sobota, 25 kwietnia 2015

Miniaturka w zastępstwie oraz dlaczego nowego rozdziału dzisiaj nie będzie


Czasami jest tak, że choć ma się tą wenę to i tak nie da rady napisać nowego rozdziału choćby bardzo się tego chciało. Wszystko przez brak czasu. Jakbym porządnie przysiadła jednego wieczoru to pewnie coś bym naskrobała ale jakościowo byłoby to dalekie nawet od "dobrze" a to nie byłoby uczciwe względem was- moich czytelników.
Ale żeby osłodzić wam czekanie na kolejną część historii Martyny i Andrzeja w odmętów swojego komputera wygrzebałam opowiadanie miniaturkę/ jendopart fan fiction nawiązujący do postaci pojawiającej się w serialu The Vampire Diaries i The Originals (przy czym akurat akcja tej miniaturki ma miejsce podczas tego pierwszego), które już gdzieś tam publikowałam. Mam nadzieję, że wam się spodoba :) 


Nieznajomi


Nagły wstrząs sprawił, że nieco się rozbudziłam. Lewą ręką nadal przytrzymywałam kierownicę starego pickupa a prawą przetarłam zaspane oczy, co i tak na niewiele się zdało bo nadal strasznie chciało mi się spać. Poza tym na zewnątrz panowała taka ulewa, że wycieraczki nie nadążały ze zgarnianiem wody i nawet wypoczętej osobie byłoby trudno dojrzeć cokolwiek. Ledwo o tym pomyślałam a już musiałam gwałtownie hamować bo na środku drogi wyrósł ciemny zarys ludzkiej sylwetki. Gdy się z nim zderzyłam miałam wrażenie jakbym uderzyła w górę. Roztarłam sobie bolące miejsce gdzie wbił mi się pas bezpieczeństwa i przeklinając moją słabą pamięć wyszłam na zewnątrz bez parasola, którego zawsze zapominałam zabrać ze sobą.
- Halo? Nic ci nie jest?- spytałam przekrzykując szum ulewy i kierując się ku masce samochodu a kiedy tam dotarłam stanęłam jak wryta. Poza wgnieceniem w masce nic tam nie było. Zero. Nul. Nic. Ani śladu po tym kimś, czymś czy co to tam było. Stałam tak przez kilka sekund jak skamieniała wpatrując się asfalt, gdzie teoretycznie powinno leżeć ciało a rozpryskiwały się tylko kolejne krople deszczu. Powoli zaczęłam się wycofywać do ciepłego a przede wszystkim suchego wnętrza samochodu gdzie włączyłam ogrzewanie na maksa, żeby nie nabawić się przeziębienia. Przejechałam kilka kilometrów gdy zamajaczyły mi światła przydrożnego motelu w którym postanowiłam się zatrzymać. Zaparkowałam jak najbliżej wejścia i złapałam podróżną torbę, z którą wbiegłam do holu, mało nie potykając się o próg. Wokół unosił się zapach środków czyszczących zmieszany z kwiatowym odświeżaczem powietrza. Za kontuarem było pusto i kiedy nikt nie zareagował na dźwięk staromodnego dzwonka rozejrzałam się po wnętrzu i dojrzawszy drzwi prowadzące do toalety poszłam tam, żeby doprowadzić się do stanu w którym będę mogła się pokazać ludziom. Zmyłam  tusz, który zazwyczaj podkreślał moje ciemnozielone oczy, z ciemniejszą obwódką, a teraz spływał po policzkach rozmazany przez krople deszczu. Ponieważ nie miałam ze sobą suszarki włosy musiałam pozostawić mokre, tak że delikatnymi ciemnoblond falami opadały mi na ramiona choć jak wyschną będą proste jak drut i nic się nie da z nimi zrobić. Przebrana w suche ubranie skierowałam się w kierunku baru.
Poza krzątającym się za ladą przysadzistym mężczyzną  i siedzącym w głębi sali chłopakiem zajętym przeglądaniem gazety nie było tu nikogo. Jako, że był środek nocy barman do jedzenia nie mógł mi zaoferować nic poza nieświeżą czekoladową babeczką  i resztkami chipsów. Kiedy kilka raz kichnęłam spojrzał na mnie po czym zniknął na zapleczu, żeby kilka minut później postawić przede mną kufel grzanego piwa.
- Pomyślałem, że taka sympatyczna dziewczyna nie chciałaby się przeziębić.- powiedział puszczając do mnie oczko. Podziękowałam mu i z przyjemnością wzięłam łyk napoju rozkoszując się rozchodzącym po moim wnętrzu ciepłem.
- Dla mnie to samo- po mojej prawej rozległ się  głęboki męski głos. Dwa miejsca dalej siedział „chłopak od gazety” ale teraz mogłam mu się dokładniej przyjrzeć. Miał średniej długości, jasno brązowe włosy, w lekkim nieładzie jakby dopiero co wstał z łóżka. Jego rysy miał w sobie coś chłopięcego, na twarzy igrał ledwo dostrzegalny uśmiech a w oczach koloru mlecznej czekolady tańczyły chochliki. Jego spojrzenie miało w sobie dziwny magnetyzm, coś co sprawiało, że z trudem odwróciłam wzrok udając nagłe zainteresowanie szklanymi naczyniami ustawionymi na przeciwległej ścianie. Co i tak okazało się daremne bo pułki, na których były poustawiane szklanki i kufle, przyczepiono do czegoś w rodzaju wielkiego lustra więc mogłam zobaczyć jak uśmiecha się do mnie. Żeby ukryć zmieszanie wgryzłam się w muffinkę a w tym czasie mężczyzna postawił przed moim towarzyszem taki sam kufel napoju o korzennym aromacie. Nadal czułam na sobie jego wzrok gdy usłyszałam jak zbiera się do wyjścia.
- Przepraszam, czy są jeszcze wolne pokoje?- zapytałam barmana, który powoli układał na swoim miejscu cały osprzęt potrzebny w jego pracy.
- Obawiam się, że nie- zmartwiony spojrzał w kierunku drzwi.
- Wygląda na to, że będę musiała się przespać w samochodzie- zrezygnowana oparłam głowę na rękach. Rano pewnie będę bardziej zmęczona niż teraz i wszystkie kości będą mnie boleć ale nie mam innego wyjścia. Już miałam wychodzić kiedy podniosłam głowę i zobaczyłam jak nieznajomy chłopak mówił coś cicho do mężczyzny. Dobra, to było dziwne, mogłabym przysiąść, że jeszcze sekundę temu był przy drzwiach i jeśli w wolnych chwilach  nie trenował biegu z przeszkodami to pojęcia nie mam jak mógł tak szybko znaleźć się zaraz obok.
- Chyba jednak mogę na to zaradzić- oznajmił z rozbieganym wzrokiem.- Tylko, że to będzie apartament, właściwie jeden z dwóch pokoi w apartamencie ale zawsze coś.- facet się trochę zamotał a ja zaczęłam się zastanawiać od kiedy przydrożne hotele zaczęły stawiać na tego typu luksusy.- Jest tylko jeden haczyk.
- Mam się bać?- teraz to na serio zaczęłam się niepokoić.
- Nie, choć w sumie to nie ode mnie zależy. Chodzi o to, że drugim lokatorem jest ten młodzieniec, który właśnie wyszedł.- wskazał na wyjście choć nikogo już tam nie było.
- Lepsze to niż kulenie się na tylnim siedzeniu- wymruczałam ledwie dosłyszalnie.
-Co proszę?
-Nie nic. To pod jakim numerem znajdę tego…- spytałam mając nadzieję poznać imię nieznajomego.
- Pod 13- uśmiechnął się do mnie ponownie. Myślałby kto, że barmani to mruki i ponuraki.- Nazywa się…- urwał, miałam wrażenie jakby chciał mi zdradzić jego tożsamość ale nie mógł. W tej chwili jego wygląd skojarzył mi się z osobą która dusi się i nie może złapać powietrza.- To co do zobaczenia rano?- pokiwałam twierdząco głową nie bardzo wiedząc co się właśnie stało. Może coś sobie uroiłam, mama często powtarzała, ze mam zbyt wybujałą fantazję. Odwróciłam się jeszcze przez ramię i zobaczyłam jak mężczyzna rozmasowuje sobie szyję.
*
Drzwi były lekko uchylone więc darowałam sobie pukanie i od razu weszłam do niewielkiego, skromnie umeblowanego salonu. Pod  oknem po prawej stała wysłużona kanapa i stolik a trochę dalej telewizor. Ściany były pomalowane na jasny kolor a w kilku miejscach były powieszone ramki ze zdjęciami okolicznych krajobrazów. Postawiłam walizkę i stałam przez chwilę jak ta sierota, nie bardzo wiedząc co teraz zrobić. Na jednej ze ścian były trzy drzwi i kiedy stwierdziłam, że równie dobrze mogę usiąść na kanapie środkowe otworzyły się i z oparów wyłonił się on owinięty w pasie białym ręcznikiem. Gdy go zobaczyłam po raz pierwszy pomyślałam, że jest naprawdę przystojny, trochę w taki dziki sposób. Myślałby kto, że jestem opanowana a tymczasem na widok męskiej klaty- skądinąd ładnie wyrzeźbionej- szczęka prawie opadła mi do ziemi. Dobra może i to zabrzmi infantylnie ale naprawdę tak było.
- Cześć!- podszedł do mnie na wyciągnięcie ręki.- Twój pokój to ten po lewej.- wskazał za siebie.
- Dzięki- nawet wypowiedzenie tego jednego słowa sprawiało mi trudność.
- Powinnaś wiedzieć, że cenię swoją prywatność i gdyby na twoim miejscu był ktoś inny musiałby przejechać się całkiem spory kawałek w poszukiwaniu noclegu- oznajmił bez ogródek z ledwo dostrzegalnym uśmiechem.
- I mówisz mi to ponieważ?
- A czy musi być jakiś konkretny powód?- odwrócił się i już miał otwierać drzwi po prawej, które najwidoczniej prowadziły do jego pokoju gdy ponownie na mnie spojrzał- Wiesz, dzięki mnie masz gdzie nocować a nawet się nie przedstawiłaś.
- Ciekawe, że mi to wypominasz bo sam nie jesteś lepszy.
- Fakt- podszedł do mnie pewnym krokiem.- Kol Mikaelson- to co zrobił zbiło mnie trochę z pantałyku, bo takie gesty w dzisiejszych czasach spotyka się coraz rzadziej. Ujął moją rękę i złożył na niej lekki pocałunek .
- Claire Voyant- byłam zadowolona, że mój głos nie zadrżał  ale miałam ochotę porządnie przyłożyć mojemu rozmówcy kiedy roześmiał się głośno .
- Przepraszam- z trudem ale jednak jakoś dał radę się uspokoić.- Niecodziennie można spotkać osobę, która nazywa się jasnowidz [ clairvoyant- jasnowidz przyp.autorka].
- Jakbym była winna, że moi rodzice mają dziwne poczucie humoru- wycedziłam przez zaciśnięte zęby gdy ten wciąż zanosząc się śmiechem zniknął mi z oczu.
*
Zawsze lubiłam to uczucie gdy lecąca z prysznica ciepła woda obmywa ciało. Gdy byłam mała lubiłam myśleć, że w  ten sposób pozbywam się wszelkich trosk i problemów ale z wiekiem zdałam sobie sprawę, że nie wszystko może być takie proste. Po wszystkim ubrałam się w piżamę, na którą składał się trochę za duży biały t-schirt i spodnie w kolorową kratę. Ręka bezwiednie powędrowała w kierunku dekoltu, gdzie widać było kawałek blizny po operacji jaką przeszłam kilka miesięcy temu. Oparłam ciężko o umywalkę kiedy to znowu się stało. Powalona bólem nie do opisania zsunęłam się po ścianie na zimną podłogę. Było tak jakby niewidzialna siła próbowała wyrwać mi serce. Po  chwili wszystko ustało jakby nic się nie wydarzyło. Przez chwilę leżałam próbując uspokoić oddech.
- Claire?! Wszystko w porządku?- Kol klęczał obok mnie, przypatrując się z niepokojem.
- Nic mi nie jest- nic bardziej mylnego ale niby z jakiej racji mam się zwierzać obcej osobie. Więc tak po prostu wstałam i wybiegłam zatrzaskując za sobą drzwi mojego pokoju.
*
Rano obudziły mnie słoneczne promienie przedzierające się przez zaciągniętą zasłonę. Przez ostatnie kilka dni świat wyglądał szaroburo przez uciążliwy deszcz a dzisiaj jakby budził się do życia. Gdy ubrałam się byłam gotowa do wyjścia i starałam się cicho wymknąć.
- Jakieś ciekawe plany na dziś?- podskoczyłam słysząc za sobą jego głos.
- Czyś ty oszalał! Mama nie nauczyła cię, że nie wolno się tak zakradać do ludzi?!
- Powiedzmy, że moja rodzicielka wolała zajmować się innymi sprawami niż moje wychowanie- w jego oczach dostrzegłam niebezpieczny błysk.
- Wracając do twojego pytania to nie, nie mam dzisiaj nic ciekawego do roboty. Powiedzmy, że od jakiegoś czasu jestem w trakcie wycieczki- powiedziałam szukając jednocześnie w torebce kluczyków od samochodu.- W każdym razie dzięki za nocleg i do zobaczenia.- uśmiechnęłam się do niego i wyszłam na parking gdzie stanęłam jak wryta bo tam gdzie powinno sobie spokojnie stać moje autko nie zostało po nim nawet koło. W skrócie ktoś je ukradł- Dobra tego to już za wiele.
- Wygląda na to, że spotkanie mnie jest najlepszą rzeczą jaka ci się przytrafiła.- stwierdził Kol stając obok mnie.- W takim razie jak zamierzasz kontynuować swoją eskapadę?- spytał z ledwo słyszalną nutą zainteresowania.
- Zasadniczo, to mi trochę pokrzyżowało plany, bo nie miałam obranego jakieś celu czy nawet wyznaczonej trasy tylko jeździłam od miasta do miasta licząc, że trafię na coś ciekawego, że wydarzy się coś interesującego.- to była prawda. Częściowo.
- Dzisiaj jest twój szczęśliwy dzień i możesz się zabrać ze mną- na jego twarzy znowu zatańczył zagadkowy uśmieszek.
- Jest coś takiego  jak wolna wola to raz. Dwa nie lubię się narzucać obcym i przecież nie będziesz mnie wozić tam gdzie akurat mi się zachce. I po trzecie nie znam cię i kto wie może jesteś seryjnym mordercom- skończyłam wyliczać.
- Z tym ostatnim razem możesz mieć akurat rację. Spokojnie, Ciebie może oszczędzę- dodał gdy zobaczył przerażenie wypisane na mojej twarzy.- I wcale nie robisz mi tym kłopotu. Jestem, powiedzmy że badaczem zjawisk paranormalnych i towarzysząc mi przeżyjesz dużo ciekawsze chwile niż jeżdżąc bez celu. Więc jak? Wchodzi w to?- spytał zarzucając sobie na ramię sportową torbę. Czułam, że mogę tego jeszcze żałować ale pokiwałam twierdząco głową i po chwili siedziałam na siedzeniu pasażera w krwistoczerwonym Suvie, obok najbardziej zagadkowego chłopaka jakiego spotkałam ostatnimi czasy.
*
- Możesz mi powiedzieć, co to było wczoraj, kiedy znalazłem cię ledwo przytomną w łazience?- oderwałam się od widoku widniejących w oddali szczytów Gór Kaskadowych.- Tylko mi nie mów, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
- Jestem chora, dokładniej mówiąc to umierająca.- oznajmiłam po dłuższej chwili przenosząc wzrok na widoki za oknem- Jakiś czas temu przeszłam operację serca ale dała ona tylko tyle, że pożyję kilka lat dłużej niż to na początku przewidział lekarz. Staram się żyć w miarę normalnie ale od czasu do czasu dopada mnie taki ból jak wczoraj.
- A co z przeszczepem?
- Jak się okazuje w niektórych przypadkach ta opcja może się skończyć śmiercią. Uprzedzając twoje kolejne pytanie to nikt nie wie co mi jest. Byłam chyba u wszystkich możliwych kardiologów i zawsze słyszałam to samo, że jeszcze się z czymś takim nie spotkali. Moje serce wygląda według nich jak jedna wielka blizna. Jakby ktoś dla zabawy pociął je nożem.- nie chciałam zobaczyć litości i żalu jakie zazwyczaj wywoływała moja historia ale kiedy w końcu odważyłam się spojrzeć na Kola, zobaczyłam coś innego malującego się na jego twarzy. Intensywny wyraz skupienia, jakby usilnie starał się znaleźć rozwiązanie wyjątkowo trudnej zagadki. Milczał więc mówiłam dalej.- I właśnie dlatego wybrałam się w tą wycieczkę. Żeby zobaczyć tyle świata ile się da zanim…- nie dokończyłam bo głos mi się zaczął łamać.
- Skoro  tak, to dlaczego nie pojechałaś chociażby do Europy. W Stanach nie ma nic szczególnego.
- Niech zgadnę, pochodzisz ze starego kontynentu?- spytałam rozbawiona nutą wyższości w jego głosie.
- Jak ty dobrze mnie znasz- kąciki ust uniosły mu się w uśmiechu.
- Może kiedyś mnie tam zabierzesz- kiedy to powiedziałam uświadomiłam sobie jak wielką głupotę palnęłam.- Nieważne gdzie podróże i tak kształcą- powiedziałam próbując zamaskować wcześniejszą gafę.- Kilka tygodni temu wstąpiłam do rezerwatu Indian, gdzie starsza kobieta miała pewną teorię co do mojej choroby. Wyobraź sobie, twierdziła ona że moje serce jest tak „pokiereszowane” bo musiałam przeżyć bardzo dużo wcieleń i to prawdopodobnie jest moim ostatnim. Żeby było śmieszniej oznajmiła mi, że jest lekarstwo, choć nie jestem pewna, czy w tym przypadku to właściwe słowo. Musiałabym wypić krew nieśmiertelnej istoty, jednego z tajemniczego rodzeństwa pierwotnych wampirów. Śmieszne prawda? Jak można w coś takiego wierzyć- nie spojrzał na mnie tylko bez słowa wpatrywał się przed siebie. Ręce miał tak mocno zaciśnięte na kierownicy, że miałam wrażenie że zaraz ją przełamie. Nie miałam pojęcia co z tego co powiedziałam mogło go tak rozgniewać.
- To jeden z problemów z dzisiejszą ludzkością. Stracili wiarę.- tylko tle, przez następne kilka godzin jazdy nic nie powiedział aż w końcu usnęłam odpływając do krainy Morfeusza.
*
Kolejne kilka dni nie różniły się zbytnio od siebie. Rozmowy na każdy możliwy temat w czasie jazdy samochodem, potem docieraliśmy do jakiegoś miasta, gdzie Kol załatwiał swoje sprawy a ja włóczyłam się oglądając miejscowe atrakcje. Po jednej z wizyt zauważyłam pewną prawidłowość. Wszystkie miejscowości miały ze sobą jedną cechę wspólną, na jakiś sposób były związane z czarownicami. Początkowo mnie to zdziwiło ale przypomniałam sobie, że mówił coś o badaniu zjawisk nadprzyrodzonych. Niespecjalnie wierzyłam w tą bajeczkę ale skoro nie wypytywał mnie więcej o moje życie prywatne ja również postanowiłam postąpić podobnie. Następnym przystankiem miało byś Salem i wtedy też miałam zamiar się z nim pożegnać. Trudno mi było się do tego przyznać ale przywiązałam się do niego choć nie należał do szczególnie miłych osób. To się po prostu stało.
Dojechaliśmy na miejsce i znowu powtórzyła się ten sam schemat ja zwiedzałam miasto a Kol robił co miał do zrobienia. Powoli zapadał zmrok kiedy wpadliśmy na siebie w okolicach mostu spinającego brzegi skalnego wąwozu.
- Oto najmilsza, rzecz jaka mnie dzisiaj spotyka- zdążyłam już się przyzwyczaić, że pojawia się za mną znikąd więc tym razem nie podskoczyłam ze strachu.
- W takim razie aż boję się spytać co takiego porabiałeś, że jedynym pozytywnym aspektem jest spotkanie ze mną- odwróciłam się do niego podpierając się pod boki.
- Bój się bój- i znowu ten sam niebezpieczny błysk w oku.- Dlaczego nie wierzysz w wampiry?
- Ty tak na serio? Myślałam że wyraziłam się na ten temat jasno- popatrzyłam na niego z powątpiewaniem.- Bo to głupota, zwykły wymysł, próba wytłumaczenia zjawisk, których ludzie nie mogli logicznie wytłumaczyć więc stworzyli fantastyczne postacie pokroju, wampirów, czarowników i wilkołaków. Nawet stwierdzenie starej, pewnie trochę szalonej, kobiety, że krew tych pierwszych może mnie uleczyć nie oznacza, że uwierzę w ich istnienie.
- A co jeśli mogę ci udowodnić, że wampiry naprawdę istnieją?
- Niby jak chcesz to zrobić. Kol nie!- krzyknęłam kiedy rozpędził się i odbijając się na barierce skoczył z mostu. Podbiegłam do poręczy i w mroku kilka metrów poniżej dostrzegłam niewyraźny zarys sylwetki chłopaka. Kawałek dalej znajdowały się schody prowadzące na dół, po których szybko zbiegłam.
- Kol?- wyszeptałam cicho kiedy dotarłam do miejsca, gdzie jak mi się zdawało powinno leżeć ciało ale nie było tam nic poza zwaliskiem kamieni. Roztrzęsiona rozglądałam się po okolicy kiedy ktoś chwycił mnie mocno od tyłu uniemożliwiając jakikolwiek ruch.
- Pamiętaj, nie ma rzeczy niemożliwych- wyszeptał mi do ucha dobrze już znany głos. Zadrżałam gdy owionął mnie jego oddech. 

[perspektywa Kola]
Wszystko co się dzieje, ma swój sens. Nigdy nie wierzyłem w to powiedzenie ale zacząłem zmieniać zdanie w chwili spotkania Claire, roześmianej blondynki która wniosła trochę światła w moje życie. Uśmiechnąłem się na samą myśl wspólnie spędzonych dni. Jeśli ktoś spytałby mnie czemu zaproponowałem jej, żeby podróżowała ze mną nie umiałbym jednoznacznie odpowiedzieć. To się po prostu stało. Świadomie unikałem zawierania bliższych znajomości, taki już jestem. Taki stan rzeczy był do tej porty dla mnie najwygodniejszy. Żadnych zbędnych zobowiązań i ludzi o których miałbym się troszczyć. Dbanie o samego siebie i własne przyjemności. Niektórzy nazywają mnie mrocznym hedonistą.
Coś mnie tknęło, żeby jej powiedzieć, ze jestem stworem w którego istnienie nie wierzyła. Przyznaje, zrobiłem to w brutalny sposób ale czasami czyny robią więcej niż słowa. Wyraz przerażenia na jej twarzy gdy myślała, że nie żyję sprawił mi dziwną przyjemność. Tak wiem, myślicie że jestem nienormalny ale chodzi o to, że czasami dobrze być świadomym tego, że ktoś się o nas troszczy. Choćby chwilę później ta osoba miała na Ciebie patrzyć jak na potwora. Od chwili gdy objąłem Claire z znienacka nie odezwała się słowem. Gdy udało mi się pochwycić jej spojrzenie dostrzegłem w jej oczach smutek i ból. Później zamknęła się w swoim pokoju i nie wyszła z niego do tej pory.
Z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz i zmarszczyłem brwi.
- Czego chce moja piękna acz mocno działająca na nerwy siostra?- spytałem pozornie beztroskim tonem.
- Ja też się za tobą stęskniłam- oczami wyobraźni widziałem jak Rebekah przewraca oczami.- ale fakt mam do ciebie interes. Musisz pomóc mi zdobyć lekarstwo na wampiryzm zanim dostanie je w swoje łapska Elena i reszta tych idiotów.
- I co może się masz zamiar się nim ze mną podzielić?- spytałem wpatrując się z nadzieją w drzwi gdzie zniknęła Claire.
- Wierzę, że możemy się dogadać- w słuchawce rozległ się śmiech.- To co, pomożesz mi?
- Postaram się być  w Mystic Falls jak najszybciej- oznajmiłem krótko rozłączając się. Rozsiadłem się wygodnie na kanapie kiedy dostrzegłem leżący na stoliku notes w którym Claire często coś zapisywała. Domyślałem się, że jest to coś osobistego, pewnie pamiętnik, ale ciekawość wzięła górę. Przewróciłem kilka kartek aż natrafiłem na wiersz.
Zafascynowałeś mnie, okryty ciemnością i tajemnicą,
Pięknem złamanego anioła.
Ostrożnie naraziłam się, bojąc tego kim dla Ciebie będę,
Ale wkrótce się zaplątałam.

Bierzesz mnie za rękę, a ja pytam kim jestem.
Naucz mnie walczyć, a ja pokażę Ci jak wygrywać.
Jesteś moją śmiertelną skazą, a ja twoim fatalnym grzechem.
Pozwól poczuć mi ukłucie, palący ból pod moją skórą.
Poddaj mnie próbie, a udowodnię że jestem silna.
Nie uwierzę w to, że nasze uczucie jest złe.
I w końcu zobaczę to co ty ujrzałeś we mnie,
Że za wrażliwą powierzchnią leży wojownik.

Moja pamięć odmawia oddzielenia fałszu od prawdy.
I szuka przeszłości wytworzonej przez mój rozum.
Ciągle próbuję znaleźć rozwiązanie,
Które w równej mierze pokochasz i znienawidzisz.

Obrazy powracają do życia, budzą w środku nocy.
Otwórz mi oczy, muszę śnić.
Trzymaj mnie kurczowo, przygotuj mnie do walki.
Słyszałam, że zobaczyć to uwierzyć.***

- Podoba Ci się?- rozległ się roztrzęsiony dziewczęcy głos.
- Masz talent- oznajmiłem wpatrując się w ostatnią linijkę tekstu. „Słyszałam, że zobaczyć to uwierzyć.” Tylko czy ta wiedza jej nie zniszczy? Wstałem i podeszłem do niej powoli.- Claire czy ty się mnie boisz?
- To właśnie jest w tym wszystkim najdziwniejsze. W tej chwili kłębią się we mnie setki emocji ale nie ma wśród nich strachu- głos się jej załamał a po policzkach popłynęły łzy.- Chciałabym czuć do Ciebie odrazę ale nie mogę.- powiedziała trzęsąc się od powstrzymanego szlochu. Objąłem ją bez zastanowienia i choć w pierwszym momencie poczułem jak sztywnieje to po chwili odwzajemniła gest. - Wiesz muszę jechać do domu na kilka dni- oderwała się ode mnie trąc zaczerwienione oczy.- I tak miałam zamiar odwiedzić rodziców.
-Chcesz wszystko sobie spokojnie przemyśleć?- w odpowiedzi pokiwała głową i pociągnęła nosem.- nawet zasmarkana jesteś urocza- Powiedziałem na co zareagowała zdławionym śmiechem.- Nie żałuję, że pozbyłem się twojego auta- spojrzała na mnie udając złość i szturchnęła mocno w ramię.
- Spotkamy się jeszcze prawda?- spytała z nadzieją w oczach a ja zamiast odpowiedzieć złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek.

[perspektywa Claire]

Pożegnaliśmy się kilka dni temu a ja nadal czuję na ustach tamten pocałunek. Zabrzmi to strasznie górnolotnie ale znajomość z Kol’em Mikaelsonem, pierwotnym wampirem, odmieniła mnie. W trakcie rozpakowywania bagaży, gdy wróciłam już do rodzinnego domu, znalazłam coś czego się nie spodziewałam. Za poszewką walizki ukrył szklaną buteleczkę z czerwoną zawartością. Pamiętam jak zaczęło mi bić serce gdy zdałam sobie sprawę co to jest. W załączonym liściku napisał że wie, iż pogodziłam się z tym co się miało stać ale ma nadzieje, że chęć życia i zobaczenia go ponownie jest silniejsza. Długo zastanawiałam się czy powinnam zażyć lekarstwo jakim była jego krew ale w końcu to zrobiłam. Teraz siedzę w gabinecie mojego lekarza czekając na wyrok lub nadzieję, na nowe życie. Zaniepokojona tym, że od kilku dni nie mogę skontaktować z Kolem
- Nie mam pojęcia jak to się stało- starszy pan poprawił na orlim nosie okulary.- ale wygląda na to, że jest pani zdrowa. Jestem człowiekiem nauki ale chyba zacznę wierzyć w cuda- posłał mi promienny uśmiech. Uścisnęłam go mocno i czułam jak z oczu ciekną mi łzy radości. W podskokach wybiegłam na korytarz i nie obchodziło mnie, że ludzie dziwnie na mnie patrzą. Szybko wyciągnęłam telefon i wybrałam numer osoby z którą jako pierwszą chciałam się podzielić tą nowiną. Odebrał po drugim sygnale.
- Nie zgadniesz co się stało! Jestem zdrowa, gdybyś tu był to bym cię ucałowała!- niemal wykrzyczałam do słuchawki.
- Kol nieżyje- odpowiedział mi smutny dziewczęcy głos, później usłyszałam sygnał przerwanego połączenia. W jednej chwili cała radość ulotniła się zastąpioną niewyobrażalnym smutkiem.
****************************************************************************

**Tekst piosenki Warrior śpiewanej przez Beth Crowley, aż taka zdolna nie jestem, żeby pisać wiersze ;) Do posłuchania  <<tutaj>>
Zdaje sobie sprawę, że osoby nie oglądające Pamiętników wampirów mogły mieć problem ze zrozumieniem całości ale mam nadzieję, że się wam podobało :)

sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział 13

Ścieżka dźwiękowa 1- Margaret - Get Away

Nagle znajduję się w lesie, gdzie panuje nieprzenikniona ciemność. Spoglądam w górę gdzie gałęzie drzew nie przepuszczają najmniejszego słonecznego promienia gdyż są tak ze sobą ciasno splecione. Drżę ale nie z zimna, raczej ze strachu. Czego miałabym się bać? Rozcieram ramiona na których pojawiła się gęsią skórka. Gdy postanawiam ruszyć przed siebie pojawia się przede mną ognik, pojedynczy płomień migający wesoło jakby chciał dodać mi otuchy. Ruszam za nim i czuję jak długa koszula nocna w starym stylu zaczepia o ledwo widoczne przeszkody. Potykam się a kiedy wstaję znajduje się w innym miejscu. Stoję na środku pustkowia, w oddali widać ośnieżone szczyty. Czuję jak włoski stają mi na karku. Odwracam się i widzę, że zbliża się do mnie chmura pyłu w której widać niewyraźny kształt jeźdźca na koniu. Zrywam się do biegu. Nie wiem ile to trwa ale w końcu docieram do urwiska. Ktokolwiek mnie ściga jest coraz bliżej. Z przerażeniem spoglądam w przepaść pode mną. Co mam robić? Dać się schwytać? Tylko wtedy może czekać mnie coś gorszego niż śmierć. Skaczę i… spadam z łóżka. 
Bul w złamanym kilka miesięcy wcześniej lewym nadgarstku, na którym „wylądowałam”, skutecznie przepędza z mojego umysłu resztki snu. Tłumiące na jawie emocje znajdują ujście w sennych marzeniach.  Wiszący na ścianie zegar wskazuje dopiero siódmą nad ranem. Ponownie wdrapuję się na łóżko z nadzieją, że uda mi się zdrzemnąć nim reszta mojej rodziny postanowi zacząć dzień.

Od feralnego poranka minął nieco ponad tydzień i czuję się tak jakby to było zaledwie wczoraj. Bul fizyczny jest niczym w porównaniu do tego co się dzieje wewnątrz mnie. Biorę głęboki oddech i nim zamknę ponownie oczy przyglądam się śpiącej na nadmuchanym materacu sylwetce Blanki, mojej siostrzenicy. Jak co roku, mój brat razem ze swoimi bliskimi, przyjechał z Francji do Milicza na Boże Narodzenie. Konieczność zajęcia się tą gromadką i przygotowania do świąt pochłaniają mnie, wszędzie mnie pełno, moja mama i Daria- moja szwagierka- żartują, że jestem taka energiczna dzięki Andrzejowi a prawda jest tak, że robię wszystko by oderwać od niego myśli.

Oczywiście nic nie wiedzą o tym co się stało. Poza Arkiem, który chyba się czegoś domyśla. Widzę to po tym jak na mnie patrzy. Niby jest starszy ode mnie o dziesięć lat ale mam wrażenie jakby łączył nas jakiś szósty zmysł. Taki jak u bliźniaków- gdy jednemu dzieje się coś złego to drugie o tym wie.
Nigdy nie jakoś specjalnie nie przepadałam za tymi świętami, to jak zostały skomercjalizowane przyprawia mnie o mdłości. Jedyna rzecz za które je cenię pozostaje niezmienna- rodzinna atmosfera. Wygłupy przy przygotowaniach kolacji Wigilijnej, wspólne śpiewanie kolęd czy nawet pójście na pasterkę. Naprawdę tego potrzebowałam.

W  takich chwilach jak ta, gdy jestem sam na sam ze swoimi myślami, jest najgorzej. Paradoksalnie najbardziej bolesne są te przyjemne wspomnienia. Najgorsza jest ta świadomość, że coś co tak naprawdę nie istniało, nigdy nie przerodzi się w coś większego, nigdy się nie powtórzy.
Na zewnątrz wydaje się, że wszystko jest porządku, ale czuję jakbym składała się z setek elementów a przed rozsypaniem chroniła mnie jakaś niewidzialna siła. Nikt mi nie pomoże przez to przejść lecz są osoby przynajmniej próbujące podnieść mnie na duchu. Na samo wspomnienie licznych rozmów jakie odbyłam ostatnio z Karolową Olą uśmiecham się do siebie.

Wszystkie sprowadzały się do jednego- mam się o nic nie obwiniać, że to Wrona jest głównym winowajcą. Nieśmiało ale jednak zgodziła się ze mną, że niepotrzebnie od razu uciekłam. Jedno mnie zaskoczyło, podobno stałam się przyczyną pozaboiskowego kryzysu w Skrze.
Ostatnio na wyjeździe nikt nie chciał z nim spać w pokoju. Poza Mare, który jakoś tak zupełnie przypadkiem się zgodził, żeby później przez całą noc chrapać (co mu się podobno nigdy nie zdarzało) tak że Ptaszysko nie zmrużyło oka.
Od razu przypomniałam sobie jak kiedyś Wojtek powiedział niby to w żartach, że jak mnie Endrju skrzywdzi to będzie miał do czynienia z całą ekipą. Jak widać słowa dotrzymał. Tylko, że nie odczuwałam z tego powodu zadowolenia.
Raz do słuchawki dorwał się Kłos i obiecał sprawić, żeby jego jeszcze-przyjacielowi rozum wrócił bo najwyraźniej gdzieś go zgubił.

Przewracam się z boku na bok, sen nie przychodzi więc sięgam do regału obok łóżka z zamiarem zabicia jakoś czasu. Kiedy zapalam lampkę okazuje się, że zamiast książki wzięłam podniszczony notes z cytatami, które kiedyś zapisywałam bo w jakiś sposób mnie poruszyły. Otwieram go na chybił trafił.

„ Życie nie sprawia, że spotykasz ludzi, których chcesz spotkać. Życie daje Ci ludzi, którzy muszą ci pomóc, zranić cię, pokochać, opuścić i sprawić, że staniesz się osobą, którą masz się stać.”.

Smutne ale prawdziwe. W trakcie naszej krótkiej znajomości zdążył mi pomóc, zranić i opuścić. Co do pokochania to najwyraźniej cierpię na chroniczne urojenia skoro myślałam, że może darzyć mnie jakimiś romantycznymi uczuciami.
Człowiek obiecuje sobie, że nikomu już tak łatwo nie zaufa, żeby nie musieć cierpieć a później spotyka takie Andrzeja i wszelkie plany biorą w łeb.

Tej nocy z pewnością już nie zasnę. Najciszej jak się tylko da idę do kuchni gdzie na laptopie przeglądam świąteczne zdjęcia. Przyglądając się roześmianym twarzą najważniejszych dla mnie osób i dochodzę do przekonania, że może moje życie nie jest takie tragiczne. Są ludzie dla których jestem ważna a za których ja wskoczyłabym w ogień. Wszystko będzie dobrze.
Natrafiam na zdjęcie zrobione przez Blankę tuż po Wigilii. Stoję do niej tyłem, wpatrując się za zimowy krajobraz za oknem. Jestem ubrana w delikatną białą bluzkę z haftowanym motywami, którą dostałam pod choinkę. Na głęboki dekolt na plecach spływa niedbale zapleciony warkocz. W tamtej chwili miałam irracjonalne wrażenie jakbym czuła jego dłoń na swoim ramieniu dlatego odruchową sięgnęłam, żeby ją przytrzymać. Właśnie ten moment został uwieczniony. Chowam twarz w dłoniach przerażona tym, że zachowuję się jak osoba z początkami obsesji. Facet mnie potraktował tak nie inaczej a ja durna nie mogę przestać o nim myśleć.

Z użalania się nad sobą wyrywają mnie wibracje telefonu.
- Czego dusza pragnie?- odbieram nie patrząc nawet na wyświetlacz żeby sprawdzić kto dzwoni.
- Ty to jednak podła bestia jesteś. To ja tu dzwonię, żeby sprawdzić czy przypadkiem nie umarłaś z przejedzenia po świętach a ty do mnie z takim tekstem.- Berenika ma w sobie coś takiego, że nawet jak człowieka gani to łapiesz się na tym, że robi ci się weselej.
- Też cierpisz na bezsenność?- opieram się czołem o chłodną szybę.
- Kobieto ja dopiero wróciłam do domu!- mówi dumnym głosem jakby co najmniej dokonała przełomowego odkrycia na miarę Nobla.- Impreza urodzinowa Ptaszyska trochę się przeciągnęła.- urywa jakby nie była pewna czy mówić dalej.
- Cieszę się, że dobrze się bawiliście.- oznajmiam zgodnie z prawą.- Co u niego słychać?
- Dobre pytanie, niby był gwiazdą wieczoru a gdzieś go wcięło i nikt nie wie gdzie się podział.- nic nie poradzę, że ta informacja wywołuje u mnie niepokój.- A może go porwałaś, związałaś, zakneblowałaś i teraz leży gdzieś w oczekiwaniu na pomoc?
- Jesteś niemożliwa.- śmieję się ale udaje mi się wydusić z siebie to krótkie stwierdzenie.
- Niemożliwa? To żałuj, że nie widziałaś mojej babci jak go przedwczoraj spotkałyśmy. Chłopak podchodzi, żeby się przywitać a starowinka na to że z takim idiotą, pacanem, durniem, kretynem rozmawiać nie będzie. I że trzeba być niezłym półgłówkiem, żeby zranić taką fajną dziewczynę jak ty.- wyrywa mi się nerwowy chichot. Niewielka dawka pozytywnej energi była mi potrzebna, od razu lepiej się czuję.- Tyśka?
- No co tam?
- Wszystko będzie dobrze. Pamiętaj- z facetami jest jak z autobusem, nie ten to następny.- tym stwierdzeniem wywołuje u mnie taki atak miechu, że muszę zatkać dłonią usta żeby nie obudzić reszty domowników.
- Cieszę się, że ciebie mam wariatko.- naprawdę tak myślę.
- Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Wrona może i jest idiotą ale gdyby Cię nie potrącił to byś mnie nie poznała.- wyobrażam sobie jak w tym momencie robi pełną tryumfu minę.
- Przynajmniej do tego się przydał.- kiwam potakująco głową choć nie może mnie zobaczyć. Po drugiej stronie słyszę serię przekleństw.- Berenika żyjesz?
- Tak tylko chyba jednak się zdrzemnę bo nogi mi się plączą ze zmęczenia.
- To do jutra.- żegnamy się szybciutko, pierwszy raz od kilku dni nie czuję paniki na myśl o powrocie do Bełchatowa. No w każdym razie nie aż takiej wielkiej. 

*
- Nikt Cię nie nauczył, że nieładnie tak grzebać w cudzych rzeczach?- wchodzę do pokoju i widzę Darię przeglądającą pudełka ze zdjęciami. Jako malarka wydaje się najbardziej rozumieć moją pasję. Zarówno brat i mama zawsze mnie wspierali w tym co robię ale gdzieś tam czasami sugerowali, że może bym poszukała innej pracy bo fotografią na życie nie zarobię.
- Poprawiłaś się od naszego ostatniego spotkania. Nie wiem czy to kwestia techniki czy coś się stało w twoim życiu ale twoje kadry nabrały zupełnie nowego blasku.- przeglądając w skupieniu kolejne ujęcia nawet na mnie nie popatrzyła.
- Dzięki.- czuję jak się rumienię. Nigdy łatwo nie przychodziło mi przyjmowanie komplementów.
- Ta wystawa, którą chce ci zorganizować twoja szefowa to bezwątpienia duży sukces ale jednak dobrze by było gdybyś jeszcze podszkoliła  swój warsztat, podpatrzyła tych najlepszych.
- Masz na myśli coś konkretnego?- spytałam szczerze zaciekawiona tym co może mieć na myśli.
- Julliard od kilku lat dla kilku najbardziej uzdolnionych fotografów z całego świata organizuje trzymiesięczne stypendia. Powinnaś się zgłosić.- Julliard- najbardziej prestiżowa uczelnia artystyczna na świecie, z siedzibą w Nowym Jorku, mieście pełnym możliwości. Inny kontynent, z dala od bliskich ale..
- Naprawde uważasz, że mam szansę?
- Bo jak nie ty to kto.- zanuciła do rytmu popularnej piosenki. Podejmując ryzyko zawsze coś zyskujemy. Szczęście, że nam się udało w przypadku powodzenia lub wiedzę w wypadku niepowodzenia. Postanawiam zaryzykować, a nuż mi się uda?

*

Mrok nad Miliczem zapadł już kilka godzin temu. Choć wszyscy trzęsiemy się z zimna to wyszliśmy pożegnać spóźnionych świątecznych gości.
- Curuś choć do środka bo się jeszcze przeziębisz.- woła mnie matula gdy wpatruję się w światła odjeżdżającego samochodu.
- Zaraz wrócę. Tylko się przejdę.- zatroskana kręci głową ale nie sprzeciwia się mi.

Ścieżka dźwiękowa 2- Christina Perri - The Words

Przez ostatnie dni ani na moment nie byłam sama ale teraz potrzebowałam choć kilkunastu minut samotności. Żeby zagłuszyć natarczywe myśli zakładam słuchawki z których zaczyna płynąć spokojna muzyka. W rytm znajomych dźwięków przemierzam tak dobrze znane zakątki, mijam szkołę do której chodziłam, miejsce gdzie chodziliśmy z klasą na wagary aż docieram na rynek, gdzie przechodzę obok dwóch kamiennych słupów na których widnieją tabliczki z nazwiskami osób, którzy zostały uhonorowane miejscem w Alei Gwiazd Siatkówki.

- Dobry wieczór.- witam się z panem Dionizym. Miłym starszym panem, który od niepamiętnych czasów o tej porze roku opiekuje się miejscowym lodowiskiem.
- A kogóż to moje piękne oczy widzą, czyżbyś szukała szybkiego zarobku?- pyta wspominając czasy kiedy podczas ferii zimowych pomagałam mu, żeby zarobić parę groszy na drobne przyjemności.
- Nie tym razem.- śmieję się cicho.- Właściwie to myślałam, że będę mogła jeszcze trochę pojeździć ale widzę, że już pan zamyka.- wskazuję na lodową taflę. Mężczyzna przez chwilę zastanawiając się podkręca sumiastego wąsa.
- Masz szczęście, że Cię lubię.- z poważną miną wręcza mi kluczyki i przestrzega, że jak już skończę żebym schowała je w naszej tajnej skrytce. Na pożegnanie przytulam go mocno a ten żartuje, że mimo sędziwego wieku nadal ma powodzenie u młodych kobiet.

Znalezienie odpowiedniego rozmiaru łyżew na chwiejnym stojaku zajmuje mi dłuższą chwilę. Po ich założeniu i uporaniu się z zardzewiałą kłódką zabezpieczającą wejście śmigam po chłodnej powierzchni. Do dziś pamiętam jak jako sześciolatka zaciągnęłam swojego nastoletniego brata w to miejsce i uparłam się, żeby nauczył mnie jeździć. W tamtym czasie namiętnie oglądałam każde możliwe zawody czy rewie na lodzie i chciałam być jak te zawodniczki. Pełnymi gracji ruchami zachwycać ludzi. Marzenia jedno, rzeczywistość drugie. Szybko się okazało, że nie mam grama talentu w tej dziedzinie i nawet do tej pory mam problem z zatrzymywaniem. Jak na zawołanie zaczynam tracić równowagę ale na szczęście przytrzymuję się bandy. Nie robię nic, wsłuchuję się tylko w słowa piosenki.

„Wiem, że najstraszniejszą częścią jest to, by odpuścić.
Bo miłość to duch, którego nie możesz kontrolować (…).

Wiem, że oboje jesteśmy przerażeni
Oboje popełniliśmy te same błędy
Otwarte serce, to także otwarta rana
I w tym wietrze ciężkiego wyboru
Miłość nie ma zbyt wiele do gadania
Zajmując cały twój umysł, bo jestem teraz twoja

I wiem, że najstraszniejszą częścią jest to, by odpuścić
Pozwól mojej miłości być światłem, które zaprowadzi cię do domu.”


Czuję, jak pod powiekami zbierają mi się łzy a usta drżą niebezpiecznie. Wściekła na samą siebie kopię w barierkę i z głośnym klapnięciem ląduję na zimnej powierzchni. Mam już dość. Tak długo udawało mi się powstrzymać ale w końcu wybucham płaczem, tłumione emocje znajdują w końcu ujście.
Lijewska jesteś idiotką.


[perspektywa Andrzeja]

- Co Ci do cholery odbiło?! Masz pojęcie jak musiała się poczuć?! Nikt nie zasługuje na takie traktowanie!
- Wiem, że popełniłem błąd ale…
- Nie, właśnie że nie wiesz! Bo gdyby tak było nie rozmawiałbyś teraz ze mną tylko klęczał przed Martyną i prosił ją o przebaczenie. Bądź mężczyzną i zrób z tym porządek!- wyszedł z szatni tak mocno trzaskając drzwiami, że aż futryna się zatrzęsła.
Znamy się z Karolem od lat a nigdy nie widziałem go tak wściekłego. No w każdym razie nie na mnie. Jasne, zdarzały się nam drobne sprzeczki ale zawsze szybko dochodziliśmy do porozumienia. Tym razem było inaczej. Cała drużyna patrzyła na mnie wilkiem. Nigdy nie czułem się wśród nich tak nieswojo.

Niby wiedziałem co muszę zrobić ale dopiero przypadkowe spotkanie z panią Wandą dało mi ostatecznego kopa do działania.
Nie uprzedzając nikogo o swoich zamiarach udałem się w drogę do rodzinnego miasta Martyny. Ponieważ ten niespodziewany wyjazd wiązał się z opuszczeniem mojej imprezy urodzinowej co chwilę słyszałem jak ktoś próbuje się dodzwonić. Dopiero jak napisałem do Włodarczyka co mam zamiar zrobić wszyscy sobie odpuścili.

Całą drogę byłem jak w hipnozie (aż dziwne, że nie spowodowałem żadnego wypadku) i ocknąłem się dopiero na znajomej ulicy.  Miękkie światło ulicznej latarni spowijało jej drobną postać. Mówiła coś do swojej mamy, która najwyraźniej próbowała nakłonić ją oby weszła do budynku. Z tym swoim zaciętym wyrazem twarzy- który zawsze wywoływał u mnie uśmiech- pokręciła przecząco głową i ruszyła w górę ulicy. Szybko wysiadłem z samochodu i nawet go nie zamykając ruszyłem w ślad za nią. Czułem się jak psychopatyczny maniak prześladowca ale nie miałem na tyle odwagi, żeby do niej podejść. Jeszcze nie teraz. Ale przecież po to tu przyjechałem, żeby ją przeprosić. Kiedy już myślałem, ze ją zgubiłem wśród krętych uliczek doszedłem do głównego placu Milicza, gdzie po lodowisku-  choć nieco nieporadnie- jeździła ona. Stałem na tyle blisko, że jeśli podniosła by wzrok z pewnością by mnie zauważyła. Kiedy zastanawiałem się nad tym co i w jaki sposób powinna ode mnie usłyszeć  ta upadła na lodową powierzchnię. Nie zastanawiając się nad tym co robię przeskoczyłem przez barierki byleby jak najszybciej sprawdzić czy coś się jej nie stało. 

Obejmuję ją mocno, przerażony tym że jestem powodem dla którego płacze.
- Przecież mówiłam, że niedługo wrócę.- furczy na mnie.
- Na pewno nie do mnie.- czuję ja się spina i natychmiast mnie odpycha.
- Co ty tutaj robisz?- pyta twardym głosem. Przez chwilę dostrzegam w jej spojrzeniu nadzieję ale jej miejsce natychmiast zajmuje chłodna obojętność.
- Chciałem….
- Nic nie mów. Najlepiej daj mi spokój.- przerywa i nie oglądając się za siebie zostawia mnie samego. Wstaje z drewnianej ławeczki na której przysiadłą, żeby założyć buty.
- Naprawdę musimy porozmawiać.- staram się być stanowczy ale głos mi drży.
- Nie mamy o czym!- odwraca się w moją stronę i widzę jak po jej twarzy spływają łzy. Co ja najlepszego zrobiłem.
- Z całym szacunkiem ale uważam, że się mylisz. To co było między nami…, chyba mi nie powiesz, że nic do mnie nie czułaś?- a co jednak tak było, jeśli uroiłem sobie że między nami byłą jakaś magiczna więź?

- To się nazywa mieć spóźniony zapłon.- śmieje się szyderczo.- Nawet jeśli to wszystko zniszczyłeś! Jesteś jak niedojrzały dzieciak,  który sam nie wie czego chce a przy tym ranisz innych. Kto Ci dał do tego prawo?!- chce coś powiedzieć ale nie wiem co.- Widzisz? Sam nie wiesz.- idzie tak szybko, że ledwo za nią nadążam.
W ostatniej chwili udaje mi się przytrzymać drzwi przed które weszła i idę za nią aż staje pod kolejnymi drzwiami.
- Dasz. Mi. Święty. Spokój.- bardziej brzmi jak rozkaz niż pytanie.
- Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.- oznajmiam tonem nie wiele różniącym się od tego w jaki sposób mówi do mnie.
- O, jednak przyjechał twój chłopak.- nawet gdybym nie widział jego zdjęć bez trudu rozpoznałbym w ściskającym mi dłoń mężczyźnie jej starszego brata.
- On nie jest moim chłopakiem!- nie kryjąc swojej złości ściąga kurtkę i zostawia nas samych.
Arek przez chwile błądzi wzrokiem pomiędzy mną a pomieszczeniem gdzie zniknęła.
- Nie wiem co między wami zaszło ale jeśli ją skrzywdzisz…
- Będę miał bliskie spotkanie z twoją pięścią?
- Jesteś bystry jak  na sportowca.- na tą zniewagę/komplement wyrywa mi się histeryczny śmiech. Klepie mnie jeszcze po przyjacielsku i woła resztę familii, której mnie przedstawia. Wszyscy są dla mnie serdeczni, czyli najwyraźniej nie powiedziała im co między nami zaszło. Słowo od słowa i Pani domu stwierdza, ze jest za późno żebym o tej porze wracał do Bełchatowa i stwierdza że równie dobrze mogę tu przenocować.

- Mowy nie ma!- Martyna protestuje niczym ucieleśnienia bogini zemsty.
- Póki co to jeszcze jest mój dom.- kobieta puszcza oko do dziewczyny i na tym dyskusja się kończy.- Możesz się przespać na materacu w pokoju mojej niewychowanej córki.
- Ale co z Blanką?- próbuje jeszcze protestować.
- Jakoś się przemęczymy we dwie na kanapie przez tę jedną noc- stwierdza nastolatka wskazując na swoją babcię.

Martyna wydaje się z siebie stłumiony jęk zawodu i zamyka się w łazience. Z racji później pory nie jestem męczony pytaniami ale coś mi mówi, że mnie to nie ominie. Dostaję jakieś starą piżamę Arka i idę do pokoju Tyśki. Jest niewielki ale przytulny, w pełni oddający charakter lokatorki. Obok łóżka stoi sięgający sufit regał, którego półki uginają się pod ciężarem książek. Na kremowych ścianach wiszą linki do których są przyczepione widokówki, zdjęcia, wycinki z gazet a nawet zasuszone kwiaty. Czy dostała je od innego mężczyzny? Na samą myśl robię się zazdrosny.
Z zamyślenia wyrywa mnie przeciągłe skrzypienie drzwi.
- Fajna piżama.- śmieję się widząc na jej koszulce rysunkową wersję Dartha Vadera i napis „Come to the dark side, we have cookies”. Obrzuca mnie gniewnym spojrzeniem i bez słowa wchodzi  pod kołdrę.
- Jeśli już masz mnie ranić to zrób to tak porządnie, żebym pamiętała, że mam się więcej do ciebie nie zbliżać.- prosi pełnym bólu westchnieniem
No cóż Wrona, będziesz się musiał porządnie postarać, żeby naprawić to co zepsułeś.

.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.- .-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

CZYTASZ+ KOMENTUJESZ= MOTYWUJESZ

Nigdy nie przypuszczałabym, że tak bardzo zwiążę się z tym opowiadaniem. Aż żal mi będzie się rozstać z jego bohaterami.

Wena to jest jednak kapryśna pani- człowiek nie ma pomysłu na rozdział a jak już go kończy pisać okazuje się, że wyszło mu tego siedem stron.

@Karolina R- mówisz masz. Choć mam wrażenie że perspektywę Ptaszyska sknociłam na całej linii ale jakby co niech będzie że chłopak jest tak przejęty że aż trudno mu się składnie myśli. Czy to ma jakiś sens? Mam nadzieję.

Szczególne podziękowania należą się mojej przyjaciółce Martynie, po której bohaterka odziedziczyła imię a bez której na dzisiejszy rozdział musieliby dużo dłużej poczekać.
Do następnego :*

Artis

niedziela, 12 kwietnia 2015

Rozdział 12

Ścieżka dźwiękowa 1- Olly Murs - Dance With Me Tonight

- Masz może pożyczyć jakąś… co ty robisz do diabła?- Berenika jak zwykle wparowała do mojego pokoju bez pukania, choć w sumie miała do tego jako, że mieszkanie należało do niej.
- Patrzę na świat z innej perspektywy.- oznajmiłam jakby to było oczywiste.
- Okeeej, ja wiem że czasami wypominam Ci brak umiejętności dostrzegania drugiej strony medalu ale takie zachowanie to już jest serio dziwne. I mówię to ja, najbardziej zakręcona osoba jaką znasz.- musiałam przyznać jej rację. Nikt przy zdrowych zmysłach ot tak sobie nie kładzie się na łóżku z opartymi nogami o ścianę najwyżej jak się tylko da.
- Tak łatwiej mi się myśli.- oznajmiłam siadając normalnie.- Może zamiast mówić jakie to z nas crazy’ole powiesz mi po co tu przyszłaś?

- To? Nie, to już nieważne.- zbyła mnie lekceważącym machnięciem ręki.
- Kłamiesz!- zachowałam się niczym rasowy prawnik i spojrzałam na nią oskarżycielsko.- Mówi mi to moja intuicja, ona i mój szósty zmysł!
- Ostatnio zdecydowanie za dużo oglądasz seriali detektywistycznych. Chyba będę musiała dać Ci szlaban na telewizję.-postukała się palcem po brodzie jakby na poważnie brałą taką opcję.
- A tobie co tak nagle włączył się instynkt macierzyński?
- Na każdego kiedyś przyjdzie pora.- uderzyła w uroczysty ton.- Kogo tam diabli niosą o tej porze?!- spytała już zdecydowanie mniej podniośle i poszła otworzyć drzwi, pod którymi najwyraźniej ktoś czekał co oznajmił charakterystyczny dźwięk dzwonka.
- Matko jedyna i wszyscy świeci! Co tu się stało? Tornado jakieś przeszło czy coś?- znajomy głos sympatycznej blondynki sprawił, że się uśmiechnęłam.

- Tornado a i owszem, nazywa się Martyna.- w udzieleniu odpowiedzi Oli ubiegła mnie Berenika.
- Moja współlokatorka chciała przez to powiedzieć, że powoli biorę się za przygotowania do mojej autorskiej wystawy.- wskazałam na walające się wszędzie zdjęcia.
- Andrzej coś wspominał, no i oczywiście gratuluję ale dopiero co uporałaś się z jedną a już zabierasz się za drugą. Nie samą pracą człowiek żyje!
- I mam uwierzyć, że przyszłaś żeby tylko mi to powiedzieć?- posłałam jej powątpiewające spojrzenie.
- No dobra, masz mnie.- klapneła sobie obok.- Nie zrozumcie mnie źle, ja naprawdę kocham Karola ale czasami przychodzą takie chwile, że mam ochotę wyjść z siebie i stanąć obok.
- Czyli mamy rozumieć, że przeskrobał coś poważnego?- Berenika wcisnęła się między nas.
- No właśnie nie. Ostatnio, w tym przypadku też, to bezsensowne drobnostki. Dzisiaj, choć wielokrotnie prosiłam go żeby tego nie robił, znowu wparował do domu w ubłoconych buciorach!- kończąc wywód odetchnęła z ulgą.
- Problem ludzi będących w związku z długim stażem.- stwierdziłam z niedowierzaniem kręcąc głową.

Ola przez chwilę lustrowała pobojowisko w moim pokoju, chwyciła kilka zdjęć i zaczęła przeglądać ze skupioną miną. Większość z nich przedstawiała tak zwaną martwą naturę albo architekturę ale na tych z których byłam najbardziej dumna byli ludzie w różnych sytuacjach. Para starszych ludzi czule się do siebie przytulających, pulchny berbeć goniący za spłoszonym gołębiem czy chłopaki ze Skry po jedynym przegrany meczu w sezonie.

- Gdybym nie znała historii waszej znajomości to pomyślałabym, że go prześladujesz.- podetknęła mi pod nos fotkę Andrzeja.
- Zrobiłam je po meczu na który mnie zabrała.- szturchnęłam rudzielca.
- Są dobre i mówię to bez podlizywania się. Tylko powiedz mi kiedy je zrobiłaś?- wyciągnęła ze sterty swoje zdjęcie na którym  uśmiechała się tajemniczą wpatrując się w jakiś punkt poza kadrem.
- Przedwczoraj w pizzerii.- wzruszyłam ramionami jakby to było oczywiste.
- Ale ja nawet nie zauważyłam jak je robisz.- zamyśliła się mocno.- To nie może być zdjęcie z zaskoczenia!
- Ale jest.
- Nie, nie, nie. Ty nic nie zrozumiesz. Tego typu fotki wychodzą z definicji źle a ta akurat mi się podoba.- zabawnie przekrzywiła głowę wpatrując się w swoją podobiznę.- Mogłabym nawet ustawić je jako profilowe na fb.

- No to mnie zaszczyt kopnął.- przewróciłam oczami.
- I za to się napijemy.- kilka chwil wcześniej Berenika gdzieś zniknęła i było tylko słychać dobiegające z kuchni odgłosy otwieranych szafek. Teraz zagadka się rozwiązała. Moja przyjaciółka trzymała w rękach butelkę wina i trzy kieliszki.
- Jedna butelka na trzy? My nawet nie poczujemy smaku.- zauważyła blondynka.
- Ej ja mam tylko dwie ręce! Reszta czeka w kuchni.- ruchem głowy wskazała w kierunku wspomnianego pomieszczenia.
- Moje panie, babski wieczór uważam za rozpoczęty. Damy czadu!


*

Po opróżnieniu kilku butelek wina (Berenika najwyraźniej ma w którejś ścianie jakiś schowek gdzie trzymała cały arsenał trunków), omówieniu wyższości siatkówki nad piłką nożna i akcją z sąsiadem (ma pan pożyczyć kałasznikow? A czołg? No to może chociaż psa?), który najchętniej zadzwoniłby żeby zabrali nas do domu bez klamek dalej uważałyśmy się za nadzwyczaj przytomne umysłowo. 

- Faceci to skończeni kłamcy.- wycelowałam oskarżycielsko palec w kierunku telewizora, gdzie leciał film 27 sukienek. Akurat w tej scenie główna bohaterka dowiadywała się o akcji z artykułem na swój temat.
- Ale szasem  lobią to w dobrej wierze.- Ola wtuliła się we mnie jak w prywatną poduszkę.
Potem obie, pod naporem wrażeń wieczoru, usnęłyśmy aż wybudził nas donośny chuk. Jak się okazało to  Berenika potknęła się o coś i leżała na podłodze jak długa. Gdy już się pozbierała stwierdziła, że skoro nie śpimy możemy zabawić się w karaoke. I tak gdy byłyśmy w trakcie śpiewania (choć w naszym przypadku to za duże słowo) piosenki Barbie Girl do pokoju wparowali Andrzej i Karol , którzy twierdzili do tej pory że nic nie jest w stanie ich zdziwić. Jednak kiedy nas zobaczyli najpierw zamilkli by za chwilę dosłownie zacząć zwijać się ze śmiechu.

- Są i oni! Śpiewaj z nami brodaczu!- Berenika podsunęła Andrzejowi pod nos szczotkę w roli mikrofonu a ten patrzył na nią z mieszaniną przerażenia ale również rozbawienia.
- Tak myślałem, że Cię tutaj znajdę.- Karol podszedł do swojej dziewczyny i objął ją w pasie.- Nawet nie chcę wiedzieć co i w jakich ilościach piłyście.- pociągnął nosem marszcząc się z niesmakiem na co Ola złożyła na jego policzku mokrego całusa po czym pożegnali się z nami. 

Rozejrzałam się dookoła i okazało się, że wnuczka pani Wandy gdzieś wyparowała. Przystępowałam nerwowo z nogi na nogę nie będąc w stanie spojrzeć siatkarzowi  oczy. I właśnie wtedy zadzwonił mój telefon. Dzięki ustawionemu dla tego numeru dźwiękowi wiedziałam, że dzwoni moja mama. Rzuciłam się w kierunku komórki ale ponieważ chwilowo moja koordynacja pozostawiała wiele do życzenia zanim zdążyłam jej dosięgnąć Endrju najzwyczajniej w świecie odebrał połączenie.

- Dobry wieczór, z tej strony Andrzej Wrona.- poinformował moją rodzicielkę. Ze słuchawki wydobywał się jej niewyraźny ale podekscytowany głos.- Niestety Martyna w tej chwili nie może rozmawiać.- zmierzył mnie roześmianym wzrokiem i powiedział coś za co miałam ochotę stłuc go na kwaśne jabłko.- Ona hmm…bierze właśnie prysznic.- rozmawiali jeszcze chwilę, na koniec Ptaszysko pożegnało się kulturalnie i wyraziło nadzieję, że będą mogli się wkrótce spotkać osobiście.
- Czyś ty do reszty oszalał?!- na jego twarzy malował się jeden wielki znak zapytania.- Ona teraz… pewnie sobie pomyśli… że ty… że my spaliśmy ze sobą!- czułam się jakby wszystko się we mnie gotowało. Podeszłam do niego i zaczęłam okładać pięściami po klatce piersiowej.
- Uspokój się kobieto.- unieruchomił  moje nadgarstki w mocnym uścisku.- Wiesz, może trudno Ci będzie w to uwierzyć ale ludzie myją się nie tylko bo sprawach łóżkowych. Choć z drugiej strony głodnemu chleb na myśli.- mruga do mnie łobuzersko.
- Jesteś nienormalny!- jakoś udaje mi się oswobodzić i pcham go lekko a raczej próbuję bo ten ani drgnie.
- Skoro chcesz mnie pobić to nie jesteś aż taka wstawiona.- jakby w reakcji na te słowa mój organizm przypomina sobie o przyswojonych procentach i nogi się pode mną uginają. Znając życie pewnie bym upadła ale Andrzej „rycerz na białym koniu” Wrona czuwa i w porę łapie mnie i bierze na ręce.
Wtuliłam się w jego koszulę czując charakterystyczny dla niego zapach. Od nieprzyjemnego bujania zaczęło mnie mdlić i zanim zorientowałam się, ze gdzieś mnie niesie wylądowałam w wannie wypełnionej zimną wodą.
- Mam nadzieję, że spisałeś testament bo już nie żyjesz!- w jednej sekundzie byłam trzeźwa.- Słyszysz? Jesteś zimnym trupem!
-Zanim mnie zabijesz zapraszam Cię jutro na śniadanie do naszej kafejki.- zniknął za drzwiami unikając starcia ze śmiercionośną bronią w postaci gumowej kaczuszki którą w niego rzuciłam. I tyle. Zwyczajnie, najnormalniej w świecie się zmył. Matko jak on mi działa na nerwy.

*

Początkowo byłam wściekła na niego za tą niespodziewaną kąpiel ale nazajutrz byłam mu paradoksalnie wdzięczna. Jakimś cudem to nagłe wodne orzeźwienie sprawiło, że nie musiałam męczyć się z bólem głowy jaki człowiek musi w takiej sytuacji zazwyczaj znosić.
Tak więc radosna i rześka niczym skowronek z samego rana udałam się w umówione miejsce gdzie mój oprawca już czekał. Zajął takie miejsce, e byliśmy ukryci przed wzrokiem ciekawskich spojrzeń.

- Witam mojego małego alkoholika.- uśmiechnął się jak gdyby nigdy nic.
- Grabisz sobie.- wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
- Ja też się cieszę, że Cię widzę.- przesiadł się obok mnie z zajmowanego wcześniej naprzeciwko krzesła. Podniósł rękę i zamachał na kelnerkę, która po kilku minutach położyła przed nami zamówione wcześniej przez Wronkę jedzenie.
- Serio? Jajecznica i woda po ogórkach. Zamówiłeś mi typowe śniadanie na kaca? Jesteś…
- Wredny, głupi, okrutny i w ogóle bez serca.- wyliczał jakby niczego lepszego z mojej strony się nie spodziewał.
- Chciałam powiedzieć uroczy ale sam najlepiej wiesz jaki jesteś.- uśmiechnęłam się widząc jego zagubioną minę.


Ścieżka dźwiękowa 2-  OneRepublic- Stop and stare

Uwielbiałam nasze rozmowy. Technicznie były o niczym a praktycznie dzięki nim czułam się jakbym wiedziałam o nim wszystko. Brzmi tandetnie ale taka jest prawda.
Zadrżałam gdy poczułam jak chwyta mnie za rękę. Niby zwykły gest ale gdy wykonujesz go nie na zasadzie mechanicznego odruchu, nie z przyzwyczajenia ale z pełną świadomością jego znaczenia, gdy palce twoje i tej drugiej osoby splatają się ze sobą, wszystko nabiera innej wymowy. Szkoda, że ta chwila nie może trwać wiecznie. Zabrałam dłonie zaciskając je na kolanach.
- „Kochać to niszczyć a być kochanym to zostać zniszczonym”. Wiesz kto za tym stoi, kto mógł podrzucić mi tą karteczkę?- spytałam niepewna czy chcę znać prawdę.
- Nie była to osoba którą podejrzewałam. Pewnie jakaś hotka, głupia siksa chciała ci zrobić  kawał i w ten sposób nastraszyć.- zachowywał się zupełnie jak nie on. Zawsze pewny siebie teraz kręcił się niespokojnie na swoim miejscu.
- Pamiętasz jak opowiadałam Ci o Piotrze?- sięgnęłam po wiszącą na oparciu kurtkę i zaczęłam się ubierać.- I jak wspominałam, że brzydzę się kłamstwem?- znowu kiwa głową.- Więc z łaski swojej powiedz, czemu nie mówisz mi prawdy?- zero nic. Żadnej, choćby szczątkowej reakcji. Siedzi tylko i patrzy na mnie tak jakby chciał powiedzieć „przestań mnie torturować”.- To sprawka Sabiny.- tym razem jakby przez jego ciało przeszedł prąd.- Jak już zdecydujesz, że chcesz powiedzieć mi prawdę daj znać.- w drodze do wyjścia owijam się szczelnie szalikiem, zakładam czapkę i wychodzę w objęcia mroźnego poranka.
Na zewnątrz oślepia mnie wszechobecna biel. W nocy spadł pierwszy śnieg, który cienką warstwą skrzypi pod butami. Wyjdź za mną, proszę. Obiecuję, że jak to zrobisz wszystko Ci wybaczę. Prośba w stylu małej dziewczynki ale nie mogę się powstrzymać, żeby tego nie robić. Źle się czuję z tym co przed chwilą zrobiłam ale głupia duma nie pozwala mi zawrócić i przeprosić.
- Martyna poczekaj!- słyszę jego pospieszne kroki i czuję jak moje serce zaczyna szybciej bić.- Co to miało być?
- Chcę całkowicie ufać osobie z którą mam być. Tylko że po tym co przeszłam mam problem z zaufaniem. Czy tak trudno Ci zrozumieć, że oczekuję od ciebie tylko jednej rzeczy? Że nie będziesz mnie okłamywał?- wpatruję się w niego intensywnie. Zazwyczaj czuły, roześmiany wyraz twarzy zastępuje maska, której nie rozpoznaję. Patrzy na mnie z wściekłością, której nigdy u niego nie widziałam.
- Skąd pomysł, że chciałbym być z tobą?- te brutalne słowa zawisają w zimowym powietrzu i odbierają mi mowę. Andrzej odchodzi zostawiając mnie skamieniałą i nie mającą pojęcia co dalej robić. Nie wiem ile tak trwam. Czuję jak płatki śniegu roztapiają się mi na twarzy i mieszają się ze łzami. Później wracam do domu. 

.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

CZYTASZ+ KOMENTUJESZ= MOTYWUJESZ

Wiecznie słodko i sielsko być nie może.
Czy kolejny rozdział pojawi się w następną sobotę? Postaram się ale niczego nie obiecuję.

Winka dobra kobieto dziękuję Ci jeszcze raz za nominację do Liebster Awards :* Fajnie wiedzieć, że ktoś docenia moją pracę:) 


Rozdział miał się pojawić w piątek ale czekałam na szablon za którego wykonanie bardzo chciałam podziękować Arachne.


Do usłyszenia
Artis.