sobota, 25 kwietnia 2015

Miniaturka w zastępstwie oraz dlaczego nowego rozdziału dzisiaj nie będzie


Czasami jest tak, że choć ma się tą wenę to i tak nie da rady napisać nowego rozdziału choćby bardzo się tego chciało. Wszystko przez brak czasu. Jakbym porządnie przysiadła jednego wieczoru to pewnie coś bym naskrobała ale jakościowo byłoby to dalekie nawet od "dobrze" a to nie byłoby uczciwe względem was- moich czytelników.
Ale żeby osłodzić wam czekanie na kolejną część historii Martyny i Andrzeja w odmętów swojego komputera wygrzebałam opowiadanie miniaturkę/ jendopart fan fiction nawiązujący do postaci pojawiającej się w serialu The Vampire Diaries i The Originals (przy czym akurat akcja tej miniaturki ma miejsce podczas tego pierwszego), które już gdzieś tam publikowałam. Mam nadzieję, że wam się spodoba :) 


Nieznajomi


Nagły wstrząs sprawił, że nieco się rozbudziłam. Lewą ręką nadal przytrzymywałam kierownicę starego pickupa a prawą przetarłam zaspane oczy, co i tak na niewiele się zdało bo nadal strasznie chciało mi się spać. Poza tym na zewnątrz panowała taka ulewa, że wycieraczki nie nadążały ze zgarnianiem wody i nawet wypoczętej osobie byłoby trudno dojrzeć cokolwiek. Ledwo o tym pomyślałam a już musiałam gwałtownie hamować bo na środku drogi wyrósł ciemny zarys ludzkiej sylwetki. Gdy się z nim zderzyłam miałam wrażenie jakbym uderzyła w górę. Roztarłam sobie bolące miejsce gdzie wbił mi się pas bezpieczeństwa i przeklinając moją słabą pamięć wyszłam na zewnątrz bez parasola, którego zawsze zapominałam zabrać ze sobą.
- Halo? Nic ci nie jest?- spytałam przekrzykując szum ulewy i kierując się ku masce samochodu a kiedy tam dotarłam stanęłam jak wryta. Poza wgnieceniem w masce nic tam nie było. Zero. Nul. Nic. Ani śladu po tym kimś, czymś czy co to tam było. Stałam tak przez kilka sekund jak skamieniała wpatrując się asfalt, gdzie teoretycznie powinno leżeć ciało a rozpryskiwały się tylko kolejne krople deszczu. Powoli zaczęłam się wycofywać do ciepłego a przede wszystkim suchego wnętrza samochodu gdzie włączyłam ogrzewanie na maksa, żeby nie nabawić się przeziębienia. Przejechałam kilka kilometrów gdy zamajaczyły mi światła przydrożnego motelu w którym postanowiłam się zatrzymać. Zaparkowałam jak najbliżej wejścia i złapałam podróżną torbę, z którą wbiegłam do holu, mało nie potykając się o próg. Wokół unosił się zapach środków czyszczących zmieszany z kwiatowym odświeżaczem powietrza. Za kontuarem było pusto i kiedy nikt nie zareagował na dźwięk staromodnego dzwonka rozejrzałam się po wnętrzu i dojrzawszy drzwi prowadzące do toalety poszłam tam, żeby doprowadzić się do stanu w którym będę mogła się pokazać ludziom. Zmyłam  tusz, który zazwyczaj podkreślał moje ciemnozielone oczy, z ciemniejszą obwódką, a teraz spływał po policzkach rozmazany przez krople deszczu. Ponieważ nie miałam ze sobą suszarki włosy musiałam pozostawić mokre, tak że delikatnymi ciemnoblond falami opadały mi na ramiona choć jak wyschną będą proste jak drut i nic się nie da z nimi zrobić. Przebrana w suche ubranie skierowałam się w kierunku baru.
Poza krzątającym się za ladą przysadzistym mężczyzną  i siedzącym w głębi sali chłopakiem zajętym przeglądaniem gazety nie było tu nikogo. Jako, że był środek nocy barman do jedzenia nie mógł mi zaoferować nic poza nieświeżą czekoladową babeczką  i resztkami chipsów. Kiedy kilka raz kichnęłam spojrzał na mnie po czym zniknął na zapleczu, żeby kilka minut później postawić przede mną kufel grzanego piwa.
- Pomyślałem, że taka sympatyczna dziewczyna nie chciałaby się przeziębić.- powiedział puszczając do mnie oczko. Podziękowałam mu i z przyjemnością wzięłam łyk napoju rozkoszując się rozchodzącym po moim wnętrzu ciepłem.
- Dla mnie to samo- po mojej prawej rozległ się  głęboki męski głos. Dwa miejsca dalej siedział „chłopak od gazety” ale teraz mogłam mu się dokładniej przyjrzeć. Miał średniej długości, jasno brązowe włosy, w lekkim nieładzie jakby dopiero co wstał z łóżka. Jego rysy miał w sobie coś chłopięcego, na twarzy igrał ledwo dostrzegalny uśmiech a w oczach koloru mlecznej czekolady tańczyły chochliki. Jego spojrzenie miało w sobie dziwny magnetyzm, coś co sprawiało, że z trudem odwróciłam wzrok udając nagłe zainteresowanie szklanymi naczyniami ustawionymi na przeciwległej ścianie. Co i tak okazało się daremne bo pułki, na których były poustawiane szklanki i kufle, przyczepiono do czegoś w rodzaju wielkiego lustra więc mogłam zobaczyć jak uśmiecha się do mnie. Żeby ukryć zmieszanie wgryzłam się w muffinkę a w tym czasie mężczyzna postawił przed moim towarzyszem taki sam kufel napoju o korzennym aromacie. Nadal czułam na sobie jego wzrok gdy usłyszałam jak zbiera się do wyjścia.
- Przepraszam, czy są jeszcze wolne pokoje?- zapytałam barmana, który powoli układał na swoim miejscu cały osprzęt potrzebny w jego pracy.
- Obawiam się, że nie- zmartwiony spojrzał w kierunku drzwi.
- Wygląda na to, że będę musiała się przespać w samochodzie- zrezygnowana oparłam głowę na rękach. Rano pewnie będę bardziej zmęczona niż teraz i wszystkie kości będą mnie boleć ale nie mam innego wyjścia. Już miałam wychodzić kiedy podniosłam głowę i zobaczyłam jak nieznajomy chłopak mówił coś cicho do mężczyzny. Dobra, to było dziwne, mogłabym przysiąść, że jeszcze sekundę temu był przy drzwiach i jeśli w wolnych chwilach  nie trenował biegu z przeszkodami to pojęcia nie mam jak mógł tak szybko znaleźć się zaraz obok.
- Chyba jednak mogę na to zaradzić- oznajmił z rozbieganym wzrokiem.- Tylko, że to będzie apartament, właściwie jeden z dwóch pokoi w apartamencie ale zawsze coś.- facet się trochę zamotał a ja zaczęłam się zastanawiać od kiedy przydrożne hotele zaczęły stawiać na tego typu luksusy.- Jest tylko jeden haczyk.
- Mam się bać?- teraz to na serio zaczęłam się niepokoić.
- Nie, choć w sumie to nie ode mnie zależy. Chodzi o to, że drugim lokatorem jest ten młodzieniec, który właśnie wyszedł.- wskazał na wyjście choć nikogo już tam nie było.
- Lepsze to niż kulenie się na tylnim siedzeniu- wymruczałam ledwie dosłyszalnie.
-Co proszę?
-Nie nic. To pod jakim numerem znajdę tego…- spytałam mając nadzieję poznać imię nieznajomego.
- Pod 13- uśmiechnął się do mnie ponownie. Myślałby kto, że barmani to mruki i ponuraki.- Nazywa się…- urwał, miałam wrażenie jakby chciał mi zdradzić jego tożsamość ale nie mógł. W tej chwili jego wygląd skojarzył mi się z osobą która dusi się i nie może złapać powietrza.- To co do zobaczenia rano?- pokiwałam twierdząco głową nie bardzo wiedząc co się właśnie stało. Może coś sobie uroiłam, mama często powtarzała, ze mam zbyt wybujałą fantazję. Odwróciłam się jeszcze przez ramię i zobaczyłam jak mężczyzna rozmasowuje sobie szyję.
*
Drzwi były lekko uchylone więc darowałam sobie pukanie i od razu weszłam do niewielkiego, skromnie umeblowanego salonu. Pod  oknem po prawej stała wysłużona kanapa i stolik a trochę dalej telewizor. Ściany były pomalowane na jasny kolor a w kilku miejscach były powieszone ramki ze zdjęciami okolicznych krajobrazów. Postawiłam walizkę i stałam przez chwilę jak ta sierota, nie bardzo wiedząc co teraz zrobić. Na jednej ze ścian były trzy drzwi i kiedy stwierdziłam, że równie dobrze mogę usiąść na kanapie środkowe otworzyły się i z oparów wyłonił się on owinięty w pasie białym ręcznikiem. Gdy go zobaczyłam po raz pierwszy pomyślałam, że jest naprawdę przystojny, trochę w taki dziki sposób. Myślałby kto, że jestem opanowana a tymczasem na widok męskiej klaty- skądinąd ładnie wyrzeźbionej- szczęka prawie opadła mi do ziemi. Dobra może i to zabrzmi infantylnie ale naprawdę tak było.
- Cześć!- podszedł do mnie na wyciągnięcie ręki.- Twój pokój to ten po lewej.- wskazał za siebie.
- Dzięki- nawet wypowiedzenie tego jednego słowa sprawiało mi trudność.
- Powinnaś wiedzieć, że cenię swoją prywatność i gdyby na twoim miejscu był ktoś inny musiałby przejechać się całkiem spory kawałek w poszukiwaniu noclegu- oznajmił bez ogródek z ledwo dostrzegalnym uśmiechem.
- I mówisz mi to ponieważ?
- A czy musi być jakiś konkretny powód?- odwrócił się i już miał otwierać drzwi po prawej, które najwidoczniej prowadziły do jego pokoju gdy ponownie na mnie spojrzał- Wiesz, dzięki mnie masz gdzie nocować a nawet się nie przedstawiłaś.
- Ciekawe, że mi to wypominasz bo sam nie jesteś lepszy.
- Fakt- podszedł do mnie pewnym krokiem.- Kol Mikaelson- to co zrobił zbiło mnie trochę z pantałyku, bo takie gesty w dzisiejszych czasach spotyka się coraz rzadziej. Ujął moją rękę i złożył na niej lekki pocałunek .
- Claire Voyant- byłam zadowolona, że mój głos nie zadrżał  ale miałam ochotę porządnie przyłożyć mojemu rozmówcy kiedy roześmiał się głośno .
- Przepraszam- z trudem ale jednak jakoś dał radę się uspokoić.- Niecodziennie można spotkać osobę, która nazywa się jasnowidz [ clairvoyant- jasnowidz przyp.autorka].
- Jakbym była winna, że moi rodzice mają dziwne poczucie humoru- wycedziłam przez zaciśnięte zęby gdy ten wciąż zanosząc się śmiechem zniknął mi z oczu.
*
Zawsze lubiłam to uczucie gdy lecąca z prysznica ciepła woda obmywa ciało. Gdy byłam mała lubiłam myśleć, że w  ten sposób pozbywam się wszelkich trosk i problemów ale z wiekiem zdałam sobie sprawę, że nie wszystko może być takie proste. Po wszystkim ubrałam się w piżamę, na którą składał się trochę za duży biały t-schirt i spodnie w kolorową kratę. Ręka bezwiednie powędrowała w kierunku dekoltu, gdzie widać było kawałek blizny po operacji jaką przeszłam kilka miesięcy temu. Oparłam ciężko o umywalkę kiedy to znowu się stało. Powalona bólem nie do opisania zsunęłam się po ścianie na zimną podłogę. Było tak jakby niewidzialna siła próbowała wyrwać mi serce. Po  chwili wszystko ustało jakby nic się nie wydarzyło. Przez chwilę leżałam próbując uspokoić oddech.
- Claire?! Wszystko w porządku?- Kol klęczał obok mnie, przypatrując się z niepokojem.
- Nic mi nie jest- nic bardziej mylnego ale niby z jakiej racji mam się zwierzać obcej osobie. Więc tak po prostu wstałam i wybiegłam zatrzaskując za sobą drzwi mojego pokoju.
*
Rano obudziły mnie słoneczne promienie przedzierające się przez zaciągniętą zasłonę. Przez ostatnie kilka dni świat wyglądał szaroburo przez uciążliwy deszcz a dzisiaj jakby budził się do życia. Gdy ubrałam się byłam gotowa do wyjścia i starałam się cicho wymknąć.
- Jakieś ciekawe plany na dziś?- podskoczyłam słysząc za sobą jego głos.
- Czyś ty oszalał! Mama nie nauczyła cię, że nie wolno się tak zakradać do ludzi?!
- Powiedzmy, że moja rodzicielka wolała zajmować się innymi sprawami niż moje wychowanie- w jego oczach dostrzegłam niebezpieczny błysk.
- Wracając do twojego pytania to nie, nie mam dzisiaj nic ciekawego do roboty. Powiedzmy, że od jakiegoś czasu jestem w trakcie wycieczki- powiedziałam szukając jednocześnie w torebce kluczyków od samochodu.- W każdym razie dzięki za nocleg i do zobaczenia.- uśmiechnęłam się do niego i wyszłam na parking gdzie stanęłam jak wryta bo tam gdzie powinno sobie spokojnie stać moje autko nie zostało po nim nawet koło. W skrócie ktoś je ukradł- Dobra tego to już za wiele.
- Wygląda na to, że spotkanie mnie jest najlepszą rzeczą jaka ci się przytrafiła.- stwierdził Kol stając obok mnie.- W takim razie jak zamierzasz kontynuować swoją eskapadę?- spytał z ledwo słyszalną nutą zainteresowania.
- Zasadniczo, to mi trochę pokrzyżowało plany, bo nie miałam obranego jakieś celu czy nawet wyznaczonej trasy tylko jeździłam od miasta do miasta licząc, że trafię na coś ciekawego, że wydarzy się coś interesującego.- to była prawda. Częściowo.
- Dzisiaj jest twój szczęśliwy dzień i możesz się zabrać ze mną- na jego twarzy znowu zatańczył zagadkowy uśmieszek.
- Jest coś takiego  jak wolna wola to raz. Dwa nie lubię się narzucać obcym i przecież nie będziesz mnie wozić tam gdzie akurat mi się zachce. I po trzecie nie znam cię i kto wie może jesteś seryjnym mordercom- skończyłam wyliczać.
- Z tym ostatnim razem możesz mieć akurat rację. Spokojnie, Ciebie może oszczędzę- dodał gdy zobaczył przerażenie wypisane na mojej twarzy.- I wcale nie robisz mi tym kłopotu. Jestem, powiedzmy że badaczem zjawisk paranormalnych i towarzysząc mi przeżyjesz dużo ciekawsze chwile niż jeżdżąc bez celu. Więc jak? Wchodzi w to?- spytał zarzucając sobie na ramię sportową torbę. Czułam, że mogę tego jeszcze żałować ale pokiwałam twierdząco głową i po chwili siedziałam na siedzeniu pasażera w krwistoczerwonym Suvie, obok najbardziej zagadkowego chłopaka jakiego spotkałam ostatnimi czasy.
*
- Możesz mi powiedzieć, co to było wczoraj, kiedy znalazłem cię ledwo przytomną w łazience?- oderwałam się od widoku widniejących w oddali szczytów Gór Kaskadowych.- Tylko mi nie mów, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
- Jestem chora, dokładniej mówiąc to umierająca.- oznajmiłam po dłuższej chwili przenosząc wzrok na widoki za oknem- Jakiś czas temu przeszłam operację serca ale dała ona tylko tyle, że pożyję kilka lat dłużej niż to na początku przewidział lekarz. Staram się żyć w miarę normalnie ale od czasu do czasu dopada mnie taki ból jak wczoraj.
- A co z przeszczepem?
- Jak się okazuje w niektórych przypadkach ta opcja może się skończyć śmiercią. Uprzedzając twoje kolejne pytanie to nikt nie wie co mi jest. Byłam chyba u wszystkich możliwych kardiologów i zawsze słyszałam to samo, że jeszcze się z czymś takim nie spotkali. Moje serce wygląda według nich jak jedna wielka blizna. Jakby ktoś dla zabawy pociął je nożem.- nie chciałam zobaczyć litości i żalu jakie zazwyczaj wywoływała moja historia ale kiedy w końcu odważyłam się spojrzeć na Kola, zobaczyłam coś innego malującego się na jego twarzy. Intensywny wyraz skupienia, jakby usilnie starał się znaleźć rozwiązanie wyjątkowo trudnej zagadki. Milczał więc mówiłam dalej.- I właśnie dlatego wybrałam się w tą wycieczkę. Żeby zobaczyć tyle świata ile się da zanim…- nie dokończyłam bo głos mi się zaczął łamać.
- Skoro  tak, to dlaczego nie pojechałaś chociażby do Europy. W Stanach nie ma nic szczególnego.
- Niech zgadnę, pochodzisz ze starego kontynentu?- spytałam rozbawiona nutą wyższości w jego głosie.
- Jak ty dobrze mnie znasz- kąciki ust uniosły mu się w uśmiechu.
- Może kiedyś mnie tam zabierzesz- kiedy to powiedziałam uświadomiłam sobie jak wielką głupotę palnęłam.- Nieważne gdzie podróże i tak kształcą- powiedziałam próbując zamaskować wcześniejszą gafę.- Kilka tygodni temu wstąpiłam do rezerwatu Indian, gdzie starsza kobieta miała pewną teorię co do mojej choroby. Wyobraź sobie, twierdziła ona że moje serce jest tak „pokiereszowane” bo musiałam przeżyć bardzo dużo wcieleń i to prawdopodobnie jest moim ostatnim. Żeby było śmieszniej oznajmiła mi, że jest lekarstwo, choć nie jestem pewna, czy w tym przypadku to właściwe słowo. Musiałabym wypić krew nieśmiertelnej istoty, jednego z tajemniczego rodzeństwa pierwotnych wampirów. Śmieszne prawda? Jak można w coś takiego wierzyć- nie spojrzał na mnie tylko bez słowa wpatrywał się przed siebie. Ręce miał tak mocno zaciśnięte na kierownicy, że miałam wrażenie że zaraz ją przełamie. Nie miałam pojęcia co z tego co powiedziałam mogło go tak rozgniewać.
- To jeden z problemów z dzisiejszą ludzkością. Stracili wiarę.- tylko tle, przez następne kilka godzin jazdy nic nie powiedział aż w końcu usnęłam odpływając do krainy Morfeusza.
*
Kolejne kilka dni nie różniły się zbytnio od siebie. Rozmowy na każdy możliwy temat w czasie jazdy samochodem, potem docieraliśmy do jakiegoś miasta, gdzie Kol załatwiał swoje sprawy a ja włóczyłam się oglądając miejscowe atrakcje. Po jednej z wizyt zauważyłam pewną prawidłowość. Wszystkie miejscowości miały ze sobą jedną cechę wspólną, na jakiś sposób były związane z czarownicami. Początkowo mnie to zdziwiło ale przypomniałam sobie, że mówił coś o badaniu zjawisk nadprzyrodzonych. Niespecjalnie wierzyłam w tą bajeczkę ale skoro nie wypytywał mnie więcej o moje życie prywatne ja również postanowiłam postąpić podobnie. Następnym przystankiem miało byś Salem i wtedy też miałam zamiar się z nim pożegnać. Trudno mi było się do tego przyznać ale przywiązałam się do niego choć nie należał do szczególnie miłych osób. To się po prostu stało.
Dojechaliśmy na miejsce i znowu powtórzyła się ten sam schemat ja zwiedzałam miasto a Kol robił co miał do zrobienia. Powoli zapadał zmrok kiedy wpadliśmy na siebie w okolicach mostu spinającego brzegi skalnego wąwozu.
- Oto najmilsza, rzecz jaka mnie dzisiaj spotyka- zdążyłam już się przyzwyczaić, że pojawia się za mną znikąd więc tym razem nie podskoczyłam ze strachu.
- W takim razie aż boję się spytać co takiego porabiałeś, że jedynym pozytywnym aspektem jest spotkanie ze mną- odwróciłam się do niego podpierając się pod boki.
- Bój się bój- i znowu ten sam niebezpieczny błysk w oku.- Dlaczego nie wierzysz w wampiry?
- Ty tak na serio? Myślałam że wyraziłam się na ten temat jasno- popatrzyłam na niego z powątpiewaniem.- Bo to głupota, zwykły wymysł, próba wytłumaczenia zjawisk, których ludzie nie mogli logicznie wytłumaczyć więc stworzyli fantastyczne postacie pokroju, wampirów, czarowników i wilkołaków. Nawet stwierdzenie starej, pewnie trochę szalonej, kobiety, że krew tych pierwszych może mnie uleczyć nie oznacza, że uwierzę w ich istnienie.
- A co jeśli mogę ci udowodnić, że wampiry naprawdę istnieją?
- Niby jak chcesz to zrobić. Kol nie!- krzyknęłam kiedy rozpędził się i odbijając się na barierce skoczył z mostu. Podbiegłam do poręczy i w mroku kilka metrów poniżej dostrzegłam niewyraźny zarys sylwetki chłopaka. Kawałek dalej znajdowały się schody prowadzące na dół, po których szybko zbiegłam.
- Kol?- wyszeptałam cicho kiedy dotarłam do miejsca, gdzie jak mi się zdawało powinno leżeć ciało ale nie było tam nic poza zwaliskiem kamieni. Roztrzęsiona rozglądałam się po okolicy kiedy ktoś chwycił mnie mocno od tyłu uniemożliwiając jakikolwiek ruch.
- Pamiętaj, nie ma rzeczy niemożliwych- wyszeptał mi do ucha dobrze już znany głos. Zadrżałam gdy owionął mnie jego oddech. 

[perspektywa Kola]
Wszystko co się dzieje, ma swój sens. Nigdy nie wierzyłem w to powiedzenie ale zacząłem zmieniać zdanie w chwili spotkania Claire, roześmianej blondynki która wniosła trochę światła w moje życie. Uśmiechnąłem się na samą myśl wspólnie spędzonych dni. Jeśli ktoś spytałby mnie czemu zaproponowałem jej, żeby podróżowała ze mną nie umiałbym jednoznacznie odpowiedzieć. To się po prostu stało. Świadomie unikałem zawierania bliższych znajomości, taki już jestem. Taki stan rzeczy był do tej porty dla mnie najwygodniejszy. Żadnych zbędnych zobowiązań i ludzi o których miałbym się troszczyć. Dbanie o samego siebie i własne przyjemności. Niektórzy nazywają mnie mrocznym hedonistą.
Coś mnie tknęło, żeby jej powiedzieć, ze jestem stworem w którego istnienie nie wierzyła. Przyznaje, zrobiłem to w brutalny sposób ale czasami czyny robią więcej niż słowa. Wyraz przerażenia na jej twarzy gdy myślała, że nie żyję sprawił mi dziwną przyjemność. Tak wiem, myślicie że jestem nienormalny ale chodzi o to, że czasami dobrze być świadomym tego, że ktoś się o nas troszczy. Choćby chwilę później ta osoba miała na Ciebie patrzyć jak na potwora. Od chwili gdy objąłem Claire z znienacka nie odezwała się słowem. Gdy udało mi się pochwycić jej spojrzenie dostrzegłem w jej oczach smutek i ból. Później zamknęła się w swoim pokoju i nie wyszła z niego do tej pory.
Z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz i zmarszczyłem brwi.
- Czego chce moja piękna acz mocno działająca na nerwy siostra?- spytałem pozornie beztroskim tonem.
- Ja też się za tobą stęskniłam- oczami wyobraźni widziałem jak Rebekah przewraca oczami.- ale fakt mam do ciebie interes. Musisz pomóc mi zdobyć lekarstwo na wampiryzm zanim dostanie je w swoje łapska Elena i reszta tych idiotów.
- I co może się masz zamiar się nim ze mną podzielić?- spytałem wpatrując się z nadzieją w drzwi gdzie zniknęła Claire.
- Wierzę, że możemy się dogadać- w słuchawce rozległ się śmiech.- To co, pomożesz mi?
- Postaram się być  w Mystic Falls jak najszybciej- oznajmiłem krótko rozłączając się. Rozsiadłem się wygodnie na kanapie kiedy dostrzegłem leżący na stoliku notes w którym Claire często coś zapisywała. Domyślałem się, że jest to coś osobistego, pewnie pamiętnik, ale ciekawość wzięła górę. Przewróciłem kilka kartek aż natrafiłem na wiersz.
Zafascynowałeś mnie, okryty ciemnością i tajemnicą,
Pięknem złamanego anioła.
Ostrożnie naraziłam się, bojąc tego kim dla Ciebie będę,
Ale wkrótce się zaplątałam.

Bierzesz mnie za rękę, a ja pytam kim jestem.
Naucz mnie walczyć, a ja pokażę Ci jak wygrywać.
Jesteś moją śmiertelną skazą, a ja twoim fatalnym grzechem.
Pozwól poczuć mi ukłucie, palący ból pod moją skórą.
Poddaj mnie próbie, a udowodnię że jestem silna.
Nie uwierzę w to, że nasze uczucie jest złe.
I w końcu zobaczę to co ty ujrzałeś we mnie,
Że za wrażliwą powierzchnią leży wojownik.

Moja pamięć odmawia oddzielenia fałszu od prawdy.
I szuka przeszłości wytworzonej przez mój rozum.
Ciągle próbuję znaleźć rozwiązanie,
Które w równej mierze pokochasz i znienawidzisz.

Obrazy powracają do życia, budzą w środku nocy.
Otwórz mi oczy, muszę śnić.
Trzymaj mnie kurczowo, przygotuj mnie do walki.
Słyszałam, że zobaczyć to uwierzyć.***

- Podoba Ci się?- rozległ się roztrzęsiony dziewczęcy głos.
- Masz talent- oznajmiłem wpatrując się w ostatnią linijkę tekstu. „Słyszałam, że zobaczyć to uwierzyć.” Tylko czy ta wiedza jej nie zniszczy? Wstałem i podeszłem do niej powoli.- Claire czy ty się mnie boisz?
- To właśnie jest w tym wszystkim najdziwniejsze. W tej chwili kłębią się we mnie setki emocji ale nie ma wśród nich strachu- głos się jej załamał a po policzkach popłynęły łzy.- Chciałabym czuć do Ciebie odrazę ale nie mogę.- powiedziała trzęsąc się od powstrzymanego szlochu. Objąłem ją bez zastanowienia i choć w pierwszym momencie poczułem jak sztywnieje to po chwili odwzajemniła gest. - Wiesz muszę jechać do domu na kilka dni- oderwała się ode mnie trąc zaczerwienione oczy.- I tak miałam zamiar odwiedzić rodziców.
-Chcesz wszystko sobie spokojnie przemyśleć?- w odpowiedzi pokiwała głową i pociągnęła nosem.- nawet zasmarkana jesteś urocza- Powiedziałem na co zareagowała zdławionym śmiechem.- Nie żałuję, że pozbyłem się twojego auta- spojrzała na mnie udając złość i szturchnęła mocno w ramię.
- Spotkamy się jeszcze prawda?- spytała z nadzieją w oczach a ja zamiast odpowiedzieć złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek.

[perspektywa Claire]

Pożegnaliśmy się kilka dni temu a ja nadal czuję na ustach tamten pocałunek. Zabrzmi to strasznie górnolotnie ale znajomość z Kol’em Mikaelsonem, pierwotnym wampirem, odmieniła mnie. W trakcie rozpakowywania bagaży, gdy wróciłam już do rodzinnego domu, znalazłam coś czego się nie spodziewałam. Za poszewką walizki ukrył szklaną buteleczkę z czerwoną zawartością. Pamiętam jak zaczęło mi bić serce gdy zdałam sobie sprawę co to jest. W załączonym liściku napisał że wie, iż pogodziłam się z tym co się miało stać ale ma nadzieje, że chęć życia i zobaczenia go ponownie jest silniejsza. Długo zastanawiałam się czy powinnam zażyć lekarstwo jakim była jego krew ale w końcu to zrobiłam. Teraz siedzę w gabinecie mojego lekarza czekając na wyrok lub nadzieję, na nowe życie. Zaniepokojona tym, że od kilku dni nie mogę skontaktować z Kolem
- Nie mam pojęcia jak to się stało- starszy pan poprawił na orlim nosie okulary.- ale wygląda na to, że jest pani zdrowa. Jestem człowiekiem nauki ale chyba zacznę wierzyć w cuda- posłał mi promienny uśmiech. Uścisnęłam go mocno i czułam jak z oczu ciekną mi łzy radości. W podskokach wybiegłam na korytarz i nie obchodziło mnie, że ludzie dziwnie na mnie patrzą. Szybko wyciągnęłam telefon i wybrałam numer osoby z którą jako pierwszą chciałam się podzielić tą nowiną. Odebrał po drugim sygnale.
- Nie zgadniesz co się stało! Jestem zdrowa, gdybyś tu był to bym cię ucałowała!- niemal wykrzyczałam do słuchawki.
- Kol nieżyje- odpowiedział mi smutny dziewczęcy głos, później usłyszałam sygnał przerwanego połączenia. W jednej chwili cała radość ulotniła się zastąpioną niewyobrażalnym smutkiem.
****************************************************************************

**Tekst piosenki Warrior śpiewanej przez Beth Crowley, aż taka zdolna nie jestem, żeby pisać wiersze ;) Do posłuchania  <<tutaj>>
Zdaje sobie sprawę, że osoby nie oglądające Pamiętników wampirów mogły mieć problem ze zrozumieniem całości ale mam nadzieję, że się wam podobało :)

5 komentarzy:

  1. Uwielbiam Kol'a i TVD ❤
    Ten jednopart jest świetny i wielka szkoda, że tak się skończył. Jak dla mnie częściej możesz dodawać takie miniatury.
    Życzę dużo weny i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział z historii Martyny i Wronki :D
    Pozdrawiam, Kath. xoxo

    OdpowiedzUsuń
  2. Matko nie sądziłam, że ktoś jeszcze ogląda TVD. Kola tak bardzo nie lubiłam, ale Kol ukazany przez Ciebie jest, a w zasadzie był wyjątkowy. Nigdy nie lubiłam jednopartów, ale coś mnie podkusiło aby to przeczytać.. i mam niedosyt. Bo wiem, że w tym momencie historia się kończy, bo on umiera, a ona cierpi. Ale gdzieś tam chciałabym wiedzieć jak jej życie potoczyło się dalej - aczkolwiek, wiem, że to byłoby już bezsensu.

    Inni życzą weny, ja jej nie życzę bo sama mówisz, że jest.
    Życzę chwili wytchnienia, spokoju i czekam na kolejne Twoje historie - zarówno Martyny i Andrzeja - jak i jednoparty.
    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz TVD oglądam raczej "dorywczo", w którymś momencie coś się zepsuło i to już nie to co na początku. Co do Kola to nie do końca go lubiłam ani nienawidziłam, byłam gdzieś pośrodku. Reszta pierwotnego rodzeństwa choć miała równie pokręcone życie jak on to jednak zaznała krótkich chwil szczęście w przeciwieństwie do Kola. Stwierdziłam więc, że sprawiedliwości musi stać się zadość i postawiłam na jego drodze Claire :)
      Co do dalszych jej losów to powiem ci, że nie jesteś jedyną osobą o podobnych odczuciach ;)

      Usuń
  3. Hej, zostałaś nominowana do Liebster Award! :D Informacje znajdziesz tutaj --> http://iwannabeimmortal.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. TVD oglądałam ale do pewnego momentu. Lubiam a potem mnie zaczęło wkurzać. :/
    Swoja drogą dziewczyno, czy jest coś czego Ty nie umiesz napisać? Jak widzę nie tylko ja mam pewien niedosyt i chciałabym wiedzieć jak potoczyło się dalej jej życie jednak chyba skończyłaś w idealnym momencie. Bo chodzi właśnie o to by pozostawić ten niedosyt czytelnikowi. A Tobie wychodzi to idealnie!
    Popieram kogoś tam z wyżej - częściej dawaj takie cudeńka :)

    OdpowiedzUsuń