Czasami jest tak, że choć ma się tą
wenę to i tak nie da rady napisać nowego rozdziału choćby bardzo
się tego chciało. Wszystko przez brak czasu. Jakbym porządnie
przysiadła jednego wieczoru to pewnie coś bym naskrobała ale
jakościowo byłoby to dalekie nawet od "dobrze" a to nie
byłoby uczciwe względem was- moich czytelników.
Ale żeby osłodzić wam czekanie na
kolejną część historii Martyny i Andrzeja w odmętów swojego
komputera wygrzebałam opowiadanie miniaturkę/ jendopart fan fiction
nawiązujący do postaci pojawiającej się w serialu The Vampire
Diaries i The Originals (przy czym akurat akcja tej miniaturki ma
miejsce podczas tego pierwszego), które już gdzieś tam
publikowałam. Mam nadzieję, że wam się spodoba :)
Nieznajomi
Nagły wstrząs sprawił, że nieco
się rozbudziłam. Lewą ręką nadal przytrzymywałam kierownicę starego pickupa a
prawą przetarłam zaspane oczy, co i tak na niewiele się zdało bo nadal
strasznie chciało mi się spać. Poza tym na zewnątrz panowała taka ulewa, że
wycieraczki nie nadążały ze zgarnianiem wody i nawet wypoczętej osobie byłoby
trudno dojrzeć cokolwiek. Ledwo o tym pomyślałam a już musiałam gwałtownie
hamować bo na środku drogi wyrósł ciemny zarys ludzkiej sylwetki. Gdy się z nim
zderzyłam miałam wrażenie jakbym uderzyła w górę. Roztarłam sobie bolące miejsce
gdzie wbił mi się pas bezpieczeństwa i przeklinając moją słabą pamięć wyszłam
na zewnątrz bez parasola, którego zawsze zapominałam zabrać ze sobą.
- Halo? Nic ci nie jest?-
spytałam przekrzykując szum ulewy i kierując się ku masce samochodu a kiedy tam
dotarłam stanęłam jak wryta. Poza wgnieceniem w masce nic tam nie było. Zero. Nul.
Nic. Ani śladu po tym kimś, czymś czy co to tam było. Stałam tak przez kilka
sekund jak skamieniała wpatrując się asfalt, gdzie teoretycznie powinno leżeć
ciało a rozpryskiwały się tylko kolejne krople deszczu. Powoli zaczęłam się
wycofywać do ciepłego a przede wszystkim suchego wnętrza samochodu gdzie
włączyłam ogrzewanie na maksa, żeby nie nabawić się przeziębienia. Przejechałam
kilka kilometrów gdy zamajaczyły mi światła przydrożnego motelu w którym
postanowiłam się zatrzymać. Zaparkowałam jak najbliżej wejścia i złapałam
podróżną torbę, z którą wbiegłam do holu, mało nie potykając się o próg. Wokół
unosił się zapach środków czyszczących zmieszany z kwiatowym odświeżaczem powietrza.
Za kontuarem było pusto i kiedy nikt nie zareagował na dźwięk staromodnego
dzwonka rozejrzałam się po wnętrzu i dojrzawszy drzwi prowadzące do toalety
poszłam tam, żeby doprowadzić się do stanu w którym będę mogła się pokazać
ludziom. Zmyłam tusz, który zazwyczaj
podkreślał moje ciemnozielone oczy, z ciemniejszą obwódką, a teraz spływał po
policzkach rozmazany przez krople deszczu. Ponieważ nie miałam ze sobą suszarki
włosy musiałam pozostawić mokre, tak że delikatnymi ciemnoblond falami opadały mi
na ramiona choć jak wyschną będą proste jak drut i nic się nie da z nimi
zrobić. Przebrana w suche ubranie skierowałam się w kierunku baru.
Poza krzątającym się za ladą
przysadzistym mężczyzną i siedzącym w
głębi sali chłopakiem zajętym przeglądaniem gazety nie było tu nikogo. Jako, że
był środek nocy barman do jedzenia nie mógł mi zaoferować nic poza nieświeżą czekoladową
babeczką i resztkami chipsów. Kiedy
kilka raz kichnęłam spojrzał na mnie po czym zniknął na zapleczu, żeby kilka
minut później postawić przede mną kufel grzanego piwa.
- Pomyślałem, że taka
sympatyczna dziewczyna nie chciałaby się przeziębić.- powiedział puszczając do
mnie oczko. Podziękowałam mu i z przyjemnością wzięłam łyk napoju rozkoszując
się rozchodzącym po moim wnętrzu ciepłem.
- Dla mnie to samo- po mojej
prawej rozległ się głęboki męski głos.
Dwa miejsca dalej siedział „chłopak od gazety” ale teraz mogłam mu się
dokładniej przyjrzeć. Miał średniej długości, jasno brązowe włosy, w lekkim
nieładzie jakby dopiero co wstał z łóżka. Jego rysy miał w sobie coś
chłopięcego, na twarzy igrał ledwo dostrzegalny uśmiech a w oczach koloru
mlecznej czekolady tańczyły chochliki. Jego spojrzenie miało w sobie dziwny
magnetyzm, coś co sprawiało, że z trudem odwróciłam wzrok udając nagłe zainteresowanie
szklanymi naczyniami ustawionymi na przeciwległej ścianie. Co i tak okazało się
daremne bo pułki, na których były poustawiane szklanki i kufle, przyczepiono do
czegoś w rodzaju wielkiego lustra więc mogłam zobaczyć jak uśmiecha się do mnie.
Żeby ukryć zmieszanie wgryzłam się w muffinkę a w tym czasie mężczyzna postawił
przed moim towarzyszem taki sam kufel napoju o korzennym aromacie. Nadal czułam
na sobie jego wzrok gdy usłyszałam jak zbiera się do wyjścia.
- Przepraszam, czy są jeszcze
wolne pokoje?- zapytałam barmana, który powoli układał na swoim miejscu cały
osprzęt potrzebny w jego pracy.
- Obawiam się, że nie-
zmartwiony spojrzał w kierunku drzwi.
- Wygląda na to, że będę
musiała się przespać w samochodzie- zrezygnowana oparłam głowę na rękach. Rano
pewnie będę bardziej zmęczona niż teraz i wszystkie kości będą mnie boleć ale
nie mam innego wyjścia. Już miałam wychodzić kiedy podniosłam głowę i
zobaczyłam jak nieznajomy chłopak mówił coś cicho do mężczyzny. Dobra, to było
dziwne, mogłabym przysiąść, że jeszcze sekundę temu był przy drzwiach i jeśli w
wolnych chwilach nie trenował biegu z
przeszkodami to pojęcia nie mam jak mógł tak szybko znaleźć się zaraz obok.
- Chyba jednak mogę na to zaradzić-
oznajmił z rozbieganym wzrokiem.- Tylko, że to będzie apartament, właściwie
jeden z dwóch pokoi w apartamencie ale zawsze coś.- facet się trochę zamotał a
ja zaczęłam się zastanawiać od kiedy przydrożne hotele zaczęły stawiać na tego
typu luksusy.- Jest tylko jeden haczyk.
- Mam się bać?- teraz to na
serio zaczęłam się niepokoić.
- Nie, choć w sumie to nie ode
mnie zależy. Chodzi o to, że drugim lokatorem jest ten młodzieniec, który
właśnie wyszedł.- wskazał na wyjście choć nikogo już tam nie było.
- Lepsze to niż kulenie się na
tylnim siedzeniu- wymruczałam ledwie dosłyszalnie.
-Co proszę?
-Nie nic. To pod jakim numerem
znajdę tego…- spytałam mając nadzieję poznać imię nieznajomego.
- Pod 13- uśmiechnął się do
mnie ponownie. Myślałby kto, że barmani to mruki i ponuraki.- Nazywa się…-
urwał, miałam wrażenie jakby chciał mi zdradzić jego tożsamość ale nie mógł. W
tej chwili jego wygląd skojarzył mi się z osobą która dusi się i nie może
złapać powietrza.- To co do zobaczenia rano?- pokiwałam twierdząco głową nie
bardzo wiedząc co się właśnie stało. Może coś sobie uroiłam, mama często
powtarzała, ze mam zbyt wybujałą fantazję. Odwróciłam się jeszcze przez ramię i
zobaczyłam jak mężczyzna rozmasowuje sobie szyję.
*
Drzwi były lekko uchylone więc
darowałam sobie pukanie i od razu weszłam do niewielkiego, skromnie
umeblowanego salonu. Pod oknem po prawej
stała wysłużona kanapa i stolik a trochę dalej telewizor. Ściany były
pomalowane na jasny kolor a w kilku miejscach były powieszone ramki ze
zdjęciami okolicznych krajobrazów. Postawiłam walizkę i stałam przez chwilę jak
ta sierota, nie bardzo wiedząc co teraz zrobić. Na jednej ze ścian były trzy
drzwi i kiedy stwierdziłam, że równie dobrze mogę usiąść na kanapie środkowe
otworzyły się i z oparów wyłonił się on owinięty w pasie białym ręcznikiem. Gdy
go zobaczyłam po raz pierwszy pomyślałam, że jest naprawdę przystojny, trochę w
taki dziki sposób. Myślałby kto, że jestem opanowana a tymczasem na widok
męskiej klaty- skądinąd ładnie wyrzeźbionej- szczęka prawie opadła mi do ziemi.
Dobra może i to zabrzmi infantylnie ale naprawdę tak było.
- Cześć!- podszedł do mnie na
wyciągnięcie ręki.- Twój pokój to ten po lewej.- wskazał za siebie.
- Dzięki- nawet wypowiedzenie
tego jednego słowa sprawiało mi trudność.
- Powinnaś wiedzieć, że cenię
swoją prywatność i gdyby na twoim miejscu był ktoś inny musiałby przejechać się
całkiem spory kawałek w poszukiwaniu noclegu- oznajmił bez ogródek z ledwo
dostrzegalnym uśmiechem.
- I mówisz mi to ponieważ?
- A czy musi być jakiś
konkretny powód?- odwrócił się i już miał otwierać drzwi po prawej, które
najwidoczniej prowadziły do jego pokoju gdy ponownie na mnie spojrzał- Wiesz,
dzięki mnie masz gdzie nocować a nawet się nie przedstawiłaś.
- Ciekawe, że mi to wypominasz
bo sam nie jesteś lepszy.
- Fakt- podszedł do mnie pewnym
krokiem.- Kol Mikaelson- to co zrobił zbiło mnie trochę z pantałyku, bo takie
gesty w dzisiejszych czasach spotyka się coraz rzadziej. Ujął moją rękę i
złożył na niej lekki pocałunek .
- Claire Voyant- byłam
zadowolona, że mój głos nie zadrżał ale
miałam ochotę porządnie przyłożyć mojemu rozmówcy kiedy roześmiał się głośno .
- Przepraszam- z trudem ale
jednak jakoś dał radę się uspokoić.- Niecodziennie można spotkać osobę, która
nazywa się jasnowidz [ clairvoyant- jasnowidz przyp.autorka].
- Jakbym była winna, że moi
rodzice mają dziwne poczucie humoru- wycedziłam przez zaciśnięte zęby gdy ten
wciąż zanosząc się śmiechem zniknął mi z oczu.
*
Zawsze lubiłam to uczucie gdy
lecąca z prysznica ciepła woda obmywa ciało. Gdy byłam mała lubiłam myśleć, że
w ten sposób pozbywam się wszelkich
trosk i problemów ale z wiekiem zdałam sobie sprawę, że nie wszystko może być
takie proste. Po wszystkim ubrałam się w piżamę, na którą składał się trochę za
duży biały t-schirt i spodnie w kolorową kratę. Ręka bezwiednie powędrowała w
kierunku dekoltu, gdzie widać było kawałek blizny po operacji jaką przeszłam
kilka miesięcy temu. Oparłam ciężko o umywalkę kiedy to znowu się stało.
Powalona bólem nie do opisania zsunęłam się po ścianie na zimną podłogę. Było
tak jakby niewidzialna siła próbowała wyrwać mi serce. Po chwili wszystko ustało jakby nic się nie
wydarzyło. Przez chwilę leżałam próbując uspokoić oddech.
- Claire?! Wszystko w
porządku?- Kol klęczał obok mnie, przypatrując się z niepokojem.
- Nic mi nie jest- nic bardziej
mylnego ale niby z jakiej racji mam się zwierzać obcej osobie. Więc tak po
prostu wstałam i wybiegłam zatrzaskując za sobą drzwi mojego pokoju.
*
Rano obudziły mnie słoneczne
promienie przedzierające się przez zaciągniętą zasłonę. Przez ostatnie kilka
dni świat wyglądał szaroburo przez uciążliwy deszcz a dzisiaj jakby budził się
do życia. Gdy ubrałam się byłam gotowa do wyjścia i starałam się cicho wymknąć.
- Jakieś ciekawe plany na
dziś?- podskoczyłam słysząc za sobą jego głos.
- Czyś ty oszalał! Mama nie nauczyła
cię, że nie wolno się tak zakradać do ludzi?!
- Powiedzmy, że moja
rodzicielka wolała zajmować się innymi sprawami niż moje wychowanie- w jego
oczach dostrzegłam niebezpieczny błysk.
- Wracając do twojego pytania
to nie, nie mam dzisiaj nic ciekawego do roboty. Powiedzmy, że od jakiegoś
czasu jestem w trakcie wycieczki- powiedziałam szukając jednocześnie w torebce
kluczyków od samochodu.- W każdym razie dzięki za nocleg i do zobaczenia.-
uśmiechnęłam się do niego i wyszłam na parking gdzie stanęłam jak wryta bo tam
gdzie powinno sobie spokojnie stać moje autko nie zostało po nim nawet koło. W
skrócie ktoś je ukradł- Dobra tego to już za wiele.
- Wygląda na to, że spotkanie
mnie jest najlepszą rzeczą jaka ci się przytrafiła.- stwierdził Kol stając obok
mnie.- W takim razie jak zamierzasz kontynuować swoją eskapadę?- spytał z ledwo
słyszalną nutą zainteresowania.
- Zasadniczo, to mi trochę
pokrzyżowało plany, bo nie miałam obranego jakieś celu czy nawet wyznaczonej
trasy tylko jeździłam od miasta do miasta licząc, że trafię na coś ciekawego,
że wydarzy się coś interesującego.- to była prawda. Częściowo.
- Dzisiaj jest twój szczęśliwy dzień
i możesz się zabrać ze mną- na jego twarzy znowu zatańczył zagadkowy uśmieszek.
- Jest coś takiego jak wolna wola to raz. Dwa nie lubię się
narzucać obcym i przecież nie będziesz mnie wozić tam gdzie akurat mi się
zachce. I po trzecie nie znam cię i kto wie może jesteś seryjnym mordercom-
skończyłam wyliczać.
- Z tym ostatnim razem możesz
mieć akurat rację. Spokojnie, Ciebie może oszczędzę- dodał gdy zobaczył
przerażenie wypisane na mojej twarzy.- I wcale nie robisz mi tym kłopotu.
Jestem, powiedzmy że badaczem zjawisk paranormalnych i towarzysząc mi
przeżyjesz dużo ciekawsze chwile niż jeżdżąc bez celu. Więc jak? Wchodzi w to?-
spytał zarzucając sobie na ramię sportową torbę. Czułam, że mogę tego jeszcze
żałować ale pokiwałam twierdząco głową i po chwili siedziałam na siedzeniu
pasażera w krwistoczerwonym Suvie, obok najbardziej zagadkowego chłopaka
jakiego spotkałam ostatnimi czasy.
*
- Możesz mi powiedzieć, co to
było wczoraj, kiedy znalazłem cię ledwo przytomną w łazience?- oderwałam się od
widoku widniejących w oddali szczytów Gór Kaskadowych.- Tylko mi nie mów, że
ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
- Jestem chora, dokładniej
mówiąc to umierająca.- oznajmiłam po dłuższej chwili przenosząc wzrok na widoki
za oknem- Jakiś czas temu przeszłam operację serca ale dała ona tylko tyle, że
pożyję kilka lat dłużej niż to na początku przewidział lekarz. Staram się żyć w
miarę normalnie ale od czasu do czasu dopada mnie taki ból jak wczoraj.
- A co z przeszczepem?
- Jak się okazuje w niektórych
przypadkach ta opcja może się skończyć śmiercią. Uprzedzając twoje kolejne
pytanie to nikt nie wie co mi jest. Byłam chyba u wszystkich możliwych
kardiologów i zawsze słyszałam to samo, że jeszcze się z czymś takim nie
spotkali. Moje serce wygląda według nich jak jedna wielka blizna. Jakby ktoś
dla zabawy pociął je nożem.- nie chciałam zobaczyć litości i żalu jakie zazwyczaj
wywoływała moja historia ale kiedy w końcu odważyłam się spojrzeć na Kola,
zobaczyłam coś innego malującego się na jego twarzy. Intensywny wyraz
skupienia, jakby usilnie starał się znaleźć rozwiązanie wyjątkowo trudnej
zagadki. Milczał więc mówiłam dalej.- I właśnie dlatego wybrałam się w tą
wycieczkę. Żeby zobaczyć tyle świata ile się da zanim…- nie dokończyłam bo głos
mi się zaczął łamać.
- Skoro tak, to dlaczego nie pojechałaś chociażby do
Europy. W Stanach nie ma nic szczególnego.
- Niech zgadnę, pochodzisz ze starego
kontynentu?- spytałam rozbawiona nutą wyższości w jego głosie.
- Jak ty dobrze mnie znasz-
kąciki ust uniosły mu się w uśmiechu.
- Może kiedyś mnie tam
zabierzesz- kiedy to powiedziałam uświadomiłam sobie jak wielką głupotę
palnęłam.- Nieważne gdzie podróże i tak kształcą- powiedziałam próbując zamaskować
wcześniejszą gafę.- Kilka tygodni temu wstąpiłam do rezerwatu Indian, gdzie
starsza kobieta miała pewną teorię co do mojej choroby. Wyobraź sobie,
twierdziła ona że moje serce jest tak „pokiereszowane” bo musiałam przeżyć
bardzo dużo wcieleń i to prawdopodobnie jest moim ostatnim. Żeby było
śmieszniej oznajmiła mi, że jest lekarstwo, choć nie jestem pewna, czy w tym
przypadku to właściwe słowo. Musiałabym wypić krew nieśmiertelnej istoty,
jednego z tajemniczego rodzeństwa pierwotnych wampirów. Śmieszne prawda? Jak
można w coś takiego wierzyć- nie spojrzał na mnie tylko bez słowa wpatrywał się
przed siebie. Ręce miał tak mocno zaciśnięte na kierownicy, że miałam wrażenie
że zaraz ją przełamie. Nie miałam pojęcia co z tego co powiedziałam mogło go
tak rozgniewać.
- To jeden z problemów z
dzisiejszą ludzkością. Stracili wiarę.- tylko tle, przez następne kilka godzin
jazdy nic nie powiedział aż w końcu usnęłam odpływając do krainy Morfeusza.
*
Kolejne kilka dni nie różniły
się zbytnio od siebie. Rozmowy na każdy możliwy temat w czasie jazdy samochodem,
potem docieraliśmy do jakiegoś miasta, gdzie Kol załatwiał swoje sprawy a ja
włóczyłam się oglądając miejscowe atrakcje. Po jednej z wizyt zauważyłam pewną
prawidłowość. Wszystkie miejscowości miały ze sobą jedną cechę wspólną, na
jakiś sposób były związane z czarownicami. Początkowo mnie to zdziwiło ale
przypomniałam sobie, że mówił coś o badaniu zjawisk nadprzyrodzonych.
Niespecjalnie wierzyłam w tą bajeczkę ale skoro nie wypytywał mnie więcej o
moje życie prywatne ja również postanowiłam postąpić podobnie. Następnym
przystankiem miało byś Salem i wtedy też miałam zamiar się z nim pożegnać.
Trudno mi było się do tego przyznać ale przywiązałam się do niego choć nie
należał do szczególnie miłych osób. To się po prostu stało.
Dojechaliśmy na miejsce i znowu
powtórzyła się ten sam schemat ja zwiedzałam miasto a Kol robił co miał do
zrobienia. Powoli zapadał zmrok kiedy wpadliśmy na siebie w okolicach mostu
spinającego brzegi skalnego wąwozu.
- Oto najmilsza, rzecz jaka
mnie dzisiaj spotyka- zdążyłam już się przyzwyczaić, że pojawia się za mną
znikąd więc tym razem nie podskoczyłam ze strachu.
- W takim razie aż boję się
spytać co takiego porabiałeś, że jedynym pozytywnym aspektem jest spotkanie ze
mną- odwróciłam się do niego podpierając się pod boki.
- Bój się bój- i znowu ten sam
niebezpieczny błysk w oku.- Dlaczego nie wierzysz w wampiry?
- Ty tak na serio? Myślałam że
wyraziłam się na ten temat jasno- popatrzyłam na niego z powątpiewaniem.- Bo to
głupota, zwykły wymysł, próba wytłumaczenia zjawisk, których ludzie nie mogli
logicznie wytłumaczyć więc stworzyli fantastyczne postacie pokroju, wampirów,
czarowników i wilkołaków. Nawet stwierdzenie starej, pewnie trochę szalonej,
kobiety, że krew tych pierwszych może mnie uleczyć nie oznacza, że uwierzę w
ich istnienie.
- A co jeśli mogę ci udowodnić,
że wampiry naprawdę istnieją?
- Niby jak chcesz to zrobić.
Kol nie!- krzyknęłam kiedy rozpędził się i odbijając się na barierce skoczył z
mostu. Podbiegłam do poręczy i w mroku kilka metrów poniżej dostrzegłam
niewyraźny zarys sylwetki chłopaka. Kawałek dalej znajdowały się schody
prowadzące na dół, po których szybko zbiegłam.
- Kol?- wyszeptałam cicho kiedy
dotarłam do miejsca, gdzie jak mi się zdawało powinno leżeć ciało ale nie było
tam nic poza zwaliskiem kamieni. Roztrzęsiona rozglądałam się po okolicy kiedy
ktoś chwycił mnie mocno od tyłu uniemożliwiając jakikolwiek ruch.
- Pamiętaj, nie ma rzeczy
niemożliwych- wyszeptał mi do ucha dobrze już znany głos. Zadrżałam gdy owionął
mnie jego oddech.
[perspektywa Kola]
Wszystko co się dzieje, ma swój
sens. Nigdy nie wierzyłem w to powiedzenie ale zacząłem zmieniać zdanie w chwili
spotkania Claire, roześmianej blondynki która wniosła trochę światła w moje życie. Uśmiechnąłem się na samą myśl wspólnie spędzonych dni. Jeśli ktoś
spytałby mnie czemu zaproponowałem jej, żeby podróżowała ze mną nie umiałbym
jednoznacznie odpowiedzieć. To się po prostu stało. Świadomie unikałem
zawierania bliższych znajomości, taki już jestem. Taki stan rzeczy był do tej porty dla mnie najwygodniejszy. Żadnych zbędnych zobowiązań i ludzi o których
miałbym się troszczyć. Dbanie o samego siebie i własne przyjemności. Niektórzy
nazywają mnie mrocznym hedonistą.
Coś mnie tknęło, żeby jej
powiedzieć, ze jestem stworem w którego istnienie nie wierzyła. Przyznaje,
zrobiłem to w brutalny sposób ale czasami czyny robią więcej niż słowa. Wyraz
przerażenia na jej twarzy gdy myślała, że nie żyję sprawił mi dziwną
przyjemność. Tak wiem, myślicie że jestem nienormalny ale chodzi o to, że
czasami dobrze być świadomym tego, że ktoś się o nas troszczy. Choćby chwilę
później ta osoba miała na Ciebie patrzyć jak na potwora. Od chwili gdy objąłem
Claire z znienacka nie odezwała się słowem. Gdy udało mi się pochwycić jej
spojrzenie dostrzegłem w jej oczach smutek i ból. Później zamknęła się w swoim
pokoju i nie wyszła z niego do tej pory.
Z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek
telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz i zmarszczyłem brwi.
- Czego chce moja piękna acz
mocno działająca na nerwy siostra?- spytałem pozornie beztroskim tonem.
- Ja też się za tobą
stęskniłam- oczami wyobraźni widziałem jak Rebekah przewraca oczami.- ale fakt
mam do ciebie interes. Musisz pomóc mi zdobyć lekarstwo na wampiryzm zanim
dostanie je w swoje łapska Elena i reszta tych idiotów.
- I co może się masz zamiar się
nim ze mną podzielić?- spytałem wpatrując się z nadzieją w drzwi gdzie zniknęła
Claire.
- Wierzę, że możemy się
dogadać- w słuchawce rozległ się śmiech.- To co, pomożesz mi?
- Postaram się być w Mystic Falls jak najszybciej- oznajmiłem
krótko rozłączając się. Rozsiadłem się wygodnie na kanapie kiedy dostrzegłem
leżący na stoliku notes w którym Claire często coś zapisywała. Domyślałem się,
że jest to coś osobistego, pewnie pamiętnik, ale ciekawość wzięła górę. Przewróciłem kilka kartek
aż natrafiłem na wiersz.
Zafascynowałeś mnie, okryty ciemnością i tajemnicą,
Pięknem złamanego anioła.
Ostrożnie naraziłam się, bojąc tego kim dla Ciebie będę,
Ale wkrótce się zaplątałam.
Bierzesz mnie za rękę, a ja pytam kim jestem.
Naucz mnie walczyć, a ja pokażę Ci jak wygrywać.
Jesteś moją śmiertelną skazą, a ja twoim fatalnym grzechem.
Pozwól poczuć mi ukłucie, palący ból pod moją skórą.
Poddaj mnie próbie, a udowodnię że jestem silna.
Nie uwierzę w to, że nasze uczucie jest złe.
I w końcu zobaczę to co ty ujrzałeś we mnie,
Że za wrażliwą powierzchnią leży wojownik.
Moja pamięć odmawia oddzielenia fałszu od prawdy.
I szuka przeszłości wytworzonej przez mój rozum.
Ciągle próbuję znaleźć rozwiązanie,
Które w równej mierze pokochasz i znienawidzisz.
Obrazy powracają do życia, budzą w środku nocy.
Otwórz mi oczy, muszę śnić.
Trzymaj mnie kurczowo, przygotuj mnie do walki.
Słyszałam, że zobaczyć to uwierzyć.***
- Podoba Ci się?- rozległ się
roztrzęsiony dziewczęcy głos.
- Masz talent- oznajmiłem
wpatrując się w ostatnią linijkę tekstu. „Słyszałam, że zobaczyć to uwierzyć.”
Tylko czy ta wiedza jej nie zniszczy? Wstałem i podeszłem do niej powoli.-
Claire czy ty się mnie boisz?
- To właśnie jest w tym
wszystkim najdziwniejsze. W tej chwili kłębią się we mnie setki emocji ale nie
ma wśród nich strachu- głos się jej załamał a po policzkach popłynęły łzy.- Chciałabym
czuć do Ciebie odrazę ale nie mogę.- powiedziała trzęsąc się od powstrzymanego
szlochu. Objąłem ją bez zastanowienia i choć w pierwszym momencie poczułem jak
sztywnieje to po chwili odwzajemniła gest. - Wiesz muszę jechać do domu na
kilka dni- oderwała się ode mnie trąc zaczerwienione oczy.- I tak miałam zamiar
odwiedzić rodziców.
-Chcesz wszystko sobie
spokojnie przemyśleć?- w odpowiedzi pokiwała głową i pociągnęła nosem.- nawet
zasmarkana jesteś urocza- Powiedziałem na co zareagowała zdławionym śmiechem.-
Nie żałuję, że pozbyłem się twojego auta- spojrzała na mnie udając złość i
szturchnęła mocno w ramię.
- Spotkamy się jeszcze prawda?-
spytała z nadzieją w oczach a ja zamiast odpowiedzieć złożyłem na jej ustach
delikatny pocałunek.
[perspektywa Claire]
Pożegnaliśmy się kilka dni temu
a ja nadal czuję na ustach tamten pocałunek. Zabrzmi to strasznie górnolotnie
ale znajomość z Kol’em Mikaelsonem, pierwotnym wampirem, odmieniła mnie. W
trakcie rozpakowywania bagaży, gdy wróciłam już do rodzinnego domu, znalazłam
coś czego się nie spodziewałam. Za poszewką walizki ukrył szklaną buteleczkę z
czerwoną zawartością. Pamiętam jak zaczęło mi bić serce gdy zdałam sobie sprawę
co to jest. W załączonym liściku napisał że wie, iż pogodziłam się z tym co się
miało stać ale ma nadzieje, że chęć życia i zobaczenia go ponownie jest
silniejsza. Długo zastanawiałam się czy powinnam zażyć lekarstwo jakim była
jego krew ale w końcu to zrobiłam. Teraz siedzę w gabinecie mojego lekarza
czekając na wyrok lub nadzieję, na nowe życie. Zaniepokojona tym, że od kilku
dni nie mogę skontaktować z Kolem
- Nie mam pojęcia jak to się
stało- starszy pan poprawił na orlim nosie okulary.- ale wygląda na to, że jest
pani zdrowa. Jestem człowiekiem nauki ale chyba zacznę wierzyć w cuda- posłał
mi promienny uśmiech. Uścisnęłam go mocno i czułam jak z oczu ciekną mi łzy
radości. W podskokach wybiegłam na korytarz i nie obchodziło mnie, że ludzie
dziwnie na mnie patrzą. Szybko wyciągnęłam telefon i wybrałam numer osoby z
którą jako pierwszą chciałam się podzielić tą nowiną. Odebrał po drugim
sygnale.
- Nie zgadniesz co się stało!
Jestem zdrowa, gdybyś tu był to bym cię ucałowała!- niemal wykrzyczałam do
słuchawki.
- Kol nieżyje- odpowiedział mi
smutny dziewczęcy głos, później usłyszałam sygnał przerwanego połączenia. W
jednej chwili cała radość ulotniła się zastąpioną niewyobrażalnym smutkiem.
****************************************************************************
**Tekst piosenki Warrior
śpiewanej przez Beth Crowley, aż taka zdolna nie jestem, żeby pisać wiersze ;) Do posłuchania <<tutaj>>
Zdaje sobie sprawę, że osoby nie oglądające Pamiętników wampirów mogły
mieć problem ze zrozumieniem całości ale mam nadzieję, że się wam podobało :)