Ścieżka dźwiękowa 1- Olly Murs - Hand on Heart
Na kilka sekund przed wejściem na halę byłam przerażona, bałam się tego co się może stać. Znajome emocje, rozgorączkowana radość towarzysząca kibicowaniu ukochanej reprezentacji sprawiły, że poczułam się nieco lepiej.
Nie wiedziałam co powiem Andrzejowi do momentu aż
stanęłam z nim twarzą w twarz. Te kilka minut kiedy rozmawialiśmy były dla mnie
najcięższymi chwilami w życiu. Widząc jego minę, gdy uświadamiał sobie że to
naprawdę koniec, przez chwilę zawahałam się i chciałam wszystko cofnąć.
Zranił mnie, jasne. Ale musiałam przetrwać. Nie
miałam innego wyjścia niż ruszyć ze swoim życiem naprzód. Bez niego.
Powoli uczyłam cieszyć się tym co mam. Nie oczekując
więcej, doceniając każdy z oddechów, który jest mi dany. Cieszyć się każdym, nawet tym najbardziej
pochmurnym porankiem. Wierząc, że nadejdzie dzień kiedy będę w stanie stanąć wykrzyczeć
jak jestem szczęśliwa.
Każdego dnia zastanawiam się, dlaczego zauważył
mnie, gdy tysiące dziewczyn zauważyło jego. Nie chcę o nim zapomnieć ani
wymazać go ze swojego życia bo był jego zbyt ważną częścią.
Czasami wspomnienia dopadają mnie zupełnie
niespodziewanie, jak wtedy gdy rozpakowywałam paczkę z rzeczami, które
zostawiłam w Bełchatowie. Kiedy miałam gorszy dzień siatkarz podrzucał mi
liściki, które wprawiały mnie w lepszy humor. Tak jak ten, który wypadł z
pewnej książki.
„Ogłoszenie! Sprzedam buziaka na dobranoc w bardzo
dobrym stanie. Zapewniam bardzo długie i przyjemne uczucie, które może trwać
nawet całą noc! Cena do uzgodnienia.”
Byliśmy razem zaledwie przez kilka tygodni ale nie
zamieniłabym tych chwil za nic na świecie. Mimo wszystko nie chciałam aby
kontakt urwał nam się definitywnie. W okolicach Świąt Wielkanocnych, kiedy
okazało się że nie dam rady wrócić do domu, po obdzwonieniu wszystkich i
życzeniu im wszystkiego dobrego odważyłam się napisać sms’a. Czułam, że na rozmowę
nie jestem gotowa i wpadłam w lekką panikę kiedy Andrzej zamiast odpisać
postanowił do mnie zadzwonić.
- Wesołych świąt!- czułam niepewność w jego głosie i
pewnie bym się rozryczała ale jakoś udało mi się powstrzymać.
Od tamtej pory utrzymywaliśmy ze sobą kontakt, czy
to mailowy czy telefoniczny. To co bolało najbardziej to fakt, że to co było
nie wróci. Może gdybym postąpiła inaczej… Któż to wie co by było?
Nalezę do tego typu ludzi, którzy gdy się zakochują
to oddają drugiej osobie całego siebie. Teraz to się na mnie mści.
Mijały dni, tygodnie. Parę razy odwiedziłam słynne
Hamptons, gdzie Nowojorczycy spędzali upalniejsze dni a ciotka Davida miała
domek letniskowy. Poza tym zaszywałam się na uczelni i starałam się czerpać
tyle ile się da zanim wyjadę. W międzyczasie David ukończył studia i razem z
filmem, przy którym mu pomagałam, pojechał do Hollywood na jakiś amatorski
festiwal gdzie zdobył wyróżnienie i nagrodę publiczności. Jako, że przy takich
wydarzeniach zawiązuje się różne znajomości udało mu się dostać pracę w
Universal Pictures.
A ja? Również moja przygoda z Juliard miała wkrótce
dobiec końca. Był tylko jeden warunek. Każdy ze stypendystów musiał
zorganizować wystawę na wymyślony przez siebie temat. Tu się rodził problem bo
nic sensownego nie przychodziło mi do głowy.
- Przekuj to co w tej chwili przeżywasz w coś
pozytywnego.- radził mi mój amerykański przyjaciel. Gdyby to było tylko takie
proste.
- Odpuść, daj sobie chwilę oddechu. Inspiracja
przyjdzie kiedy nie będziesz tego oczekiwać. Musisz być tylko cierpliwa.-
czasami takie zwyczajne rady wydają się najbardziej sensowne a jeśli udziela
ich osoba pokroju pani Wandy, która już trochę przeżyła, człowiek jakoś tak
samoistnie się im poddaje i ufa, że będzie dobrze.
Nie wszystkim podobało się to jak postąpiłam,
Berenika przez kilka dni nie odzywała się do mnie ale w końcu nie wytrzymała bo
stwierdziła że za bardzo mnie lubi a poza tym brakowało jej naszych babskich
pogaduszek.
Włodi kolejny raz zaoferował poszukiwania rozumu,
tym razem mojego. Bo coś musi być ze mną nie tak skoro nie dałam Wronie drugiej
szansy. Karol, obecny przy naszej Skype’owej rozmowie uznał, że choć bez winy nie jestem to jego przyjaciel
również taki krystaliczny nie jest.
Zdarzało się, że żałowałam tego co zrobiłam. Jak
wtedy, gdy siedziałam na jednej z łąwek w Central Parku i oglądałam uroczą
scenkę. W pobliżu Bethesda Fountain spacerowało starsze małżeństwo, które
obejmowało się czule. Wiedziałam, że nie będzie mi dane przeżycie czegoś
podobnego z Andrzejem.
Ścieżka dźwiękowa 2- The Script - Six Degrees of Separation
„Patrzysz jak przeszłość idzie z dymem,
Udajesz
uśmiech, tak, kłamiesz i mówisz, że
Masz
się lepiej niż kiedykolwiek, i że Twoje życie jest w porządku.
Cóż,
nie jest,
Robisz
to wszystko z desperacji,
Przechodzisz
przez sześć stopni rozstania...”
Jeszcze przy znajomych dźwiękach piosenki, sączącej
się z sąsiedniego mieszkania, chwyciłam za aparat, już wiedziałam co chcę
zrobić. Temat wystawy tak po prostu na mnie spłynął. Kilka dni i hektolitry
kawy później leżały przede mną zdjęcia, których inspiracją stała się piosenka
„Six degress of separation” zespołu The Script, odzwierciedlająca moją obecną sytuację. Zaśmiałam
się w duchu wspominając radę Davida.Jakiś czas później miałam zrobić wspomnianemu zespołowi sesję promującą ich trasę koncertową.
Wtedy odniosłam swój
pierwszy poważny sukces. Choć gotowe prace oddałam do sekretariatu w ostatniej
chwili i były robione tak naprawdę na wariata, to moja wystawa została
zaliczona do trzech najlepszych. Co było o tyle ważne, że stypendystów było dwudziestu
spośród początkowej trzydziestki. Nie wszyscy wytrzymali ciągły stres i pęd,
który musieliśmy znosić.
Nic mnie już nie
trzymało w USA. Podobno „dom mój tam gdzie serce moje” a moje serce było gdzie
indziej. Mimo to zostałam. David jakiś czas próbował namówić mnie na wyjazd do
Los Angeles, gdzie powodziło mu się coraz lepiej. Odwiedziłam go ale w mieście
aniołów czułam się jeszcze bardziej zagubiona niż początkowo w NYC, więc
postanowiłam zostać w tym drugim.
Większość czasu
spędzałam w redakcji National Geographic, gdzie udało dostać mi się na darmowy
staż. Zawsze chciałam tu pracować a tymczasem moja rola ograniczała się do
typowego przynieś- podaj- pozamiataj. Najwyraźniej nie można mieć wszystkiego. Popołudniami
dorabiałam w Strabucks‘ie co w połączeniu ze skromnymi oszczędnościami pozwoliło
mi jako tako funkcjonować.
Najważniejsze rzeczy
dzieją się przypadkiem.
Pewnego popołudnia
odebrałam telefon od pana Bennet’a, jednego z moich (już byłych) wykładowców.
Sam ten fakt mnie zaskoczył a jak jeszcze oświadczył, że mam natychmiast się
stawić w redakcji Vogue’a (gdzie pracował jako fotograf) to mało nie przewróciłam
się ze zdziwienia. Musiałam mieć naprawdę głupkowatą minę bo przychodnie
dziwnie na mnie zerkali.
- Dłużej się nie dało?!-
nie ma to jak miłe powitanie.
- Tak, ja też się
cieszę że Pana widzę.- chyba zapomniałam wspomnieć, że facet był co prawda
naprawdę dobry w swoim fachu ale również mega wredny. Miałam ochotę rzucić
jakąś ciętą ripostę ale raz, że nic nie przychodziło mi do głowy a dwa
przeszkodził mi w tym przeciągły pisk.
- Jak dobrze, że
jesteś!- ze śmiechem uściskałam znajomą dziewczynę.- Nareszcie jakaś przyjazna
dusza.- Kamila uśmiechała się do mnie szeroko. Kiedyś, gdy pomogłam jej z
portfolio była początkującą modelką a
teraz stała przede mną ubrana w stroje od najlepszych projektantów.
- Co ty tutaj robisz?-
nie mogłam uwierzyć w nasze spotkanie.
- To tutaj?- wskazała
na otaczający nas sprzęt, dekoracje, lampy tła i kilometry kabli.- Ja tyko
robię karierę, w sumie dzięki tobie.
Dzięki twoim zdjęciom dostałam się do najlepszej agencji modelek.-
żartobliwie szturchnęła mnie palcem w klatkę piersiową. Czułam jak oblewa mnie
rumieniec, nigdy nie byłam dobra w przyjmowaniu komplementów.
- Gratuluję ale w takim
razie co JA tutaj robię?
- Wiesz, fotograf który
miał zrobić sesję okazał się totalny półgłówkiem. Słowo od słowa i okazało się,
że mamy z Bennetem- wskazała na kręcącego się w pobliżu mężczyznę- wspólną
znajomą. No to powiedziałam jej, że albo ciebie zatrudni albo może szukać sobie
innej modelki.- na koniec wzruszyła ramionami, jakby nic specjalnego właśnie
się nie działo.
- Jej? Czekaj… czy ty
szantażowałaś Annę Winthur? Legendarną redaktor naczelną Vogue’a?- nie mogłam uwierzyć
w to co usłyszałam.
- Ty mi kiedyś pomogłaś
więc chciałam ci się jakoś odwdzięczyć.- puściła mi jeszcze oczko i poszło. Nie
było idealnie, nie szło jak z płatka i zdjęcia wyszły takie sobie. Przez
dłuższą chwilę debatowano czy powinno się je wykorzystać czy może wyrzucić do
kosza ale w ostateczności wygrała ta pierwsza opcja. Uznano, że swoją twórczością
wzniosę świeży powiew na łamy tego modowego magazynu.
Tak to się mniej więcej
zaczęło.
O dziwo nie
denerwowałam się zanim ukazał się nowy numer gazety. Osiągnęłam taki dziwny
stan, gdy ma się przeczucie że już gorzej być nie może, tylko lepiej. Tamtego
dnia, gdy ujrzałam swoje zdjęcie na okładce myślałam, że już lepiej być nie
może. Zaczęłam skakać jak dzika i porwałam do spontanicznego tańca znajomego
kioskarza. W pierwszym odruchu chciałam
zadzwonić nie do rodziny, Bereniki czy reszty Bełchatowskiej ferajny ale do
Andrzeja.
Wszystko przepadło,
jaka ty Tyśka głupia byłaś.- pomyślałam.
W redakcji National
Geographic uznano to za niegodziwy wybryk i wyrzucono mnie ze stażu. Podobno
nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Nigdy nie wiązałam swojej
zawodowej przyszłości z fotografią modową tylko tą bardziej podróżniczą ale o
dziwo dobrze odnajdowałam się w tym temacie.
Wielokrotnie miałam
okazję przekonać się, że największy wpływ na nasze losy nie ma przeznaczenie
czy inne nadprzyrodzone fatum tylko przypadek. Choć może nie ma czegoś takiego
jak przypadek i wszystko dzieje się jednak z jakiegoś powodu?
Musiałam od usłyszeć od
obcych ludzi by uwierzyć, że mam talent.
Wszystko działo się
niczym lawina. Jedna sesja pociągnęła za sobą kolejne propozycje i tak dalej.
Ciągłe rozjazdy, podróże początkowo tylko po Stanach a później po całym
świecie. Powoli zaczęłam zdobywać uznanie i coraz większy szacunek w gruncie
rzeczy w niewielkim fotograficznym środowisku.
Niewątpliwie odniosłam
sukces, tylko co z tego skoro nie mogłam dzielić się radością z niego z tym,
którego kochałam?
Była późna jesień, w
powietrzu dało się wyczuć nadchodzącą zmianę pogody. Wkrótce miała zacząć się
zima. Korzystając z kilku dni wolnego postanowiłam odwiedzić Hamptons. Owinięta
w ciepły koc siedziałam na piaszczystej wydmie obserwując zachodzące nad
Atlantykiem słońce. Ciekawe czy, gdzieś po drugiej stronie oceanu, Andrzej
zdaje sobie sprawę, że właśnie mijał rok od feralnego- a może na swój sposób
szczęśliwego- wypadku.
Siatkówka, choć nie w
taki sposób jak kiedyś, nadal przewijała się w moim życiu. Wygrałam
międzynarodowy konkurs dla młodych talentów. Zdjęcie noszące tytuł „obie strony
medalu” przedstawiało dwie siatkarki. Ta znajdująca się na pierwszym planie
uśmiechała się szeroko po zwycięskim meczu, jej rywalka stojąca nieco na uboczu
załamana ocierała napływające do oczu łzy.
Kryzys przyszedł na
wieść o jego zaręczynach. Choć cieszyłam się, że znalazł kogoś kogo pokochał to
nie mogłam w to uwierzyć. A przecież miał prawo ruszyć dalej.
Od pamiętnego meczu, po
którym oznajmiłam Andrzejowi, że z nami koniec minęło już prawie dwa lata.
- Jak leziesz pacanie?!-
jedna z rzeczy, które się nie zmieniły to moja ciapowatość. Chwila nieuwagi i
wpadłam kogoś na ulicy.- Luke?
- Martyna?- jak to się
stało, że spotkałam tego dzięki któremu wszystko się między mną a Wroną
popsuło? Kiedy minął mu szok uściskał mnie mocno.- Nie mogę uwierzyć, że
spotykam słynną panią fotograf.- oznajmił pogodnie.
- też się, cieszę, że
cie widzę.- tak było. Uświadomiłam sobie jedno. To nie on był winny tylko ja-
bo nie umiałam dać siatkarzowi drugiej szansy, i Andrzej- bo nie umiał mi
zaufać tak jak chiała bym ja zaufała jemu.
- Widzę, że nie tylko u
mnie się pozmieniało.- wskazałam na błyszczącą na jego palcu obrączkę.
- Pewnie nie chcesz ze
mną rozmawiać, zdaje się iż trochę nabroiłem- sadząc po tonie jakim to
powiedział i jego minie domyśliłam się, że jego ciotka opowiedziała mu co nieco
na temat mój i zawodnika Skry.
- Za to chętnie napije
się kawy.- kiedy skończyliśmy rozmawiać zapadał zmierzch a na ulicach zapalono
latarnie.
- Ty go wciąż kochasz,
prawda?- byłam w stanie tylko pokiwać głową.- Więc czemu nie wrócisz?
- Chyba potrzebuję dobrego
powodu.
Wystarczyło kilka dni i
go dostałam. Siedząc przy lekko podniszczonym, dębowym stoliku trzymałam w
dłoniach kremową kopertę, na której starannie wykaligrafowano mój nowojorski
adres. W środku było zaproszenie. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk telefonu.
Kiedy zobaczyłam kto dzwoni zaśmiałam się do siebie.
- Cześć Ola, ty masz
jak nic szósty zmysł.
- Przestań!- okej krzyczy
a to nie wróży niczego dobrego.- Chcę tylko żebyś…
- Słuchaj…
- …wiedziała, że jeśli
nie masz zamiaru…
- Czekaj…
-… przyjechać na nasz
ślub to już nigdy się do Ciebie nie odezwę!
- Na litość boską Olka
zamknij się!- ryknęłam z całej siły .- Jesteś tam?- spytałam kiedy się nie
odezwała.
- Tak, tylko nie krzycz
już na mnie.- poprosiła słabym głosem przyszła Pani Kłos.
- Ola posłuchaj, ja… Ja
wracam do domu, wracam do Polski.
.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Czytasz? Skomentuj!
Przepraszam, że
musiałyście czekać ale tak wyszło. W moim życiu trochę się ostatnio pozmieniało
i nie miałam czasu na napisanie czegoś nowego. Nie obiecuję, że kolejna część
pojawi się za tydzień, może być tak że znowu trochę poczekacie.
Mam nadzieję, że
przeszła wam ochota na zabicie mnie.
Win bardzo dziękuję za
nominację do Top 10.
Do następnego,
Artis.
moje moje
OdpowiedzUsuńo mamo jak się porobiło tutaj
Usuńta fotografuje modeleczki, rozpoznają ją nawet na ulicy, a Andrzejkowi coś złego napłynęło do głowy i nagle postanowił się oświadczyć, to przecież całkiem normalne..
Wraca do Polski <3 Ślub Kłosów, tam będzie Wrona hihi <3
Wronie trzeba jaja urwać za oświadczyny! Chociaż, niestety, ale ma prawo do tego :/
OdpowiedzUsuńTaka kariera i do domu chce wracać... A po cholerę?
I jedyna dobra wiadomość- wesele Kłosów! :D
Droga Artis. Płaczę. Pomijając, że od zakończenia myśli buzują we mnie przeróżne emocje to ten rozdział jest dla mnie zarówno najsmutniejszym jak i najpiękniejszym zarazem. Co ja mam Ci powiedzieć..
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Martyna spełnia swoje marzenia, bo przecież to jest w życiu najważniejsze.
Z jednej strony cieszę się, że potrafiła odnaleźć kontakt z Wroną i mimo tego co piszą tutaj inni, ja nie mam mu za złe, że się oświadczył. Możliwe, że oni jeszcze będą razem, skoro Martyna wróci.
Ja chciałabym normalnie skomentować ten rozdział.. ale wywołuje on u mnie tyle skrajnch emocji, że nie wiem po prostu co napisać.
Jak ja się cieszę, że ktoś mnie rozumie :)
UsuńTo dobrze, że wzbudza w tobie skrajne emocje bo tak miało być z założenia.
Co do jego „piękności” to powiem tak: każdy autor chce, żeby jego opowiadanie było dobrze napisane ale w pewnym momencie szczególnie zaczyna na tym zależeć.
:)
OdpowiedzUsuńSuper☺ moze w koncu wszystko sie ulozy☺
OdpowiedzUsuńNIE PRZESZLA MI OCHOTA NA ZABICIE CIEBIE I NIE PRZEJDZIE. CHYBA ZE ONI BEDA RAZEM W KOLEJNYM ROZDZIELE :*
OdpowiedzUsuńNo i to tyle z mojej strony. Jestem wykończona chorobą, nie mam siły sie rozpisywać. Już mi starczyło ze cały rozdział napisałam dzisiaj...
A właśnie. Zapraszam: walczycomilosc.blogspot.com
Buziaki :*
Po raz kolejny zabieram się za pisanie komentarza i może dziś mi się faktycznie uda napisać coś sensownego.Ale w sumie to nie wiem. Wronka się oświadczył... Miał pełne prawo do tego, to logiczne. Tylko teraz zostaje mi to pytanie czy on ja kochał naprawdę czy może faktycznie darzył ją silnym uczuciem jednak nie miłością? Nie wiem skąd ten pomysł mi się wziłą ale jednak. #zadużokawy oczywiście chciałabym, by jednak kochał Martynę a nie inną i ogólnie byli sobie szczęśliwi skoro ona wraca. Chociaż tej drugiej będzie mi szkoda. Chyba, ze to Sabina to tak mniej. Ale tak, wyjasniłam sobie dlaczego Adrzej mógł sie oświadczyć. Bo spotkał prawdziwą miłość lub też dlatego, ze nie mógł być z Msartyna i szukał namiastki tego co miał z nią. I lepiej dla Ciebie, żeby oni jednak byli sobie razem i się kochali bo jesli ja im kibicowałam a się okażę, że oni jednak razem nie bo to nie miłośc to Cię zabije. I pewnie nie ja jedna.
OdpowiedzUsuńCzy chcę coś jeszcze? Oj chcę, pewnie, że chcę ale nie pamietam. Kłosów ślub - nareszcie. Tam pewnie wszystko się wyjaśni, no przynajmniej na to licze. Andrzej, jeśli naprawdę ją kochasz to proszę nie spierdol tego tylko działaj bo drugiej szansy nie będzie. A Martyna... wszysto pięknie tylko ta miłość, prawda? Z jednej strony dobrze a z drugiej to źle, ze ona istnieje.
Cóż, rozdział byl wspaniały i chyba do tej pory nie skomentowalam go tak jak należy. Bo nie wiem. Dzieje się dużo, sporo emocji i... no ja powiem, że czekam po prostu na kolejny.
Niech po prostu będzie już dobrze. Pozdrawiam i trzymaj się tam :)
(Wypadłam z formy bo nie pisze dobrych komentarzy : )