sobota, 22 sierpnia 2015

Rozdział 27



Ścieżka dźwiękowa 1- Michael Bublé - Home



Pod koniec czerwca, po dwudziestu czterech miesiącach powróciłam do swojej ojczyzny, która przywitała mnie iście tropikalną pogodą.
Minione kilka tygodni minęło mi pod znakiem domykania w Stanach spraw zarówno zawodowych jak i tych natury bardziej osobistej.

Od dziecka, gdy miałam jakiś problem czy potrzebowałam chwili samotności lubiłam przesiadywać w ruinach zamku w moim rodzinnym Miliczu. Nie inaczej było i tym razem. Troska choć sama w sobie jest czymś niewątpliwie pozytywnym momentami bywa męcząca. Naprawdę rozumiem swoją mamę, bo przecież widziałyśmy się przez te miesiące tylko raz (kiedy spędzałyśmy Boże Narodzenie we Francji u mojego brata) ale jak mówią co za dużo to niezdrowo. Korzystając z chwili jej nieuwagi wymknęłam się do swojego azylu, gdzie zniszczone mury dawały trochę wytchnienia.

Powrót jest czasami trudniejszy niż sam wyjazd. Jedyny w miarę sensowny wniosek do jakiego doszłam. Poza tym, że jeśli chcę przetrwać jakoś wesele Kłosów to muszę opracować jakiś plan. Sprowadzający się  w gruncie rzeczy się do jednego- unikanie AW i jego partnerki. Punkt kolejny niniejszego planu- znalezienie osoby towarzyszącej, która będzie powstrzymywać mnie przed ewentualną rozsypką i przy okazji sprawi, że na ile pozwolą na to okoliczności na tyle będę się dobrze bawić. Pechowo dla mnie wszyscy ewentualni kandydaci do tej roli byli sparowani i również zostali zaproszeni na uroczystość a przysłowiowym piątym kołem u wozu nie miałam zamiaru być. Chociaż nie… była jedna osoba. Szybko wybrałam jego numer.
- Potrzebuję przysługi.- oznajmiłam bez zbędnych wstępów gdy odebrał po trzecim sygnale i streściłam o co mi chodzi.
- To nie będzie przysługa tylko sama przyjemność.- oświadczył dobrze mi znanym roześmianym głosem.- No i nie mogę stracić okazji, żeby Cię dobrze opieprzyć za nieobecność przez te kilkanaście miesięcy.


*

- Błagam Cię, nie każ mi powtarzać tego kolejny raz.- z westchnieniem zapadłam się głębiej w siedzenie samochodu.
- Kiedy naprawdę nie rozumiem. Dopiero co zaczęłaś odnosić sukces za sukcesem, gazety zabijają się o to żebyś zrobiła im sesję a ty tak po prostu wracasz do Polski? Naprawdę tego nie rozumiem.- z niedowierzaniem potrząsnął głową nie burząc przy tym krótko ostrzyżonych ciemnych włosów bo te i tak zawsze były w nieładzie. Nasza rodzina śmiała się, że żyją własnym życiem.
- Mój zawód jest na szczęście specyficzny i nie wymaga ciągłego siedzenia w biurze, można go wykonywać w każdym miejscu na świecie. Poza tym nie wiem czy wiesz ale kiedyś ktoś skonstruował bardzo pożyteczne urządzenie.- spojrzał na mnie z ciekawością kątem oka.- Niektórzy nazywają je samolotem.- pokazałam mu język na co ten próbował poczochrać mnie po włosach.- Ej łapy przy sobie! Muszę jakoś wyglądać! Kto jak kto ale myślałam, że akurat ty mnie zrozumiesz.- oznajmiłam nawiązując do wcześniejszego wątku.

- Ładnie wyglądasz.- posłał mi pokrzepiające spojrzenie.- I uwierz mi rozumiem Cię, tylko tak się droczę. Te ciągłe rozjazdy, brak własnego miejsca, rodzina jest gdzieś daleko… Człowiek miewa tego naprawdę dosyć i prędzej czy później wraca.
Trudno było mi się z nim nie zgodzić, tym bardziej że miał w jakimś stopniu podobne doświadczenia do moich. Sporą część swojego  życia spędził za zachodnią granicą, w najlepszych niemieckich klubach i wiedział co to jest prawdziwa tęsknota.
A właśnie, kompletnie bym zapomniała. Poznajcie Krzyśka Lijewskiego, jednego ze słynnych braci grających w piłkę ręczną a prywatnie mojego kuzyna. I to nie takiego co to jest jak ta „piąta woda po kisielu”, jego ojciec i moja mama to rodzeństwo.

Zawsze była między nami szczególna więź i jako dzieci trzymaliśmy się razem. Jeśli wierzyć rodzinnym przekazom wszystko zaczęło się krótko po moich narodzinach, kiedy miałam jakieś trzy miesiące. Wtedy moi rodzice byli jeszcze razem… Ale nie o tym miałam. W każdym razie postanowili wpaść do Ostrowa Wielkopolskiego w odwiedziny i pokazać reszcie familii jej nowego członka. Mały Krzyś z miejsca się ze mną zajął co mu tak się spodobało, że jak ktoś za długo trzymał mnie na rękach ten zaczynał wrzeszczeć, że nie ma się z kim bawić. Jakby taki bobas rozumiał cokolwiek, podejrzewam że siedziałam tylko obok i przyglądałam się wszystkiemu z ciekawością co ten mógł wziąć za szczególne zainteresowanie jego osobą. Gorzej się sprawy miały jak mieliśmy odjeżdżać, wtedy to dopiero był dramat. Płacz, wrzask ogólnie Armagedon ze strony młodszego z braci. Na szczęście jakoś przetrwaliśmy i byliśmy dla siebie oparciem kiedy drugie tego potrzebowało. Tak jak ja teraz.
Przyjaźń to nie słowo ani relacja. To cicha obietnica, która mówi: byłem, jestem i będę przy Tobie w każdej chwili, w której będziesz mnie potrzebować.


*


           Zgodnie z tradycją gdy kobieta i mężczyzna postanawiają związać się świętym węzłem małżeńskim uroczystość powinna się odbyć w rodzinnej parafii panny młodej. Tylko że Ola, Karollo też żeby nie było, jest osobą pozytywnie szaloną i za nic ma wszelkie konwenanse. Z jakiś nie znanych mi powodów postanowili pobrać się w Kościele pod wezwaniem Wszystkich Świętych w Bełchatowie.
Na miejsce dotarliśmy na tyle wcześnie, że mogłam w spokoju przygotować się przed nieuniknionym. Denerwowałam się jakby to ja miała stanąć przed ołtarzem a nie Dudzicka. Wyjrzałam przez okno hotelowego pokoju gdzie za drzewami majaczyły wieże kościoła. Usłyszałam ciche pukanie. Trochę mnie to zdziwiło bo miał przecież swoje klucze ale poszłam otworzyć Krzyśkowi, który miał misję specjalną- czyli kupienie kwiatów.

- Co ty tutaj robisz?- aż mi mnie zmroziło na widok osoby po drugiej stronie.
- Uwierz mi, mi również nie uśmiecha się z tobą rozmawiać ale jestem coś wam winna.- Sabina wyminęła mnie bezceremonialnie i usiadła na jednym z dwóch łóżek.- Pewnie zastanawiasz się co tutaj robię.
- Jakbyś czytała mi w myślach.- nie lubiłam tego, jak się czułam w jej obecności.
- Uznaj, jeśli tak wolisz, że dopadły mnie wyrzuty sumienia i chciałam przeprosić.- nie bardzo wiedziałam co o tym myśleć, do czego ona zmierzała?- wielokrotnie starałam się odzyskać Andrzeja ale nic z tego nie wyszło. W końcu zdałam sobie sprawę, że on nic do mnie nie czuje i nigdy nie będzie.- teatralnie przewróciłam oczami ale ta udała, że tego nie widzi i ciągnęła dalej.- Chcę, żebyś wiedziała jedno, już nie będę stawać między wami i z całego serca życzę wam szczęścia.
- No to żeś się opamiętała rychło w czas! Jakbyś nie pamiętała to on jest z inną.- na samą myśl poczułam ukłucie w okolicach serca.
- Matko ty nic nie wiesz.- jej mina zbiła mnie z tropu. Wyglądała jakby było jej mnie żal.- Oni już nie są razem, Aśka rzuciła go jakieś dwa tygodnie temu.
A więc jest jeszcze nadzieja.


*


- Wiesz, gdybym była facetem to pewnie zaprosiłabym Cię na randkę.- takimi oto słowami przywitała mnie Berenika, po tym jak dokładnie mnie zlustrowała.
- Pojęcia nie macie, jak się za wami stęskniłam.- oznajmiłam przytulając jednocześnie ją i Wojtka.
- Trzeba było nie wyjeżdżać.- stwierdził jak zawsze dowcipnie Włodarczyk.- I dlaczego nie powiedziałaś, że znasz Lijka?!- wskazał oskarżycielsko na szczypiornistę, który zaśmiał się obserwując całą scenkę.
- Tak, tak wiem, zła kobieta ze mnie.- odgarnęłam opadające mi na twarz kosmyki, które wymknęły się z upiętego niedbale nad karkiem koka.
Goście zaczęli się powoli schodzić. Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilkę kiedy po schodkach prowadzących do kościoła zbiegła Ola w oszałamiającej sukni z koronkowymi rękawami.
- Ty- wskazała na mnie- moja siostra złamała nogę więc  ty będziesz moją druhną.- złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą.

- Ola? Twojej siostrze nic nie jest prawda, od początku to planowałaś?- spytałam gdy zauważyłam podobną do niej dziewczynę machającą do nas wesoło.
- Oj chyba robię się przewidywalna.- dostrzegłam w jej oczach  wesołe ogniki kiedy dotarłyśmy do drzwi prowadzących do zakrystii, gdzie czekała na nas reszta. Karol ubrany w wytworny smoking z uwielbieniem patrzył na swoją „prawie żonę” a Andrzej stojący obok wyglądał jakby zobaczył ducha. No tak… byli najlepszymi przyjaciółmi więc do przewidzenia było że to właśnie Wroniasty będzie jego świadkiem.
- Ładnie wyglądasz.- próbował się do mnie uśmiechnąć ale wyszedł z tego dziwny grymas.
- Ty też prezentujesz się całkiem nieźle.- nerwową przygładziłam sukienkę, w głębokim błękitnym kolorze. To by było na tyle jeśli chodzi na swobodną konwersację. Na odległość może i udawało nam się normalnie rozmawiać ale jak już stanieliśmy twarzą w twarz było dużo gorzej.
- Nie chciałabym wam przeszkadzać ale ta dwójka- ksiądz wskazał na młodych- ma dzisiaj coś ważnego do zrobienia.- kto by pomyślał, że kapłan może mieć tak hmmm.. wyluzowane podejście do sprawy.

Znajdujący się na przedmieściach Bełchatowa kościołek specjalnie na dzisiejszą okazję przystrojono delikatnymi białymi kwiatami. Wpadające przez okna promienie załamywały się na mieniącym się tiulu, który zwisał z sufitu tworząc coś na kształt bajkowego sklepienia. Gdy rozległy się pierwsze dźwięki marszu Mendelsona wszyscy obrócili się w kierunku wejścia.
Gdy Ola zmierzała do ołtarza, prowadzonego przez swojego ojca, starałam się pochwycić spojrzenie Andrzeja. Na próżno. Wzięłam głęboki oddech, no nic będę musiała poczekać.
Było pięknie, naprawdę. Zresztą jaki ślub taki nie jest? Każdy ma w sobie coś co można uznać za coś doskonałego, magicznego, wspaniałego etc. A jeszcze jeśli na dodatek jest efektem miłości takiej jak moich przyjaciół to człowiekowi zapiera dech. Kiedy nastąpiła część w której mieli sobie przysięgać wieczną miłość wszystkim popłynęły łzy wzruszenia. No dobra może przesadzam i nie wszystkim ale sporej części. O ile normalne jest, że kobiety w takich sytuacjach się rozklejają tak zdziwił mnie widok pochlipujących Marechala, prezesa Piechockiego, czy innych zgromadzonych siatkarzy.
Kiedy ceremonia dobiegła końca i wychodziliśmy na niewielki dziedziniec odciągnęłam Andrzeja na bok.

- Musimy porozmawiać.
- Nie teraz, może później. Póki co mam ważniejsze rzeczy do roboty.- i zostawił mnie. zwykłe słowa ale powiedziane takim tonem sprawiły, że miałam ochotę zaryzykować wściekłoś panny młodej i zaszyć się gdzieś, gdzie nikt by mnie nie znalazł.
Głupia byłam myśląc, że jednak jest dla nas jakaś szansa. Jednak to prawda, że nadzieja jest matką głupich.
I znowu ten stan. Uciekanie od uczuć, zamykanie się w bańce gdzie nie mają dostępu i zrywanie kontaktu z rzeczywistością. Stanowczą za często mi się to ostatnio zdarza, boję się tylko że tak może mi zostać nazawsze.

- Rozumiem, że nic nie wyszło tak jakbyś tego chciała?- Lijek wskazał głową na rozmawiającego z kimś Wronę. Wesele trwało już od jakiegoś czasu, zanim mu odpowiedziałam kiwaliśmy się przez chwilę w rytm wolnej piosenki granej przez orkiestrę.
- Tak to już jest, lepiej sobie niektórych rzeczy nie zakładać.- wtuliłam się mocniej w swojego kuzyna, tak bardzo cieszyłam się, ze tu był. Niedaleko nas tańczył Wojtek z Bereniką. Znowu byli razem. Mówię znowu bo podczas mojej nieobecności rozchodzili się i schodzili, przy czym szalona panna B. twierdziła ze tym razem są już tak na dobre.
Z użalania się nad moim losem i zastanawiania się jak tu się najłatwiej zmyć wyrwał mnie głos jednego z członków orkiestry, który zaprosił wszystkich na zewnątrz gdzie czekała atrakcja. Zachmurzone nocne niebo rozświetlały dziesiątki papierowych lampionów. Podobno azjaci wierzą, że unoszący się w górę lampion zabiera ze sobą wszystkie troski i problemy, a ludziom przynosi szczęście. Ciekawe na ile to prawda…
Przyglądając się im uznałam, że muszę nauczyć się tracić. Być świadoma, że bez względu na to, co to zdobywamy, wcześniej czy później to tracimy.
A niech to dunder świśnie! Nie, tak nie będzie. Muszę spróbować jeszcze raz inaczej będę żałować. Z tym postanowieniem podeszłam do Andrzeja.

- Nie chcesz ze mną rozmawiać dobra! W takim razie ja będę mówić a ty wysłuchasz co mam do powiedzenia czy to Ci się podoba czy nie.- na chwilę przerwałam bo czułam jak zaciska mi się z przejęcia gardło a nie chciałam żeby głos mi drżał.- Chę, żebyś wiedział że nie żałuje iż cię poznałam. Żałuję, że wtedy w Nowym Jorku pozwoliłam Ci odejść. Bez Ciebie nic nie było takie samo. Każdy z nas czegoś żałuje, każdy w nieodpowiednim momencie powiedział kilka słów za dużo. Każdy powiedział „nie” gdy serce cholernie błagało o „tak” a później okazuje się, ze jest za późno żeby cokolwiek naprawić.
Tworzymy w głowach własne scenariusze ale życie je brutalnie potrafi zweryfikować.
Nie powiem, że jestem tylko człowiekiem i mi też zdarza się zbłądzić bo to żadne wytłumaczenie. Czasami potrzebujemy drugiej szansy bo nie byliśmy gotowi na tą pierwszą. A szczęście? Szczęście jest pojęciem względnym. Dla niektórych szczęściem jest rzecz, dla innych pieniądze, a jeszcze inni szczęście spostrzegają w drugiej osobie. Moje szczęście zamyka się w Twojej osobie. Nic więcej nie potrzebuję. Próbowałam wmawiać sobie, ze jest inaczej, oszukiwałam samą siebie ale wciąż Cię kocham, nic się nie zmieniło.- wyglądał jakby miał się rozpaść na kawałki. Przez ulotną chwilę zaświtała w moim sercu nadzieja ale zgasła kiedy pokręcił głową. Więc tak to się kończy..- Chciałam tylko, żebyś wiedział.

Wszyscy wracali do środka a ja udałam się w głąb ogrodu gdzie był niewielki staw. Nim weszłam na pomost zdjęłam szpilki od których bolały mnie stopy a kiedy usiadłam na brzegu zanurzyłam je w kojąco chłodnej wodzie. Choć był środek nocy i było duszno, gdzieś w oddali było słychać grzmoty.
Z Sali dobiegają dźwięki bawiących się ludzi. Zaraz Ola rzuci bukiet a ta którą go złapie może potraktować go jako obietnicę przychylności losu.
- Wojtek szykuj pierścionek!- słyszę jak radośnie wykrzykuje Berenika, która najwyraźniej złapała kwiaty, czym wywołuje zbiorowy śmiech. Dobrze, że przynajmniej innym lepiej się wiedzie jeśli chodzi o miłość.
Chciałaś to masz, spieprzyłam wszystko na własne życzenie. Postawiłam na siebie, na realizację marzeń a teraz ponoszę tego konsekwencje. Mogłam to wszystko pogodzić, wystarczyło spróbować a teraz już jest za późno.
Starałam się o nim nie myśleć, próbowałam starannie zaszufladkować wszystkie dobre wspomnienia bo te bolą najbardziej a teraz czuję jak wszystkie emocje ogarniają mnie niebezpieczną falą i przygniatają a ja nie mam siły walczyć.



[perspektywa Andrzeja]


         Pierwsze tygodnie po spotkaniu w Nowym Jorku pozwoliły mi przetrwać proste, codzienne czynności. Siatkówka oczywiście też, choć w początkowym okresie boleśnie kojarzyła mi się z Martyną.
Byłem poniekąd jak jakiś robot- wszystko robiłem mechanicznie, jakby bez udziału woli aż spotkałem Joannę, która powoli i systematycznie przywracała mnie do życia.
W międzyczasie dochodziły mi słuchy o kolejnych sukcesach Tyśki, cieszyłem się że jej się udało i robi to co kocha ale było mi żal, że nie mogę być przy niej. Z powodów jakich nie umiem wyjaśnić, zbierałem każdy wycinek z prasy, kupowałem każdą gazetę gdzie była choćby najmniejsza wzmianką o pani fotograf. Miałem obsesję, która dużo później stała się przyczyną mojego rozstania z Aśką. Znalazła moją kolekcję, choć wydawało mi się, że dobrze ją ukryłem,  pękła. Powiedziała, że dłużej nie może konkurować z kimś kogo nawet nie zna.

„Odejdź do swojego ducha”- mniej więcej coś takiego powiedziała. Rozstaliśmy się ale może to lepiej, ile można tkwić w związku bez uczucia? Gdy pakowała swoje rzeczy uświadomiłem sobie jedną rzecz. Była podobna do Martyny, nie uderzająco ale jednak. Kiedyś wypomniał mi to Karol, że choć nie mogę być z Lijewską to podświadomie szukam jakiejś jej namiastki a teraz proszę okazało się, że miał rację.
Wiedziałem o małej manipulacji Oli względem naszej dwójki. Dla naszych znajomych oczywiste było, że będę świadkiem Kłosa natomiast jego lepsza połowa opracowała plan, który miał zmusić nas do wrócenia do siebie. Reagowałam na to wiele mówiącym milczeniem. Dlaczego ona nie pojmował, że Martyna dała mi jasno do zrozumienia że między nami koniec?
A później przyszła do mnie wyznała co do mnie czuje oraz, że żałuje tego co kiedyś powiedziała. Pokręciłem głową a ona wzięła to za odmowę podczas gdy ja nie wierzyłem w to jakie szczęście mnie spotyka. Odeszła szybko a ja skamieniały wpatrywałem się w nią jak znika mi z oczu. Na szczęście, krótkie poszukiwania okazały się owocne
Przyglądałem się jak siedzi na mostku i serce mi się krajało bo obiecałem sobie kiedyś, że nigdy nie będzie przeze mnie płakać.


Była dla mnie kimś wyjątkowym, kimś niezwykłym, innym niż wszyscy. Przez te wszystkie mury, które uparcie wznosiłem, bariery, które tworzyłem, przechodziła jak gdyby nigdy nic. Kochała mnie, jak nikt inny. Pokochała tu i teraz, na krótką chwilę, która jest wiecznością w moich wspomnieniach, na krótką chwilę, która będzie dla mnie znaczyć wszystko, zawsze. Kiedy to zrozumiałem sądziłem, że jest za późno. Za późno, żeby ją zatrzymać, za późno, żeby wróciła. A teraz przyszła do mnie i nieśmiało poprosiła o coś czego pragnąłem.
Zanim przyjechałem do Bełchatowa, miejsca gdzie wszystko się zaczęło, wpadłem w na chwilę w odwiedziny do rodziców w Warszawie. Mamy akurat nie było w domu a ojcu jakoś udało się ze mnie wyciągnąć co mnie trapi. Jak to on oczywiście musiał zaserwować mi odpowiednie kazanie.

- Możesz nie być jej pierwszym, jej ostatnim, lub jedynym. Kochała wcześniej, może kochać ponownie. Jeżeli teraz kocha Ciebie, to co innego się liczy? Nie jest perfekcyjna, ty też nie jesteś, razem też możecie nigdy nie być doskonali, ale jeżeli potrafi cię rozśmieszyć, skłonić do myślenia, i przyznania, że jesteś człowiekiem i popełniasz pomyłki, daj jej i sobie jeszcze jedną szansę. Może nie myśleć o tobie w każdej sekundzie dnia, ale da ci cząstkę siebie o której wie, że mógłbyś nią złamać jej serce. Więc nie rań jej już nigdy więcej, nie zmieniaj jej, nie analizuj jej i nie oczekuj od niej więcej niż może dać. Uśmiechaj się kiedy cię uszczęśliwia, daj jej znać kiedy cię denerwuje i tęsknij kiedy jej nie ma*.
Nigdy nie spodziewałbym się po nim takich słów. Był z tego typu ludzi, którzy nie często i niezbyt wylewnie wyrażali to co myślą ale najwidoczniej gdy jego syn nie dawał sobie rady umiał postąpić inaczej.

Niepewnym krokiem ruszyłem w jej kierunku. kiedy wszedłem na drewniany pomost ten zaskrzypiał co sprawiło, że zerwała się przestraszona.
- Co ty tutaj robisz? Przyszedłeś się ze mnie nabijać?- szybko otarła łzy z zaczerwienionych od płaczu oczu.
- Oj Tyśka, jak ty wszystko potrafisz komplikować.- pokręciłem z niedowierzaniem głową.- Gdybym mógł podarować Ci tylko jedną rzecz, chciałbym dać umiejętność patrzenia moimi oczami Wtedy zauważyłabyś jak ważna dla mnie jesteś…- nie uciekała wpatrywała się tylko we mnie tymi swoimi wielkimi z ciekawości oczami. Podeszłem bliżej i chwyciłem jej drobne dłonie.-  Gdybyśmy się nie spotkali, myślę, że moje życie nie byłoby kompletne. Przemierzałbym świat w poszukiwaniu ciebie, nawet gdybym nie wiedział, kogo tak naprawdę szukam. Jesteś dla mnie zbyt ważną osobą bym mógł tak po prostu sobie odpuścić.- ku mojemu zaskoczeniu objęła mnie mocno jakby miała mnie już nigdy nie puścić. Miałem jej tyle do powiedzenia Ba! Ułożyłem sobie nawet przemówienie ale nie ten prosty gest odebrał mi mowę.

- Mam do oddania serce.- wyszeptała cichutko.- Zużyte, zranione, w kawałkach. Chcesz?
- Tak.
- Ale po co Ci takie?- spojrzała na mnie jakby chciała się upewnić czy mówię szczerze.
- Naprawię Ci je, tylko daj mi szansę…- uśmiechnęła się do mnie tak, że miałem już pewność że będziemy razem. Wspięła się na palce i pocałowała mnie lekko. Kiedy nasze usta się zetknęły z nieba lunął deszcz z którego nic sobie nie robiliśmy.
Bo w życiu nie chodzi o to, żeby przeczekać burzę a o to by nauczyć się tańczyć w deszczu.

.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

* Bob Marley to był jednak mądry facet :)

Czytasz? Skomentuj!

Wyszło prawie tak jak chciałam.
Mówicie macie, za bardzo przywiązałam się do swoich bohaterów żeby ich skrzywdzić wieczną rozłąką ; )

Jako ścieżka dźwiękowa do tego rozdziału posłużyły dwie wyjątkowe dla mnie piosenki. Jakbyś ktoś chciał to polecam przesłuchanie wersji filmowej drugiej piosenki <<klik>>

Do usłyszenia,
Artis.



9 komentarzy:

  1. Końcówka jest taka piękna! ❤ Rozdział genialny! 👌

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tu wrócę gdy oddadzą mi Internetu, czas i laptopa. Wiedz tylko jedno - płacze jak głupia.

    ps. oszalalam. "wrocilam"

    OdpowiedzUsuń
  3. Artis to jest genialne :o <3
    Nie potrzeba więcej słów, dobrze, że są już razem <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Krzysio ��
    Popłakałam się, po prostu cudowne.
    ❤❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  5. Taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaak!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Nareszcie!! Ale poklei Wiedziałam, że ta miłość Andrzeja do nowej laski długo nie potrwa. Nawet Sabcia się miła zrobiła i na swój sposób pomocna.
    Ale końcówka jest najlepsza! A już zaczęłam przeklinać pod nosem Wronę za jego głupotę.... i odmówienie Martynie, ale na szczęście się ogarnął i poszedł za nią. Aaaaa jaram się tym, że są razem i cieszę się ich szczęściem. Zasłużyli na to mieli tyle zawirowań. Mam nadzieję, że to już koniec nieporozumień między nimi i już nic nie stanie na drodze ich miłości.
    Kłos i Ola mistrzami swatania! Ślub i świadkowanie to był doskonały pomysł. :)
    Czekam na kolejny !
    POZDRAWIAM !!!
    Paulka

    OdpowiedzUsuń
  6. Wreszcie się doczekalam!
    I powiem ci tyle: warto bylo czekac na takie idealne pogodzebie ich :D
    Chociaż na początku miałam ochotę zabić Andrzeja bo jest kurczę głupi i kręci mi tutaj głową! On jedt kurde nielogiczny strasznie!
    No ale nie ważne :D mam nadzieję ze już ich kłócić nie będziesz.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  7. No nareszcie Martyna wróciła do Polski.
    Po wielu próbach pogodzili się.
    Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  8. AAAAAAAA! Kurde mój pisk to chyba cała okilica i jeszcze trochę ponad słyszało. POGODZILI SIĘ! AAAAAA! To ja sobie poskacze, popiszczę i tak dalej no i wrócę.
    Kurde, rozdział jest.. no żadne słowo tutaj nie pasuje bo naprawdę jest taki... no, wiesz co chcę powiedzieć. Chciałabym napisać sensowny komentarz ale ciągle w głowie siedzi mi myśl, że pewnie niedługo trzeba będzie pożegnać sie z tym opowiadaniem, bo zostanie zakończone (obym się myliła!) i tak mi smutno, bo naprawdę je lubię. Przywiązałam się do bohaterów i masz tą fajną zdolność ( sama bym ją chciała posiadać a niestety nie mam. Moją wzięła P.) że opisujesz to wszystko tak, że każdy kto czyta automatycznie czuje to co bohaterowie. No i się poryczałam. Dobrze, ze tapetę zmyłam bo wystraszyłabym ludzi w domu a nie chcę pogrzebu. Wieńce za drogie.
    No kurde wiedziałam, ze coś na weselu będzie. WIEDZIAŁĄM! Jak dobrze, że wróciła. Jednak nasze powietrze jest lepsze niż poza granicami naszego kraju i ludzie od razu inaczej myśla. Andrzeju, zepsuj mi to, to przysięgam zginiesz. Tak Ci wpierdolę, że się nie pozbierasz. :)
    No to ten, do zobaczenia przy kolejnym rozdziale. Pozdrawiam pa :*

    OdpowiedzUsuń