliwości. Pojawiają się na chwilę ale jednak.  Kim ja niby jestem? Zwykłą dziewczyną ubraną w dżinsy i ulubiony t-shirt podczas gdy ona ubrana w kusą sukienkę jest ucieleśnieniem fantazji niejednego mężczyzny.- Tak też myślałam.- Zasiała ziarno niepewności, osiągnęła to co zamierzała i odchodzi.

Podatność na sugestie to cecha, której u siebie nie lubię najbardziej bo jak przychodzi co do czego zawsze są z tego jakieś problemy.
W czasie który zajmuje mi zamontowanie aparatu na statywie i przełączenie go na tryb nagrywania drużyna z którą  tu przyjechałam seta numer dwa odhacza sobie jako wygranego
- Widziałem tę chorą akcję. Wszystko w porządku?- czuję jak Andrzej kładzie mi dłoń na ramieniu.
- Jasne, że tak.- czy aby na pewno?
- Pamiętaj, że dla mnie liczysz się tylko ty.- gładzi mnie po policzku, chcę mu wierzyć ale gdzieś tam z tyłu głowy wredny głosik szepcze, że blondynka może mieć rację.
Zmyka szybko na boisko bo przerwę w meczu mamy zamiar wykorzystać w inny niż zwykle sposób. Chłopcy stają w pozornym nieładzie a kiedy daję znać gestem duetowi K&M, że już czas zaczyna się show.

Flash mob to w dużym uproszczeniu pewna grupa ludzi zbierających się w jednym miejscu, którzy przeprowadzają krótką akcję często absurdalną a już na pewno zaskakującą inne osoby akurat znajdujące się w pobliżu po czym rozchodzą się każde w swoim kierunku jakby nic się nie stało. Czasem, tak jak teraz, przybiera on formę taneczną. W rytm piosenki Walk the moon- shut up and dance siatkarze wykonują naprędce ułożony układ. Nie jest on idealny i zdarza im się pomylić kroki ale i tak zebrani kibice są zachwyceni, niektórzy nawet zaczynają śpiewać. Gracze Trefla przyłączają się do swoich rywali naśladując ich ruchy. Niektórzy z zawodników zaczynają odgrywać scenkę mającą odzwierciedlać treść piosenki a Wrona porywa mnie do tańca nic nie robiąc sobie z tego, że wcale nie mam na to ochoty. No cóż, taki już jest robi co chce a ja się temu przeważnie poddaję.
This woman is my destiny.
Chciałabym, żeby tak faktycznie było.

*

            Tym razem ekipa rodem z Bełchatowa przegrała choć uległa dopiero w piątym secie. No cóż, nie wszystko idzie zawsze tak jak to sobie zaplanujemy. Takie już jest życie.
W drogę powrotną mieliśmy ruszyć tuż po zakończeniu spotkania. Kiedy tylko uporałam się z pakowaniem swojego sprzętu ruszyłam na miejsce zbiórki. Myśląc, że limit pecha w ostatnim czasie wyczerpałam natrafiłam na Andrzeja do którego lepiła się Sabina.
- Na nas już pora.- podeszłam od nich i jak gdyby nigdy nic odciągnęłam Wroniastego od znienawidzonej blondyny. Kiedy jednak chciał mnie do siebie przyciągnąć  to mu się wyrwałam.
- Nie mów, że jesteś o nią zazdrosna.- szłam dalej prze siebie niewzruszona.- Nie musisz być.
- To przestań mi stwarzać mi ku temu okazje!
- Ty mi nie wierzysz.- stwierdził krótko.- Na każdym kroku daję Ci do zrozumienia jak bardzo mi na tobie zależy a i tak nie umiesz mi zaufać. Daj znać jak stwierdzić, że jednak jestem godny twojego zaufania.-  wściekły wsiada do autokaru. Mam wrażenie jakbym przeżywała dejavu. Ostatnie zdanie… podobne sytuacja miała kilka tygodni temu zanim wszystko się zepsuło, Nie chcę, żeby to wszystko się powtórzyło. W autobusie zajmuję miejsce koło niego. Milczymy. On- bo jest na mnie zły, ja- bo zastanawiam się jak mu wszystko wytłumaczyć.
Czasami nie mówię nikomu jak naprawdę się czuję. Nie dlatego, że nie wiem. Nie dlatego, że boję się ich reakcji, czy też im nie ufam. Ale dlatego, że nie znajduję odpowiednich słów, by mogli choć w małym stopniu mnie zrozumieć.

- Pamiętasz jak Ci mówiłam, że mam problem z zaufaniem przez mojego byłego? No cóż, to nie do końca była prawda.- czuję jak się spina myśląc pewnie, że go okłamałam.- Tak naprawdę wszystko się zaczęło dużo wcześniej. Moi rodzice rozstai się kiedy miałam jakieś 7 a Arek 16 lat. Nie pamiętam ojca zbyt dobrze. Często wyjeżdżał a jak już był w domu to i tak nie miał dla nas czasu. Nigdy nie miałam z nim zbyt dobrego kontaktu, momentami traktowała mnie jak powietrze. Jak już przypominał sobie łaskawie, że ma córkę obiecywał mi różne rzeczy ale słowa nie dotrzymywał bo znów wyjeżdżał. Może nie były to nie wiadomo jak ważne rzeczy ale gdzieś tam w podświadomości zagnieździło mi się żeby nikomu nie ufać bezgranicznie.Wiem, że to głupie ale już tak jest.
Później się rozwiedli i kontakt się urwał całkowicie, od tamtej pory nie wysłał nawet głupiej kartki na święta.- dopiero kiedy kończę uświadamiam sobie, że zamknął mnie w mocnym uścisku.
- Jestem przy tobie , bez względu na wszystko. Dlaczego miałbym odejść do innej? Może to zabrzmi tandetnie ale nie dbam o to- dla mnie mieć ciebie to tak jakby mieć cały świat. Nic inne się nie liczy.- To tylko kilka słów ale znaczą więcej niż wszystko inne.

.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

CZYTASZ+ KOMENTUJESZ= MOTYWUJESZ
Jest źle- co widać, słychać i czuć.
@Winka- Mam nadzieję, że obie niedługo odnajdziemy serce do swoich opowiadań
@Kam ila- też Cię nie lubię :P „Oni się tak bardzo kochają. No zniszcz mi to a Ci wpierdolę.” Czy ty zdajesz sobie sprawę, że takie groźby są karalne? Jak to jest, że nawet jak mnie straszysz to i tak szczerzę się do monitora jak głupi do sera?
„To opowiadanie ma trwać, serce do niego Ci zaraz znajdę ( mało to ludzi chodzi nocą przez park? Powie się, że to wypadek był.)” Bardzo się cieszę, że tak ci się moje opowiadanie podoba ale wszystko kiedyś się kończy. 

sobota, 6 czerwca 2015

Rozdział 18

Ścieżka dźwiękowa- Grzegorz Hyży & TABB - Na Chwile


[perspektywa Andrzeja]

Obudziłem się kilkanaście minut temu, kiedy pierwsze promienie słońca zaczęły przedzierać się przez zaciągnięte zasłony. Tuż po przebudzeniu, jeszcze nim otworzyłem oczy, oddychałem przez chwilę ciężko, błagając żeby wspomnienia minionej nocy nie były tylko sennym majakiem ale rzeczywistością. Kiedy uchyliłem powieki i spojrzałem na drugą połowę łóżka ujrzałem cudowny widok. Tuż obok leży Ona. Martyna, dziewczyna której przed kilkoma godzinami wyznałem miłość. Śpi na brzuchu z burzą ciemnobrązowych włosów rozrzuconych wachlarzem po nagich plecach a lekko zaróżowione usta układają się w delikatny uśmiech. Wygląda tak niewinnie i bezbronnie, że odruchowo chcę bronić ją przed całym światem.

Możliwie jak najciszej założyłem leżące na fotelu ubranie i idę do kuchni.
Jakiś czas temu, krótko przedtem jak ją poznałem spytałem Karola o to za co kocha Olę, co takiego szczególnego go w niej ujęło a on mi na to, że na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Dopiero teraz zaczynam rozumieć o co mogło mu chodzić. Gdyby ktoś spytał mnie o to samo usłyszałby podobne słowa. Dlatego że: po pierwsze- nie ma takich słów, które w pełni oddałyby to co do niej czuję, po drugie- kocham każdą najmniejszą część składającą się na to jaką jest osobą.
Powoli wkradała się do mojego serca. Wszystko zaczęło się tamtego feralnego dnia od wypadku. Nie byłem w stanie przejść nad całą sytuacją do porządku dziennego i nie interesować się jej losem choć zdecydowana większość ludzi na moim miejscu pewnie tak by zrobiła. Czułem się za nią odpowiedzialny, tak to wszystko się zaczęło.

Późniejsze rozmowy, gdzie z każdą następną łapałem się na tym że nie mogę się doczekać kolejnej. Dosyć szybko mnie „wzięło”. Pierwszy raz złapałem się na tym, że mi zależy podczas pobytu w domku nad jeziorem, kiedy opatrywała Włodarczyka chwile po tym jak zdzieliła go świecznikiem. Chodziłem jak struty, co tu dużo tłumaczyć, byłem najzwyczajniej w świecie zazdrosny i to mnie przerażało.
Bałem się zrobić coś więcej, owszem dobrze się nam spędzało razem czas ale nie miałem pewności czy traktuje mnie tylko jak przyjaciela czy może jak kogoś więcej. Jakimś cudem przełamałem się i zaprosiłem ją na pamiętny bal charytatywny, po którym pierwszy raz ją pocałowałem. W ogóle dochodzę do wniosku, że bale w naszej relacji są jakieś przełomowe i coś zawsze w związku z nimi się dzieje.
No i ta radość w jej oczach, kiedy przy chłopakach z drużyny nazywam ją swoją dziewczyną. Coś niesamowitego.

Wszystko pięknie i sielsko się toczy aż daję ciała na całej linii. To co powiedziałem jej wtedy było tak durne i nadal sam nie mogę uwierzyć iż to zrobiłem, że pojęcia nie mam dlaczego jednak zdecydowała się mi wybaczyć.
Wracam do sypialni, gdzie Martyna powoli się budzi.


[perspektywa Martyny]

Są takie sny z których człowiek nie chce się obudzić. Boję się, że gdy tylko otworzę oczy okaże się, że miniony wieczór był tylko majakiem, wytworem wyobraźni, życzeniowym wytworem mojego umysłu.
Tak, Kocham Cię. Bardziej niż wczoraj i mniej niż jutro.
Nareszcie się doczekałam tych dwóch wyjątkowych słów.
Znów całuje mnie tak, że zapominam jak się oddycha. Mam wrażenie jakby czas się zatrzymał, ręce jakby bez udziału woli zaczęły rozpinać guziki jego koszuli.
- Jesteś pewna, że właśnie tego chcesz?- spytał unieruchamiając moje nadgarstki
- Chcę Ciebie.- dawno nie byłam niczego tak pewna.

Na samo wspomnienie tego co działo się potem na policzki wypływa mi rumieniec.
Dłonie początkowo z wahaniem pozbywające się części mojej nocnej garderoby. Przyjemne łaskotanie w miejscach znaczonych jego pocałunkami. Palce wędrujące wzdłuż tali, wywołujące gęsią skórkę.
Podobno gdy jest się szczęśliwym, tak bezgranicznie, człowiek ma wrażenie jakby unosił się trzy metry nad niebem. Coś w tym jest.
Uśmiecham się sama do siebie i podnoszę się do pozycji siedzącej.

- Andrzej?- miejsce obok jest puste a jedynym dowodem na to, że nie jestem sama jest odciśnięty ślad głowy na poduszce.
- Myślałaś, że Cię zostawiłem?- cały w skowronkach, z tym swoim łobuzerskim uśmiechem, jak gdyby nigdy nic siada obok.
- Przyznaję, że przeszło mi coś takiego przez myśl.- odruchowo bardziej zakrywam się kołdrą co wywołuje śmiech Wroniastego.
- Chyba zapominasz, że widziałem Cię nago.- mierzy mnie pożądliwym wzrokiem a ja, o ile to możliwe, czerwienieję jeszcze bardziej a ten jakby chcąc wprawić mnie w jeszcze większe zakłopotanie przyciąga mnie do siebie.- I mam nadzieję, że tak będzie jak najczęściej.
- Zboczeniec!- uderzam go w ramie.- Powinniśmy zbierać się powrotem do Bełchatowa, jutro macie ważny mecz a nie chcę mieć na pieńku z Falascą jak go przegracie.- rozglądam się po pokoju.
- Szukasz może tego?- siatkarz wyciąga zza pleców mój stanik.
- Oddawaj go!- wyciągam po niego rękę ale trzyma go poza moim zasięgiem.
- Wiesz, myślę że od dziś to ja będę dbać o dobór twojej bielizny.- uśmiecha się do mnie zuchwale.
- Jesteś nieznośny!
- A ty urocza jak się tak złościsz.- całuje mnie jeszcze szybko i znika zanim zdążę go zdzielić poduszką.

*

Kolejne dni są usposobieniem tego co ludzie nazywają sielanką. Zero problemów, czyste i niczym niezmącone szczęście.
W większości wypadków nocuję u Andrzeja, co oczywiście zostaje skomentowane przez pewne osoby.
- Ja was tylko proszę, zabezpieczajcie się na litość boską. Jestem za młoda, żeby zostać ciocią!- oznajmia Berenika poważnie.
- Jaką znowu ciocią, wy nawet nie jesteście spokrewnione. Za to ja chętnie zostanę babcią, nawet taką przyszywaną.- pani Wanda puszcza do mnie oczko na co jej wnuczka kręci z niedowierzaniem głową.

Kiedy oznajmiam chłopakowi, że muszę jechać do Milicza po kilka rzeczy ten oczywiście upiera się, żeby mi towarzyszyć. Całą sytuację wykorzystuje oczywiście moja rodzicielka i postanawia zabawić się w złego policjanta. Przepytuje go na wszelkie możliwe tematy a ten odpowiada na każde pytanie, choćby niewiadomo jak bezsensowne i głupie by było. Zauważam, że w niektórych momentach drgają mu niebezpiecznie kąciki ust jakby miała ochotę się roześmiać z całej tej sytuacji.
Tak jakoś leci. Któregoś dnia wracam zmęczona do domu po pracy a tam czeka na mnie stała ekipa w składzie: Ptaszysko, Wojtek z Bereniką (tak swoją drogą randka im się udała ale dalszych postępów chwilowo brak) no i oczywiście najbardziej zakręcony związek Plus Ligi czyli Karol i Ola. Na stole w pogotowiu jest już przygotowany szampan i kieliszki.

- Zobacz co przyniósł listonosz.- Andrzej podaje mi śnieżnobiałą kopertę z charakterystycznym błękitnym logo Juilliard School.
- Nie przyjęli mnie.- czuję jak oczy zaczynają mnie piec od napływających łez.
- Przecież nie wiesz co jest w środku, no chyba że masz rentgen w oczach.- Karol marszczy czoło przyglądając się mi jakby zastanawiał się co jest ze mną nie tak.
- Właśnie, że wiem! Gdybym dostała to stypendium to koperta była by większa od materiałów o uczelni i dokumentów, które musiałabym im odesłać a tak w środku jest tylko krótkie pismo informujące, że bardzo im przykro ale nic z tego.- na ostatnich słowach głos mi się załamuję i zrezygnowana chowam twarz w dłoniach, łzy nie nadchodzą. Gdzieś w tle słyszę dźwięk rozrywanego papieru i czytającego list Wronę.

„Droga Pani, z przykrością informujemy że pomimo wysokiego poziomu jaki reprezentuje Pani swoimi pracami nie zostaje pani przyjęta na letni program stypendialny Juilliard School.”

- Och wielkie mi halo, nie teraz to następnym razem się uda. Poza tym każda okazja jest dobra, żeby się napić!- moja współlokatorka jak zwykle stara się stanąć na wysokości zadania. Biorę głęboki oddech i posyłam zebranym uśmiech na znak, ze nie przejęłam się tak bardzo jak to mogło wcześniej wyglądać. Widać, że im wszystkim ulżyło. No prawie wszystkim, Endrju dalej przygląda mi się uważnie.
Przez cały wieczór żartuję, staram się sprawiać wrażenie totalnie wyluzowanej i chyba mi to wychodzi choć w środku czuję pustkę.
W końcu wszyscy wychodzą a ja mam ochotę rzucić się na łóżko i już nigdy z niego nie wyjść, co zresztą robię. Słyszę, jak ktoś wchodzi do mojego pokoju i kładzie się obok. Nie otwieram oczu ale i tak wiem, że to on.
- Robisz dobrą minę do złej gry – wciskam twarz w jego koszulę a on obejmuje mnie i delikatnie głaszcze po plecach. - Ale założę się, że nie dajesz po sobie poznać, jak bardzo tak naprawdę cierpisz.

Może właśnie o to chodzi w miłości. Żeby ktoś był przy tobie bez względu na wszystko, na dobre i złe. Zawsze gdy dzieję się źle, coś nie wychodzi a życie rzuca kłody pod nogi. Nie mówi już nic, nie krytykuje, nie pociesza, po prostu milczy. Tak jest dla mnie w tym momencie łatwiej i on o tym wie. Wiem, że bez względu na to co zrobię on mnie nie wyśmieje. W końcu się poddaje i płaczę. Wstrząsana szlochem zasypiam czując jego bliskość.

.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.

CZYTASZ? SKOMENTUJ!
Rozdział do którego napisania było mi się najtrudniej zebrać jak do tej pory, pogoda niczego mi nie ułatwia.

Z cyklu "Artis poleca": ostatnio w moje ręce wpadła książka "Miasto 44", która powstała w oparciu o scenariusz. Polecam każdemu komu podobał się film, zwłaszcza że książka szerzej wyjaśnia niektóre wątki.

3/ 3 wygrane mecze w Lidze Światowej, póki co jest dobrze ale zobaczymy jak będzie dalej. O dzisiejszy mecz z Iranem raczej bym się nie martwiła (Edit. 6.06.2015, godzina 23:39 no i mówiłam że wygrają:D, co z tego ze w tie-break'u przynajmniej można dłużej było się pocieszyć grą naszych chłopaków) . Mateusz Bieniek- kto by pomyślał, że chłopak debiutujący w kadrze będzie sobie aż tak dobrze radził, oby tak dalej. Ptaszysko w meczach z Rosjanami spisywał się naprawdę dobrze, szkoda tylko że Karollo nabawił się kontuzji. Zdrowiej nam szybko kapitanie i wracaj do gry :)

Taka sytuacja:
Moja Mama: idę do sklepu, kupić ci coś?
Ja: Colę jakbyś mogła.
Przychodzi z powrotem i wręcza mi butelkę a na etykietce:




















Także na pożegnanie buziak od Andrzeja dla was :D


Nie jest dobrze. Chyba zaczynam tracić serce do tego opowiadania.