piątek, 14 sierpnia 2015

Rozdział 26



Ścieżka dźwiękowa 1- Olly Murs - Hand on Heart

        
        Na kilka sekund przed wejściem na halę byłam przerażona, bałam się tego co się może stać. Znajome emocje, rozgorączkowana radość towarzysząca kibicowaniu ukochanej reprezentacji sprawiły, że poczułam się nieco lepiej.
Nie wiedziałam co powiem Andrzejowi do momentu aż stanęłam z nim twarzą w twarz. Te kilka minut kiedy rozmawialiśmy były dla mnie najcięższymi chwilami w życiu. Widząc jego minę, gdy uświadamiał sobie że to naprawdę koniec, przez chwilę zawahałam się i chciałam wszystko cofnąć.
Zranił mnie, jasne. Ale musiałam przetrwać. Nie miałam innego wyjścia niż ruszyć ze swoim życiem naprzód. Bez niego.

Powoli uczyłam cieszyć się tym co mam. Nie oczekując więcej, doceniając każdy z oddechów, który jest mi dany.  Cieszyć się każdym, nawet tym najbardziej pochmurnym porankiem. Wierząc, że nadejdzie dzień kiedy będę w stanie stanąć wykrzyczeć jak jestem szczęśliwa.
Każdego dnia zastanawiam się, dlaczego zauważył mnie, gdy tysiące dziewczyn zauważyło jego. Nie chcę o nim zapomnieć ani wymazać go ze swojego życia bo był jego zbyt ważną częścią.
Czasami wspomnienia dopadają mnie zupełnie niespodziewanie, jak wtedy gdy rozpakowywałam paczkę z rzeczami, które zostawiłam w Bełchatowie. Kiedy miałam gorszy dzień siatkarz podrzucał mi liściki, które wprawiały mnie w lepszy humor. Tak jak ten, który wypadł z pewnej książki.

„Ogłoszenie! Sprzedam buziaka na dobranoc w bardzo dobrym stanie. Zapewniam bardzo długie i przyjemne uczucie, które może trwać nawet całą noc! Cena do uzgodnienia.”

Byliśmy razem zaledwie przez kilka tygodni ale nie zamieniłabym tych chwil za nic na świecie. Mimo wszystko nie chciałam aby kontakt urwał nam się definitywnie. W okolicach Świąt Wielkanocnych, kiedy okazało się że nie dam rady wrócić do domu, po obdzwonieniu wszystkich i życzeniu im wszystkiego dobrego odważyłam się napisać sms’a. Czułam, że na rozmowę nie jestem gotowa i wpadłam w lekką panikę kiedy Andrzej zamiast odpisać postanowił do mnie zadzwonić.
- Wesołych świąt!- czułam niepewność w jego głosie i pewnie bym się rozryczała ale jakoś udało mi się powstrzymać.
Od tamtej pory utrzymywaliśmy ze sobą kontakt, czy to mailowy czy telefoniczny. To co bolało najbardziej to fakt, że to co było nie wróci. Może gdybym postąpiła inaczej… Któż to wie co by było?
Nalezę do tego typu ludzi, którzy gdy się zakochują to oddają drugiej osobie całego siebie. Teraz to się na mnie mści.

Mijały dni, tygodnie. Parę razy odwiedziłam słynne Hamptons, gdzie Nowojorczycy spędzali upalniejsze dni a ciotka Davida miała domek letniskowy. Poza tym zaszywałam się na uczelni i starałam się czerpać tyle ile się da zanim wyjadę. W międzyczasie David ukończył studia i razem z filmem, przy którym mu pomagałam, pojechał do Hollywood na jakiś amatorski festiwal gdzie zdobył wyróżnienie i nagrodę publiczności. Jako, że przy takich wydarzeniach zawiązuje się różne znajomości udało mu się dostać pracę w Universal Pictures.
A ja? Również moja przygoda z Juliard miała wkrótce dobiec końca. Był tylko jeden warunek. Każdy ze stypendystów musiał zorganizować wystawę na wymyślony przez siebie temat. Tu się rodził problem bo nic sensownego nie przychodziło mi do głowy.
- Przekuj to co w tej chwili przeżywasz w coś pozytywnego.- radził mi mój amerykański przyjaciel. Gdyby to było tylko takie proste.
- Odpuść, daj sobie chwilę oddechu. Inspiracja przyjdzie kiedy nie będziesz tego oczekiwać. Musisz być tylko cierpliwa.- czasami takie zwyczajne rady wydają się najbardziej sensowne a jeśli udziela ich osoba pokroju pani Wandy, która już trochę przeżyła, człowiek jakoś tak samoistnie się im poddaje i ufa, że będzie dobrze.
Nie wszystkim podobało się to jak postąpiłam, Berenika przez kilka dni nie odzywała się do mnie ale w końcu nie wytrzymała bo stwierdziła że za bardzo mnie lubi a poza tym brakowało jej naszych babskich pogaduszek.
Włodi kolejny raz zaoferował poszukiwania rozumu, tym razem mojego. Bo coś musi być ze mną nie tak skoro nie dałam Wronie drugiej szansy. Karol, obecny przy naszej Skype’owej rozmowie uznał, że choć  bez winy nie jestem to jego przyjaciel również taki krystaliczny nie jest.
Zdarzało się, że żałowałam tego co zrobiłam. Jak wtedy, gdy siedziałam na jednej z łąwek w Central Parku i oglądałam uroczą scenkę. W pobliżu Bethesda Fountain spacerowało starsze małżeństwo, które obejmowało się czule. Wiedziałam, że nie będzie mi dane przeżycie czegoś podobnego z Andrzejem.

Ścieżka dźwiękowa 2- The Script - Six Degrees of Separation

 „Patrzysz jak przeszłość idzie z dymem,
Udajesz uśmiech, tak, kłamiesz i mówisz, że
Masz się lepiej niż kiedykolwiek, i że Twoje życie jest w porządku.
Cóż, nie jest,
Robisz to wszystko z desperacji,
Przechodzisz przez sześć stopni rozstania...”


Jeszcze przy znajomych dźwiękach piosenki, sączącej się z sąsiedniego mieszkania, chwyciłam za aparat, już wiedziałam co chcę zrobić. Temat wystawy tak po prostu na mnie spłynął. Kilka dni i hektolitry kawy później leżały przede mną zdjęcia, których inspiracją stała się piosenka „Six degress of separation” zespołu The Script, odzwierciedlająca moją obecną sytuację. Zaśmiałam się w duchu wspominając radę Davida.Jakiś czas później miałam zrobić wspomnianemu zespołowi sesję promującą ich trasę koncertową. 
Wtedy odniosłam swój pierwszy poważny sukces. Choć gotowe prace oddałam do sekretariatu w ostatniej chwili i były robione tak naprawdę na wariata, to moja wystawa została zaliczona do trzech najlepszych. Co było o tyle ważne, że stypendystów było dwudziestu spośród początkowej trzydziestki. Nie wszyscy wytrzymali ciągły stres i pęd, który musieliśmy znosić.

Nic mnie już nie trzymało w USA. Podobno „dom mój tam gdzie serce moje” a moje serce było gdzie indziej. Mimo to zostałam. David jakiś czas próbował namówić mnie na wyjazd do Los Angeles, gdzie powodziło mu się coraz lepiej. Odwiedziłam go ale w mieście aniołów czułam się jeszcze bardziej zagubiona niż początkowo w NYC, więc postanowiłam zostać w tym drugim.
Większość czasu spędzałam w redakcji National Geographic, gdzie udało dostać mi się na darmowy staż. Zawsze chciałam tu pracować a tymczasem moja rola ograniczała się do typowego przynieś- podaj- pozamiataj. Najwyraźniej nie można mieć wszystkiego. Popołudniami dorabiałam w Strabucks‘ie co w połączeniu ze skromnymi oszczędnościami pozwoliło mi jako tako funkcjonować.
Najważniejsze rzeczy dzieją się przypadkiem.

Pewnego popołudnia odebrałam telefon od pana Bennet’a, jednego z moich (już byłych) wykładowców. Sam ten fakt mnie zaskoczył a jak jeszcze oświadczył, że mam natychmiast się stawić w redakcji Vogue’a (gdzie pracował jako fotograf) to mało nie przewróciłam się ze zdziwienia. Musiałam mieć naprawdę głupkowatą minę bo przychodnie dziwnie na mnie zerkali.
- Dłużej się nie dało?!- nie ma to jak miłe powitanie.
- Tak, ja też się cieszę że Pana widzę.- chyba zapomniałam wspomnieć, że facet był co prawda naprawdę dobry w swoim fachu ale również mega wredny. Miałam ochotę rzucić jakąś ciętą ripostę ale raz, że nic nie przychodziło mi do głowy a dwa przeszkodził mi w tym przeciągły pisk.
- Jak dobrze, że jesteś!- ze śmiechem uściskałam znajomą dziewczynę.- Nareszcie jakaś przyjazna dusza.- Kamila uśmiechała się do mnie szeroko. Kiedyś, gdy pomogłam jej z portfolio była początkującą modelką  a teraz stała przede mną ubrana w stroje od najlepszych projektantów.
- Co ty tutaj robisz?- nie mogłam uwierzyć w nasze spotkanie.
- To tutaj?- wskazała na otaczający nas sprzęt, dekoracje, lampy tła i kilometry kabli.- Ja tyko robię karierę, w sumie dzięki tobie.  Dzięki twoim zdjęciom dostałam się do najlepszej agencji modelek.- żartobliwie szturchnęła mnie palcem w klatkę piersiową. Czułam jak oblewa mnie rumieniec, nigdy nie byłam dobra w przyjmowaniu komplementów.
- Gratuluję ale w takim razie co JA tutaj robię?
- Wiesz, fotograf który miał zrobić sesję okazał się totalny półgłówkiem. Słowo od słowa i okazało się, że mamy z Bennetem- wskazała na kręcącego się w pobliżu mężczyznę- wspólną znajomą. No to powiedziałam jej, że albo ciebie zatrudni albo może szukać sobie innej modelki.- na koniec wzruszyła ramionami, jakby nic specjalnego właśnie się nie działo.
- Jej? Czekaj… czy ty szantażowałaś Annę Winthur? Legendarną redaktor naczelną Vogue’a?- nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam.
- Ty mi kiedyś pomogłaś więc chciałam ci się jakoś odwdzięczyć.- puściła mi jeszcze oczko i poszło. Nie było idealnie, nie szło jak z płatka i zdjęcia wyszły takie sobie. Przez dłuższą chwilę debatowano czy powinno się je wykorzystać czy może wyrzucić do kosza ale w ostateczności wygrała ta pierwsza opcja. Uznano, że swoją twórczością wzniosę świeży powiew na łamy tego modowego magazynu.

Tak to się mniej więcej zaczęło.
O dziwo nie denerwowałam się zanim ukazał się nowy numer gazety. Osiągnęłam taki dziwny stan, gdy ma się przeczucie że już gorzej być nie może, tylko lepiej. Tamtego dnia, gdy ujrzałam swoje zdjęcie na okładce myślałam, że już lepiej być nie może. Zaczęłam skakać jak dzika i porwałam do spontanicznego tańca znajomego kioskarza. W  pierwszym odruchu chciałam zadzwonić nie do rodziny, Bereniki czy reszty Bełchatowskiej ferajny ale do Andrzeja.
Wszystko przepadło, jaka ty Tyśka głupia byłaś.- pomyślałam.
W redakcji National Geographic uznano to za niegodziwy wybryk i wyrzucono mnie ze stażu. Podobno nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Nigdy nie wiązałam swojej zawodowej przyszłości z fotografią modową tylko tą bardziej podróżniczą ale o dziwo dobrze odnajdowałam się w tym temacie.

Wielokrotnie miałam okazję przekonać się, że największy wpływ na nasze losy nie ma przeznaczenie czy inne nadprzyrodzone fatum tylko przypadek. Choć może nie ma czegoś takiego jak przypadek i wszystko dzieje się jednak z jakiegoś powodu?
Musiałam od usłyszeć od obcych ludzi by uwierzyć, że mam talent.
Wszystko działo się niczym lawina. Jedna sesja pociągnęła za sobą kolejne propozycje i tak dalej. Ciągłe rozjazdy, podróże początkowo tylko po Stanach a później po całym świecie. Powoli zaczęłam zdobywać uznanie i coraz większy szacunek w gruncie rzeczy w niewielkim fotograficznym środowisku.
Niewątpliwie odniosłam sukces, tylko co z tego skoro nie mogłam dzielić się radością z niego z tym, którego kochałam?

Była późna jesień, w powietrzu dało się wyczuć nadchodzącą zmianę pogody. Wkrótce miała zacząć się zima. Korzystając z kilku dni wolnego postanowiłam odwiedzić Hamptons. Owinięta w ciepły koc siedziałam na piaszczystej wydmie obserwując zachodzące nad Atlantykiem słońce. Ciekawe czy, gdzieś po drugiej stronie oceanu, Andrzej zdaje sobie sprawę, że właśnie mijał rok od feralnego- a może na swój sposób szczęśliwego- wypadku.
Siatkówka, choć nie w taki sposób jak kiedyś, nadal przewijała się w moim życiu. Wygrałam międzynarodowy konkurs dla młodych talentów. Zdjęcie noszące tytuł „obie strony medalu” przedstawiało dwie siatkarki. Ta znajdująca się na pierwszym planie uśmiechała się szeroko po zwycięskim meczu, jej rywalka stojąca nieco na uboczu załamana ocierała napływające do oczu łzy.
Kryzys przyszedł na wieść o jego zaręczynach. Choć cieszyłam się, że znalazł kogoś kogo pokochał to nie mogłam w to uwierzyć. A przecież miał prawo ruszyć dalej.

Od pamiętnego meczu, po którym oznajmiłam Andrzejowi, że z nami koniec minęło już prawie dwa lata.
- Jak leziesz pacanie?!- jedna z rzeczy, które się nie zmieniły to moja ciapowatość. Chwila nieuwagi i wpadłam kogoś na ulicy.- Luke?
- Martyna?- jak to się stało, że spotkałam tego dzięki któremu wszystko się między mną a Wroną popsuło? Kiedy minął mu szok uściskał mnie mocno.- Nie mogę uwierzyć, że spotykam słynną panią fotograf.- oznajmił pogodnie.
- też się, cieszę, że cie widzę.- tak było. Uświadomiłam sobie jedno. To nie on był winny tylko ja- bo nie umiałam dać siatkarzowi drugiej szansy, i Andrzej- bo nie umiał mi zaufać tak jak chiała bym ja zaufała jemu.
- Widzę, że nie tylko u mnie się pozmieniało.- wskazałam na błyszczącą na jego palcu obrączkę.
- Pewnie nie chcesz ze mną rozmawiać, zdaje się iż trochę nabroiłem- sadząc po tonie jakim to powiedział i jego minie domyśliłam się, że jego ciotka opowiedziała mu co nieco na temat mój i zawodnika Skry.
- Za to chętnie napije się kawy.- kiedy skończyliśmy rozmawiać zapadał zmierzch a na ulicach zapalono latarnie.
- Ty go wciąż kochasz, prawda?- byłam w stanie tylko pokiwać głową.- Więc czemu nie wrócisz?
- Chyba potrzebuję dobrego powodu.

Wystarczyło kilka dni i go dostałam. Siedząc przy lekko podniszczonym, dębowym stoliku trzymałam w dłoniach kremową kopertę, na której starannie wykaligrafowano mój nowojorski adres. W środku było zaproszenie. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk telefonu. Kiedy zobaczyłam kto dzwoni zaśmiałam się do siebie.
- Cześć Ola, ty masz jak nic szósty zmysł.
- Przestań!- okej krzyczy a to nie wróży niczego dobrego.- Chcę tylko żebyś…
- Słuchaj…
- …wiedziała, że jeśli nie masz zamiaru…
- Czekaj…
-… przyjechać na nasz ślub to już nigdy się do Ciebie nie odezwę!
- Na litość boską Olka zamknij się!- ryknęłam z całej siły .- Jesteś tam?- spytałam kiedy się nie odezwała.
- Tak, tylko nie krzycz już na mnie.- poprosiła słabym głosem przyszła Pani Kłos.
- Ola posłuchaj, ja… Ja wracam do domu, wracam do Polski.

.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

Czytasz? Skomentuj!
Przepraszam, że musiałyście czekać ale tak wyszło. W moim życiu trochę się ostatnio pozmieniało i nie miałam czasu na napisanie czegoś nowego. Nie obiecuję, że kolejna część pojawi się za tydzień, może być tak że znowu trochę poczekacie.

Mam nadzieję, że przeszła wam ochota na zabicie mnie.

Win bardzo dziękuję za nominację do Top 10.

Do następnego,
Artis.

9 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. o mamo jak się porobiło tutaj
      ta fotografuje modeleczki, rozpoznają ją nawet na ulicy, a Andrzejkowi coś złego napłynęło do głowy i nagle postanowił się oświadczyć, to przecież całkiem normalne..
      Wraca do Polski <3 Ślub Kłosów, tam będzie Wrona hihi <3

      Usuń
  2. Wronie trzeba jaja urwać za oświadczyny! Chociaż, niestety, ale ma prawo do tego :/
    Taka kariera i do domu chce wracać... A po cholerę?
    I jedyna dobra wiadomość- wesele Kłosów! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Droga Artis. Płaczę. Pomijając, że od zakończenia myśli buzują we mnie przeróżne emocje to ten rozdział jest dla mnie zarówno najsmutniejszym jak i najpiękniejszym zarazem. Co ja mam Ci powiedzieć..
    Cieszę się, że Martyna spełnia swoje marzenia, bo przecież to jest w życiu najważniejsze.
    Z jednej strony cieszę się, że potrafiła odnaleźć kontakt z Wroną i mimo tego co piszą tutaj inni, ja nie mam mu za złe, że się oświadczył. Możliwe, że oni jeszcze będą razem, skoro Martyna wróci.
    Ja chciałabym normalnie skomentować ten rozdział.. ale wywołuje on u mnie tyle skrajnch emocji, że nie wiem po prostu co napisać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ja się cieszę, że ktoś mnie rozumie :)
      To dobrze, że wzbudza w tobie skrajne emocje bo tak miało być z założenia.
      Co do jego „piękności” to powiem tak: każdy autor chce, żeby jego opowiadanie było dobrze napisane ale w pewnym momencie szczególnie zaczyna na tym zależeć.

      Usuń
  4. Super☺ moze w koncu wszystko sie ulozy☺

    OdpowiedzUsuń
  5. NIE PRZESZLA MI OCHOTA NA ZABICIE CIEBIE I NIE PRZEJDZIE. CHYBA ZE ONI BEDA RAZEM W KOLEJNYM ROZDZIELE :*
    No i to tyle z mojej strony. Jestem wykończona chorobą, nie mam siły sie rozpisywać. Już mi starczyło ze cały rozdział napisałam dzisiaj...
    A właśnie. Zapraszam: walczycomilosc.blogspot.com
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Po raz kolejny zabieram się za pisanie komentarza i może dziś mi się faktycznie uda napisać coś sensownego.Ale w sumie to nie wiem. Wronka się oświadczył... Miał pełne prawo do tego, to logiczne. Tylko teraz zostaje mi to pytanie czy on ja kochał naprawdę czy może faktycznie darzył ją silnym uczuciem jednak nie miłością? Nie wiem skąd ten pomysł mi się wziłą ale jednak. #zadużokawy oczywiście chciałabym, by jednak kochał Martynę a nie inną i ogólnie byli sobie szczęśliwi skoro ona wraca. Chociaż tej drugiej będzie mi szkoda. Chyba, ze to Sabina to tak mniej. Ale tak, wyjasniłam sobie dlaczego Adrzej mógł sie oświadczyć. Bo spotkał prawdziwą miłość lub też dlatego, ze nie mógł być z Msartyna i szukał namiastki tego co miał z nią. I lepiej dla Ciebie, żeby oni jednak byli sobie razem i się kochali bo jesli ja im kibicowałam a się okażę, że oni jednak razem nie bo to nie miłośc to Cię zabije. I pewnie nie ja jedna.
    Czy chcę coś jeszcze? Oj chcę, pewnie, że chcę ale nie pamietam. Kłosów ślub - nareszcie. Tam pewnie wszystko się wyjaśni, no przynajmniej na to licze. Andrzej, jeśli naprawdę ją kochasz to proszę nie spierdol tego tylko działaj bo drugiej szansy nie będzie. A Martyna... wszysto pięknie tylko ta miłość, prawda? Z jednej strony dobrze a z drugiej to źle, ze ona istnieje.
    Cóż, rozdział byl wspaniały i chyba do tej pory nie skomentowalam go tak jak należy. Bo nie wiem. Dzieje się dużo, sporo emocji i... no ja powiem, że czekam po prostu na kolejny.
    Niech po prostu będzie już dobrze. Pozdrawiam i trzymaj się tam :)
    (Wypadłam z formy bo nie pisze dobrych komentarzy : )

    OdpowiedzUsuń