Nagle
znajduję się w lesie, gdzie panuje nieprzenikniona ciemność. Spoglądam w górę
gdzie gałęzie drzew nie przepuszczają najmniejszego słonecznego promienia gdyż
są tak ze sobą ciasno splecione. Drżę ale nie z zimna, raczej ze strachu. Czego
miałabym się bać? Rozcieram ramiona na których pojawiła się gęsią skórka. Gdy
postanawiam ruszyć przed siebie pojawia się przede mną ognik, pojedynczy
płomień migający wesoło jakby chciał dodać mi otuchy. Ruszam za nim i czuję jak
długa koszula nocna w starym stylu zaczepia o ledwo widoczne przeszkody.
Potykam się a kiedy wstaję znajduje się w innym miejscu. Stoję na środku
pustkowia, w oddali widać ośnieżone szczyty. Czuję jak włoski stają mi na
karku. Odwracam się i widzę, że zbliża się do mnie chmura pyłu w której widać
niewyraźny kształt jeźdźca na koniu. Zrywam się do biegu. Nie wiem ile to trwa
ale w końcu docieram do urwiska. Ktokolwiek mnie ściga jest coraz bliżej. Z
przerażeniem spoglądam w przepaść pode mną. Co mam robić? Dać się schwytać?
Tylko wtedy może czekać mnie coś gorszego niż śmierć. Skaczę i…
spadam z łóżka.
Bul w złamanym kilka miesięcy wcześniej lewym nadgarstku, na
którym „wylądowałam”, skutecznie przepędza z mojego umysłu resztki snu.
Tłumiące na jawie emocje znajdują ujście w sennych marzeniach. Wiszący na ścianie zegar wskazuje dopiero siódmą
nad ranem. Ponownie wdrapuję się na łóżko z nadzieją, że uda mi się zdrzemnąć
nim reszta mojej rodziny postanowi zacząć dzień.
Od feralnego poranka minął nieco ponad tydzień i
czuję się tak jakby to było zaledwie wczoraj. Bul fizyczny jest niczym w
porównaniu do tego co się dzieje wewnątrz mnie. Biorę głęboki oddech i nim
zamknę ponownie oczy przyglądam się śpiącej na nadmuchanym materacu sylwetce Blanki,
mojej siostrzenicy. Jak co roku, mój brat razem ze swoimi bliskimi, przyjechał
z Francji do Milicza na Boże Narodzenie. Konieczność zajęcia się tą gromadką i
przygotowania do świąt pochłaniają mnie, wszędzie mnie pełno, moja mama i
Daria- moja szwagierka- żartują, że jestem taka energiczna dzięki Andrzejowi a
prawda jest tak, że robię wszystko by oderwać od niego myśli.
Oczywiście nic nie wiedzą o tym co się stało. Poza
Arkiem, który chyba się czegoś domyśla. Widzę to po tym jak na mnie patrzy.
Niby jest starszy ode mnie o dziesięć lat ale mam wrażenie jakby łączył nas
jakiś szósty zmysł. Taki jak u bliźniaków- gdy jednemu dzieje się coś złego to
drugie o tym wie.
Nigdy nie jakoś specjalnie nie przepadałam za tymi świętami,
to jak zostały skomercjalizowane przyprawia mnie o mdłości. Jedyna rzecz za
które je cenię pozostaje niezmienna- rodzinna atmosfera. Wygłupy przy
przygotowaniach kolacji Wigilijnej, wspólne śpiewanie kolęd czy nawet pójście
na pasterkę. Naprawdę tego potrzebowałam.
W takich
chwilach jak ta, gdy jestem sam na sam ze swoimi myślami, jest najgorzej. Paradoksalnie
najbardziej bolesne są te przyjemne wspomnienia. Najgorsza jest ta świadomość,
że coś co tak naprawdę nie istniało, nigdy nie przerodzi się w coś większego,
nigdy się nie powtórzy.
Na zewnątrz wydaje się, że wszystko jest porządku, ale
czuję jakbym składała się z setek elementów a przed rozsypaniem chroniła mnie
jakaś niewidzialna siła. Nikt mi nie pomoże przez to przejść lecz są osoby
przynajmniej próbujące podnieść mnie na duchu. Na samo wspomnienie licznych
rozmów jakie odbyłam ostatnio z Karolową Olą uśmiecham się do siebie.
Wszystkie sprowadzały się do jednego- mam się o nic nie
obwiniać, że to Wrona jest głównym winowajcą. Nieśmiało ale jednak zgodziła się
ze mną, że niepotrzebnie od razu uciekłam. Jedno mnie zaskoczyło, podobno
stałam się przyczyną pozaboiskowego kryzysu w Skrze.
Ostatnio na wyjeździe nikt nie chciał z nim spać w
pokoju. Poza Mare, który jakoś tak zupełnie przypadkiem się zgodził, żeby później
przez całą noc chrapać (co mu się podobno nigdy nie zdarzało) tak że Ptaszysko
nie zmrużyło oka.
Od razu przypomniałam sobie jak kiedyś Wojtek powiedział
niby to w żartach, że jak mnie Endrju skrzywdzi to będzie miał do czynienia z
całą ekipą. Jak widać słowa dotrzymał. Tylko, że nie odczuwałam z tego powodu zadowolenia.
Raz do słuchawki dorwał się Kłos i obiecał sprawić,
żeby jego jeszcze-przyjacielowi rozum wrócił bo najwyraźniej gdzieś go zgubił.
Przewracam się z boku na bok, sen nie przychodzi
więc sięgam do regału obok łóżka z zamiarem zabicia jakoś czasu. Kiedy zapalam
lampkę okazuje się, że zamiast książki wzięłam podniszczony notes z cytatami,
które kiedyś zapisywałam bo w jakiś sposób mnie poruszyły. Otwieram go na
chybił trafił.
„ Życie nie sprawia, że spotykasz ludzi, których
chcesz spotkać. Życie daje Ci ludzi, którzy muszą ci pomóc, zranić cię,
pokochać, opuścić i sprawić, że staniesz się osobą, którą masz się stać.”.
Smutne ale prawdziwe. W trakcie naszej krótkiej
znajomości zdążył mi pomóc, zranić i opuścić. Co do pokochania to najwyraźniej cierpię
na chroniczne urojenia skoro myślałam, że może darzyć mnie jakimiś
romantycznymi uczuciami.
Człowiek obiecuje sobie, że nikomu już tak łatwo nie
zaufa, żeby nie musieć cierpieć a później spotyka takie Andrzeja i wszelkie
plany biorą w łeb.
Tej nocy z pewnością już nie zasnę. Najciszej jak
się tylko da idę do kuchni gdzie na laptopie przeglądam świąteczne zdjęcia. Przyglądając
się roześmianym twarzą najważniejszych dla mnie osób i dochodzę do przekonania,
że może moje życie nie jest takie tragiczne. Są ludzie dla których jestem ważna
a za których ja wskoczyłabym w ogień. Wszystko będzie dobrze.
Natrafiam na zdjęcie zrobione przez Blankę tuż po Wigilii.
Stoję do niej tyłem, wpatrując się za zimowy krajobraz za oknem. Jestem ubrana
w delikatną białą bluzkę z haftowanym motywami, którą dostałam pod choinkę. Na
głęboki dekolt na plecach spływa niedbale zapleciony warkocz. W tamtej chwili
miałam irracjonalne wrażenie jakbym czuła jego dłoń na swoim ramieniu dlatego
odruchową sięgnęłam, żeby ją przytrzymać. Właśnie ten moment został
uwieczniony. Chowam twarz w dłoniach przerażona tym, że zachowuję się jak osoba
z początkami obsesji. Facet mnie potraktował tak nie inaczej a ja durna nie
mogę przestać o nim myśleć.
Z użalania się nad sobą wyrywają mnie wibracje
telefonu.
- Czego dusza pragnie?- odbieram nie patrząc nawet
na wyświetlacz żeby sprawdzić kto dzwoni.
- Ty to jednak podła bestia jesteś. To ja tu
dzwonię, żeby sprawdzić czy przypadkiem nie umarłaś z przejedzenia po świętach a
ty do mnie z takim tekstem.- Berenika ma w sobie coś takiego, że nawet jak
człowieka gani to łapiesz się na tym, że robi ci się weselej.
- Też cierpisz na bezsenność?- opieram się czołem o
chłodną szybę.
- Kobieto ja dopiero wróciłam do domu!- mówi dumnym
głosem jakby co najmniej dokonała przełomowego odkrycia na miarę Nobla.-
Impreza urodzinowa Ptaszyska trochę się przeciągnęła.- urywa jakby nie była
pewna czy mówić dalej.
- Cieszę się, że dobrze się bawiliście.- oznajmiam
zgodnie z prawą.- Co u niego słychać?
- Dobre pytanie, niby był gwiazdą wieczoru a gdzieś
go wcięło i nikt nie wie gdzie się podział.- nic nie poradzę, że ta informacja
wywołuje u mnie niepokój.- A może go porwałaś, związałaś, zakneblowałaś i teraz
leży gdzieś w oczekiwaniu na pomoc?
- Jesteś niemożliwa.- śmieję się ale udaje mi się
wydusić z siebie to krótkie stwierdzenie.
- Niemożliwa? To żałuj, że nie widziałaś mojej babci
jak go przedwczoraj spotkałyśmy. Chłopak podchodzi, żeby się przywitać a
starowinka na to że z takim idiotą, pacanem, durniem, kretynem rozmawiać nie
będzie. I że trzeba być niezłym półgłówkiem, żeby zranić taką fajną dziewczynę
jak ty.- wyrywa mi się nerwowy chichot. Niewielka dawka pozytywnej energi była
mi potrzebna, od razu lepiej się czuję.- Tyśka?
- No co tam?
- Wszystko będzie dobrze. Pamiętaj- z facetami jest
jak z autobusem, nie ten to następny.- tym stwierdzeniem wywołuje u mnie taki
atak miechu, że muszę zatkać dłonią usta żeby nie obudzić reszty domowników.
- Cieszę się, że ciebie mam wariatko.- naprawdę tak
myślę.
- Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Wrona
może i jest idiotą ale gdyby Cię nie potrącił to byś mnie nie poznała.-
wyobrażam sobie jak w tym momencie robi pełną tryumfu minę.
- Przynajmniej do tego się przydał.- kiwam
potakująco głową choć nie może mnie zobaczyć. Po drugiej stronie słyszę serię
przekleństw.- Berenika żyjesz?
- Tak tylko chyba jednak się zdrzemnę bo nogi mi się
plączą ze zmęczenia.
- To do jutra.- żegnamy się szybciutko, pierwszy raz
od kilku dni nie czuję paniki na myśl o powrocie do Bełchatowa. No w każdym
razie nie aż takiej wielkiej.
*
- Nikt Cię nie nauczył, że nieładnie tak grzebać w
cudzych rzeczach?- wchodzę do pokoju i widzę Darię przeglądającą pudełka ze
zdjęciami. Jako malarka wydaje się najbardziej rozumieć moją pasję. Zarówno
brat i mama zawsze mnie wspierali w tym co robię ale gdzieś tam czasami
sugerowali, że może bym poszukała innej pracy bo fotografią na życie nie
zarobię.
- Poprawiłaś się od naszego ostatniego spotkania.
Nie wiem czy to kwestia techniki czy coś się stało w twoim życiu ale twoje
kadry nabrały zupełnie nowego blasku.- przeglądając w skupieniu kolejne ujęcia
nawet na mnie nie popatrzyła.
- Dzięki.- czuję jak się rumienię. Nigdy łatwo nie
przychodziło mi przyjmowanie komplementów.
- Ta wystawa, którą chce ci zorganizować twoja
szefowa to bezwątpienia duży sukces ale jednak dobrze by było gdybyś jeszcze
podszkoliła swój warsztat, podpatrzyła tych
najlepszych.
- Masz na myśli coś konkretnego?- spytałam szczerze
zaciekawiona tym co może mieć na myśli.
- Julliard od kilku lat dla kilku najbardziej
uzdolnionych fotografów z całego świata organizuje trzymiesięczne stypendia.
Powinnaś się zgłosić.- Julliard- najbardziej prestiżowa uczelnia artystyczna na
świecie, z siedzibą w Nowym Jorku, mieście pełnym możliwości. Inny kontynent, z
dala od bliskich ale..
- Naprawde uważasz, że mam szansę?
- Bo jak nie ty to kto.- zanuciła do rytmu popularnej
piosenki. Podejmując ryzyko zawsze coś zyskujemy. Szczęście, że nam się udało w
przypadku powodzenia lub wiedzę w wypadku niepowodzenia. Postanawiam
zaryzykować, a nuż mi się uda?
*
Mrok nad Miliczem zapadł już kilka godzin temu. Choć
wszyscy trzęsiemy się z zimna to wyszliśmy pożegnać spóźnionych świątecznych
gości.
- Curuś choć do środka bo się jeszcze przeziębisz.-
woła mnie matula gdy wpatruję się w światła odjeżdżającego samochodu.
- Zaraz wrócę. Tylko się przejdę.- zatroskana kręci
głową ale nie sprzeciwia się mi.
Ścieżka dźwiękowa 2- Christina Perri - The Words
Przez ostatnie dni ani na moment nie byłam sama ale
teraz potrzebowałam choć kilkunastu minut samotności. Żeby zagłuszyć natarczywe
myśli zakładam słuchawki z których zaczyna płynąć spokojna muzyka. W rytm
znajomych dźwięków przemierzam tak dobrze znane zakątki, mijam szkołę do której
chodziłam, miejsce gdzie chodziliśmy z klasą na wagary aż docieram na rynek,
gdzie przechodzę obok dwóch kamiennych słupów na których widnieją tabliczki z
nazwiskami osób, którzy zostały uhonorowane miejscem w Alei Gwiazd Siatkówki.
- Dobry wieczór.- witam się z panem Dionizym. Miłym
starszym panem, który od niepamiętnych czasów o tej porze roku opiekuje się
miejscowym lodowiskiem.
- A kogóż to moje piękne oczy widzą, czyżbyś szukała
szybkiego zarobku?- pyta wspominając czasy kiedy podczas ferii zimowych
pomagałam mu, żeby zarobić parę groszy na drobne przyjemności.
- Nie tym razem.- śmieję się cicho.- Właściwie to
myślałam, że będę mogła jeszcze trochę pojeździć ale widzę, że już pan zamyka.-
wskazuję na lodową taflę. Mężczyzna przez chwilę zastanawiając się podkręca sumiastego
wąsa.
- Masz szczęście, że Cię lubię.- z poważną miną
wręcza mi kluczyki i przestrzega, że jak już skończę żebym schowała je w naszej
tajnej skrytce. Na pożegnanie przytulam go mocno a ten żartuje, że mimo
sędziwego wieku nadal ma powodzenie u młodych kobiet.
Znalezienie odpowiedniego rozmiaru łyżew na
chwiejnym stojaku zajmuje mi dłuższą chwilę. Po ich założeniu i uporaniu się z
zardzewiałą kłódką zabezpieczającą wejście śmigam po chłodnej powierzchni. Do
dziś pamiętam jak jako sześciolatka zaciągnęłam swojego nastoletniego brata w
to miejsce i uparłam się, żeby nauczył mnie jeździć. W tamtym czasie namiętnie
oglądałam każde możliwe zawody czy rewie na lodzie i chciałam być jak te
zawodniczki. Pełnymi gracji ruchami zachwycać ludzi. Marzenia jedno,
rzeczywistość drugie. Szybko się okazało, że nie mam grama talentu w tej
dziedzinie i nawet do tej pory mam problem z zatrzymywaniem. Jak na zawołanie
zaczynam tracić równowagę ale na szczęście przytrzymuję się bandy. Nie robię
nic, wsłuchuję się tylko w słowa piosenki.
„Wiem,
że najstraszniejszą częścią jest to, by odpuścić.
Bo
miłość to duch, którego nie możesz kontrolować (…).
Wiem,
że oboje jesteśmy przerażeni
Oboje
popełniliśmy te same błędy
Otwarte
serce, to także otwarta rana
I
w tym wietrze ciężkiego wyboru
Miłość
nie ma zbyt wiele do gadania
Zajmując
cały twój umysł, bo jestem teraz twoja
I
wiem, że najstraszniejszą częścią jest to, by odpuścić
Pozwól
mojej miłości być światłem, które zaprowadzi cię do domu.”
Czuję,
jak pod powiekami zbierają mi się łzy a usta drżą niebezpiecznie. Wściekła na
samą siebie kopię w barierkę i z głośnym klapnięciem ląduję na zimnej
powierzchni. Mam już dość. Tak długo udawało mi się powstrzymać ale w końcu
wybucham płaczem, tłumione emocje znajdują w końcu ujście.
Lijewska
jesteś idiotką.
[perspektywa
Andrzeja]
-
Co Ci do cholery odbiło?! Masz pojęcie jak musiała się poczuć?! Nikt nie
zasługuje na takie traktowanie!
-
Wiem, że popełniłem błąd ale…
-
Nie, właśnie że nie wiesz! Bo gdyby tak było nie rozmawiałbyś teraz ze mną
tylko klęczał przed Martyną i prosił ją o przebaczenie. Bądź mężczyzną i zrób z
tym porządek!- wyszedł z szatni tak mocno trzaskając drzwiami, że aż futryna
się zatrzęsła.
Znamy
się z Karolem od lat a nigdy nie widziałem go tak wściekłego. No w każdym razie
nie na mnie. Jasne, zdarzały się nam drobne sprzeczki ale zawsze szybko
dochodziliśmy do porozumienia. Tym razem było inaczej. Cała drużyna patrzyła na
mnie wilkiem. Nigdy nie czułem się wśród nich tak nieswojo.
Niby
wiedziałem co muszę zrobić ale dopiero przypadkowe spotkanie z panią Wandą dało
mi ostatecznego kopa do działania.
Nie
uprzedzając nikogo o swoich zamiarach udałem się w drogę do rodzinnego miasta
Martyny. Ponieważ ten niespodziewany wyjazd wiązał się z opuszczeniem mojej
imprezy urodzinowej co chwilę słyszałem jak ktoś próbuje się dodzwonić. Dopiero
jak napisałem do Włodarczyka co mam zamiar zrobić wszyscy sobie odpuścili.
Całą
drogę byłem jak w hipnozie (aż dziwne, że nie spowodowałem żadnego wypadku) i
ocknąłem się dopiero na znajomej ulicy.
Miękkie światło ulicznej latarni spowijało jej drobną postać. Mówiła coś
do swojej mamy, która najwyraźniej próbowała nakłonić ją oby weszła do budynku.
Z tym swoim zaciętym wyrazem twarzy- który zawsze wywoływał u mnie uśmiech-
pokręciła przecząco głową i ruszyła w górę ulicy. Szybko wysiadłem z samochodu
i nawet go nie zamykając ruszyłem w ślad za nią. Czułem się jak psychopatyczny
maniak prześladowca ale nie miałem na tyle odwagi, żeby do niej podejść.
Jeszcze nie teraz. Ale przecież po to tu przyjechałem, żeby ją przeprosić.
Kiedy już myślałem, ze ją zgubiłem wśród krętych uliczek doszedłem do głównego
placu Milicza, gdzie po lodowisku- choć
nieco nieporadnie- jeździła ona. Stałem na tyle blisko, że jeśli podniosła by
wzrok z pewnością by mnie zauważyła. Kiedy zastanawiałem się nad tym co i w
jaki sposób powinna ode mnie usłyszeć ta
upadła na lodową powierzchnię. Nie zastanawiając się nad tym co robię przeskoczyłem przez barierki byleby jak najszybciej sprawdzić czy coś się jej
nie stało.
Obejmuję ją mocno, przerażony tym że jestem powodem dla którego
płacze.
-
Przecież mówiłam, że niedługo wrócę.- furczy na mnie.
-
Na pewno nie do mnie.- czuję ja się spina i natychmiast mnie odpycha.
-
Co ty tutaj robisz?- pyta twardym głosem. Przez chwilę dostrzegam w jej
spojrzeniu nadzieję ale jej miejsce natychmiast zajmuje chłodna obojętność.
-
Chciałem….
-
Nic nie mów. Najlepiej daj mi spokój.- przerywa i nie oglądając się za siebie
zostawia mnie samego. Wstaje z drewnianej ławeczki na której przysiadłą, żeby
założyć buty.
-
Naprawdę musimy porozmawiać.- staram się być stanowczy ale głos mi drży.
-
Nie mamy o czym!- odwraca się w moją stronę i widzę jak po jej twarzy spływają
łzy. Co ja najlepszego zrobiłem.
-
Z całym szacunkiem ale uważam, że się mylisz. To co było między nami…, chyba mi
nie powiesz, że nic do mnie nie czułaś?- a co jednak tak było, jeśli uroiłem
sobie że między nami byłą jakaś magiczna więź?
-
To się nazywa mieć spóźniony zapłon.- śmieje się szyderczo.- Nawet jeśli to
wszystko zniszczyłeś! Jesteś jak niedojrzały dzieciak, który sam nie wie czego chce a przy tym
ranisz innych. Kto Ci dał do tego prawo?!- chce coś powiedzieć ale nie wiem
co.- Widzisz? Sam nie wiesz.- idzie tak szybko, że ledwo za nią nadążam.
W
ostatniej chwili udaje mi się przytrzymać drzwi przed które weszła i idę za nią
aż staje pod kolejnymi drzwiami.
-
Dasz. Mi. Święty. Spokój.- bardziej brzmi jak rozkaz niż pytanie.
-
Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.- oznajmiam tonem nie wiele różniącym się od
tego w jaki sposób mówi do mnie.
-
O, jednak przyjechał twój chłopak.- nawet gdybym nie widział jego zdjęć bez
trudu rozpoznałbym w ściskającym mi dłoń mężczyźnie jej starszego brata.
-
On nie jest moim chłopakiem!- nie kryjąc swojej złości ściąga kurtkę i zostawia
nas samych.
Arek
przez chwile błądzi wzrokiem pomiędzy mną a pomieszczeniem gdzie zniknęła.
-
Nie wiem co między wami zaszło ale jeśli ją skrzywdzisz…
-
Będę miał bliskie spotkanie z twoją pięścią?
-
Jesteś bystry jak na sportowca.- na tą
zniewagę/komplement wyrywa mi się histeryczny śmiech. Klepie mnie jeszcze po
przyjacielsku i woła resztę familii, której mnie przedstawia. Wszyscy są dla
mnie serdeczni, czyli najwyraźniej nie powiedziała im co między nami zaszło. Słowo
od słowa i Pani domu stwierdza, ze jest za późno żebym o tej porze wracał do
Bełchatowa i stwierdza że równie dobrze mogę tu przenocować.
-
Mowy nie ma!- Martyna protestuje niczym ucieleśnienia bogini zemsty.
-
Póki co to jeszcze jest mój dom.- kobieta puszcza oko do dziewczyny i na tym
dyskusja się kończy.- Możesz się przespać na materacu w pokoju mojej
niewychowanej córki.
-
Ale co z Blanką?- próbuje jeszcze protestować.
-
Jakoś się przemęczymy we dwie na kanapie przez tę jedną noc- stwierdza
nastolatka wskazując na swoją babcię.
Martyna
wydaje się z siebie stłumiony jęk zawodu i zamyka się w łazience. Z racji
później pory nie jestem męczony pytaniami ale coś mi mówi, że mnie to nie ominie.
Dostaję jakieś starą piżamę Arka i idę do pokoju Tyśki. Jest niewielki ale
przytulny, w pełni oddający charakter lokatorki. Obok łóżka stoi sięgający
sufit regał, którego półki uginają się pod ciężarem książek. Na kremowych
ścianach wiszą linki do których są przyczepione widokówki, zdjęcia, wycinki z
gazet a nawet zasuszone kwiaty. Czy dostała je od innego mężczyzny? Na samą
myśl robię się zazdrosny.
Z
zamyślenia wyrywa mnie przeciągłe skrzypienie drzwi.
-
Fajna piżama.- śmieję się widząc na jej koszulce rysunkową wersję Dartha Vadera
i napis „Come to the dark side, we have cookies”. Obrzuca mnie gniewnym
spojrzeniem i bez słowa wchodzi pod
kołdrę.
-
Jeśli już masz mnie ranić to zrób to tak porządnie, żebym pamiętała, że mam się
więcej do ciebie nie zbliżać.- prosi pełnym bólu westchnieniem
No
cóż Wrona, będziesz się musiał porządnie postarać, żeby naprawić to co
zepsułeś.
.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
CZYTASZ+
KOMENTUJESZ= MOTYWUJESZ
Nigdy nie przypuszczałabym, że tak bardzo zwiążę się
z tym opowiadaniem. Aż żal mi będzie się rozstać z jego bohaterami.
Wena to jest jednak kapryśna pani- człowiek nie ma
pomysłu na rozdział a jak już go kończy pisać okazuje się, że wyszło mu tego
siedem stron.
@Karolina R- mówisz masz. Choć mam wrażenie że
perspektywę Ptaszyska sknociłam na całej linii ale jakby co niech będzie że
chłopak jest tak przejęty że aż trudno mu się składnie myśli. Czy to ma jakiś
sens? Mam nadzieję.
Szczególne podziękowania należą się mojej
przyjaciółce Martynie, po której bohaterka odziedziczyła imię a bez której na dzisiejszy
rozdział musieliby dużo dłużej poczekać.
Do następnego :*
Artis
Cześć, cześć! Zaraz biorę się za nadrabianie twojego opowiadania, a tymczasem mam przyjemność zaprosić do mnie! Może uda Ci się wpaść, jeśli masz ochotę?
OdpowiedzUsuńhttp://handballitsmywholelive.blogspot.com
Oj Wrona, Wrona. Ładnie mówiąc masz przerąbane... Życzę Ci chłopie dużo cierpliwości i chęci działania. A Ty Martyna wybacz mu kiedyś!
OdpowiedzUsuńWrona... Bez komentarza zostawię jego zachowanie. Całe szczęście, że Martyna ma taką przyjaciółkę jak Berenika :) już sama jej "obecność" dużo daje :)
OdpowiedzUsuńStrasznie mi się podoba ten rozdział. Nawet się troszkę wzruszyłam. Bardzo szkoda mi Martyny. Nie dziwie sie że to wszystko przezywa. Andrzeja mi nie szkoda. Chciał to ma. Jak dla mnie to co wtedy jej powiedział było nieracjonalne. I do tej pory się głowie po co to zrobił skoro mu na niej zależy? Nie rozumiem faceta. Teraz niby się ogarnął. Jednak wydaje mi się, ze strasznie trudno będzie mu zasłużyć na zaufanie Martyny. Ale niech się stara. :) Jak się zrobiło głupotę trzeba ja naprawić.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne rozdziały.
POZDRAWIAM !!!
Paulka
Martynie może jest ciężko, ale wydaje mi się, że prędzej czy później Ptaszysko ją uwiedzie. Bo gdyby mu tak nie zależało na niej, a jej na nim to by on nie przyjechał, a ona by nie płakała. Chyba dobrze, że rodzina Martyny go zaakceptowała. Włodarczyk ,który nasyła ludzi na Wronę - bezcenne! Perspektywa Wrony bardzo mi się podobała i proszę o więcej takich rozdziałów!
OdpowiedzUsuńJak dla mnie dzisiejszymi zwycięzcami rozdziału są dwa teksty, które cholernie mi się podobają i wywołały niepohamowany śmiech "Raz do słuchawki dorwał się Kłos i obiecał sprawić, żeby jego jeszcze-przyjacielowi rozum wrócił bo najwyraźniej gdzieś go zgubił".
"Czułem się jak psychopatyczny maniak prześladowca ale nie miałem na tyle odwagi, żeby do niej podejść".
Standardowo - czekam na kolejny.
Przy okazji zapraszam na 7 rozdział - jeszcze przed sądem ostatecznym udało mi się dodać!
http://moja-podswiadomosc-sie-rumieni.blogspot.com/
Świetny rozdział <3
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Martyny,a zachowania Wronki nawet nie skomentuję -.-
Ma przerąbane u dziewczyny, ale dobrze mu tak ! :D
Pozdrawiam i życzę dużo weny ;**
Ps Jeśli masz ochotę, to zapraszam do mnie :
http://ironiaa-losu.blogspot.com
Andrzej Wrona łączy ludzi! I to nie tylko w opowiadaniach ale i w realu ( nie mylić ze sklepem :) )
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mój ostatni wprowadził Cię w dobry nastrój. Lubię tak czasem bez powodu komuś humor poprawić :)
Ale jednak Andrzejek się mnie przestraszył i poszedł po rozum do głowy. Taką mam przynajmniej nadzieję, bo skoro już łaskawie ruszył swój zacny tyłek to chyba nie po to, by z nią pogadać, zagrac w domino i wrócić do domu. Andrzeju - ja Cię obserwuję! Jestem niska ale groźna :p
Ale ja może od początku zacznę, co? Cóż, ciężkie te dni dla Martyny były. Ale tekst Karola o zgubionym rozumie widzę nie tylko mnie powalił. Genialny! Ale zgadzam się, zgubił go i kurcze niechaj stracę ale GPS-a mu kupię ( rzecz jasna potem zwraca i GPS-a i forsę. Jestem dobra ale nie aż tak ) i może wtedy go znajdzie. Cały rozum w sensie.
Cóż, skoro już przyjechał i bawi się w jakiegoś psychopatę ( czy on wie, ze takie coś może być karalne?) Ale jaki spryciaż z niego! Wkupił się w łaski rodziny. Andrzej jednak myśli! Najwidoczniej Karol mu coś do głowy włożył #milionlajkówdlakarola
Zobaczymy jak to wszystko się potoczy jednak mam ogromną nadzieję, że ten typ już więcej jej nie skrzywdzi. Przynajmniej mu się przykro zrobiło jak widział, że płacze przez niego.
Liczę, że Ptaszysko odzyska ten swój rozum na 100% i zacznie go używać ( bo można mieć i nie używać. Sprawdzone info )
I tak oto zgubiłam wątek komentarza. Ogólnie bardzo mi się podobał. Opowiadanie w ogóle całe jest świetne a w każdym rozdziale jest jeden co najmniej tekst, który sprawia, ze wybucham śmiechem. Oby tak dalej!
#trzymamykciukizawronę #niechajdziała #tylkoniechniemazbytłatwo
Pozdrawiam i czekam na kolejny :)
Na
OdpowiedzUsuńmiejscu Martyny nie wybaczyłabym takiemu, chyba... Nawet, jeśli bardzo
bym go kochała, bo kurde! Jednak mnie skrzywdził, co nie? Chociaż, jakby
się bardzo postarał, to moglibyśmy zostać przyjaciółmi.
Berenika to idealny poprawiacz humoru! :D A staruszka - po prostu
cudowna! I mądra! Przemówiła Wronie do rozumu - i bardzo dobrze, bo już
mnie irytowało jego zachowanie! Nadal go nie rozumiem... Miał cudowną
dziewczyne, a tu nagle, buum, zawala wszystko jednym zdaniem. Ale na
szczęście chłopcy (szczególnie Karol) go katowali i udało im się! A
teraz niech się trochę potrudzi :D
Buziaki:*
PS. Moja wypowiedz ma sens? Bo o tej porze, to mi się trudno myśli,
takze przrepraszam, za jakies błędy czy cos :D
Zawaliłam na całej linii tak jak dzisiejszy test z części przyrodniczej. Przepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego i spóźniłam się na ten, ale siła wyższa - egzaminy. Mam nadzieję, że wybaczysz.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze to ja sobie życzę, żeby szanowny pan Andrzej wytłumaczył się w jakiś racjonalny sposób, dlaczego zrobił tak a nie inaczej. Serio musiał być aż taki głupi i popsuć swego czasu cudowną relację z Martyną? Szkoda słów, panie Wrona, szkoda słów. Pani Wandzia słusznie na niego naskoczyła. Należało się pacanowi. Niech on teraz tylko to jakoś wszytko odkręci, bo jak nie...
Muszę Cię pochwalić za postać Bereniki. Wykreowałaś ją świetnie! Strasznie lubię czytać sytuacje z jej udziałem, bo zawsze poprawia mi się humor. Perfecto ♥
Pozdrawiam :)
Rozumiem, że nie zawsze masz czas skomentować od razu, sama nie jestem lepsza :)
UsuńPoza tym są rzeczy ważne i ważniejsze jak twoje egzaminy, jestem pewna że nie poszło Ci aż tak tragicznie :)
Cieszę się, ze podoba ci się postać Bereniki (sądząc po komentarzach nie tylko tobie) tym bardziej, że zaistniała w tym opowiadaniu dosyć przypadkowo i miało jej wogóle nie być.
Hah! Zakochałam się w mojej imienniczce! :) Momentami jej strasznie zazdroszczę, a momentami nie chciałabym być w jej skórze! Ale jak to Martyna, na pewno będzie twarda i da sobie radę. :)
OdpowiedzUsuńJeśli kogoś interesują losy Winiarskiego i Kłosa na których drodze stanęły dwie wariatki to zapraszam :)
http://lovestoryvolleyball.blogspot.com/